Było Shopee, nie ma Shopee

Zdaje się, że to dość gwałtowna decyzja, w zasadzie od zaraz. Owszem, kilka miesięcy temu były doniesienia, że wycofują się z kilku krajów europejskich, ale Shopee.pl podobno było bezpieczne i miało pozostać. Jak jednak widać – nie.

Cóż, właściwie to się ne dziwię. Tak irytujących reklam telewizyjnych dawno nie było widać, mnie to skutecznie odstraszało. Choć raz się złamałam, weszłam, założyłam konto i złożyłam zamówienie. Dostawa szybka i sprawna, wszystko poszło naprawdę sprawnie. Zdziwiło mnie natomiast to, że kilka dni po otrzymaniu przesyłki otrzymałam maila, w którym musiałam potwierdzić dostawę, żeby wysyłający paczkę sklep otrzymał płatność.  Zrobiłam to oczywiście, dałam też dobrą ocenę transakcji, ale wydało mi się to dziwne. Owszem, wiele firm online prosi o recenzje, czasem je daję, ale w większości przypadków raczej omijam takie maile, odkładając je na później czyli nigdy. Pewnie nie jestem jedyna, więc takie dodatkowe opóźnienie płatności za zrealizowaną dostawę mogło być uciążliwe dla sprzedawców.
Cóż, teraz pozostaje Allegro. Mają zdecydowanie lepsze reklamy. Dźwięk tego „Shope pi pi pi” tak mnie irytował, że do tej pory go pamiętam i nie tęsknię.

 

Reklama usług pogrzebowych

Kilkanaście lat temu, przy jednej z dróg wyjazdowych z Gdańska widoczny był wielki billboard z prostym napisem „Czekamy na Ciebie.” i numer telefonu.  Żadnych zdjęć, obrazków, nazwy firmy itp. – po prostu czarny napis na białym tle. Jeden z moich znajomych nie wytrzymał i zadzwonił – zgłosiło się Biuro Pogrzebowe. Biorąc pod uwagę, że ustawiony był w miejscu, gdzie kierowcy zaczynają przyspieszać – jakieś przesłanie w tym było…

W ostatnią sobotę byłam na pogrzebie. Po zakończonej ceremonii, gdy wszyscy zaczynali się rozchodzić, jeden z pracowników firmy pogrzebowej rozdawał obrazki. Z jednej strony – zdjęcie Św.Jana Pawła II, z drugiej strony – imię i nazwisko Zmarłego, data śmierci i pogrzebu i krótka modlitwa.  Na dole – dane kontaktowe do firmy pogrzebowej. Całość ładnie zrobiona, sztywna i w plastikowej oprawie.

Nie da się ukryć, że to też forma reklamy, choć usługi raczej nie należą do łatwych do promowania. Konkurencja w branży podobno jest duża i trzeba walczyć o klienta, a jednocześnie nie można przesadzać, gdyż łatwo przekroczyć granicę i urazić rodzinę zmarłego.
W tym przypadku wydaje mi się, że ta granica nie została przekroczona, a taka forma reklamy może okazać się całkiem skuteczna. Nie jest to zwykła, rozdawana na ulicy ulotka, która w większości przypadków trafia do kosza. I chyba nie chodzi tu tylko o „święty obrazek” (choć dla wieli osób może mieć to znaczenie), ale także o to, że są tam dane Zmarłego i trochę głupio wyrzucać to do śmieci. Moim zdaniem, pamiętając, że reklamowane usługi pogrzebowe wymagają jednak taktu i delikatności, ten przypadek mieści się raczej w dopuszczalnych granicach. To wcale nie jest takie łatwe i oczywiste – bywały już przypadki reklamowania trumien przez roznegliżowane panienki.



AdTaily – epilog

W poprzedniej notce opisywałam swoje plany związane z rozstaniem się z AdTaily:

Dlaczego rezygnuję z współpracy z AdTaily

Cóż, AdTaily w końcu odezwało się do mnie – zdecydowanie zadziałało wklejenie linka do tamtej notki na FanPage’u. Podjęto próby wytłumaczenia, ze przecież zmieniły się tylko terminy wypłacania uzbieranych środków. Cóż, być może przeoczyłam jakieś wcześniejsze zmiany regulaminu, ale moim zdaniem zmian jest więcej. I tak naprawdę – nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytania, ale to już szczegół. Decyzję o rozwiązaniu umowy podjęłam i nie zamierzałam się z niej wycofywać, jakaś czara goryczy się przelała. To, co na początku było fajne, teraz zdecydowanie nie jest adresowane do blogerów. Widać świat reklamy też się zmienia konkurencja jest duża i AdTaily też walczy o zyski.
Trzeba na plus przyznać, że niejako w ramach rekompensaty za brak odpowiedzi na moje maile – przy rozwiązywaniu umowy nie potrącono mi kwoty 10zł za wypłatę środków poniżej 100zł (na koncie miałam 95zł z groszami). Tydzień temu przelano mi całość na konto PayPal.

Serwisy usunięte (nie bez problemów technicznych), moje konto w AdTaily ogranicza się teraz do konta Reklamodawcy. Będę z niego korzystać, promując zaprzyjaźnione blogi. I tyle.

Dlaczego rezygnuję z współpracy z AdTaily

Z serwisem reklamowym AdTaily współpracowałam przez ostatnich kilka lat. Z różnymi rezultatami, kiedyś było zdecydowanie lepiej – na moich blogach dość często pojawiały się reklamy i od czasu do czasu wpływały mi na konto pieniądze,
Niestety, z biegiem czasu było coraz gorzej. Przede wszystkim – AdTaily zaczęło odwracać się po cichu, ale za to bardzo skutecznie od małych wydawców czyli m.in. blogerów. Pisałam o tym już kiedyś:

Adtaily i mały wydawca

Wówczas się udało, przez dłuższy czas było lepiej. Później pojawiły się dodatkowe reklamy CPC (czyli rozliczane za kliknięcie). Widget się zapełnił i to nie tylko u mnie – te same reklamy widziałam na wielu blogach. Od pewnego czasu (chyba gdzieś od 2 miesięcy) jednak wszystkie zniknęły, nie pojawiały się nawet pojedyncze – też nie tylko u mnie. Wyjaśnienie jest banalnie proste – w ustawieniach serwisu, na samym dole trzeba zaznaczyć pole

CPC na AdTaily 

kliknij na obrazek, aby go powiększyć

No i drobnym druczkiem informacja, że kampanie CPC będą uruchomione po przekroczeniu 10 tys. odsłon miesięcznie…
Inna sprawa, że jeden z moich blogów kilkakrotnie przekracza taką liczbę odsłon, a reklam CPC nadal nie ma, ale to już szczegół. Wygląda po prostu na to, że mimo zintegrowania AdTaily z Bloxem – nie o blogerów tu chodzi.

Pewnie nadal nic bym z tym nie robiła, gdyby nie informacja o wprowadzeniu nowego regulaminu. Mail przyszedł 18 grudnia, a ponieważ nie wszystko było dla mnie jasne – zaczęłam szukać wyjaśnień i wcale nie było to takie łatwe. Blog AdTaily – ostatni wpis z kwietnia, na Goldenline – od dawna nic się nie dzieje. Działa Facebook – poradzono mi napisać maila na kontakt@adtaily.pl. Napisałam tego samego dnia, prosząc o odpowiedź na kilka pytań związanych z wprowadzonymi zmianami. Odpowiedzi nie dostałam, więc tydzień temu – wysłałam monit i mailem i na FB. Nadal nic, a decyzję o odmowie akceptacji nowego regulaminu trzeba było wysłać do dnia 31 grudnia. Owszem, zdaję sobie sprawę, że to okres świąteczno-noworoczny, ale przecież to nie ja wymyśliłam sobie takie terminy. Może, wiedząc że pracownicy będą świętować – trzeba było wysłać maile wcześniej? Lub wprowadzić nowy regulamin z inną datą? Tak, jak wyszło teraz – nie świadczy o dobrym zarządzaniu.
W każdym razie ja nie lubię być lekceważona i 31 grudnia ub.r. wysłałam informację, że nie akceptuję nowego regulaminu. Na koncie mam zgromadzone 95zł – ciekawe, czy uda mi się te pieniądze odzyskać?

 

Reklama źródłem bojkotu

Okres przedświąteczny to wielkie żniwa dla handlowców. Zaczyna się już na początku listopada, a kończy wyprzedażami na przełomie grudnia i stycznia. Chętnie z tego korzystamy, kupując dużo więcej i chętniej niż w innych porach roku, nawet reklamy nie są nam potrzebne. Choć oczywiście reklam wokół jest mnóstwo – każda przypomina nam o konieczności kupienia prezentów oraz obfitego zaopatrzenia stołu. To nie pora na oszczędności i nawet brak pieniędzy nie jest żadną wymówką. Zresztą reklamy banków i różnego rodzaju firm pożyczkowych tu też wskazują proste rozwiązania: nie masz pieniędzy na prezenty – weź kredyt, pożyczkę, wystąp o kartę kredytową. 

Reklam wokół nas jest już tak dużo, że w większości przestajemy zwracać na nie uwagę. Chcąc się wybić – trzeba stworzyć reklamę zdecydowanie wyróżniającą się na tle innych. Nie jest to łatwe, czasem jednak zdarza się, że z pomocą przychodzi ogłoszony bojkot konsumencki. Gdy ten bojkot jest ogłaszany z przyczyn ideologicznych – nagle prosta i zwyczajna reklama robi się sławna.
Na okres przedświąteczny ogłoszono póki co bojkot:

  • Empiku – za wyemitowanie reklam telewizyjnych z Adamem Darskim (Nergalem) oraz Marią Czubaszek. Uzasadnienie proste: Święta Bożego Narodzenia to święta katolickie, silnie zakorzenione w tradycji i kojarzące się z rodziną, więc ani satanista Nergal ani aborcjonistka Czubaszek nie mają prawa do tych świąt….
    Na Facebooku powstała nawet specjalna grupa „Nie kupuję w Empiku”. 
  • Lidla – za to, że w reklamie mowa jest nie o Świętach Bożego Narodzenia, a o „tych wyjątkowych dniach”. Portal Fronda publikuje nawet wzór maila z protestem.

Każdy ma prawo do swoich poglądów, a także wyboru sklepów, w których wydaje swoje pieniądze.Obawiam się jednak, że tego typu akcje są kompletnie bezsensowne. Przede wszystkim, patrząc z punktu widzenia wiary – to nie zakupy decydują o tym, jak przeżywamy święta. Próby siłowego wprowadzania sacrum do galerii handlowych nie są dobrym pomysłem i skutkują tym, że coraz bardziej zaczną się kojarzyć tylko z komercją. Na pewno o to chodzi? Pomijam już fakt, że taki bojkot, nagłaśniając daną reklamę, może wywołać efekt zupełnie przeciwny od zamierzonego. Z punktu widzenia Empiku czy Lidla nie obawiałabym się spadku sprzedaży. Z punktu widzenia inicjatorów tych bojkotów – zastanowiłabym się, czy za chwilę nie pojawi się kolejna kontrowersyjna reklama, której celem będzie świadoma prowokacja, obliczona na bojkot.
Za chwilę okaże się, że zabraknie niebojkotowanych sklepów i w ogóle nie będzie gdzie zrobić przedświątecznych zakupów.

A skoro o reklamie mowa – to tu reklama książek o reklamie:

Najważniejsze, aby widz obejrzał reklamy?

Teoretycznie w dobie internetu telewizja ma już mniejsze znaczenie, ale moim zdaniem dotyczy to głównie przekazywania informacji. Telewizja ma sporo zalet, jest też mniej wymagająca niż komputer. Wystarczy nacisnąć przycisk na pilocie i leżąc na kanapie – można oglądać film czy jakiś inny program.
Ja sama korzystam z telewizji w nieco inny sposób – nie mam czasu na to, aby tylko siedzieć i oglądać film. Na co dzień – telewizor jest włączony trochę w tle – w tym samym czasie najczęściej pracuję przy komputerze. Są jednak takie pozycje programu, które wymagają większego skupienia – te zostawiam sobie zawsze do oglądania podczas prasowania. Oczywiście wymaga to pewnego zgrania, a to oznacza, że pomijając wiadomości – rzadko oglądam telewizję na bieżąco. Korzystam z usług UPC, mam pakiet z nagrywarką i po prostu ustawiam sobie nagrywanie wybranych programów. Odtwarzam je w dogodnej chwili.
Mam też swoje ulubione seriale, które nagrywam seriami. Nie ma problemu z tymi, które nagrywam na kanałach płatnych jak Canal+ czy HBO, zdecydowanie gorzej z innymi.

Rozumiem, że stacje telewizyjne muszą się z czegoś utrzymywać i stąd całe bloki reklamowe przed, po i  w trakcie. Trudno, takie czasy. Są jednak kanały, w których czuję się zupełnie lekceważona jako widz. Czy naprawdę tak trudno zaplanować bloki reklamowe, żeby program trzymał się wyznaczonych czasów emisji? Uwzględnić rezerwy czasowe?
Nawet telewizja publiczna nie jest od tego wolna. Wprawdzie rzadko tam zaglądam, ale zdarza mi się nagrywać program Lisa. w TVP2. Robię to w środku nocy, gdy leci powtórka programu. Już kilka razy tak się zdarzyło, że odtwarzając nagrany program miałam okazje zobaczyć:
– co najmniej kilkuminutową końcówkę jakiegoś filmu poprzedzającego program
– cały długi blok reklamowy
Niestety, potem się okazywało, że na zakończenie programu Lisa na nagraniu zabrakło czasu.
Najgorszy pod tym względem – przynajmniej wśród kanałów w moim kręgu zainteresowań, jest chyba jednak Comedy Central. Oglądam tam serial „The Big Bang Theory”. Tu już kompletnie widać zasadę, że czas jest względny. Jak chcesz widzu obejrzeć trwający 25 minut film – zarezerwuj sobie na wszelki wypadek godzinę. Ja już się nauczyłam – faktycznie nagrywam każdy odcinek z dużym zapasem. W 90% odcinków jest to potrzebne. Oglądanie każdego nagranego odcinka rozpoczyna się od przewinięcia połowy odcinka „Dwóch i pół”, a potem reklam i zapowiedzi programów (!). Gdyby nie zapas – oglądanie zakończyłoby się w połowie reklam w środku odcinka. Biorąc pod uwagę, że kolejne odcinki są emitowane codziennie i taka sytuacja jest nieomal stałą regułą – czuję się lekceważona.
Rozumiem, że muszę obejrzeć reklamy, ale dlaczego kosztem filmu? Reklamy z pewnością są ważne – w końcu ktoś za ich emisje płaci. Może jednak w przypadku opóźnienia w stosunku do planowej ramówki – warto byłoby odpuścić sobie materiały autopromocyjne i zmniejszyć w ten sposób opóźnienie? Również we własnym interesie? Stacja, która lekceważy ramówkę odstrasza widzów, a czy nie właśnie od „oglądalności” zależą ceny reklam?

reklama telewizyjna



Oferta pracy

Kryzys trwa, gospodarka się kurczy, brakuje miejsc pracy. Każdy kto szuka pracy i przegląda ogłoszenia z pewnością zauważył, że wymagania stawiane potencjalnym kandydatom są coraz wyższe i to nawet na stanowiska wcale niewymagające specjalnych kwalifikacji. Cóż, obecnie na rynku pracy dominującą rolę odgrywają pracodawcy, nie pracownicy. Czy dlatego niektórzy uważają, że nie muszą się starać?

Dziś rano na jednym z lokalnych portali znalazłam taką ofertę:

oferta pracy

Cóż, pewnie się czepiam. Dbałość o ortografię nie jest w dzisiejszych czasach cenioną umiejętnością. Chyba został mi jednak nawyk z czasów, gdy czytanie książek było popularniejsze od oglądania filmów. W dobie szybkiej informacji internetowej dysortografia jest już chyba powszechna, choć na przykładzie własnego syna uważam, że można się jej pozbyć.

W każdym razie trudno traktować poważnie ogłoszenie, którego autor nie zadał sobie minimalnego trudu (chociażby korzystając z korekty błędów wbudowanej w przeglądarce internetowej), aby skorygować własne błędy. Niby drobiazg, ale kładzie się cieniem na wizerunku.

 

Reklama czyli konkurs dla blogerów

Reklamy są obecnie nieodłączną częścią naszej rzeczywistości. I chociaż często na nie narzekamy – przyzwyczailiśmy się już do ich obecności wszędzie wokół.
Ja sama też się już przyzwyczaiłam, a nawet sama uczestniczę w ich dystrybucji. Na swoich blogach mam włączone reklamy. Czasem ktoś w nie kliknie i zbiera się po parę groszy. Każdy (no, prawie każdy) sposób na dorobienie jest dobry, jakoś trzeba się starać związać koniec z końcem.

Dziś rano dostałam maila z AdTaily – ktoś wykupił reklamę na moim blogu. Fajnie. Tym bardziej, że sama reklama też mnie zainteresowała, gdyż mówi o konkursie dla blogerów:

reklama

Reklama jest widoczna w widgecie – jako pierwsza. Własne blogi można zgłaszać do końca stycznia, od 1 lutego zacznie się głosowanie. Też się zarejestrowałam, chcąc spróbować własnych sił. Nawet jeżeli mi się nie uda – to i tak jest to też swoista forma reklamy.
Dostałam potwierdzenie zgłoszenia i w ciągu 1-2 dni mój blog powinien znaleźć się na liście zgłoszonych do konkursu blogów.

Zobaczymy, co z tego wyjdzie 🙂  


Zarabianie w sieci – reklamy AdTaily

Kontynuując cykl o róznych możliwościach zarabiania w internecie tym razem pora na AdTaily. Jest to system reklam bardzo popularnych w blogosferze, ale nie tylko.

AdTaily

 

Reklamy AdTaily wyświetlane w specjalnych boxach, implementacja kodu – bardzo prosta. Standardowa reklama (obrzek lub tekst) jest ograniczona wymiarami 125×125 pikseli.
Właściciel strony sam ustala cenę wyświetlania reklamy na jego stronie. Reklamy można kupować zarówno bezpośrednio poprzez widget jak i przez sklep AdTaily. W ten sposób kupowane są reklamy wyśwetlane przez dzień (lub określoną liczbę dni). Dodatkowo widoczne są tu też reklamy opłacane za kliknięcie. Mają one niższy priorytet, jeżeli brakuje miejsca w widgecie – pierwszeństwo mają reklamy wykupione na dzień.
Istnieje też możliwość wstawienia bezpłatnych reklam społecznych (wybierając w ich galerii) czy też włączenia reklam własnych.
Wypłata środków następuje po zgromadzeniu co najmniej 100zł – przelewem na konto PayPal. Czy się opłaca? Cóż, wszystko zależy od popularności strony czy blogu. Im większa liczba użytkowników, tym większe szanse na zdobycie reklamodawcy.
Grosz do grosza i powoli się coś tam na koncie jednak się zbiera.

Serwis cały czas się rozwija, choć zdarzają się też zmiany mało sympatyczne dla blogerów:
Małe nie jest już piękne?
Trzeba jednak przyznać, że wsłuchuje się w głos Wydawców i potrafi korygować włąsne rozwiązania:
AdTaily i mały wydawca
Z moich osobistych doświadczeń wynika, że są otwarci na nowe pomysły i szybko reagują na wszelkie ewentualne błędy i niedogodności. To bardzo duży plus.

  

 

 

A tu ebook (bez zabezpieczeń):

Zarabianie w sieci – reklamy kontekstowe

Czy w internecie da się zarobić jakieś pieniądze? Oczywiście, choć tak jak w świecie rzeczywistym – nie polega to na tym, że dostajemy fortunę za nic. Trzeba się trochę napracować, przede wszystkim tworząc wartościową treść i zdobywając czytelników, a i tak dla przeciętnego blogera zyski wcale nie są oszałamiające, tyle co na waciki. Owszem, są wyjątki, ale jest ich mało.
Myśląc o zarobkach na blogu czy na własnej stronie na pierwszy plan wysuwają się reklamy. Możliwości jest tu sporo.

Na pierwszy plan wysuwa się tu oczywiście reklama Google Adsense. Jest to model reklamy kontekstowej. Wyświetlane są reklamy pasujące do treści publikowanej na danej stronie czyli jeżeli np. piszemy o banku – to są duże szanse na to, że pojawi się reklama właśnie banku czy jakieś instytucji finansowej. 
Płatności są naliczane za każde kliknięcie w reklamę – od kilku do kilkudziesięciu eurocentów. Wypłaty są realizowane przelewem na konto, po osiągnięciu na koniec miesiąca kwoty co najmniej 70€.
Samo włączenie reklamy na stronie nie jest problemem. Interfejs jest w miarę prosty, ustalamy wygląd i format reklamy, system generuje kod, który wklejamy na blog czy na witrynę. Zdecydowanie istotniejszym problemem jest tu fakt, że Google ma swoje twarde zasady, rygorystycznie ich przestrzega i praktycznie nie ma odwołania od decyzji. Każdy, kto spróbuje tu kombinować i chcąc zwiększyć zyski, klika w reklamy na własnej stronie czy rozsyła maile do znajomych podając link, prosząc o wejście na stronę i kliknięcie w reklamę, ma duże szanse na otrzymanie bana i to na zawsze. Google kończy współpracę i zamyka konto.
Ja sama mam na swoich blogach reklamy Google. Gdy kiedyś zacięła mi się myszka i kliknęłam sobie w reklamę – na wszelki wypadek od razu zgłosiłam to do Google’a. Tak na wszelki wypadek. Od pewnego czasu swój kanał Youtube też mam powiązany z kontem Google Adsense. Oznacza to, że na publikowanych przeze mnie filmikach też są wyświetlane reklamy, a kliknięcia w nie dopisywane są do mojego konta.

Z tego co wiem podobne rodzaje reklam są również oferowane przez Adkontekst, ale tu nie znam szczegółowych zasad. Pewnie dałoby się poszukać jeszcze innych firm oferujących podobne zasady współpracy.