Philips i ja – podsumowanie

Jak się coś zaczyna – powinno się to doprowadzać do samego końca. Tak naprawde nie jest to moja najsilniejsza strona, ale przynajmniej się staram. Tym razem udało mi się doprowadzić sprawę do samego, pozytywnego zakończenia.
Mój grudniowy konkurs “Phlips i ja” defintywnie odhaczam jako załatwiony.
Philips i ja – rozstrzygnięcie konkursu
Do wszystkich laureatów dotarły już nagrody. Firma Philips dotrzymała słowa. Mam nadzieję, że otrzymane głośniki będą służyć zwycięzcom.

Zmagania z zimą i mrozami

Za oknem biało i mroźnie. W blasku słońca niektóre miejsca wyglądają bajecznie, ale jak na długie zimowe spacery – to jednak mrozy są trochę zbyt ostre. Zniechęcające jest już kilkanaście stopni poniżej zera, a cóz dopiero mówić, gdy słupek rtęci spada w okolice -30 stopni jak dzisiejszej nocy.  Ponieważ jednak życie się toczy i nie mamy możliwości zapaść w sen zimowy – jakoś trzeba sobie radzić. Jak? Oto jest pytanie.
Kilka oczywistości, które przychodzą mi do głowy:

  • ubieramy się ciepło, najlepiej na cebulkę. Przebywając na mrozie – chronimy przede wszystkim głowę, tracimy przez nią ok20% ciepła. Wprawdzie od dziecka nie lubię czapek, ale może warto chronić to co pod włosami?
  • ciepłe buty, rękawiczki, szalik – to dodatki skutecznie wspomagające nasze zmagania z zimnem. Pilnujmy jednak, aby nie zamokły, gdyż efekt może być zupełnie przeciwny
  • odsłonięte część ciała dobrze jest nasmarować tłustym kremem. Usta – bezbarwną pomadką ochronną
  • wchodząc do ciepłego pomieszczenia (sklepu, autobusu) – dobrze jest nieco się “odpatulić” – zdjąć rękawiczki, rozluźnić szalik itp. Za chwilę wyjdziemy ponownie na mróz i lepiej zminimalizować gwałtowną różnicę temperatur
  • czekajac np. na tramwaj czy autobus – zamiast nieruchomo stać w miejscu – lepiej podreptajmy, potupmy – będzie cieplej
  • dbajmy o ciepło w domach. Wymaga to większych kosztów, ale przemarznięcie zdrowu na pewno nie służy
  • zwróćmy uwagę na to, co jemy. Broniący się przed wychłodzeniem organizm potrzebuje więcej energii. Ja w tym okresie często gotuję zupy (z wkładką miesną) – ładnie i szybko rozgrzewają nas od środka
  • pomagajmy sobie nawzajem. Dziś rano widzialam z okna jak na osiedlowym parkingu sąsiedzi biegali z z klemami, nawzajem pomagając sobie w odpaleniu samochodów. To też rozgrzewa 🙂

 O czym jeszcze zapomniałam? Jak radzić sobie z mrozem?

 

Uzależnienie od prądu

Tegoroczna zima tak naprawdę jest normalną zimą – w styczniu powinien być śnieg i mróz. Teoretycznie nie powinno nas to dziwić, choć chyba już się przyzywczailiśmy, że tak jak to było w poprzednich latach – zimy są mało ciepłe i mało “zimowe”. W efekcie mamy w tym roku nieomal kataklizm. Widać to szczególnie w energetyce i na kolei.
Ogladając w telewizji przekazy z pozbawionych prądu miejscowości na południu Polski – uświadomiłam sobie – jak bardzo jesteśmy od niego uzależnieni. To przeciez nie tylko kwestia oświetlenia, ale wszystkich urządzeń w domu. Jak sobie z tym poradzić? Szczególnie w sytuacji, gdy mieszka się na wsi i brak prądu skutkuje takze brakiem wody i ogrzewania?
Mieszkam w dużym bloku w Gdańsku. Woda – z wodociągów miejskich, ciepła woda w kranie i w kaloryferach – z OPEC-u. Mam też doprowadzony gaz. To wszystko naraz w pewien spoósb można określic jako dywersyfikację podstawowych mediów. Gdy kilka lat temu przez okres ok. 2 tygodni cały budynek był pozbawiony gazu – strasznie narzekałam. Wprawdzie piekarnik w kuchence mam tez elektryczny, ale górne palniki są gazowe. Jak ugotować ziemniaki czy usmażyć kotlet schabowy bez gazu? Męczyłam się straszliwie. Gdy teraz próbowałam sobie wyobrazić, że przez tydzień mogłabym zostać bez prądu – widzę, że wtedy to był mały pikuś.

Czy we współczesnym świecie dałoby się jeszcze żyć bez prądu?

Wstydliwy problem psich kup

W wielu naszych domach psy są po prostu członkami rodzin. W mojej też króluje pies marki bokser. Mają swoje różne potrzeby – fizjologiczne również. I tu robi się problem, coraz bardziej nagłaśniany. Na spacery z psem trzeba wychodzić. Czy po kazdym z takich specrów muszą zostawać widoczne ślady?
Mam swoje zasady. Poczucie estetyki również. Przechodząc obok górki na podwórku, gdzie dzieciaki z okolicznych bloków szaleją na sankach – często na widuję znaczące ślady bytności psiaków również. Na białym śniegu z daleka są widoczne, ale na pędzących sankach slalom pomiędzy psimi kupami może być trudny. A wpaść w takie coś to raczej nic miłego. Minimum empatii potrzebne od zaraz?
Sprzątam po swoim psie. Czasem walcząc z nim, gdyż sam instynktownie próbuje przysypać to piaskiem. Jak sprzątnąć takie odchody? Najprościej – kupić piękne, ładne torebki specjalnie do tego celu. Wiąże się to jednak z kosztami. Skoro tniemy koszty – to może tu też da się coś zrobić? Ja wykorzystuję wszystkie możliwe woreczki plastikowe jakie trafiają do domu. Wprawdzie staram się ograniczać ich zużycie, ale i tak jest tego sporo. W woreczku jest przecież nawet chleb. Zamiast wyrzucać – odkładam na półeczkę, na którą sięgam przed wyjściem z psem. Wykorzystuję do tego nawet zużyte worczki śniadaniowe. Może to mało eleganckie, ale bezkosztowe i skuteczne. Tylko zawsze potem mam problem – gdzie to wyrzucić? Brakuje mi jakiś specjalnych pojemników, wrzucam więc do stojących na osiedlu koszy. Jakoś jednak zawsze mam wrażenie, że to nie najlepszy pomysł. Alternatywy jednak nie widzę.

Pomagać szybko i rozsądnie

Ostatnie doniesienia medialne zostały zdominowane przez wstrząsajace obrazy z dotkniętego trzęsieniem ziemi Haiti. Normalnym odruchem w takich przypadkach jest współczucie i chęć niesienia pomocy. Jak jednak pomóc, aby było szybko i skutecznie? I aby pomoc trafiła do naprawdę potrzebujących? Nie jest to ani proste ani łatwe i to nie tylko ze względu na olbrzymią odległość.
Wysyłam SMS-y, wpłacamy na specjalne konto mając nadzieję, że nasz gest nie zostanie zmarnowany i choć trochę ulżymy tym, którzy najbardziej ucierpieli? 

Na przypadki wołania o pomoc możemy natknąć się wokół siebie codziennie. Jedne mniej, inne bardziej spektakularne i głośne medialnie. Wolontariusz WOŚP i żebrak pod kościołem, wzruszajacy reportaż w telewizji czy mail z prośbą o przekazanie 1% podatku. Wiadomo, że wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc. Jak wybrać? Biorąc dodatkowo poprawkę, że jak wszędzie – tak i tu niestety można spotkać żerujących na cudzym nieszczęściu ludzi. W pobliżu jednego z centrów handlowych, gdzie robię zakupy, często natykam się na panie z puszkami zbierające na pomoc dla chorych dzieci. Kiedyś poprosiłam o dane fundacji – numer KRS, numer konta bankowego itp. Akurat nie miały przy sobie ulotek, jakiś czas potem również – choć byłam gotowa zapisać te dane na własnej kartce. Cóż, tu szwindel wydaje się ewidentny, ale sama widziałam, że ludzie wrzucają do puszek.

Tegoroczny styczeń jest dla mnie miesiącem bardzo, bardzo ciężkim. Finanse mam tak nadwerężone, że liczę dni do końca miesiąca, drastycznie tnąc wszystkie potrzeby i ciesząc się z każdego kliknięcia w reklamy na mojej stronie. Oznacza to, że sama nie bardzo mogę pomóc, przynajmniej bezpośrednio wpłacając pieniądze. Za chwilę jednak będę wypełniać PIT-a, a to oznacza, że 1% podatku mogę komuś przekazać. Teraz jest właśnie dobra pora na to, aby zdecydować – której (kandydatów jest wielu). Można poszperać, sprawdzić szczegóły, historię działalności itp.itd.  W internecie to łatwe. Zachęcam do odwiedzenia linku ze spisem organizacji pożytku publicznego mających prawo do do takiego odpisu:

Baza danych organizacji pozarządowych

 

Zaproszenie na ….. ?

Kilka dni temu w swojej skrzynce pocztowej znalazłam taką ulotkę:

Zaproszenie na...

Nazwę firmy (w internecie jej nie znalazłam, ale stacjonarny numer telefonu jest podany) zamazałam – nie chcę reklamować konkretnej firmy, tym bardziej, że problem jest szerszy i częściej spotykany. Podobne zaproszenia na spotkania, a nawet na darmowe wycieczki znajduję średnio 2,3 razy w miesiącu. Taka metoda marketingu?
Wyrzucam je od razu na makulaturę. Czerwone światełko zapala mi się z kilku powodów. Przede wszystkim – czego dotyczy to zaproszenie? Być może prezentacja mogłaby mnie zaciekawić, ale skoro nie wiem – co promuje – to jak ma mnie to zachęcić do pójścia? Poza tym – nie wierzę w to, że ktoś rozdaje coś za darmo. Kawa i ciastko – to banał, ale luksusowy zegarek japoński? Niespodzianka dla każdego małżeństwa? Brzmi zbyt pięknie, nawet jeśli ten japoński luksus miałby się okazać chińską podróbą. Skoro gadżety są liczne – to nie ma siły, aby ich cena nie była wliczona w koszt produktu. Cena sprzedawanego towaru jest więc z pewnością wysoka. Na szczęście firma znalazła rozwiązanie i zgodnie z ulotką – na miejscu możemy skorzystać z możliwości zakupu ratalnego. Czyli bierzemy kredyt? Pewnie dlatego dolna granica wieku jest ustawiona na 21 lat. Zakładając, że zaproszenia dotyczy spotkania o godz.12.00 w dzień roboczy – wygląda na to, że ustawione jest głównie pod emerytów. Stałe, pewne dochody – dobrzy kredytobiorcy.
Czytałam kiedyś artykuł o firmie organizującej podobne spotkania. Adresowane wprost do emerytów, z możliwością przebadania się na miejscu u lekarza specjalisty. Spotkanie odbywały się najczęściej w wynajętych salkach przykościelnych i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Nie pamiętam szczegółów, ale u wszystkich obecnych przeprowadzano jakieś podstawowe badania w stylu “już strzyka w krzyżu” lub “zaraz zacznie strzykać”. Na szczęście rozwiązanie było pod rękę – prezentacja dotyczyła cudownej kołdry?pościeli? (nie pamiętam, ale było to coś w tym stylu). I wcale nikogo nie zmuszano do zakupów. Za to dane z dowodu osobistego spisano od każdego (podobno do celów rozliczenia badania z NFZ), jakieś papierki też dano do podpisania. A potem cudowny produkt trafiał pocztą do uczestników spotkania. W śład za nim przychodziły formularze spłat umowy ratalnej. 

Być może tym razem to wcale nie żadne oszustwo. Szanse na to są jednak niewielkie. Przy świetnych okazjach zakupu cudownych towarów warto jednak uważać i to bardzo. A asertywność może okazać się bardzo przydatną cechą. Choć z pewnością łatwiej jest zatrzasnąć drzwi akwizytorowi (z powodu likwidacji hurtowni sprzedajacemu dywany po okazyjnej cenie), trudniej powiedzieć “nie” komus, kto czestuje kawą i ciastkiem, daje w prezencie zegarek i w dodatku mamy możliwość wygrania telewizora…

Ceny w górę, ceny w dół?

Początek roku to moment, w którym analitycy przedstawiają nam swoje wizje trendów na rynku – co podrożeje (najczęściej się sprawdza), a  co może stanieć. W tym roku jest podobnie. Gazeta.biz opublikowała takie obszerne przewidywania na bieżący rok. Nawet biorąc poprawkę na notowania kursu złotówki oraz na zmienną cenę paliw – warto się zapoznać z tym, co z dużym prawdopodobieństwem może nas czekać.
W skrócie wygląda to tak:

  • cukier raczej nie podrożeje – ceny już i tak są wysokie. Na obniżke cen raczej jednak nie ma co liczyć, przynajmniej w pierwszym półroczu
  • mąka ma szanse stanieć. Jeżeli nie wzrosną znacząco ceny paliw – to w dół powinno pójśc także pieczywo
  • kawa, herbata – raczej podrożeją, niestety. Podobnie jak kako czy cytrusy
  • mleko i przetwory mleczne – już na wiosnę powinno być trochę taniej
  • wieprzowina i drób – mogą stanieć, ale raczej dopiero w drugiej połowie roku
  • wołowina – cena bez zmiany
  • ryby – podrożeją
  • jaja – średnioroczna cena powinna byc na obecnym poziomie
  • benzyna – nic nowego, znowu podrożeje
  • gaz i prąd – podrożeją

Tyle podstawowych artykułów. Podwyżki dotkną każdego. Z wielu rzeczy można zrezygnować, ale są takie pozycje – z których się nie da.
Moze zacznę pić słabszą kawę? Teraz faktycznie piję mocną. Koneserem herbaty nie jestem, z jednej torebki ekspresowego Liptona zaparzam dwie szklanki. Moze zacznę trzy? Gorzej z cytryną… Tańsza wieprzowina i drób to dobra wiadomość. Wołowinę kupuję bardzo rzadko – jest dla mnie za droga. Drożejące ryby to też nie jest dobra wiadomość.
Cóż, człowiek nie sznurek – wszystko wytrzyma. Szkoda tylko, że w tegorocznej perspektywie nie widać podwyżki pensji.

A dla zainteresowanych – cały artykuł jest tu:
Nasze portfele w 2010 roku: co zdrożeje, co stanieje.

 

 

 

Przetrwać styczeń

Długi, cieżki finansowo miesiąc. Wszystkie premie, nagrody wypłacone jeszcze w starym roku. Wydatki grudniowe – wiadomo: święta, prezenty, wydatki. Dodatkowo jeszcze okazje przy licznych wyprzedażach. Dla tych, którzy zarobkami przeskoczyli do wyższej skali opodatkowania – pensja za grudzień była też niższa. I nagle przychodzi styczeń. Miesiąc długi, bez szansy na dodatkowe wolne. Dni jeszcze bardzo krótkie (chociaż wczorajszy dzień był już o 15 minut dłuższy od najkrótszego dnia w roku), słońca mało. W finansach same dziury. Jak sobie poradzić? Nie jest to z pewnością łatwe, ale od narzekania jeszcze nikomu nic nie przybyło, więc szkoda się truć.
Na żadne szaleństwa nas nie stać, więc zaciskamy pas i bierzemy styczeń na przetrwanie. Najlepiej byłoby przespać snem zimowym, ale życie ucieka, więc nie marnujmy czasu tkwiąc w marazmie. Czy to nie dobry moment na zaplanowanie całego roku?
Czy, kiedy i gdzie gdzielibyśmy wybrać się na wakacje? Może warto właśnie teraz przyjrzeć się ofertom? Ustalić rząd wielkości środków na to potrzebnych? I zastanowić się – skąd je weźmiemy? Do lata jeszcze trochę czasu, w ciągu kilku miesięcy łatwiej zebrać potrzebną kwotę. I zaplanowac ją w miesięcznym bilansie.
A jak podatki? Dopłacamy czy odbieramy? Ja akurat, rozliczając się z synem (matka samotnie wychowującą dziecko) – mogę liczyć na zwrot. Czyli w moim interesie jest złożenie zeznań podatkowych jak najszybciej. Wprawdzie pracodawca ma jeszcze trochę czasu na dostarczenie mi PiTa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zgromadzić wszystkie inne wymagane dokumenty, rachunki itp. Ja akurat rozliczenie robię sama, w formie papierowej. Oznacza to, że muszę zabrać z urzędu skarbowego odpowiednie formularze. I mam zamiar zrobić to już w styczniu. To także dobry moment na sprawdzenie – komu naszym zdaniem warto przekazać 1% podatku. Instytucji pożytku społecznego jest sporo, obdarować możemy tylko jedną.
Na poprawę humoru może warto uporzadkować i opisać zdjęcia zgromadzone w komputerze? Lub w końcu zrobić porządek na pawlaczu?

Napisałam. Teraz muszę tylko sama kilka razy przeczytać i wziąc sobie te rady do serca i zastosowania.
Nie lubię stycznia…..

Z nędzy do pieniędzy?

W ramach porannego przeglądu sieci trafiłam na artykuł
Jak dojść do wielkich pieniędzy?
Przeczytałam i jestem rozczarowana. Oczywiscie, nie mam złudzeń i w żadnym wypadku nie spodziewałam się cudownych recept, które z dnia na dzień odmienią moje życie i sprawią, a środki na moim koncie zaczną lawinowo przyrastać. Mimo wszystko jednak opisane w artykule prawdy oczywiste potraktowane zostały banalnie.
Ciekawa, zgodna z zainteresowaniami praca przynosi większe efekty? Z pewnością. Ja akurat mam to szczęście – praca daje mi satysfakcję, pozwala mi się wykazać i czasami przynosi dodatkowe dochody. Czy jednak jest o na pewno regułą? Czy w czasach bezrobocia, nie mając na przykład wykształcenia można sobie tak powybrzydzać – nie, ta praca nie jest zgodna z moimi zainteresowaniami? Mam wrażenie, że obecny rynek prac nie jest rynkiem pracownika…
Analiza wydatków? Oczywiście. Niekoniecznie w formie wydruków z karty czy bankomatu. Tu moim zdaniem bardziej efektywne jest zapisywanie wszystkich wydatków (tych małych, drobnych, płaconych gotówką), ich analiza i wyszukanie pozycji, w których uciekają nawet pojedyńcze złotówki.
Opłacanie rachunków w terminie? Banał. Pozwala uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji, gdy termin spłaty przeciągniemy za bardzo. Nie ponosimy także dodatkowych kosztów za odsetki, ale trudno brak strat uznawać za przychód.
Wyprzedaże, korzystanie z okazji? Z pewnością można sporo zaoszczędzić. To akurat polecam. Generalnie jednak wszystkie tezy zawarte w artykule można sprowadzić do jednego wniosku: planowanie. Nasze finanse oglądane z większej perspektywy, wyglądają zupełnie inaczej niż w  wymiarze – w portmonetce mam tyle, więc tyle mogę wydać.  Jutro, za tydzień, za miesiąc też jest dzień. Planowanie pozwoli na zapanowanie nad tym, co musimy wydać. Na wzbogacenie się może to być dużo za mało, ale jeśli pozwoli nam bez problemu związać koniec z końcem i z optymizmem patrzeć w przyszłość – to już jest wielki sukces.

Finanse domowe początku roku.

Początek Nowego Roku to dobry moment do podliczenia, zbilansowania, zaplanowania. Finansów domowych również. Jaki był ten ubiegły rok? W pierwszym momencie chciałabym odpowiedzieć, że fatalny, okropny i oby nigdy więcej. Tak naprawdę jednak, oceniając obiektywnie cały rok – było ciężko, mało optymistycznie, ale jakoś udawało mi się związać koniec z końcem. Fatalny okazał się ostatni miesiąc ubiegłego roku, wejście w styczeń jest też powodem wielkiego stresu i źródłem pesymizmu. Jak uda mi się dotrwać do lutego – to już powinno być lepiej. Kolejne miesiące też powoli zaczynają nabierać rumieńców…
Rok temu o tej porze – bieżącą kondycję finansową miałam lepszą. Za to zaległości do załatwienia – dużo wyższe niż dziś. Co będzie za rok?

Życie jest ciężkie, ale czy ktoś nam obiecywał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie?
Życzę wszystkim, aby w Nowym Roku bilans wyszedł na duży plus.