Składka emerytalna czyli co?

Co to jest składka emerytalna? Odpowiedź na to pytanie ma kluczowe znaczenie do zrozumienia tego, co dzieje się z naszymi emeryturami.
W czasach PRL-u sprawa była oczywista. Składka emerytalna – teoretyczna i niewidzialna – poprzez budżet państwa trafiała do ZUS-u. Oczywiście nie po to, aby coś tam było składowane czy inwestowane, ale po to, aby była gotówka na wypłatę bieżących świadczeń emerytalnych.
Reforma emerytalna zmieniła to wszystko. Przede wszystkim przeszliśmy na system kapitałowy – czyli nasze składki miały być gromadzone w II filarze w OFE. Obowiązuje tu zasada, że ile sobie uzbieramy, tyle będziemy mieć. Teoretycznie moglibyśmy to nawet robić sami, ale państwo woli dopilnować, żebyśmy naszych pieniędzy nie przehulali już teraz, zostając na starość z niczym. Oznacza to, że nasze składki są wprawdzie pobierane przez ZUS, ale jest on tu tylko pośrednikiem i musi przekazać je do OFE. Jak więc można twierdzić, że to OFE generują dług państwa? Równie nietrafny jest zarzut, że to OFE są winne temu, że państwo emituje obligacje. Państwo  jest zadłużone, potrzebuje pieniędzy na wypłatę bieżących emerytur, więc wystawia weksle, a OFE są ustawowo zmuszone do do ich wykupu. Problem jednak w tym, że wynikająca z konieczności wypłacania bieżących emerytur dziura w ZUS powinna być już dawno temu zasypana wpływami z prywatyzacji. Czy nie takie właśnie były założenia?

OFE mają sporo wad i jest sporo powodów do ich krytyki. Jednak raczej nie za, za co atakują je politycy. Wprawdzie wygodnie jest zrzucać na kogoś winę za własne błędy i zaniedbania, ale jest to po prostu nieuczciwe. W tym starciu staję po stronie prof.Balcerowicza.
Zgadzam się też z jego stwierdzeniem, że wyborcy PO nie darują swojej partii skoku na ich pieniądze.


Zamów bezpłatnie ….

Na jednym z portali społecznościowych znalazłam dyskusję na temat praktyk pewnego wydawnictwa oferującego (reklama w internecie, reklamowe wkładki w prasie, telemarketing) całkowicie bezpłatnie pierwsze numery różnych serii wydawniczych. Firma stosuje metody znane z Pobieraczka – jeżeli po otrzymaniu pierwszej przesyłki nie złożysz pisemnej rezygnacji, umowę uważa się za zawartą. Po pewnym czasie zaczynają przychodzić monity o zapłacenie faktury, odzywa się windykacja i straszenie sądem. Klasyka.
Sądząc z bardzo rozbudowanego wątku dyskusji to ciągle działa. Tłumaczenia niektórych osób są wręcz żałosne – nic nie zamawiałem, a mi przysłali. Ciekawe tylko, skąd mieli adres i numer telefonu? Z książki telefonicznej? Jednak mało prawdopodobne. Zdecydowanie stawiałabym tu na to, że większość zamówiła skuszona darmową ofertą, ale zupełnie zignorowała regulamin i wszystkie informacje o tym, jak zrezygnować z prenumeraty. To częsta przypadłość – nagminnie nie czytamy regulaminów, nawet tego, co wytłuszczone i dużym drukiem, a potem okazuje się, że zawarliśmy umowę i trudno się z niej wycofać.

Nie oznacza to, że krytykowana firma działa do końca uczciwie. Sądząc z niektórych postów, sporo problemów pojawiło się przy zamówieniach składanych drogą telefoniczną. Wprawdzie tu też cudów nie ma – ktoś musiał podać adres do wysyłki, ale w takiej rozmowie telefonicznej przedstawiciel firmy z reguły obiecuje wiele różnych rzeczy, które potem okazują się słowami bez pokrycia w rzeczywistości. Za to pojawiają się problemy, o których wcześniej nie było mowy. I oczywiście brak możliwości odsłuchania nagranej rozmowy.
Tu akurat ma uraz, wynikający ze złych doświadczeń z takich telefonicznych kontaktów z infoliniami UPC oraz Orange. Nauczyło mnie to prostej zasady: nie zawieram żadnych umów przez telefon. Tak jest bezpieczniej i oszczędza wielu problemów.

A tak w ogóle – to zasada podstawowa jest jedna: szanujmy i chrońmy swoje dane osobowe.
I uważajmy komu je podajemy i w jakim celu. Niby banał, ale życie pokazuje, że ciągle warto to przypominać.


Czy na śmieciach można oszczędzić?

Właśnie dotarła do mnie informacja o wysokości czynszu, uwzględniająca nową opłatę za wywóz śmieci. Będę płacić ok.10zł miesięcznie więcej.
W mojej spółdzielni zapadła decyzja, że śmieci będą segregowane. Jak w całym Gdańsku – system dualny czyli podział na śmieci suche i mokre.

Czy można tu zaoszczędzić? Jest ryczałt obliczany od m2 powierzchni mieszkania, więc nie da się tu nic zmniejszyć. W dodatku bardzo łatwo wpaść w wyższą stawkę opłaty śmieciowej za odpady niesegregowane. Odpowiedzialność zbiorowa może być tu problemem – w każdej społeczności znajdzie się ktoś, kto ma problem z przystosowaniem się do innych. Tym bardziej, że do tej pory śmieci prosto i łatwo wrzucało się do zsypu na półpiętrze, a teraz nie tylko, że trzeba będzie segregować, to jeszcze wynosić na zewnątrz. Jedna osoba, która się wyłamie może być zarzewiem konfliktu.

Ja jestem na etapie poszukiwania porządnych pojemników na śmieci. Wprawdzie śmieci segreguję od dawna, ale makulaturę składam w szafce, a plastik w worku. Szkło wynoszę pojedynczo – idąc np. po zakupy czy z psem na spacer – biorę słoik i wrzucam do kontenera przed blokiem. Teraz chyba pora na bardziej zorganizowane sortowanie. Oglądałam w internecie różne kosze do segregowania śmieci. Te, które mi się podobają, odstraszają ceną. Szukam dalej.


O co chodzi z tymi śmieciami?

Wchodząca od 1 lipca ustawa śmieciowa w mniejszym lub większym stopniu dotknie każdego z nas. Śmieci produkujemy wszyscy i oprócz tego, że je wyrzucamy, musimy także płacić za ich wywożenie.
Z czego się to wszystko wzięło i dlaczego teraz mamy takie wielkie zamieszanie? Sprawa jest prosta: dyrektywa unijna zobowiązuje nas zmiany podejścia do wytwarzanych przez nas śmieci. Za dużo ich składujemy, a za mało utylizujemy. Zgodnie z harmonogramem już w bieżącym roku na wysypiska powinna trafić co najwyżej połowa śmieci, a cała reszta – albo odzyskana w formie surowców wtórnych, albo spalona w specjalistycznych spalarniach. Wprawdzie w porównaniu z innymi państwami UE formalnie produkujemy zadziwiająco mało śmieci – tylko ok. 300kg na osobę rocznie (średnia w Unii to ok. 500kg), ale chyba świadczy to o tym, że utylizujemy odpady sposobem chałupniczym. Bardziej prawdopodobne jest to, że podrzucamy je w różne ustronne miejsca na zasadzie skoro można wywieźć do lasu, to po co przepłacać za wywóz śmieci na wysypisko?

Wchodząca w życie ustawa śmieciowa ma zlikwidować to zjawisko. Od lipca nie będziemy już płacić za wywóz śmieci – staje się to obowiązkiem miasta/gminy, w której mieszkamy. Śmieci będą od nas odbierane bezpłatnie, ale za to pojawia się nowy, obowiązkowy parapodatek śmieciowy. W różnych miejscowościach wprowadzone zostały różne rozwiązania naliczania takiej opłaty. Przeważa wyliczenie na podstawie stawki od mieszkańca lub od m2 użytkowanej powierzchni, choć zdarzają się także lokalne rozwiązania uzależniające opłatę np. od ilości zużywanej wody. Niezależnie więc od ilości wyprodukowanych przez nas śmieci – opłata będzie stała.
Czy jest to sprawiedliwe? Wątpliwości m.in. budzi wiarygodność oświadczeń o ilości osób mieszkających w danym lokalu. Wystarczy zataić sublokatora lub wręcz wyprzeć się niektórych członków rodziny, aby zapłacić mniej. Podobno w Warszawie odnotowano dziwny spadek liczby mieszkańców – sądząc po deklaracjach śmieciowych większość mieszkańców stolicy to bezdzietni single. Protesty są także w miastach, gdzie przyjęto powierzchniową podstawę naliczania stawek. Osoba samotna mieszkająca w domu czy dużym mieszkaniu zapłaci sporo, mimo, że śmieci pewnie ma mało.

Dużym problemem, który zadziała z opóźnieniem, okaże się pewnie także kwestia segregacja śmieci. Stawki opłaty są uzależnione od tego, czy chcąc płacić mniej, zadeklarujemy ich segregację. Jeżeli jednak po kilku miesiącach okaże się, że deklaracje sobie, a życie sobie, może nastąpić zmiana stawki na wyższą. W przypadku mieszkańców domów wielorodzinnych sprawa może być poważna. Wystarczy jeden sąsiad, który nie będzie segregować śmieci, a zapłacą więcej wszyscy. Źle to wróży naszym kontaktom międzyludzkim i może zwiastować wiele awantur na szczeblu jak najbardziej lokalnym.

Ja mieszkam w dużym bloku. Śmieci segreguję. I sama jestem ciekawa – jak to będzie wyglądało za miesiąc.



W poszukiwaniu pracy

Nie wiem sama, czy to wina kryzysu czy to ja sama porwałam się z motyką na słońce, ale moja własna firma wprawdzie jeszcze nie padła, ale efekty finansowe są tak mierne, że od dłuższego czasu szukam alternatywnych źródeł przychodów. Mówiąc w skrócie – przeglądam ogłoszenia o pracę. Biorąc pod uwagę, że moje osobiste dziecko właśnie kończy studia i też rozgląda się za pracą – moje doświadczenie w czytaniu takich ogłoszeń jest dość bogate.
Wnioski niestety nie są optymistyczne, chyba, że ktoś szuka pracy (niekoniecznie na etat) jako doradca handlowy w bankowości lub ubezpieczeniach.
Ostatnio trafiłam na ofertę pracy w urzędzie skarbowym. Wymagania spełniałam, wiec wysłałam swoje zgłoszenie. Dostałam zaproszenie na test kwalifikacyjny z podstawowej znajomości podatkowej. Poszło mi całkiem nieźle, choć w przypadku kilku pytań odpowiedź wstawiałam na zasadzie logicznego myślenia, co w przypadku naszego systemu podatkowego nie musi oznaczać prawidłowej odpowiedzi. Do kolejnego etapu przechodziło 5 osób, które uzyskały najlepszy wynik testu – nie załapałam się, trudno. Bardziej zmartwiło mnie to, ze na jedno stanowisko pracy zgłosiło się 168 osób. Pewnie nie jest to żaden rekord, ale chyba i tak jest to sporo. Może zadziałała magia pracy urzędnika państwowego? A może rzeczywiście na rynku pracy jest tak źle i na każdą ofertę rzucają się tłumy? 

Obecny rynek pracy na pewno jest rynkiem pracodawców – to oni dyktują warunki. Stąd tak liczne umowy śmieciowe, praca bez umowy i z całkowitym pominięciem Kodeksu Pracy. Może gdyby prawo pracy było bardziej elastyczne, byłoby łatwiej? Pracodawcom wcale nie jest łatwo, choć z pewnością jest też wielu wykorzystujących pracowników tylko dla maksymalizacji zysku. Za to z drugiej strony mamy walczące o jak największą ochronę pracowników związki zawodowe. Kwadratura koła?

Niestety, tak jak wszędzie, gdzie popyt znacznie przewyższa podaż, także i tu zdarzają się oszustwa. Wysyłamy CV, a zamiast pracy okazuje się, że mamy do spłacenia kredyt w banku. Jak się nie dać nabrać na takie fałszywe ogłoszenia? Ostatnio drążyłam temat, wyniki są tu:

Szukasz pracy? Nie daj się oszukać.

Wyjazd do pracy za granicę

I jak tu wierzyć ludziom?

 



A tu coś z literatury:

%d