Zmiana czasu

zmiana czasu

 

Dziś w nocy zmieniamy czas. I znowu mamy burzliwą dyskusję, czy w ogóle i jaki ma to sens. Tym razem zmiana jest mniej bolesna – dzisiejszej nocy zyskujemy godzinę, od jutra śpimy dłużej. Wiosenna zmiana czasu jest bardziej dokuczliwa, szczególnie dla tych, którzy nie zaliczają się do grona skowronków.
Czy taka sezonowa zmiana ma w chwili obecnej jeszcze uzasadnienie? Mam wątpliwości. Rozglądając się wokół siebie mam wrażenie, że późniejsze włączanie oświetlenia wieczorami nie powoduje już żadnych zauważalnych oszczędności. Energooszczędne żarówki nie są już tak wielkim pożeraczem prądu, szczególnie w otoczeniu z wszystkimi pozostałymi energochłonnymi urządzeniami domowymi. Wystarczy przypilnować np. aby ładowarki były podłączone do sieci tylko wtedy, gdy faktycznie jest do nich podłączony telefon czy też wychodząc z domu nie pozostawiać telewizora w stanie czuwania. Obecnie to chyba jednak nie oświetlenie jest problemem i względy finansowe raczej tracą swoje znaczenie.

Co więc jeszcze może się liczyć? Cóż, warto pamiętać, że to czas zimowy jest tym „prawdziwym” czasem. Czasem sztucznie przesuniętym jest obowiązujący przez 7 miesięcy w roku czas letni. Szczerze mówiąc – patrząc na to, że latem, gdy o wiele chętniej i dłużej przebywamy na świeżym powietrzu – fajnie jest, jak dzień jest dłuższy, a wieczorami później robi się ciemno. Tym bardziej, że jakoś przesuwają nam sie także godziny pracy. Kiedyś było to proste – większość biur, urzędów pracowało od 7.00 do 15.00, teraz normą jest raczej 8.00-16.00. Po powrocie z pracy – najczęściej niewiele dnia już pozostaje. Szczególnie, gdy szybko zapada zmierzch.

 

Metoda kasowa jako sposób na płynność finansową

Metoda kasowa to całkiem dobry sposób na poprawienie kondycji finansowej firmy, przede wszystkim jej płynności finansowej. W znaczny sposób korzystnie wpływa na jej działalność. Wiadomo, że państwo zawsze jest pierwsze w kolejce po należne mu wpływy, wszystkie inne należności i wierzyciele dostają to, co zostanie.

Na dzień dzisiejszy z metody kasowej mogą korzystać tylko firmy mające status Małego Podatnika. Uzyskują go ci, których przychody wynikające ze sprzedaży w poprzednim roku nie przekroczyły kwoty 1 200 000 euro  – po przeliczeniu na złotówki w roku 2012 jest to kwota
5 324 000zł. Mając taki status można wystąpić do US z informacją o wyborze kasowej metody rozliczania podatku VAT. Metoda ta polega na tym, że podatek VAT płaci się wówczas nie w momencie wystawienia faktury, a w momencie otrzymania za nią środków (choć nie później niż w terminie 90 dni od daty wystawienia). Proste i logiczne. Wykonałam usługę, wystawiłam fakturę, ale kontrahent ociąga się z płatnością. Konto puste, a podatek trzeba zapłacić w pierwszej kolejności. Na zapłacenie własnych faktur kosztowych już nie starcza i w efekcie zator płatniczy powiększa się o kolejne ogniwo w łańcuchu.
To dobrze, że zgodnie z zapowiedziami rządowymi, metoda kasowa będzie mogła być stosowana przez wszystkich. W jakiś sposób poprawi to z pewnością płynność finansową firm. Jeżeli dojdzie jeszcze do również zapowiadanych zasad, że jako koszt można księgować tylko faktury opłacone – powinno to zmobilizować wszystkich. Takie działanie dyscyplinujące może mieć duże znaczenie w stosunku do tych, którzy nie płacą, choć mogą. Ci, którzy nie płacą, gdyż nie mają, tylko pogorszą swoją sytuację. Niemniej jednak gospodarka bardziej płynna finansowo na pewno szybciej będzie się rozwijać, a wzrost koniunktury korzystnie wpłynie na wszystkie firmy.

Ja sama nie stosuję metody kasowej, choć teoretycznie mogłabym. Do limitu ograniczającego status Małego Podatnika dzieli mnie tak wiele, że nie miałabym problemu. I zatory płatnicze też mnie dotykają, niestety. Gdy zaczynałam, nie chciałam jednak komplikować sobie życia i wolałam trzymać się zasady księgowania faktur w momencie ich wystawienia. Prostsze rozliczenia. I wprawdzie też czekam na zaległe płatności, ale mam w zapasie nadpłatę VAT, więc póki co – nie muszę nic wpłacać.
Inna  sprawa, że chętnie bym płaciła VAT, gdybym miała więcej zleceń i uczciwych kontrahentów. Niestety, jest kiepsko, albo jeszcze gorzej. Będąc z natury optymistką, teraz jestem na skraju załamania psychicznego. Jedyne chwile radości mam wtedy, gdy wchodzę na wagę. Choć mojej „diety odchudzającej” nie życzę nikomu….

 

Jesienne gromadzenie zapasów

 kapusta

Jesień to dziwna pora roku. Jesteśmy po żniwach, inne zbiory też zebrane, zapasy zgromadzone – nic tylko odpoczywać z pełnymi brzuchami. Tymczasem zajęci oszczędzaniem, wcale nie cieszymy się zgromadzonym bogactwem. Zamiast odpoczywać – myślimy o zimie, o ciężkich, zimnych dniach i nadal zbieramy zapasy. Oczywiście nie ruszając tego, co mamy, gdyż to jest „na ciężkie czasy”. Kiedy będziemy odpoczywać? I cieszyć się tym co mamy? Zimą? Może i tak, fajnie jest sięgać po własne soki, kiszone ogórki, kompoty czy owoce. Tylko tak naprawdę – to kto teraz robi własne przetwory? Brakuje czasu, chęci i potrzeby. Sklepy są pełne wszystkiego, zawsze możemy pójść i kupić. Pod warunkiem, że mamy zgromadzone odpowiednie środki finansowe. 

Październik kiedyś był miesiącem oszczędzania, może więc coś w tym jest? Podobno przezorny jest zawsze ubezpieczony, ale łatwo jest popaść w przesadę. Oglądałam ostatnio na National Geographic kilka odcinków serii „Czekając na Apokalipsę”. Ludzie obawiający się nadejścia kataklizmu, rozruchów społecznych, epidemii itp. zagrożeń poświęcają całe życie, aby się przed tym zabezpieczyć. Też robią zapasy, ćwiczą procedury, obmyślają plany ochrony. Zastanawiam się tylko, czy zdają sobie sprawę z tego, że tracą swoje życie tu i teraz, nie mając czasu na radości dnia codziennego wokół siebie.

Korzystajmy więc z jesieni, wyjątkowo ciepłej i pięknej w tym roku. I cieszmy się wszystkimi jej barwami. Aby do wiosny.

muchomor

 

Szkolenia online

Tym razem będzie autopromocja. Kilka tygodni temu rozpoczęłam współpracę z portalem CyfrowaSzkola.pl.
Opublikowałam swoje pierwsze szkolenie, adresowane głównie do osób, które pracując już trochę w Excelu, nie mają pojęcia o VBA i wszystkich możliwościach związanych z makrami, własnymi funkcjami i automatyzacją pracy.

VBA w Excelu 2010 – pierwsze kroki

Zapraszam 🙂


Ozusować wszystko czyli co?

Ozusować wszystkie umowy – to główne hasło debaty ostatnich dni. Mimo, że jeszcze nie znamy szczegółów rządowych propozycji, już wszyscy komentują czy jest to dobre czy złe rozwiązanie. W dodatku większość komentarzy jest bardziej polityczna niż merytoryczna i mało świadczy o znajomości tematu.
Co to są umowy śmieciowe? Umowy, od których nie są odprowadzane składki ZUS. Na dzień dzisiejszy są to umowy o dzieło. Bardzo popularne umowy zlecenia, wprawdzie również oparte na kodeksie cywilnym, są obciążone składką ZUS. W przypadku umów o dzieło rzeczywiście żadne składki ani na ubezpieczenie społeczne ani zdrowotne nie są odprowadzane, ale… Koszty uzyskania w przypadku takich umów są bardzo wysokie – 50%. Od pozostałych 50% płaci się podatek w wysokości 20%. Czyli mając podpisaną taką umowę np. na 1000zł, na rękę dostaje się 900zł. Wprawdzie już od dłuższego czasu mówi się o tym, że trzeba to zmienić i tak dalej być nie może (stąd zresztą protesty artystów i twórców kultury), ale w tak wysokie koszty uzyskania jest właśnie wliczone to, że trzeba odprowadzić samodzielnie składkę na ubezpieczenie zdrowotne i zadbać o swoją emeryturę. Teoretycznie więc zbyt wiele się nie zmieni, nawet jeżeli takie umowy zostaną ozusowane. 

W praktyce może jednak wyglądać to zupełnie inaczej. Umowy o dzieło dotyczą nie tylko ludzi wykonujących wolne zawody, ale również tych, którzy faktycznie świadczą umowę o pracę i powinni być zatrudnieni zgodnie z kodeksem pracy, a nie na umowie cywilno-prawnej. Dotyka to zwłaszcza młodych ludzi. Czy ozusowanie coś tu zmieni? Z pewnością, ale mam wątpliwości, czy na lepsze? Jeżeli zatrudniony w ten sposób pracownik zamiast 900zł netto, nagle zacznie dostawać 600zł – siła rzeczy będzie chciał podwyżkę. Koszty jego pracy wzrosną i to znacznie. Czy pracodawca będzie chciał go dalej zatrudniać? Pewności nie ma, w wielu wypadkach pewnie tak, ale szanse na to, że w jeszcze większej ilości przypadków będzie to oznaczało przejście do szarej strefy i wypłatę „pod stołem” są również bardzo duże. Może się to więc w ogólnym rozrachunku mało opłacać.

Umowy śmieciowe są bardzo elastycznymi formami zatrudniania pracowników. Z pewnością są korzystne dla pracodawców, pracobiorcy są już zdecydowanie mniej zadowoleni. Każdy chciałby stabilizacji i stałego etatu, z drugiej jednak strony, czy można się dziwić pracodawcom, którzy boją się zatrudniać pracowników na stałe, nie wiedząc, co czeka ich firmy za chwile, czy i jaka będzie koniunktura? Sztywny kodeks pracy przeciwdziała tworzeniu nowych miejsc pracy. Może gdyby też był elastyczniejszy, byłoby prościej, łatwiej i zredukowałoby umowy śmieciowe? Tylko, że akurat nad tym aspektem nikt się jakoś nie pochyla.


Papierkologia stosowana

Biurokracja to zaraza i wszyscy na nią narzekają. Norma. Konieczność walki z biurokracją, marnotrawieniem papieru i straconym czasem wydaje się być oczywista. A jednak…
Ostatnio zostałam przytłoczona koniecznoscią zdobywania różnego rodzaju zaświadczeń z różnych urzędów, popartych dodatkowo oświadczeniami itp. jakich zażądała od mojego syna jego uczelnia.
Finansowo mam wielki kryzys, kiepsko mi się wiedzie i oprócz różnych działań naprawczych i tnących koszty do miniumum i jeszcze niżej, postanowiliśmy złożyć wniosek o stypendium socjalne. Wparwdzie średnia mojego syna jest całkiem wysoka i lapałby się na stypendium naukowe, ale niestety. Miał jeden przedmiot, który studiował bardzo gruntownie, w trybie warunkowym. Wprawdzie zaliczyłw  końcu, ale ten warunek wyklucza starania o stypendium za wyniki w nauce. A stos dokumentów, który jest potrzebny do stypendium socjalnego to horror. Od tygodnia biegam po urzędach iz bieram wszystkie możliwe zaświadczenia. Skarbówka, Urząd Miasta – wszędzie tony papieru na złożenie wniosku o wydanie zaświadczenia, a następnie kolejne – na same zaświadczenia.
Zakładając DG – było mniej formalności.