Zbieranie zaświadczeń – dotacja z Urzędu Pracy

Zgodnei z podpisaną umową, w ramach rozliczania się z dotacji przyznanej przez Urząd Pracy po 6 miesiącach działalności musiałam zgłosić się do Urzędu Pracy z odpowiednimi zaświadczeniami. UP chciał ode mnie zaświadczeń, że przez minione miesiące nawet na jeden dzień nie zawieszałam działaności. Mogłam chorować i być na zwolnieniu lekarskim, mogę zalegać z podatkami i składkami ZUS – nie ma to żadnego znaczenia, istotne jest tylko nieprzerwane prowadzenie DG. 
W ZUS-ie napisałam wniosek o wydanie zaświadczenia i od razu na miejscu dostałam zaświadczenie. Ponieważ kopia musiała zostać w ZUS – poszły na to 3 kartki papieru. Zaraz potem udałąm sie do Urzędu Skarbowego. Wypełniłam wniosek (w 2 egzemplarzach), zapłaciłam 17zł (!) i dowiedziałam się, że po odbiór mam się zgłosić po tygodniu. Poszłam, poczekałam jeszcz 40 minut i dostałam do ręki odpowiednie zaświadczenie. Oczywiście też pokwitowałam odbiór na kopii. W sumie wyszło to 4 kartki. Zrobiłam ksero, żeby mieć w razie czego kopię dla siebie – kolejne 2 kartki.
Urząd Pracy przyjął mi zaświadczenia, wszystko w porządku, kolejna wizyta z identycznymi zaświadczeniami po 12 miesiącach. Załatwione, odhaczone. 

Jakoś tak jednak w tym wszystkim nie potrafię znaleźć w ogóle sensu i celowości. Po co to wszystko? Rozumiem, że dostałam pieniądze i muszę dopełnić warunków umowy. Nie mogłam ich wydać na cokolwiek, faktury i dokładne rozliczenie zgodności z wnioskiem dostarczałam jeszcze styczniu.  Teraz rozliczam się tylko z tego, że prowadzę DG, poprawiając wskaźniki stopy bezrobocia. Oświadczenie nie wystarczy, potrzebne są zaświadczenia – w porządku. Tylko tak naprawdę to czy Urząd Pracy nie ma tego wszystkiego prawie u siebie? Gdybym zawieszała DG – to w ramach jednego okienka musiałabym to zrobić w Urzędzie Miasta, który odpowiednie informacje przesłałby do ZUS i US. Nie wiem jak to wyglada w innych miastach, ale w Gdańsku systemy komputerowe UM i PUP sa jakoś z sobą sprzęzone. Gdy przez internet rejestrowałam się jako osoba bezrobotna – większość danych w formularzu wypełniła się automatycznie sama. Jakim problemem byłoby więc sprawdzenie w odpowiedniej ewidencji UM całej historii i ciągłości prowadzenia firmy? Zrobiłby to jeden urzędnik zamiast trzech i zajęłoby to kilka minut. Przy okazji zaoszczędzono by też 9 kartek papieru. Ja zaoszczędziłabym 17zł i czas.

Przy okazji, będąc w Urzędzie Pracy poczytałam sobie też jakie teraz są zasady udzielania dotacji. Górny limit dotacji jest bez zmian – 6-krotność pensji. Podniesiona jest za to wysokość wymaganych środków własnych. W ubiegłym roku było to 25%, teraz już 50%. Niewiele to zmienia, gdyż i tak środki przeznaczone na dotacje już się wyczerpały i nowe nie są przyznawane. W ubiegłym roku skończyły się we wrześniu, ja sama załapałam się na dodatkowe pieniądze, które przyszły pod koniec roku.
Kiepsko to wygląda. Czy jednak cięcia budżetowe akurat tu nie spowodują od razu zwiększenia wydatków w innej pozycji?   
Koniec z aktywizacją bezrobotnych?

 

Pierwsza półrocznica

Drugi kwartał zakończony. Wczoraj jeszcze wpisywałam ostatnie faktury czerwcowe, drukowałam potwierdzenia. Drugi kwartał zakończył mi się lepiej niż pierwszy, ale miałam nadzieję, że uda mi się więcej zrobić. Nie zdążyłam zrealizować wielu pomysłów jakie miałam zaplanowane. Cóż, trzeba bedzie przyłożyc się bardziej w kolejnych miesiącach. W końcu jak długo można rozkręcać własną firmę? Zdecydowanie wołabym mówić, że ją rozwijam.
W tym kwartale nie będę już pisać na siebie donosów do fiskusa:
Nie taki fiskus straszny
Wprawdzie znowu wyszedł mi VAT do zwrotu, ale już niedużo i nie będę występować o jego zwrot.

W niedzielę mija mi pół roku od założenia firmy. Wprawdzie celebrowanie kolejnych miesięcznic stało się ostatnio bardzo modne, ale ja nie mam zamiaru świętować. Za to od poniedziałku zacznę zbierać wszystkie papierki z ZUS-u i Urzędu Skarbowego, ze nadal prowadzę działalnosć gospodarczą. Muszę je dostarczyć do Urzędu Pracy w ramach rozliczania się z otrzymanej dotacji. Żeby ograniczyć puste przebiegi – przez weekend wypełnię VAT-7K i od razu go złożę. Będzie z głowy.

No i zaczynam drugie półrocze. Na szczęście ciągle jeszcze mam w sobie optymizm i wiarę w własne siły. No i robię to co lubię, a to chyba podstawa motywacji.

Bank centralnie sterowany

Teoretycznie rzecz biorąc czasy centralnego sterowania to atrybut czasów słusznie minionych. W praktyce jednak w wielu różnych instytucjach i korporacjach widać na co dzień, że wszelkie decyzje “góra” rezerwuje dla siebie. To co w terenie moze coraz mniej, za to w centrali powstaje coraz więcej departamentów i biur, które jako jedyne mają prawo wydawania decyzji. I może nawet byłoby to skuteczne, gdyby do takiego modelu zarządzania wykorzystywano nowoczesne środki komunikacji wewnętrznej. W XXI wieku nie powinno być to trudne, a jednak stwarza problemy. Widziałam to doskonale w swoej własnej firmie, a teraz zderzyłam się jako klientka banku Millennium.

W kategorii Moja firma tego blogu opisuję swoje kolejne kroki przy tworzeniu własnej firmy. Od miesiąca praktycznie nie mam o czym tam pisać – stanęłam w miejscu i to nie z winy urzędu, a właśnie banku.
O przyznaniu dotacji z Urzędu Pracy dowiedziałam się 19 listopada. Dzień później byłam w urzędzie i dowiedziałam się, jakie formalności muszę dalej wypełnić. Zabezpieczeniem przyznanych funduszy może być albo poręczenie żyranta, albo blokada środków na rachunku. Ja wybrałam tę drugą opcję. Przez weekend próbowałam dowiedzieć jak to zrobić na infolinii Millennium, ale jakoś nie miałam szczęścia, aby trafić na kompetentnego konsultanta. Cóż, zdarza się. W poniedziałek 22 listopada udałam się więc do oddziału banku. Sprawa wydawała się raczej mało skomplikowana: chiałam założyć lokatę, na której przez rok przybyłoby mi kilka groszy i dostać pełen numer bankowy tej lokaty, aby móc ją zablokować. Trafiłam na bardzo sympatyczną obsługę. Pani była bardzo miła, uprzejma i życzliwa. Przy okazji nawet trochę porozmawiałyśmy o pracy w korporacjach, o moich planach i o życiu. Z banku wyszłam z założoną lokatą, mając na piśmie jej numer bankowy. Kilka dni póżniej podpisywałam już umowę w Urzędzie Pracy. W umowie jest wpisana dokładnie ta lokata. Dodatkowo wyszłam też z pismem do banku, w którym jest prośba o założenie blokady. Udałam się do tego samego oddziału, wypełniłam odpowiednie druczki i umówiłam się z prawie już zaprzyjaźnioną panią, że jak tylko przyjdzie potwierdzenie z centrali w Warszawie – od razu do mnie zadzwoni. Czekałam cierpliwie, cały czas chodząc na to szkolenie z funduszy unijnych. Dwa tygodnie później – 9 grudnia moja zaprzyjaźniona pani zadzwoniła, choć z informacjami mało pozytywnymi. Okazało się, że na tej lokacie blokady nie można założyć, podobno ze względów podatkowych. Szczerze mówiąc – nie wiem dlaczego. Owszem, lokata była “antybelkowa”, odsetki codzinnie były dopisywane do rachunku, ale jakie ma to znaczenie? Kapitał początkowy wynosił 120% kwoty dotacji. Nawet gdyby UP wystaił po te pieniadze – to i tak nie wziąłby więcej. Przede wszystkim jednak – nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego centrala Millennium czekała dwa tygodnie, aby stwierdzić, że czegoś nie zrobi? Nie można było wcześniej? Czy może w Warszawie czas płynie inaczej niż w Gdańsku? Godzinę później byłam już w Urzędzie Pracy. Na szczęście urzędnicy nie wpadli na pomysł wymyślania dodatkowych trudności. Wprawdzie w umowie jest wpisany numer lokaty, ale zmianę numeru bankowego można bez problemu załatwić aneksem. Znowu bank, zerwanie tamtej lokaty, założenie nowej, nowa prośba o ustanowienie blokady. I znowu czekam. Tylko, że tym razem coraz bardziej się denerwując. Za kilka dni minie miesiąc od podpisania umowy z Urzędem Pracy. Miesiąc stracony. Czy naprawdę tak wielkim problemem jest założenie blokady – na moją prośbę, na moich własnych pieniądzach? Moja koleżanka identyczną sprawę załatwiała w Polbanku. Weszła do oddziału i pół godziny później wyszła z odpowiednim potwierdzeniem w ręku. Dlaczego bank Millennium ma z tym problem? Aż boję się pomyśleć – jak wyglądają i ile trwają procedury w sytuacji, gdy naprawdę sprawa jest poważna i wymaga podjęcia jakiejś trudnej decyzji np. kredytowej. Zawsze do tej pory byłam zadowolona z usług tego banku, ale teraz czuję się zawiedziona. Żółta kartka za przepływ informacji wewnętrznych, szybkie i skuteczne załatwianie spraw.

Byłam wczoraj w banku z prośbą o interwencję. Muszę mieć to poświadczenie jak najszybciej, gdyż za chwilę przepadnie mi dotacja. I kto będzie winien?
Podobno będzie to w poniedziałek ……

Koniec z aktywizacją bezrobotnych?

Nasza polska gospodarka powoli, ale jednak rośnie. Ciągle ocieramy się o konstytucyjny próg ostrożnościowy deficytu budżetowego, dług publiczny rośnie w zastraszającym tempie, ale podobno damy radę. Optymizm jest tak wielki, że i walkę z bezrobociem odkładamy do lamusa. Wprawdzie wskaźnik w październiku wyniósł 11,5% (w październiku 2009 – 11,1%), ale minister Rostowski uważa, że nie jest to wielki problem i zapowiada cięcia funduszy na aktywizację osób bezrobotnych.
Rząd tyłem do bezrobocia
Urzędnicy alarmują (moim zdaniem słusznie), że spowoduje to tylko wzrost wydatków na pomoc społeczną. W skali globalnej oszczędności więc nie będzie wcale, a gospodarce służą raczej ci, którzy są aktywni na rynku pracy, a nie ci, którzy wyciągają ręce tylko po zasiłek. Czy nie lepiej dawać wędkę niż finansować rybę?

Wygląda na to, że ja sama załapałam się rzutem na taśmę i korzystam z funduszy aktywizujących bezrobotnych jako jedna z ostatnich. Chodzę na kurs “Pozyskiwanie i rozliczanie funduszy europejskich”, mam już przyznaną dotację z Urzędu Pracy, umowa podpisana, w przyszłym tygodniu pieniądze powinny być już na moim koncie. Jednocześnie jestem świadkiem jak z takiej możliwości korzystają też inni i jakie przynosi to rezultaty. Moim zdaniem – nie są to wyrzucone pieniądze. Mimo wszystko mam więc nadzieję, że ministerstwo wycofa się z tego pomysłu i pieniądze na aktywizację bezrobotnych jednak będą.
Na wszelki wypadek jednak – wszystkim zainteresowanym radziłabym się pospieszyć. W tym miesiącu pieniadze jeszcze są, a co będzie w przyszlym? Może lepiej nie ryzykować? W gdańskim Urzędzie Pracy termin składania wniosków o dofinansowanie rozpoczęcia działalności gospodarczej jest do 10-go każdego miesiąca. Oznacza to, że na te grudniowe został jeszcze tylko tydzień czasu. A jeszcze trzeba umówić się z doradcą…
Moje doświadczenia z kontaktów z Urzędem Pracy przy zakładaniu własnej firmy opisuję na tym blogu, w kategorii Moja firma.  
Może komuś się przyda, zapraszam.

Wniosek o fundusze unijne – cd.

Kontynuując poprzednią notkę
Fundusze unijne – wypełnianie wnosku
ciąg dalszy moich refleksji związanych z wypełnianiem wniosku o dofinansowanie dzialalnosci gospodarczej.
Część IV – działania podjęte na rzecz uruchomienia działalności.
Tu na szczęście nie miałam więszych problemów. Podstawą mojej firmy będzie komputer, internet i ja. Nie potrzebuję żadnego biura, magazynu itp. Ponieważ jednak coś trzeba było tam wpisać – wpisałam lokal własny – a konkretnie pokój w mieszkaniu. Z posiadanych urządzeń wpisałam drukarkę (a właściwie urządzenie wielofunkcyjne)  i router. Koncesji (np. na alkohol nie potrzebuję), a wszystkie wymagane licencje kupię razem z oprogramowaniem. Pracowników póki co nie planuję zatrudniać (choć nie wykluczam cichej eksploatacji własnego osobistego syna). Jest tam też punkt związany z dodatkowymi kwalifikacjami i doświadczeniem zawodowym. Warto tu wpisać jak najwięcej, oczywiście pod kątem umiejetności najbardziej przydatnych z punktu widzenia planowanej firmy.
Część V wniosku to kalkulacja kosztów potrzebnych do rozpoczęcia działalności. Wpisujemy wszystko to – co jest nam potrzebne na start. Warto pamiętać, że oprócz rzeczy jak najbardziej materialnych (w moim przypadku m.in. komputer i akcesoria do niego, oprogramowanie) – do wydatków koniecznych można zaliczyć także np. koszty rejestracji firmy czy domeny internetowej. Ponieważ wymagany wkład własny wynosi 25% – każdą z poszczególnych pozycji podzielilam proporcjonalnie: 1/4 kwoty moja, 3/4 – unijne.
Cżęść VI – specyfikacja i harmonogram zakupów. Tu wpisujemy harmonogram wydawania przyznanych środków. Wpisujemy tu kwoty wykazane wcześniej jako do sfinansowania z funduszu. Ponieważ ja wszystkie pozycje podzieliłam proporcjonalnie – to tu też musiałam wpisać je wszystkie. Termin zakupu – listopad, kwoty – 75% brutto. Istotnym aspektem jest tu konieczność wydania środków w ciągu 30 dni od podpisania umowy. Harmonogram musi to uwzględniać. Na końcu dopisujemy uzasadnienie celowości zakupów. W moim przypadku – sprawa była prosta: komputer + oprogramowanie. W dodatku musi być kupowane razem – jednostkowo nie ma sensu. Remontu generalnego mieszkania nie podjęłabym się uzasadniać, więc nie wpisywałam.
Część VII – charakterystyka ekonomiczno-finansowa przedsięwzięcia. Mały haczyk może tkwić tu zaraz na początku: szacowana wartość przychodów. Wprawdzie w samym formularzu wpisuje się po prostu kwotę, ale ten punkt był akurat szczegółowo omawiany podczas rozmowy z doradcą. Lepiej nie brać kwot z kapelusza – trzeba mniej więcej wiedzieć czego się spodziewamy. Z pewnością pomiędzy pierwszym i dwunastym miesiącem będą znaczne różnice – spodziewane przychody trzeba więc jakoś uśrednić. Podobnie z wydatkami, choć tu mogą być bardziej stałe.
Znaczącą pozycją w tej części wniosku jest składka ZUS. W celu jej obliczenia – najlepiej sięgnąć do źródła czyli ZUS-u. Ładnie rozpisane są na tej stronie:
ZUS – ubezpieczenia społeczne
W moim przypadku – mogę skorzystać z obniżonej składki. Jest to moja pierwsza firma, nigdy wcześniej nie prowadzilam działalności gospodarczej, więc spełniam wszystkie kryteria.
Na końcu formularza znajdują się oświadczenia. Znaczna ich część dotyczy otzrymanych wcześniej środków de minimis czyli otrzymanego wsparcia publicznego. Chodzi tu o środki na wsparcie działaności nieprzekraczające 200 tys. euro w ciągu ostatnich 3 lat. Firmy nie miałam, ze wsparcia nie korzystałam, wieć wszędzie wpisywałam 0.

A od dziś – zaczynam kurs właśnie funduszom unijnym (pozyskiwaniu i rozliczaniu) poświęcony. Mam nadzieję, że zdobędę wiedzę. Z pewnością będę sie nią dzielić na blogu.

Fundusze unijne – wypełnianie wniosku

Niedawno złożyłam wniosek o dofinansowanie rozpoczęcia działalności gospodarczej. I trochę się z nim namęczyłam, gdyż ani w wersji papierowej ani na stronach UP nie ma żadnego wyjaśnienia i pomocy. A doradca zawodowy jest od oceny, a nie od doradzania. Pisałam o tym we wcześniejszej notce:
Szkolenie z urzędologii czyli zadawanie głupich pytań

Teraz pora na kilka uwag dotyczących wypełniania wniosku. Opisane przeze mnie zasady dotyczą Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku. Podejrzewam jednak, że w innych miastach są bardzo podobne.
Przede wszystkim, żeby starać się o unijne dofinansowanie na start własnej działalności – trzeba wcześniej co najmniej przez 3 miesiące być zarejestrowanym jako osoba bezrobotna. Maksymalna kwota dofinansowania to sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia i na dzień dzisiejszy wynosi 19187,10 zł. Wymagany wkład własny wynosi 25%. Przyjmowanie wniosków na dany miesiac – do 10-go każdego miesiaca. W październiku wypadało to akurat w niedzielę, a więc wnioski przyjmowano do piątku 8-go.
Ponieważ dosfinansowanie związane jest z rozpoczęciem dzialalności – warunkiem podstawowym jest to, że nie możemy jej zarejestrować wcześniej. Kolejność jest prosta – najpierw podpisanie umowy, dopiero potem zakłądanie firmy.

W części I wniosku – dane wnioskodawcy. Tu nie ma niespodzianek.
Część II wniosku – zabezpieczenie. Wybierając poręczenie innej osoby warto pamiętać, że konieczna będzie także zgoda współmałżonka żyranta.
Część III – opis projektowanego przedsięwzięcia. Tu najwięcej problemów miałam z wyszukaniem podklasy rodzaju działalności zgodnie z PKD czyli Polska Klasyfikacja Działalności. Owszem, wniosek wypełniałam korzystając z internetu czyli miejscem wiedzy wszelakiej i wszechstronnej. W tym jednak przypadku okazało się, że informacji znalazłam aż za dużo i to w dodatku nawzajem sprzecznych. Wszystko przez to, że kilka lat temu wprowadzono nowy PKD, a google są pamiętliwe. Z interesujących mnie kategorii znalazłam jednak w ten sposób kilka numerów i sięgnęłam do źródła czyli GUS-u
GUS – klasyfikacje PKD
Pobrałam program. Jest tam też przejście pomiędzy starymi i nowymi numerami PKD. Każdy z numerów można też wyszukać bezpośrednio w wyszukiwarce :

wyszukiwarka PKD 2007 

Kliknięcie na numer podklasy powoduje wyświetlenie dodatkowego okna z jego pełnym opisem:

opis podklasy PKD 

W ten sposób poznajdowałam sobie wszystkie potrzebne mi numerki.
Istotne jest tu także to, że  nie warto ograniczać się do jednego numeru. Prowadząc własną DG będziemy mogli świadczyć tylko te usługi, które
mieszczą się w ramach zadeklarowanych przez nas klasach PKD, lepiej więc nie ograniczać się już na starcie.

W tej części formularza miałam problem z rubryka banalną: termin rozpoczęcia działalności. Z mojego punktu widzenia – mogę od jutra. Z punktu widzenia UP – po podpisaniu umowy czyli kiedy? Podobno mam szansę na otrzymanie pieniędzy na początku listopada, ale na wszelki zaś – zostawiłam tam puste miejsce i spytałam o to przesluchującą mnie dopradczynię. Doradzila mi wpisanie tam tylko miesiąca – listopad.
Pozostałe punkty tej częsci to już tylko wizja tego – co i jak chcemy robić. Wpisałam tu to, co zamierzam i jak to wygląda w otoczeniu rynkowym. Warto to dobrze przemyślec, gdyż podczas rozmowy z doradcą właśnie o tym trzeba sporo opowiadać. Ja z moją wizją zdążyłam się już zżyć i tu akurat nie miałam problemów.

Ciąg dalszy – w kolejnej notce czyki tu:
Wniosek o fundusze unijne cd.

Szkolenie z urzędologii lub zadawanie głupich pytań

Moim głównym zajęciem ubiegłego tygodnia było bieganie po urzędach, wypełnianie druczków i formularzy. I wyraźnie stwierdziłam, że bez kursu z urzędologii – nie jest to wcale takie proste.
Gdański Urząd Pracy jest miejscem przyjaznym. Zatrudnione tam osoby – są miłe i życzliwe, starają się pomóc. Pisałam o tym już kiedyś.
Urząd Pracy jest przyjazny petentowi
Zagłębiając się jednak bardziej – powoli dochodzę do wniosku, że poruszanie się po urzędach jest wielką sztuką, której znaczenia zdecydowanie nie docenia większość urzędników. Ponieważ na kursy z urzędologii nie ma raczej co liczyć – chyba trzeba wybrac metodę zadawania głupich pytań. Ja poszłam tą drogą i zaczynam ją doceniać.

Dla pracownika każdego urzędu – rola i zadania każdego z poszczególnych wydziałów jest prosta i oczywista. Dla kogoś wchodzącego z zewnątrz – niekoniecznie. W przypadku Urzędu Pracy – brakuje mi przede wszystkim tablicy z algorytmem poruszania się po urzędzie. Nie mam tu na myśli planu budynku i rozmieszczenia poszczególnych komórek – chodzi mi o kolejność załatwiania spraw. Gdy pod koniec czerwca rejestrowałam się jako osoba bezrobotna – poszło to szybko i sprawnie. Na wizyte umówiłam się przez internet, przyszłam na konkretną godzinę i szybko i sprawnie zostałam obsłużona. Wyszłam stamtąd z instrukcją: za 3 dni zgłaszam się w tym dziale, odbieram pismo i mając je w ręku – zgłaszam się u pośrednika pracy i tam załatwiam dalsze sprawy. Przypadkowo spytałam o szkolenia (pierwsze głupei pytanie) i od razu uzyskałam informację, gdzie jest dział szkoleń, w którym mogę się dopytać o dalsze szczegóły. I rzeczywiście – nie tylko dowiedziałam się, ale nawet od razu zostałam zapisana.
Kilka dni później trafiłam na stanowisko pośrednika. Trafiłam dobrze – bardzo miła i sympatyczna pani. Dowiedziałam się, że od tej pory będzie moim głównym kontaktem z UP. W każdej chwili mogę się do niej zgłosić. Fajnie? No pewnie. Tylko, że aby prosić o wyjaśnienie jakiegoś problemu – trzeba wpierw wiedzieć, że jakiś problem jest.
Kilka tygodni temu zaczęłam wydzwaniać i dopytywać się – co sie dzieje z moim szkoleniem “ABC przedsiębiorczości”? Niestety, zero informacji. Nikt nie był mi w stanie powiedzieć czy i kiedy na nie trafię, wszystkie informacje były ogólnikowe (nikt mnie nie spytał nawet o nazwisko) – mam czekać. Wtedy zadałam kolejne “głupie pytanie” – czy w międzyczasie mogę zapisac się także na inne szkolenie? Okazało się, że tak. Mam prawo do 3 szkoleń – zapisy tylko osobiście. 
Na ubiegły poniedziałek przypadał mi termin obowiązkowej wizyty u pśrednika. Tez poszło szybko i sprawnie. W sprawie szkoleń – radziła mi pójść do tamtego działu i przycisnąć ich. Przede wszystkim jednak – ponieważ minęły juz 3 miesiace od mojego zarejestrowania i już mogę ubiegać się o dofinansowanie działalności gospodarczej – kazała mi zgłosić się do doradcy zawodowego, aby umówić się na rozmowę. Poszłam i już na starcie okazało się, że jest bardzo mało czasu, musiałybyśmy się spotkać najpóźniej w czwartek, a mogę nie zdążyć. Ta presja czasu wydawała mi się dziwna, ale na szczęście znowu zaczęłam zadawać głupie pytania. Okazało się, że Urząd Pracy przyjmuje wnioski o dofinansowanie do 10-go każdego miesiąca. Pieniądze sie kończą, więc lepiej nie czekać do listopada i zrobić to jak najszybciej. Przejrzałam formularz, stwierdziłam, że dam sobie z nim radę i umówiłyśmy się na czwartek. Na końcu zadałąm pyatnie, któe wydawało mi się idiotyczne, ale zaryzkowałam i spytałam: jaka jest jej rola jako doradcy. I wyszło na to, że było to pytanie kluczowe: doradca nie jest od tego, aby pomóc w wypełnieniu wniosku, ale stanowi pierwsze sito kwalifikujące projekt. Od jej opinii zależy najwięcej. I wprawdzie wskazują jakieś drobne błędy do korekty, ale stronę merytoryczną tylko oceniają. Proste i oczywiste? Dla mnie wcale nie. Doradca bardziej kojarzy mi się z doradzaniem, a nie ocenianiem. Jak dobrze, że nie mam oporów, aby pytać 🙂

Wniosek wypełniłam – nie bez bólu. Jedną z kolejnych notek właśnie temu poświęcę – może komuś się przyda moje doświadczenie? Gdy w czwartek zgłosiłam się z wnioskiem u doradcy – okazało się, że mój doradca zachorował i trafiłam do koleżanki. W sumie dobrze – wyjątkowo sympatyczna. Maglowała mnie przeszło godzinę i wydaje mi się, że wypadłam całkiem dobrze. Wprawdzie też musiałam zadać głupie pytanie związane z formularzem, ale tu akurat większych niespodzianek nie było.
Jak dobrze jednak, ze psychicznie byłam przygotowana, z erozmowa z doradcą to tak naprawdę egzamin.
I aż boję się myśleć – ile głupich pytań będę musiała zadawać w urzędach przy rejestracji firmy.  

Urząd Pracy przyjazny petentowi

Od pożegnania się z firmą minęło już 5 tygodni. Póki co – jeszcze ani przez maleńką chwilę nie poczułam, że był to błąd. Nie żałuję podjętej decyzji. Przygotowania do otwarcia własnej firmy trwają, choć z samą rejestracją czekam do momentu, gdy wszystko będę miała w najdrobniejszych szczegółach opracowane.
W międzyczasie zaczęłam się więc uczyć logiki poruszania się w Urzędzie Pracy. Pierwsze podejście było falstartem – pisałam o tym tu:
Urząd Pracy – pierwsze starcie
Za drugim razem poszło lepiej:
Urząd Pracy w wersji wirtualnej
W ubiegłym tygodniu zgłosiłam się na umówioną rejestrację. Poszło szybko i sprawnie. Niejako przy okazji – spytałam o szkolenia i od razu zostałam skierowana do innego pokoju. Spytałam tam o możliwości szkolenia z zakresu całej otoczki formalno-prawno-podatkowej przy zakładaniu własnej firmy. Okazało się, że jest coś takiego: “ABC przedsiębiorczości”. Wprawdzie tylko 20 godzin, ale mam nadzieję, że dostanę podstawy, które pozwolą mi na samodzielne uszczegółowienie. Trudno wgryzać się w temat, jeżeli nie wie się nawet, że taki w ogóle istnieje. O dziwo – tu też poszło szybko. Mimo, że ledwo co złożyłam papiery na rejestrację – mogłam od razu wypełnić wniosek o to szkolenie.
Na wczorajszy poniedziałek dostałam termin zgłoszenia się po odbiór decyzji i wizytę u pośrednika pracy. Mam papier – zostałam uznana jako osoba bezrobotna. Na okres 6 miesięcy przyznano mi 120% ustawowego zasiłku. Nie znam dokładnie zasad obliczania, ale z tego co wiem – te procenty wynikają ze stażu pracy.
Kolejne kroki skierowałam do pośrednika – tu wizyty są obowiązkowe. Wzięłam numerek i cierpliwie czekałam na swoją kolej. Stanowisk dużo, oczekujacych także i początkowo wydawało mi się, że panuje tam kompletny chaos. Część osób z numerkami, część bez – wygłądało jakoś mało czytelnie. Logikę poznałam dopiero po wizycie u pośrednika. Ci z numerkami – są pierwszy raz. Losowo trafiają do danego pośrednika. Każda kolejna wizyta jest już jednak zawsze do tego samego stanowiska, umawiana na konkretny dzień – to były właśnie te osoby bez numerków.
Ja trafiłam na bardzo sympatyczną panią – będe pod jej opieką. Wyraźnie ożywiła się, gdy powiedziałam jej o moich planach założenia firmy i o szkoleniu, na które się zapisałam. Dostałam pierwszą pochwałę za kreatywność i aktywną postawę. Pogadałyśmy trochę o możliwościach szkoleń, zasadach przyznawania dotacji na zakładanie firmy (dla zainteresowanych – można się ubiegać po 3 miesiącach od rejestracji) Kolejną, obowiązkową wizytę wyznaczyła mi za 3 miesiące (standardowo jest miesiąc), ale w każdej chwili, gdy tylko będę miała taką potrzebę – mogę się do niej zgłosić.
W sumie miło i sympatycznie. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, ze Powiatowy Urząd Pracy w Gdańsku jest dla mnie przyjazny. Ciekawe, czy takie samo wrażenie miałabym, gdybym wystąpiła z postawą “mam wysokie kwalifikację, proszę znaleźć mi atrakcyjną, dobrze płatną pracę”?

Urząd Pracy w wersji wirtualnej

Jak już pisałam w poprzedniej notce – moje pierwsze podejście do Urzędu Pracy skończyło sie niepowodzeniem:
Urząd Pracy – pierwsze starcie
Dotarło do mnie juz poprzednie świadectwo pracy, pozostałe dokumenty miałam przygotowane wcześniej – mogę się rejestrować. Nauczona smutnym doświadczeniem – na starcie zezygnowałam z długiej kolejki i zarejestrowałam się w internecie. Wypełnienie wniosku poszło szybko i sprawnie, chociaż na stronach zdecydowanie brakowało opcji pomocy, wyjaśniającej poszczególne opcje. Baza zintegrowana jest z danymi Urzędu Miasta – po wpisaniu imienia, nazwiska i numeru PESEL – adres pojawił się automatycznie. Mam wprawdzie wątpliwości – po co Urzędowi Pracy nazwisko panieńskie mojej matki? I dlaczego żadne pytanie nie było związane z historią mojego zatrudnienia?
W każdym razie system ustawił mnie w kolejce – środa w przyszłym tygodniu. Nawet dostałam mailowe potwierdzenie.
O efektach doniosę….