Transfer środków czyli moje zagraniczne konto bankowe
Kilka lat temu firma, w której pracowałam do końca maja br. postanowiła zmotywować pracowników. Wydajna praca skutkująca osiagnięciem zakładanego wyniku finansowego na koniec 2008 roku miała zaowocować przyznaniem pakietu akcji firmy zagranicznej, stojącej na czele całej grupy kapitałowej. Centrala grupy, z siedzibą w stolicy pewnego europejskiego kraju, każdemu z pracowników przysłala nawet na adres domowy informacje ile tych akcji każdy dostanie.
Czas mijał i nagle w grudniu ubiegłego roku – kolejny list z zagranicy – wynik osiągnięty, akcje przyznane. Tak naprawdę – to nie wywoływało to w nikim większego zainteresowania. Ilość akcji nie była wielka, a w dodatku akcje spółki-matki nie są notowane na giełdzie warszawskiej. Firma jednak zadbała o wszystko. Na wiosnę co kilka dni wycigałam ze skrzynki pocztowej kolejne listy zagraniczne. Przede wszystkim – pewien europejski bank poinformował mnie, że mam w nim konto, na którym są akcje firmy XY. Podano także wartość jednostkową akcji i informacje, że mogę je sprzedać najwcześniej pod koniec 2011 roku Wkróce potem – dostałam dane o sposobie logowania się do konta. Ponieważ własnie wtedy poajwiły mi się problemy z domowymi komputerami – odłozyłam to wszystko na półkę, nic nie robiąc. W maju dostałam jeszcze zaproszenie na walne zgromadzenie akcjonariuszy, z którego też nie skorzystałam. Wprawdzie w stolicy tego europejskiego kraju jeszcze nigdy nie byłam, ale pierwszy raz pojadę raczej w celach turystycznych, nie w interesach.
Kilka dni temu, po zalogowaniu się na moje normalne standardowe konto bankowe zauważyłam dziwny przelew przychodzący. Kwota nie jest porażająca – niespełna 100 zł, ale nadawca dziwny: CitiBank w Las Vegas (stan Nevada w USA). W pierwszej chwili wystraszyłam się co to jest? Wprawdzie w folderze SPAM mojej skrzynki mailowej codziennie pojawiają się maile z ofertami Viagry, informacje o wygranych w róznych konkursach czy propozycje doskonałych interesów dających mi szansę na nagłe wzbogacenie, ale nawet ich nie otwieram, a już na pewno nie klikam w żadne linki. Program antywirusowy tez mam zainstalowany. Skąd więc ten przelew? Przeczytałam dokładnie tytuł przelewu: „transfer środków” i dalej nazwa i adres banku europejskiego, w którym mam to zagraniczne konto. Dalej poszło juz szybko – pogooglałam i dowiedziałam się, że firma XY na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy podjęła decyzję o wypłacie dywidendy. Następnego dnia upewniłam się tylko, czy moi znajomi z dawnej pracy też otrzymali takie dziwne przelewy – wszystko się zgadza.
Wszystko byłoby fajnie, ale mam kilka wątpliwości. Przede wszystkim – nikt nigdy się mnie nie pytał, czy chcę wziąć udział w programie. Nie było ani jednego momentu, w któym mogłabym zaprotestować, zrezygnować, nie zgodzić się. Do zagranicznej centrali korporacji przekazano moje szczegółowe dane osobowe. Za moimi plecami założono mi konto w banku za granicą. Ktoś za mnie zdecydował – gdzie przekazać środki z dywidendy. Skąd znał numer mojego konta „krajowego”? A jeśli za chwilę się okaże, że ktoś za mnie weźmie kredyt?
Istotna jest też sprawa podatku. Taki przelew „transferu środków” wygląda jednak dziwnie. Na wszelki wypadek sprawdziłam w Krajowej Informacji Podatkowej – jak takie coś rozliczyć i kiedy zapłacić podatek. Dowiedziałam się, że teraz nie muszę nic płacić, ale muszę to uwzględnić w rozliczeniu rocznym. Dla zainteresowanych: PIT-36, część K, pozycja 197 – wpisać należy nie samą kwotę, a 19% należnego podatku od niej.
Cóż, wygląda na to, że jestem giełdowym inwestorem na skalę europejską. Póki co jednak – więcej problemów niż korzyści.