O co chodzi z tymi śmieciami?

Wchodząca od 1 lipca ustawa śmieciowa w mniejszym lub większym stopniu dotknie każdego z nas. Śmieci produkujemy wszyscy i oprócz tego, że je wyrzucamy, musimy także płacić za ich wywożenie.
Z czego się to wszystko wzięło i dlaczego teraz mamy takie wielkie zamieszanie? Sprawa jest prosta: dyrektywa unijna zobowiązuje nas zmiany podejścia do wytwarzanych przez nas śmieci. Za dużo ich składujemy, a za mało utylizujemy. Zgodnie z harmonogramem już w bieżącym roku na wysypiska powinna trafić co najwyżej połowa śmieci, a cała reszta – albo odzyskana w formie surowców wtórnych, albo spalona w specjalistycznych spalarniach. Wprawdzie w porównaniu z innymi państwami UE formalnie produkujemy zadziwiająco mało śmieci – tylko ok. 300kg na osobę rocznie (średnia w Unii to ok. 500kg), ale chyba świadczy to o tym, że utylizujemy odpady sposobem chałupniczym. Bardziej prawdopodobne jest to, że podrzucamy je w różne ustronne miejsca na zasadzie skoro można wywieźć do lasu, to po co przepłacać za wywóz śmieci na wysypisko?

Wchodząca w życie ustawa śmieciowa ma zlikwidować to zjawisko. Od lipca nie będziemy już płacić za wywóz śmieci – staje się to obowiązkiem miasta/gminy, w której mieszkamy. Śmieci będą od nas odbierane bezpłatnie, ale za to pojawia się nowy, obowiązkowy parapodatek śmieciowy. W różnych miejscowościach wprowadzone zostały różne rozwiązania naliczania takiej opłaty. Przeważa wyliczenie na podstawie stawki od mieszkańca lub od m2 użytkowanej powierzchni, choć zdarzają się także lokalne rozwiązania uzależniające opłatę np. od ilości zużywanej wody. Niezależnie więc od ilości wyprodukowanych przez nas śmieci – opłata będzie stała.
Czy jest to sprawiedliwe? Wątpliwości m.in. budzi wiarygodność oświadczeń o ilości osób mieszkających w danym lokalu. Wystarczy zataić sublokatora lub wręcz wyprzeć się niektórych członków rodziny, aby zapłacić mniej. Podobno w Warszawie odnotowano dziwny spadek liczby mieszkańców – sądząc po deklaracjach śmieciowych większość mieszkańców stolicy to bezdzietni single. Protesty są także w miastach, gdzie przyjęto powierzchniową podstawę naliczania stawek. Osoba samotna mieszkająca w domu czy dużym mieszkaniu zapłaci sporo, mimo, że śmieci pewnie ma mało.

Dużym problemem, który zadziała z opóźnieniem, okaże się pewnie także kwestia segregacja śmieci. Stawki opłaty są uzależnione od tego, czy chcąc płacić mniej, zadeklarujemy ich segregację. Jeżeli jednak po kilku miesiącach okaże się, że deklaracje sobie, a życie sobie, może nastąpić zmiana stawki na wyższą. W przypadku mieszkańców domów wielorodzinnych sprawa może być poważna. Wystarczy jeden sąsiad, który nie będzie segregować śmieci, a zapłacą więcej wszyscy. Źle to wróży naszym kontaktom międzyludzkim i może zwiastować wiele awantur na szczeblu jak najbardziej lokalnym.

Ja mieszkam w dużym bloku. Śmieci segreguję. I sama jestem ciekawa – jak to będzie wyglądało za miesiąc.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d