Zmiana czasu
Dziś w nocy zmieniamy czas. I znowu mamy burzliwą dyskusję, czy w ogóle i jaki ma to sens. Tym razem zmiana jest mniej bolesna – dzisiejszej nocy zyskujemy godzinę, od jutra śpimy dłużej. Wiosenna zmiana czasu jest bardziej dokuczliwa, szczególnie dla tych, którzy nie zaliczają się do grona skowronków.
Czy taka sezonowa zmiana ma w chwili obecnej jeszcze uzasadnienie? Mam wątpliwości. Rozglądając się wokół siebie mam wrażenie, że późniejsze włączanie oświetlenia wieczorami nie powoduje już żadnych zauważalnych oszczędności. Energooszczędne żarówki nie są już tak wielkim pożeraczem prądu, szczególnie w otoczeniu z wszystkimi pozostałymi energochłonnymi urządzeniami domowymi. Wystarczy przypilnować np. aby ładowarki były podłączone do sieci tylko wtedy, gdy faktycznie jest do nich podłączony telefon czy też wychodząc z domu nie pozostawiać telewizora w stanie czuwania. Obecnie to chyba jednak nie oświetlenie jest problemem i względy finansowe raczej tracą swoje znaczenie.
Co więc jeszcze może się liczyć? Cóż, warto pamiętać, że to czas zimowy jest tym „prawdziwym” czasem. Czasem sztucznie przesuniętym jest obowiązujący przez 7 miesięcy w roku czas letni. Szczerze mówiąc – patrząc na to, że latem, gdy o wiele chętniej i dłużej przebywamy na świeżym powietrzu – fajnie jest, jak dzień jest dłuższy, a wieczorami później robi się ciemno. Tym bardziej, że jakoś przesuwają nam sie także godziny pracy. Kiedyś było to proste – większość biur, urzędów pracowało od 7.00 do 15.00, teraz normą jest raczej 8.00-16.00. Po powrocie z pracy – najczęściej niewiele dnia już pozostaje. Szczególnie, gdy szybko zapada zmierzch.