Było Shopee, nie ma Shopee

Zdaje się, że to dość gwałtowna decyzja, w zasadzie od zaraz. Owszem, kilka miesięcy temu były doniesienia, że wycofują się z kilku krajów europejskich, ale Shopee.pl podobno było bezpieczne i miało pozostać. Jak jednak widać – nie.

Cóż, właściwie to się ne dziwię. Tak irytujących reklam telewizyjnych dawno nie było widać, mnie to skutecznie odstraszało. Choć raz się złamałam, weszłam, założyłam konto i złożyłam zamówienie. Dostawa szybka i sprawna, wszystko poszło naprawdę sprawnie. Zdziwiło mnie natomiast to, że kilka dni po otrzymaniu przesyłki otrzymałam maila, w którym musiałam potwierdzić dostawę, żeby wysyłający paczkę sklep otrzymał płatność.  Zrobiłam to oczywiście, dałam też dobrą ocenę transakcji, ale wydało mi się to dziwne. Owszem, wiele firm online prosi o recenzje, czasem je daję, ale w większości przypadków raczej omijam takie maile, odkładając je na później czyli nigdy. Pewnie nie jestem jedyna, więc takie dodatkowe opóźnienie płatności za zrealizowaną dostawę mogło być uciążliwe dla sprzedawców.
Cóż, teraz pozostaje Allegro. Mają zdecydowanie lepsze reklamy. Dźwięk tego “Shope pi pi pi” tak mnie irytował, że do tej pory go pamiętam i nie tęsknię.

 

Soboty wolne od handlu

Jaki dzień tygodnia jest najlepszy na robienie zakupów? Oczywiście mam tu na myśli takie większe, choć systematyczne zakupy. Każdy ma pewnie swoje własne przyzwyczajenia, ale podejrzewam, że najbardziej popularna jest sobota. W czasach, gdy pracowałam na etacie, od poniedziałku do piątku, w godz.8.00 do 16:00 – było ta dla mnie naturalne. W ciągu tygodnia, po powrocie z pracy, zupełnie nie miałam na to ani czasu ani sił ani ochoty. Drugi etat w domu też miał swoje prawa – obiad, pranie, sprzątanie itp.itd. Katalog jest długi i czasochłonny. Gdy jeszcze w domu są dzieci – lista ta wydłuża się niesamowicie i to do późnej nocy….
Nie lubię robić dużych zakupów w pośpiechu. W hipermarketach sprawdzam ceny na skanerach, terminy przydatności, szukam okazji. To wymaga czasu i spokoju, dla mnie zawsze najlepsze były sobotnie poranki. I wprawdzie teraz, prowadząc własną firmę i pracując głównie w domu, mam znacznie szersze możliwości, to sobotnie przyzwyczajenie do zakupów mi zostało. Tym bardziej, że właśnie w soboty jest wiele promocji i sporo artykułów można kupić taniej.

Czy teraz się to zmieni? Nowy podatek, początkowo nazywany “podatkiem od hipermarketów”, a w obecnych planach – zdecydowanie szerszy, może zachwiać tymi przyzwyczajeniami. Skąd pomysł, aby sobotnie zakupy obłożyć wyższą stawką? Rozumiem niedziele – ma to jakieś uzasadnienie, ale dlaczego soboty? Tu już chyba jedynym uzasadnieniem jest zwiększenia wpływów do budżetu. Kto za to zapłaci? Nie mam złudzeń – głównie my, klienci, choć pewnie dołożą się do tego również dostawcy.
Gdybym prowadziła sklep “łapiący się” na podatek obrotowy na pewno zrobiłabym wszystko, aby nie zmniejszać swoich zysków. Skoro więc weekendowe zakupy mają być obciążone wyższym podatkiem, to próbowałabym zrekompensować go sobie wyższymi cenami, maskując je np. “promocjami” obowiązującymi w robocze dni tygodnia. Z pewnością po pewnym czasie wywołałoby to zjawisko zmniejszenia liczby klientów w weekendy, a zwiększenia w pozostałe dni. To też zrozumiałe, ale rozwiązanie też nie jest skomplikowane: wystarczy wydłużyć godziny pracy w tygodniu, skracając je w weekendy. Owszem, skutki uboczne też będą: znacznie dłuższe kolejki i korki w pobliżu centrów handlowych np. w piątkowe popołudnia. Pewnie zmniejszyłabym także nieco stan zatrudnienia. W końcu po co się starać, skoro nie ma szans na zwiększenie zysków?

Nie mam sklepu,więc to nie moje dylematy. Zdaję sobie także sprawę, że kreatywność zarządzających hipermarketami w obchodzeniu rozwiązań planowanych w ustawie będzie bardzo duża. Dla mnie problemem będzie to, aby koszty moich zakupów wzrosły jak najmniej.
A swoją drogą – to jakim podatkiem obciążone będą np. czwartkowe zakupy w internetowej “Almie” czy “Piotr i Paweł”, z terminem dostawy na sobotę?


Poświąteczne wyprzedaże

Końcówka grudnia to okres dorocznych wyprzedaży – wielkie wietrzenie magazynów i robienie miejsca na nowe towary. Czy warto skorzystać? Oczywiście, pod warunkiem, że robimy to rozsądnie i z rozwagą, w dodatku niewielką wagę przywiązując do przekreślonych cen na metce. Praktyka wskazuje, że w wielu przypadkach jest to radosna twórczość handlowców i nie ma nic wspólnego z ceną w wersji podstawowej. Łatwo można się nabrać. Zdecydowanie lepiej traktować takie wyprzedażowe zakupy jako zupełnie normalne, w tanim sklepie. To pomoże zachować dystans i kupić tylko to, co faktyczne chcemy i potrzebujemy, za atrakcyjną cenę. Sama przekreślona wysoka cena to nie wszystko i wcale nie świadczy o korzystnym zakupie. Nie ma sensu wydawać pieniędzy tylko dlatego, że jest wyprzedaż. Pomijając już wszystkie inne aspekty – to warto pamiętać, że styczeń z reguły jest długim i ciężkim finansowo miesiącem.

A tak niejako przy okazji – ostatnio z niemiłym zdziwieniem zauważyłam, że została zlikwidowana sieć sklepów Vabbi. Szkoda, lubiłam tam robić zakupy. Outlet z dużym wyborem wiele marek, ceny atrakcyjne.

No i skoro o wyprzedażach mowa – to do końca grudnia trwa promocyjna wyprzedaż we wszystkich księgarniach GW Helion.Ceny niższe o 20%

Księgarnia biznesowa Onepress 

Promocja na ebooki – to nawet 60%:

 Księgarnia z ebookami

Warto skorzystać.


Lidl kontra Biedronka

 Lidl  Biedronka

Lidl i Biedronka to dwie sieci rywalizujących z sobą dyskontów. Bywam i tu i tu i często sie zastanawiam, który z nich wygrywa? Lidl ostatnio prowadzi intensywną kampanię reklamową w mediach, ale Biedronka zdecydowanie “poprawiła” swoje sklepy i produkty w nich oferowane. Nowy wystrój “Biedronki” na moim osiedlu rzeczywiście jest bardziej przyjazny.

Powszechna opinia głosi, że obydwa dyskonty to sklepy dla biednych ludzi. Rzeczywiście większość towarów jest tam tańsza niż w innych sklepach. Jakoś jednak wcale nie mam wrażenia, że to obciach tam kupować. Na moje własne dobre samopoczucie bardziej działa zadowolenie, ze udało mi sie coś kupić taniej i trochę zaoszczędzić. Wprawdzie ostatnio mam bardzo ciezki pod względem finansowym okres, ale zarówno w Lidlu jak i w Biedronce bywałam często, również wtedy, gdy całkiem dobrze sobie radziłam.
Za to zraziłam się do Reala. Już dawno tam nie byłam, odstraszyły mnie znacznie podniesione ceny. Wprawdzie są promocje i rabaty za zakupy zrobione wcześniej, ale mimo wszystko – nie jest to żadna atrakcja. W dodatku sieć ta przestała dawać bony towarowe za punkty zebrane na karcie Payback. Dla mnie to też był magnes przyciągający do Reala.
Za to ostatnio całkeim podoba mi się Intermarche. Wprawdzie niektóre artykuły są tam niezbyt tanie, ale większość ma całkiem przyzwoite ceny.

 

Patriotyzm na zakupach

Czy współczesny patriotyzm gospodarczy powinien polegać na tym, że zaczynamy kupować polskie produkty? 

Kupuj polskie. W obronie gospodarczego szowinizmu.

Problem takiego podejścia jest znany i dyskutowany od dawna, sama też wielokrotnie uczestniczylam w takich debatach. Zawsze do tej pory wydawało mi się, że takie podejście nie ma sensu, gdyż nawet trudno odróżnić – co to znaczy polskie? Czy w tej kategorii mieszczą się również produkty z fabryki zagranicznej, ale działającej w Polsce? Najprościej byłoby chyba przyjąć kryterium – polski to taki, który powstał na polskim miejscu pracy, czyli dał zatrudnienie komuś w naszym kraju. Czy mozna to jednak rozgraniczyć? Świat globalnej gospodarki jakoś działa ponad wszelkimi granicami, w dodatku każdy produkt ma w sobie wiele komponentów i składników, które w mniejszym lub większym stopniu i tak pochodzą z Chin.
Czy to oznacza, że i tak nie warto? Moim zdaniem – mimo wszystko tak. Idąc na zakupy i wrzucając do koszyka różne towary, część z nich w sposób oczywisty jest (a przynajmniej wydaje się) pochodzenia krajowego. Kupując je – może dajemy w ten sposób pracę sąsiadce? A ona z kolei idąc na swoje zakupy uratuje nasze własne miejsce pracy?
Brzmi to pięknie, choć idealistycznie, może nawet w pewien spośób naiwnie. Tym bardziej, że w sytuacji kryzysowej i tak wybieramy produkt tańszy, sprawę kraju pochodzenia pozostawiając jednak na drugim miejscu. Dobrze jednak, gdy da się to pogodzić.

BOMI upada?

Niby ciagle jesteśmy zieloną wyspą, ale to wcale nie oznacza, że kryzysu u nas nie ma. Nawet jeżeli na tle innych wypadamy nieźle – to wcale nie oznacza, że jest dobrze. Miejmy tylko nadzieję, że nie wszędzie i mimo wszystko jakoś przetrwamy ciężkie czasy.
O tym, że źle sie dzieje w branży budowlanej – wiemy z przygotowań do EURO. Pozbawieni wynagrodzeń pracownicy protestują:
Protest na drodze do stadionu
i trudno im się dziwić. Za pracę należy się płaca. Strach tylko pomyśleć jak wysokie musiałby być podatki, gdyby budżet państwa musiał gwarantować ryzyko biznesowe podejmowane przez firmy.

Dziś rano przekonałam się, że kryzys dociera jednak wszędzie i jest już prawie na moim podwórku (w sensie geograficznym). Rano, przy porannym przeglądzie wiadomości portalowych przeczytałam, że do sądu wpłynął wniosek wierzyciela o ogłoszenie upadłośći BOMI SA:
Wniosek o ogłoszenie upadłości BOMI został złożony w SR w Gdańsku
Potem poszłam na zakupy i weszłam też do sklepu tej sieci. Widać, że źle się dzieje. Na zwykle zatłoczonych półkach – same prześwity. Szukałam koncentratu pomidorowego i nie znalazłam – panoszyła się tam tylko lużno rozłożona musztarda i niedobitki ketchupu.
Efekt jest taki, że mam już zepsuty humor. Akurat w sklepach BOMI bardzo lubię robić zakupy, jest to jeden z większych sklepów na moim osiedlu i nie chciałabym, aby został zlikwidowany. Kolejnej Biedronki czy Lidla w okolicy wcale tu nie trzeba.
Trzymam kciuki, żeby okazało się to jednak faktycznie tylko straszakiem negocjajcyjnym, a sieć przetrwa ciężkie chwile.

Bomi

 

 

Tydzień przedświąteczny

Święta już w najbliższy weekend – czas na ostatnie przygotowania. Chociaż właściwie czy takie przedświąteczne szaleństwo ma w ogóle sens? Gdy byłam dzieckiem właśnie w Wielkim Tygodniu w domu robiło się wielkie porządki, wielkie zakupy, a zaraz potem gotowanie i pieczenie. Efekt był taki, że w święta już nikt na nic nie miał siły.
Na szczęscie teraz mamy już nieco inne czasy i przynajmniej nie trzeba zdobywać różnego rodzaju produktów, niedostępnych na co dzień, a wzbogajacych świateczne stoły. Wszystkie zakupy mozna zrobić dużo wcześniej,a  na ostatnie dni – zostawić tylko to, co musi być świeże. Kuchnia nie jest moim królestwem i rzadko zdarzają mi się w niej eksperymenty i twórcze wymyślanie czegoś pysznego. Poza tym – są to dwa dni – ile można zjeść w tym czasie? Żołądek też nie jest z gumy, nie dajmy się zwariować. Przecież to nie żadne zawody kulinarne i chyba jednak nie o to chodzi.
Owszem, Wielkanoc ma swoje prawa i tradycje. Jestem katoliczką, więc o aspekcie religijnym nie zapominam, ale są również tradycje i zwyczaje, które sprawiają, że święta te jednak czymś się różnią od długiego weekendu. Nawet jednak pielęgnując te zwyczaje – z pewnością lepiej je przeżyjemy na rodzinnym świątecznym spacerze niz wielogodzinnym zaleganiu z objadaniem się przed telewizorem.   

Jednym słowem – moje święta bedą raczej w wersji minimalistycznej. Owszem, będzie tradycyjne śniadanie świąteczne, będzie kaczka z kluchami na parze w drugi dzień świąt. Ciasto też jakieś zrobię, ale to wszystko. Tym bardziej, że czekają mnie jeszcze odwiedziny u rodziny – tam też będzie pełen stół. I już.
Zakupy w większości robiłam po trochu już wcześniej, na jutro jeszcze złożę zamówienie w Almie – głównie ze względu na wodę mineralną. Po co mam ja nosić, skoro mogę mieć z dostawą do domu? Nie myję okien – poczekam na cieplejsze dni. Wypiorę tylko firanki, żeby trochę odświeżyć wnętrze.

A za to w Wielką Sobotę rano pójdę do sklepu i kupię po kilka (!) plasterków szynki i jakiejś polędwicy. To mój osobisty zwyczaj przedświąteczny. Żadnych: kilogram tej, pół kilograma tamtej i 30 deko tego. W końcu po świętach mogę pójść i kupić świeże. A i tak po świętach się okaże, ze co się da – trzeba zamrażać, żeby się nie zmarnowało.
A na to na pewno mnie nie stać.   

Uczciwość w sieci

Ta notka miała się pojawić już kilka miesięcy temu, zawsze jednak wypadało mi coś innego. Teraz jednak pora nadrobić zaległości.
Każdy pewnie kiedyś kupował coś w sieci. Kupując w znanych sklepach internetowych z reguły nie mamy obaw, że zostaniemy oszukani. W razie czego bronią nas również procedury sprzedaży na odległość, UOKiK itp. W kontaktach ze sprzedawcami prywatnymi może być już znacznie gorzej. Wprawdzie takich oszustw jest już coraz mniej, ale historie ze sprzedażą kartofli czy cegieł w cenie telefonu komórkowego zdarzały się nawet za pośrednictwem Allegro.

Cóż, ludzi próbujących się dorobić kosztem innych niestety nie brakuje. Czy powinno się takie przypadki nagłaśniać? Z pewnością – głównie w celu ostrzeżenia innych. Kto wie, ile osób dałoby się nabrać np. “na wnuczka w potrzebie”, gdyby nie nagłaśnianie takich przypadków?
Ma to jednak efekt uboczny – medialny obraz naszej rzeczywistości jest pełen oszustów, złodziei i wyłudzaczy. W pewien sposób jest więc wypaczony. Może więc warto pisać o tym, co powinno być normą? I w pozytywny sposób wyróżniać tych, którzy są uczciwi? Właśnie po to, aby nie zginęli gdzieś w tłumie?

Ma tu swojego kandydata. Kilka miesięcy temu moje osobiste dziecko znalazło w sieci stronę:

PHP VIDEO TUTORIALE

Zainteresował się zamieszczonym tam tutorialem z PHP. Cena przystępna, więc postanowił go kupić, za pośrednictwem mojego konta PayPal. I wszystko byloby fajnie, gdyby czegoś nie pokręcił. Najpierw zapłacił, a dopiero potem przeczytał zasady i założył sobie konto dostępu do pobrania tutoriala. Kwota nie była przerażająco wysoka, zapłaciliśmy jeszcze raz i wysłaliśmy maila do autora strony o pomyłce. Kilka dni później odebralam maila z Paypala, że jedna z opłat została zwrócona na moje konto.
Wiem, to powinno być normalne i oczywiste, w ogóle nie powinno budzić żadnych wątpliwości i być powodem do pisania notek pochwalnych, a jednak… Mam czasami obawy, że ten standard wcale nie jest taki oczywisty i powszechny. Mimo wszystko więc promujmy pozytywne przykłady, może ktoś skorzysta?
Tym bardziej, że autor strony siedzi w Londynie i tam prowadzi działalność

Web Designer London

W pewien sposób świadczy więc również o nas. I dobrze, że jest to wizerunek dobru i uczciwy.

A dla tych, którzy interesują się PHP I MySql – z czystym sumieniem polecam tutorial, kupiony przez mojego syna:
CubeCon
Naprawdę świetny kurs video, można się sporo nauczyć.

Dzień darmowej dostawy

Dzień darmowej dostawy

30 listopada to dzień darmowej dostawy w grupie wydawniczej Helion. Warto skorzystać ikupić książki taniej. Wparwdzie ci, którzy płatność uiszczają karta kredytową przez internet i wybierają dostawę Pocztą Polską i tak płacą tylko za ksiązki, ale dla wszystkich innych opcji (w tym dostawa kurierem) – dziś złożone zamówienie będzie dostarczone za darmo.

A tu kilka losowych propozycji poszczególnych ksiegarni:

Księgarnia informatyczna Helion

 

Księgarnia biznesowa Onepress

 

Księgarnia Sensus – SPA twojej duszy

 

Księgarnia Septem – po radę do książki

 

Ebookpoint – ebooki bez DRM

 

Dzień Admina

Piątek 29 lipca to Dzień Admina. Z tej właśnie okazji cała oferta księgarni internetowej Helion została obniżona o 20% . Promocja trwa 28 i 29-go lipca.

Promocja Helionu

To świetna okazja do uzupełnienia domowej biblioteki.

Kliknij okładkę,aby przejść do książki lub odśwież stronę, aby wyświetlić inne pozycje.

 
 
 

 

 

 

 

 

A może książka w wersji elektronicznej?

 

%d bloggers like this: