Biznesowy model Marcina P.

W sejmie trwa debata na temat Amber Gold – współczuję tym,  którzy muszą tego słuchać, relacjonować, analizować i podsumowywać. Bezpośrednia transmisja telewizyjna ma jednak swoje prawa, sala sejmowa pełna jak nigdy, a kolejka do zabrania głosu bardzo, bardzo długa.
Pozostawiając na boku polityczny aspekt sprawy – intryguje mnie jej wymiar biznesowy. Od dłuższego już czasu zastanawiam się na co liczył Marcin P.?
Konstrukcja piramidy finansowej jest prosta do zrozumienia, z pewnością właściciele Amber Gold doskonale zdawali sobie sprawę jak długo uda się im rozkręcać interes i ściągać pieniądze z rynku. Gdyby więc w pewnym momencie okazało się, że państwo P. znaleźli się gdzieś na rajskiej wyspie z dala od kraju – nie byłoby to dziwne. Ściągnąć pieniądze i uciec – normalka.  Niektórym nawet się udaje, choć świat jako jedna wielka globalna wioska znacznie się skurczył i na dłuższą metę jest to coraz trudniejsze.
W tym jednak wypadku chyba jednak nie taki był plan, przynajmniej nic na to nie wskazuje. Gdyby chcieli uciec – z pewnością by to zrobili znacznie wcześniej. Może nawet czarterem jednym z samolotów OLT Express? Skoro tak się nie stało – to chyba jednak Marcin P. liczył na coś innego. Na co? Jakie miał plany? Jakoś nie sądzę, że chodziło o to, że póki się da, to poszalejemy i powydajemy pieniądze, a potem – trudno. Raczej nie tak miało wyglądać, ten biznesplan z pewnością wyglądał inaczej. Ciekawe, jak? I jaka w tym wszystkim jest rola Katarzyny P.? W różnych spółkach jakoś tak zamiennie z mężem zasiadała we władzach. Ostatnia spółka została właśnie na nią zarejestrowana. Co ciekawe nawet nie słychać, aby ktoś ją chociaż przesłuchiwał…. Jakim cudem?
Ten plan biznesowy był chyba ciekawszy niż się to wydaje na pierwszy rzut oka.

Zarabianie w sieci – płatne teksty

Czy na pisaniu artykułów w internecie da się zarobić? Nazywa się to copywriting i stanowi coraz bardziej popularna i rozwijająca się dziedzinę internetowego biznesu. Wszystko to wynika poprzez potrzeby związane z pozycjonowaniem stron w internecie. Powstaje coraz więcej firm świadczących takie usługi, a tym samy wzrasta zapotrzebowanie na teksty, które odpowiednio wykorzystane na pozycjonowanej stronie, podnoszą jej „wyszukiwalność” w różnych wyszukiwarkach internetowych.

Ja trafiłam w internecie na stronę, za pomocą której można sprzedać i kupić dowolny artykuł.

Kupujący artykuły – mogą kupić tu artykuły o określonej długości, z konkretnej dziedziny i zawierające konkretne słowa kluczowe. Jest także wyszukiwarka artykułów. Można też wystawić własne zlecenie – narzucając własny temat, słowa kluczowe i inne warunki, a następnie wybrać jednego z autorów chętnych do realizacji tego zlecenia w określonym terminie.
Sprzedający artykuły mogą napisać artykuł o dowolnej treści i długości. Stawki nie są zbyt wygórowane – 3zł za 1000 znaków ze spacjami. Portal pobiera z tego 10% – czyli za każdy sprzedany artykuł autor dostaje 2,70zł. Oczywiście jest to stawka podstawowa – za każdy dłuższy artykuł, będący wielokrotnością 1000 znaków,  należność jest wielokrotnością 3zł.
Dodatkowo, portal ma tez funkcję programu partnerskiego czyli rejestracja za poleceniem danego uczestnika skutkuje, że osoba polecająca otrzymuje 5% wartości zleceń tego, kogo poleciła. Jeżeli więc kogoś to zainteresuje – proszę uprzejmie o kliknięcie w baner powyżej lub w link:
Polecam giełdę tekstów textmarket
Pójdzie to na moje konto, wiec własną wdzięczność dodaję za darmo.
Obsługa portalu jest bardzo prosta, ale gdyby ktoś potrzebował dodatkowej pomocy – to chętnie pomogę. Ja sama dość intensywnie piszę. Do tej pory udało mi się sprzedać 3 artykuły. Piszę dalej – po napisaniu artykułów o długości w sumie 100 000 znaków, można stawać do aukcji na konkretne zlecenia. Jeszcze trochę mi zostało… 
Zobaczymy, co z tego wyjdzie dalej. W każdym razie każdy grosz się liczy, przynajmniej dla mnie. Jakoś trzeba związać koniec z końcem.  

 

 

 



Szkolna wyprawka

Ostatnie dni sierpnia to okres wzmożonych zakupów szkolnych. Mam to już na szczęście za sobą, rok akademicki zaczyna się dopiero za miesiąc, a poza tym – student nie potrzebuje już tego typu wyprawki. Inna sprawa, że w szkolnych czasach i tak zawsze tego typu zakupy robiłam po trochę, szukając okazji i znacznie wcześniej, nie czekając na ostatnie dni. Nie cierpię tłoku w sklepach, wolę robić zakupy na spokojnie, bez tłumu kłębiącego się przy sezonowych stoiskach.
Słuchając doniesień medialnych w stylu „ile to kosztuje” można rzeczywiście wpaść w przygnębienie – komplet podręczników + zeszyty i cała reszta szkolnych akcesoriów to naprawdę poważne koszty. Mając kilkoro dzieci (w ramach aktywnej polityki prorodzinnej) można się załamać. Skąd wziąć na to wszystko? Biorąc pod uwagę, że to dopiero początek wydatków? Wrzesień w szkole to zawsze jakieś akcje pt. ubezpieczenie, Komitet Rodzicielski, dodatkowe ćwiczenia itp.itd. A przy okazji okazuje się, że trzeba jeszcze uzupełnić braki garderoby, gdyż dzieci rosną. Nie jest łatwo być rodzicem.

Biorąc pod uwagę, że mimo wszystko dzieci są najlepszą inwestycją, a dobre wykształcenie to podstawa – czy rodzice mają inne wyjście niż zacisnąć zęby i udać się na szkolne zakupy? Biegając po całym mieście, gdyż w jednym sklepie są tanie tornistry i piórniki, a w drugim promocja zeszytów. No i po drodze zaglądając do księgarni, aby uzupełnić brakujące podręczniki z listy. I pewnie obiecując sobie, że w przyszłym roku nie zostawią tego na ostatnią chwilę.

 


Papierosy marki "jaka to choroba?"

Na pierwszy ogień poszła Australia. Przez internet przewinęły się wzory nowych opakowań paczek papierosów, które mają odstraszać od sięgania po papierosy. Faktycznie, są odrażające, ale czy na pewno są w stanie powstrzymać rękę sięgającą po papierosa? Osobiście wątpię, a ponieważ jestem palaczką – nie są to tylko teoretyczne rozważania.
Jakoś mam wrażenie, że każdy palacz zdaje sobie sprawę z tego, że poprzez palenie zwiększa się niebezpieczeństwo zachorowania na niektóre choroby. Nie trzeba do tego nawet ostrzeżeń Ministra Zdrowia. Nie wydaje mi się więc, żeby kontrowersyjne obrazki na paczkach papierosów też na to wpłynęły. Za to skuteczna może być motywacja ekonomiczna. Już obecnie cena paczki papierosów jest tak wysoka, że stanowi poważne obciążenie dla budżetu. Na mnie działa – naprawdę radykalnie ograniczyłam palenie. Efekt dla budżetu państwa chyba też jest widoczny – jakoś coraz rzadziej wspomina się już o zielonej wyspie.
Swoją droga, gdy czasem rano kupuję w kiosku gazetę i papierosy, często widuję także klientów kupujących napoje w stylu wino marki wino czy jak to się teraz nazywa. Płacą zdecydowanie mniej niż ja. Może jednak taniej być pijakiem niż palaczem? Biorąc pod uwagę, ze jakąś wadę muszę mieć, chyba jednak zły nałóg sobie wybrałam.

Piramidy finansowe i ich uczestnicy

Z sprawą głośnej sprawy Amber Gold mówi się ostatnio dużo na temat różnego rodzaju piramid finansowych. I ciągle jak mantrę powtarza się sprawa kiepskiego poziomu edukacji ekonomicznej naszego społeczeństwa. Niby jako naród jesteśmy przedsiębiorczy i doskonale radzimy sobie w realiach gospodarki rynkowej, ale jednocześnie odsetek naiwnych jest w naszym społeczeństwie tak wysoki, że aż budzi do przerażenie.
Ostatnio trafiła w sieci na ofertę programu partnerskiego. Zainteresowałam się, tym bardziej, że korzystam już z kilku (pisałam o tym tu: Zarabianie w sieci: Programy Partnerskie). Program partnerski, na który trafiłam był bardzo fachowo i poważnie opisany. Czytając jego opis mam wprawdzie wątpliwości, czy można określić go mianem PP, ale może czepiam się tylko słówek?
Zasada działania jest taka: jest lista 8 numerów kont bankowych. Gdy taka lista trafi do nowego uczestnika jego działania polega na wpłacie 5zł na numer konta będącego na pozycji pierwszej, a następnie usunięciu go z listy. Na ostatnią pozycję wpisuje się własny numer konta i tak zmodyfikowaną listę wysyła do 8 osób, które robią to samo. Potem wystarczy tylko czekać na kolejne przelewy i cieszyć się zyskami. Proste? Banalnie. W końcu – 5zł to nieduża kwota, a 8 znajomych na liście mailingowej też nie stanowi problemu i można spróbować, prawda?  Przynajmniej do momentu, gdy nie zaczniemy liczyć jakie są szanse powodzenia. 

Na pierwszym poziomie (odrzucając to , co było wcześniej)  – mamy 8 osób.  Po rozesłaniu do 8 znajomych, każdy z nich robi to samo czyli też wysyła do 8 osób. W programie uczestniczy już 8 + 64 =72 osoby. Każda kolejna osoba wysyła tez do 8 osób i w efekcie mamy już 72 + 8 * 64= 572. Dalsze obliczenia przeprowadziłam już w arkuszu Excela. Wygląda to tak:

piramida

Na ostatnim poziomie czyli wtedy, gdy nasz numer konta jest już na pierwszej pozycji – w programie uczestniczy już przeszło 19 milionów osób. I każdy z nich wpłaca na konto 5zł….
Lepsze od wszelkich loterii. Oczywiście przy założeniu, że znajdzie się tyle milionów osób, które będą uczestniczyć w programie i nie będą próbować kombinować. Wprawdzie wpisanie się na pierwszym miejscu i tak rozesłanie listy do znajomych nie ma sensu, gdyż 8 * 5zł =40zł nie jest żadnym osiągnięciem, ale już na kolejnych miejscach może mieć to sens. No, chyba że takich kombinatorów będzie więcej. System opiera się więc nie tylko na prawie 20 milionach osób, ale także na tym, że muszą być one uczciwe.
Ja sama jestem sceptyczna.

Zarabianie w sieci – Programy Partnerskie

Programy Partnerskie są bardzo prostym sposobem na zarabianie w sieci. Wystarczy mieć swoją własną stronę internetową czy blog, podpisać umowę, umieścić link polecający do danego PP i liczyć na prowizję od zakupów dokonanych z naszego polecenia. Proste, prawda?
Taką formę współpracy stosuje coraz więcej firm działających w internecie. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło Programy Partnerskie i zobaczymy całą wielką listę możliwości. Z pewnością nie wszystkie z nich są warte polecenia, ale można się im przyjrzeć.
Ja korzystam z dwóch programów partnerskich księgarni internetowych:

  • Grupa Wydawnicza Helion

    Program Partnerski

    Księgarnie internetowe:
    informatyczna –  Helion,
    biznesowa – Onepress
    osobowść i psychologia – Sensus
    poradnictwo –
    Septem
    e-booki – Ebookpoint

    Umowę podpisuje się jedną – dla całej grupy wydawniczej. Za każdą ksiażkę zakupioną poprzez link polecający otrzymuje się 5% ceny netto (bez VAT). W przypadku e-booków prowizja wynosi 15%.  Zarobki są kumulowane i rozliczane wspólnie dla wszystkich ksiegarni. Wypłata – po uzbieraniu kwoty co najmniej 50zł. Ponieważ moja umowa jest zawarta na firmę – wystawiając fakturę doliczam do tego jeszcze VAT. 
    Sprawdziłam sama na sobie – działa. Z czystym sumieniem mogę też polecić program innym, tym bardziej, że sama korzystam z wydawanych przez GW Helion książek i to od dawna. Są naprawdę na wysokim poziomie. 

  • Księgarnia katolicka Tolle

    Program Partnerski

    Z tego programu korzystam na moim blog katolickim. Póki co – jeszcze nie uzbierałam kwoty możliwej do wypłaty, ale powoli zbliżam się do kwoty 100zł, która na to pozwala. 
    Zakres książek sprzedawanych przez księgarnię jest bardzo szeroki. Proste materiały promocyjne, przyjazny interfejs. Póki co – testuję.

Cóż, ciężkie czasy i jakoś trzeba sobie radzić. Liczy się każdy grosz. 

 

 

 



Wirtualny świat także dla seniorów

Słuchając doniesień medialnych o problemach klientów Amber Gold, bardzo często można było usłyszeć tezę o tym, że większość z nich to ludzie starsi, już na emeryturze. I od razu wszystkim wszystko wydaje się oczywiste: naiwni, dali się nabrać, nie umieli sprawdzić, komu oddają pieniądze i zawierzyli reklamie. Nie wiem ile w tym prawdy tzn. jaka jest struktura wieku amatorów bursztynowego złota, ale mam wrażenie, że to zbyt proste wyjaśnienie. Interesującym aspektem natomiast byłoby określenie – jaki procent tych klientów korzysta z internetu? 

Mamy XXI wiek – internet jest podstawowym medium wykorzystywanym na co dzień i stanowi podstawowe źródło informacji. Dla kogo? Powinien być dla wszystkich, to medium masowe. Paradoksalnie – najbardziej przydatny jednak może być dla osób starszych. Nie ma tu górnej granicy wieku, a nawet – im ktoś jest starszy, czy unieruchomiony w domu przez chorobę, tym bardziej może stanowić okno na świat. 
Znam wiele osób, które już na emeryturze zaczęły uczyć się komputera i internetu i doskonale sobie radzą w wirtualnym świecie. Znam też sporo, które boją się podchodzić do komputera – „to już nie dla mnie”. Oczywiście to nieprawda, trzeba je tylko zachęcić – wolno i spokojnie tłumacząc i to nie wszystko od razu. Przede wszystkim trzeba tak zachęcić, aby przełamać opór wewnętrzny.

W ramach swojej działalności uczyłam już wiele osób starszych, które dopiero zaczynały pracę z komputerem i w internecie. To, co jest oczywiste dla korzystających z tego od dawna – wcale nie jest oczywiste dla kogoś, kto w szkole miał „prace ręczne” zamiast informatyki i język rosyjski, a nie angielski. Potrzebna jest tu cierpliwość i uczenie po trochu, bez przeładowywania informacjami, szczególnie na początku. Z każdą chwilą będzie coraz lepiej, aplikacje internetowe w dużej mierze odwołują się do intuicji. Poznając jedną – z drugą będzie już lepiej i łatwiej. Z trzecią jeszcze szybciej…
Najważniejszy jest ten pierwszy krok.

Przy okazji też zareklamuję sama siebie. Na bazie moich własnych doświadczeń w nauczaniu osób rozpoczynających pracę z komputerem (głównie starszych) opracowałam autorski skrypt w formie słownikowej. Zawiera same podstawy, bez wgłębiania się w te opcje, które na początku wcale nie są potrzebne, a tylko mogą przytłoczyć ogromem informacji. Jest tu to, co najważniejsze, opisane w prosty i przystępny sposób . 

Słownik pojęć i wyrażeń komputerowych

Jestem  w trakcie opracowywania kolejnej części, poświęconej wyrażeniom i pojęciom internetowym.
Dla osób mieszkających w Gdańsku i okolicach – oferuję również indywidualne szkolenia z obsługi komputera:

Szkolenia dla osób indywidualnych

A przy okazji – założyłam niedawno nowy blog, adresowany właśnie do osób zaczynających pracę z komputerem i próbujących uporządkować swoją wiedzę. Prosty zrozumiały język i tylko to, co najważniejsze – bez wnikania we wszystkie możliwe opcje. Zapraszam tu:

Komputer i internet nie tylko dla seniorów

Wprawdzie większości tu zaglądających taka pomoc nie jest potrzebna, ale czy na pewno gdzieś w pobliżu nie znajdzie się ktoś, komu taka pomoc by się przydała? Może warto polecić?

Płatne treści w internecie

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, doczekaliśmy czasów, w których za niektóre treści w internecie zaczniemy płacić. Jeszcze w tym miesiącu rejestracja jest bezpłatna, a przy okazji przez miesiąc dostęp do płatnych treści jest także darmowy, ale potem nie da się.

Chyba pora zmienić swoje przyzwyczajenia. Dziś rano, przy porannym przeglądzie prasy internetowej już przeżyłam pierwszy szok. Chciałam przeczytać artykuł, ale mogłam zobaczyć tylko wstęp i takie coś:

 płatne treści w internecie

Czy się przyzwyczaimy? Pewnie nie będzie wyjścia, choć na początku jakoś nie sądzę, aby skończyło się to sukcesem. Owszem, na poziomie instytucji pewnie tak, ale czytelnicy indywidualni raczej nie rzucą sie ochoczo do płacenia za coś, co do tej pory było za darmo.
Co nie znaczy, że trudno nie zrozumieć wydawców. W końcu treść w sieci nie bierze się znikąd, ktoś ją tworzy i oczekuje zapłaty. Nie miejmy złudzeń – to będzie przyszłość internetu. I takich płatnych treści będzie coraz więcej.
Mam zamiar założyć sobie konto w systemie Piano i zobaczyć, jak to wygląda. Potestuje, póki jest bezpłatne. A później? Cóż,  wprowadziłam ostatnio ostrą redukcję kosztów, więc w najbliższym czasie na pewno nie. A później – zobaczę. Póki co i tak jestem tradycjonalistką i kupuję papierowe wersje Gazety  Wyborczej i Newsweeka. Cały czas w prenumeracie teczkowej.

 

Rozżalony klient UPC

Tę notkę chciałam napisać już wcześniej, ale zawsze coś mi wypadało. Tkwiący we mnie żal jest jednak tak duży, że muszę o tym napisać.
Ostatnio mam trudny okres, interesy idą kiepsko i coraz bardziej muszę się gimnastykować, aby związać koniec z końcem. Moja codzienność to gaszenie pożarów, jakoś jednak muszę sobie radzić. Podobno człowiek nie sznurek, wszystko wytrzyma…

Dwa miesiące temu dostałam fakturę z UPC – telewizja i internet stacjonarny. Nie miałam tyle środków, żeby zapłacić całość. Zapłaciłam 2/3 należności i poprzez formularz na stronie napisałam do BOK. Do tej pory zawsze płaciłam w terminie, teraz nie mogłam, więc poprosiłam o przedłużenie terminu zapłaty, zobowiązując się jednocześnie do zapłacenia brakującej kwoty najpóźniej z płatnością kolejnej faktury. Mniej więcej po tygodniu dostałam odpowiedź i to wcale nie z automatu. Podpisana z imienia i nazwiska starsza specjalistka poinformowała, że moja prośba została odnotowana. UPC prosi o zapłacenie brakującej kwoty najszybciej jak to będzie możliwe.
Kilka dni później o świcie wstałam i okazało się, że nie mam ani internetu ani telewizji… Był to akurat dzień, na który przypadał termin płatności kolejnej faktury. Pieniądze już miałam i miałam w planach zapłacenie rachunku. Bez internetu okazało się to utrudnione, ale jakoś sobie poradziłam. Usługi włączono mi ponownie 3,5 dnia później. 

Bez internetu ciężko się żyje. Z telewizją było łatwiej, tym bardziej, że sygnał analogowy był i wystarczyło przełączyć kabel z dekodera na telewizor.
Oczywiście wydzwaniałam ciągle do UPC, ale firma ta nie przewiduje możliwości przesłania jakąkolwiek drogą pokwitowania. Jedna standardowa odpowiedź: usługi zostaną włączone w terminie 3 dni po zaksięgowaniu. O tym, co należy rozumieć pod tym określeniem, skoro numer konta bankowego jest ściśle związany z numerem abonenckim i mamy XXI wiek – nikt już nie potrafił mi wyjaśnić. Tak samo jak nikogo nie interesował otrzymany przeze mnie wcześniej mail. Po zaksięgowaniu i już. Standard obsługi jest tak schematyczny, że na moje uwagi o tym, jak bardzo jestem rozżalona zaistniałą sytuacją – zaproponowano mi polecenie zapłaty. Na moje pytanie – w czym ma to pomóc, jeżeli na koncie nie ma środków – odpowiedzi nie uzyskałam. Zaraz potem jednak zaoferowano mi poszerzenie pakietu kanałów telewizyjnych. Tylko raz standard został przełamany. Ponieważ mam zwyczaj zapisywania nazwisk osób, z którymi rozmawiam, na zakończenie jednej z takich pogawędek chciałam potwierdzić i spytałam: rozmawiałam z panią G.? W odpowiedzi usłyszałam: panna G.
W tym momencie faktycznie to ja nie znalazłam już żadnej odpowiedzi….

Wiem, że rachunki trzeba płacić i zawsze staram się robić to w terminie. Wydawało mi się jednak, że w ramach dbania o długoletniego klienta, można było potraktować mnie nieco łagodniej i nie wyłączać mi usług z powodu opóźnienia. Tym bardziej, że 2/3 opłaty było uiszczone, chodziło tylko o niedopłatę.
Niestety, dla UPC to wszystko nie ma znaczenia. Przykre to, ale prawdziwe. Na pewno nie jest to firma, w której dba się o klienta.