Tajemnice druku EDG-1

Formularz EDG-1 czyli “Wniosek o wpis do ewidencji działalności gospodarczej” to jedyny druk, który wypełniamy przy zakładaniu działalności gospodarczej. Ponieważ stanowi on typowe 3 w 1 – składamy go w jednym okienku. Wzór można znaleźć w wielu miejscach. Jest też tu:
EDG-1
Wypełnienie też nie jest żadną filozofią, ale może kilka uwag komuś się przyda?

  • 01 Rodzaj wniosku
    Druk jest uniwersalny – do założenia, zmiany, zawieszenia czy likwidacji DG. Znaczkiem X w odpowiednim polu zaznaczamy nasz wybór.
  • 02 Nazwa i adres organu ewidencyjnego
    W zależności od miejsca rejestracji – prezydent miasta, burmistrz lub wójt. Koniecznie z adresem.
  • 03 Właściwy naczelnik Urzędu Skarbowego
    Nasz US.
  • 04 Urząd Statystyczny
    W moim przypadku jest to Urzad Statystyczny w Gdańsku.
  • 05 Nazwa i adres jednostki ubezpieczeń społecznych
    Tu istotny jest podział terytorialny, odnoszący sie do adresu zakładu głównego czyli siedziby firmy.

Cała część I formularza – to dane osobiste osoby zakładającej działalnośc gospodarczą.

W części II

  • 10 Oznaczenie przedsiębiorcy, którego wniosek dotyczy
    Nazwa firmy to obowiązkowo imię i nazwisko właściciela – to podstawa. Wszystkie inne nazwy są tylko dodatkiem np. Dekoracje Okienne “Zazdroska” – Matylda Nowak
  • 11 Nazwa skrócona
    Tu już wpisujemy nazwę marketingową. Odnosząc się do poprzedniego przykładu mogłoby to być np. Dekoracje Okienne “Zazdroska”
  • 12 Data rozpoczęcia działalności
    Dzień, z jakim chcemy wystartować. Ja rejestrowałam firmę 28 grudnia, działalność rozpoczynam z dniem 3 stycznia
  • 13 Rodzaje działalności gospodarczej
    Druk już częściowo nieaktualny. Obecnie nie ma już obowiązku wpisywania starych symboli PKD 2004.
    Praktyka wskazuje, że warto wpisywać szeroki zakres rodzajów działaności. Nigdy nie wiadomo jak nam się firma rozwinie, a po co bawić się w skąłdanie druków aktualizujących, skoro można od razu? Jak wyszukać potrzebne nam symbole PKD 2007? Najprościej skorzystać  z wyszukiwarki:
    Wyszukiwarka klasyfikacji

 wyszukiwarka PKD

 Wpisując szukaną frazę w pole formularza – domyślnie pojawia się lista zawierająca wpisywany ciąg znaków:

wyszukiwarka PKD 2007 

Gdy wybierzemy któryś z tematów, wystarczy nacisnąć przycisk Szukaj i pojawią się odpowiadające im numery PKD.

 wyszukiwarka PKD 2007

Szczegółowy opis danej klasyfikacji zobaczymy po wybraniu linku znajdujacego sie pod numerem PKD.

  • 17 Przewidywana liczba pracujących
    Właściciel firmy to też osoba pracująca, więc musi być co najmniej 1.

Pozostałe punkty są już raczej proste, żadnej filozofii. Problematyczny może byc tylko sposób opodatkowania, ale to już temat na osobną notkę.

Zakładanie własnej firmy – jedno okienko w praktyce

Od czasów wprowadzenia jednego okienka zakładanie własnej działalności gospodarczej podobno jest dużo łatwiejsze. Wierzę na słowo nie mając bladego pojęcia jak wygladało to wcześniej.
W każdym razie dziś rano zjawiłam się w Gdańskim Urzędzie Miasta. Jak na metropolię przystało – “jednych okienek” było więcej, kolejki żadnej. Złożyłam wypełniony wniosek EDG-1 i miła pani wklepała do komputera co trzeba. Dostałam zaświadczenie o zarejestrowaniu działalności gospodarczej oraz płytę DVD “Asystent gdańskiego przedsiębiorcy” (każdy rejestrujacy ją dostaje). A na końcu dowiedziałam się, że jeszcze przed rozpoczęciem działalności gospodarczej muszę zgłosić się w Urzędzie Skarbowym, a w ciągu 7 dni od rozpoczęcia – w ZUS-ie. Zdaje się, że to jedno okienko zrozumiałam zbyt doslownie.
Od razu widzę też, że zapętlę się czasowo. Działalność rozpoczynam od 3 stycznia 2011 – czyli najbliższego poniedziałku. Do skarbówki zdążę dojść – wybieram się jutro rano. Jeżeli do ZUS-u muszę się zgłosić w przeciągu 7 dni od rozpoczęcia działalności – pozostaje mi tylko przyszły tydzień (i to krótszy, gdyż czwartek jest dniem wolnym). Problem jednak w tym, że idąc do ZUS-u nie będę mieć jeszcze firmowego rachunku bankowego. A do banku nie mogę pójść zanim nie dostanę numeru REGON – standardowo pocztą po 14 dniach od zgłoszenia (wysyłanego przez UM po rejestracji).  Wyraźnie widać, że mści się teraz ten stracony przez bank Millennium miesiąc.  
Cóż, jako początkująca biznewomen – jakoś sobie z tym pewnie poradzę. W najgorszym przypadku – podam numer mojego konta osobistego, a za 2 tygodnie go zaktualizuję.
Na firmowe zakupy w tym tygodniu też się jeszcze nie wybieram. Wprawdzie stracę przez wyższą stawkę VAT (a póki co – nie chcę byc płatnikiem) , ale podobno różne urzędy skarbowe w różny sposób patrzą na wydatki księgowane przed data rozpoczęcia działalności. Może załapię się za to na jakieś poświąteczne promocje? A wolny czas wykorzystam na opisywanie swoich doświadczeń związanych z zakładaniem firmy? Następna notka będzie o wypełnianiu zgłoszenia rejestracji firmy EDG-1.

Potęga czwartej władzy

Podobno wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale nerwy i tak to zżera. W dodatku zupełnie niepotrzebnie. W poprzedniej notce opisywałam jakie problemy miałam z ustanowieniem blokady na lokacie w banki Millennium:
Bank centralnie sterowany
Gdy tydzień temu poszłam do banku po potwierdzenie tej blokady okazało się, że niestety nadal go nie ma. Od podpisania umowy z Urzędem Pracy mijał prawie miesiąc i za chwilę miałabym duże szanse na utratę dotacji. “Moja” zaprzyjaźniona już pani z oddziału Millennium od rana już wydzwaniała i pisała maile do Warszawy, wiec gdy przyszłam – pozostało mi tylko stwierdzić, że wszystkie inne sprawy są dla mnie mniej ważne, spokojnie poczekam. Szczerze mówiąc żal mi jej było – świecić oczami za bank i jego zatory, w dodatku nie mając na to żadnego wpływu. A Ważna Pani w Bardzo Ważnym Departamencie banku w pewnym momencie zaczęła rzucać słuchawką i przestała odczytywać maile. Niestety, tłumaczenie, że są tylko 2 osoby obsługujące te blokady na całą Polskę (pracy tyle, że nie ma czasu na załadowanie taczek) nie przekonało mnie jako klientki banku. Załatwianie mojej sprawy trwało prawie miesiąc, a to oznacza, że nie jest to nagła, losowa i trudna do przewidzenia sytuacja. Jeżeli jakaś komórka sobie nie radzi – można było już zdecydowanie wcześniej wdrożyć procedury naprawcze. Czy naprawdę duży bank w XXI wieku nie potrafi sobie z tym poradzić?
Stojąc przy bankowym okienku, całkowicie zdesperowana rzuciłam myśl, że zwrócę się o pomoc do prasy. Pomyślałam o dziennikarzu GW Macieju Samciku, który na swoim blogu Subiektywnie o finansach (czytam regularnie) wielokrotnie opisywał problemy klientów z różnymi bankami. “Moja pani” od razu podchwyciła myśl i w kolejnym mailu (wysyłanym także DW kolejnych przełożonych) dołożyła kilka innych tytułów prasowych, którymi straszy klientka. I stał się cud – media u nas są jednak potęgą i działają na wyobraźnię każdego. Po 10 minutach drukarka drukowała już skan potwierdzenia, na miejscu przybito mi jeszcze kilka pieczątek stwierdzających zgodność z oryginałem i wyszłam z kwitem w ręku.
Następnego dnia o świcie byłam już w Urzędzie Pracy. A tu już aż do bólu życzliwie i sprawnie i to wcale nie dlatego, że jestem aktualną rekordzistką w potwierdzaniu blokady na swoich własnych środkach zabezpieczających przyznaną dotację. Zmiana numeru konta lokaty wymagała aneksu do umowy (szybko i sprawnie) i następnego dnia miałam juz dotację na koncie 🙂
A ponieważ minął już miesiąc od podpisania umowy, zgodnie z którą do 23 stycznia muszę pokazać faktury potwierdzające na co wydałam pieniądze – przyjazny Urząd Pracy zaoferował mi pomoc. Gdybym widziała, że nie jestem w stanie wyrobić się w tym terminie – mogę się zgłosić i poprosić o aneks wydłużający termin rozliczenia. Czy tak nie powinno być w każdym banku? W Millennium na pewno.

Moja zaprzyjaźniona pani z oddziału Millennium dzwoniła do mnie upewnić się, czy wszystko w porządku i czy urząd przjął mi to potwierdzenie. Miło z jej strony. Najmniej w tym wszystkim zawiniła, nie ma na to wpływu, a musiała się tłumaczyć i przepraszać za funkcjonowanie banku. Skojarzenia z moja dawną firmą, też opierajacą się na tworzeniu nowych Bardzo Ważnych Departamentów, zabierających dla siebie coraz więcej uprawnień i coraz bardziej niewydolnych w codziennym załatwianiu spraw klientów nasuwają mi się same.
Cóż, jak widać są instytucje, w których jedynym czynnikiem motywującym jest zainteresowanie mediów. Kłania się Bareja…

Bank centralnie sterowany

Teoretycznie rzecz biorąc czasy centralnego sterowania to atrybut czasów słusznie minionych. W praktyce jednak w wielu różnych instytucjach i korporacjach widać na co dzień, że wszelkie decyzje “góra” rezerwuje dla siebie. To co w terenie moze coraz mniej, za to w centrali powstaje coraz więcej departamentów i biur, które jako jedyne mają prawo wydawania decyzji. I może nawet byłoby to skuteczne, gdyby do takiego modelu zarządzania wykorzystywano nowoczesne środki komunikacji wewnętrznej. W XXI wieku nie powinno być to trudne, a jednak stwarza problemy. Widziałam to doskonale w swoej własnej firmie, a teraz zderzyłam się jako klientka banku Millennium.

W kategorii Moja firma tego blogu opisuję swoje kolejne kroki przy tworzeniu własnej firmy. Od miesiąca praktycznie nie mam o czym tam pisać – stanęłam w miejscu i to nie z winy urzędu, a właśnie banku.
O przyznaniu dotacji z Urzędu Pracy dowiedziałam się 19 listopada. Dzień później byłam w urzędzie i dowiedziałam się, jakie formalności muszę dalej wypełnić. Zabezpieczeniem przyznanych funduszy może być albo poręczenie żyranta, albo blokada środków na rachunku. Ja wybrałam tę drugą opcję. Przez weekend próbowałam dowiedzieć jak to zrobić na infolinii Millennium, ale jakoś nie miałam szczęścia, aby trafić na kompetentnego konsultanta. Cóż, zdarza się. W poniedziałek 22 listopada udałam się więc do oddziału banku. Sprawa wydawała się raczej mało skomplikowana: chiałam założyć lokatę, na której przez rok przybyłoby mi kilka groszy i dostać pełen numer bankowy tej lokaty, aby móc ją zablokować. Trafiłam na bardzo sympatyczną obsługę. Pani była bardzo miła, uprzejma i życzliwa. Przy okazji nawet trochę porozmawiałyśmy o pracy w korporacjach, o moich planach i o życiu. Z banku wyszłam z założoną lokatą, mając na piśmie jej numer bankowy. Kilka dni póżniej podpisywałam już umowę w Urzędzie Pracy. W umowie jest wpisana dokładnie ta lokata. Dodatkowo wyszłam też z pismem do banku, w którym jest prośba o założenie blokady. Udałam się do tego samego oddziału, wypełniłam odpowiednie druczki i umówiłam się z prawie już zaprzyjaźnioną panią, że jak tylko przyjdzie potwierdzenie z centrali w Warszawie – od razu do mnie zadzwoni. Czekałam cierpliwie, cały czas chodząc na to szkolenie z funduszy unijnych. Dwa tygodnie później – 9 grudnia moja zaprzyjaźniona pani zadzwoniła, choć z informacjami mało pozytywnymi. Okazało się, że na tej lokacie blokady nie można założyć, podobno ze względów podatkowych. Szczerze mówiąc – nie wiem dlaczego. Owszem, lokata była “antybelkowa”, odsetki codzinnie były dopisywane do rachunku, ale jakie ma to znaczenie? Kapitał początkowy wynosił 120% kwoty dotacji. Nawet gdyby UP wystaił po te pieniadze – to i tak nie wziąłby więcej. Przede wszystkim jednak – nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego centrala Millennium czekała dwa tygodnie, aby stwierdzić, że czegoś nie zrobi? Nie można było wcześniej? Czy może w Warszawie czas płynie inaczej niż w Gdańsku? Godzinę później byłam już w Urzędzie Pracy. Na szczęście urzędnicy nie wpadli na pomysł wymyślania dodatkowych trudności. Wprawdzie w umowie jest wpisany numer lokaty, ale zmianę numeru bankowego można bez problemu załatwić aneksem. Znowu bank, zerwanie tamtej lokaty, założenie nowej, nowa prośba o ustanowienie blokady. I znowu czekam. Tylko, że tym razem coraz bardziej się denerwując. Za kilka dni minie miesiąc od podpisania umowy z Urzędem Pracy. Miesiąc stracony. Czy naprawdę tak wielkim problemem jest założenie blokady – na moją prośbę, na moich własnych pieniądzach? Moja koleżanka identyczną sprawę załatwiała w Polbanku. Weszła do oddziału i pół godziny później wyszła z odpowiednim potwierdzeniem w ręku. Dlaczego bank Millennium ma z tym problem? Aż boję się pomyśleć – jak wyglądają i ile trwają procedury w sytuacji, gdy naprawdę sprawa jest poważna i wymaga podjęcia jakiejś trudnej decyzji np. kredytowej. Zawsze do tej pory byłam zadowolona z usług tego banku, ale teraz czuję się zawiedziona. Żółta kartka za przepływ informacji wewnętrznych, szybkie i skuteczne załatwianie spraw.

Byłam wczoraj w banku z prośbą o interwencję. Muszę mieć to poświadczenie jak najszybciej, gdyż za chwilę przepadnie mi dotacja. I kto będzie winien?
Podobno będzie to w poniedziałek ……

Zakupy w delikatesach internetowych

W internecie podobno można kupić już wszystko. Ja ostatnio zainteresowałam się zakupami spożywczymi. Pod koniec listopada wybrałam się do wirtualnego “Piotra i Pawła”. Swoje wrażenia opisałam tu:
Zainspirował mnie bank
Spodobało mi się. W ramach dalszych eksperymentów spróbowałam dla odmiany w Almie. Strona internetowa bardzo przyjazna, zakupy robi się łatwo i przyjemnie. Zakupy z dostawą bezpłatną już od 50zł w niektórych godzinach. Ta minimalna kwota uzależniona jest od dnia i godziny, można sie ładnie dopasować. Dodatkowo istnieje możliwość wybrania dostawy w takich godzinach, gdy kur
ier będzie w pobliżu. W ten sposób możemy sie przyczynić do większej ochrony środowiska, jeden transport, kilka dostaw. Pierwsze zakupy – premiowane są rabatem w wysokości 10zł. Ceny porównywalne z innymi delkatesami, sporo promocji. Duże znaczenie miało dla mnie także to, że w ofercie była woda mineralna Jurajska o smaku limonki. Lubię ją, a w Gdańsku nie ma jej nawet w normalnych sklepach. Zamówiłam, zapłaciłam online i czekałam na dostawę. W międzyczasie miałam telefon z Almy – bardzo miła pani odpowiedziała na kilka moich pytań i wątpliwości. Niestety, okazało się, że tej mojej ulubionej wody mineralnej nie ma, kilku innych towarów również nie. Uzgodniłyśmy zmiany i pozostało mi tylko czekanie na dostawę.
Kurier przyszedł punktualnie, miły i uprzejmy. Jednak różnica klas w stosunku do “Piotra i Pawła” była widoczna. Zamiast zapieczętowanych kartonów, w których wszystkie towary były ładnie zapakowane – papierowe torby, w które towary były powrzucane. Wędliny i jogurty – “Piotr i Paweł” przywiózł w przenośnej lodówce, “Alma” wrzuciła do toreb. Później jeszcze przypomniałam sobie, że zamawiałam ogórki konserwowe i bagietki. Niestety, nie dotarły do mnie. Na paragonie także ich nie było, więc albo ich zabrakło, albo ktoś zapomniał o tej pozycji zamówienia.
Nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolona z zakupów w Almie. W trakcie transportu nic nie uległo zniszczeniu, towary świeże i dobrej jakości. Obsługa uprzejma. Jednak mając porównanie z “Piotrem i Pawłem” zabrakło mi pewnego profesjonalizmu i dbania o szczegóły. Niby nic wielkiego, ale…
Dziś o świcie składałam nowe zamówienie. Święta za tydzień, zakupy trzeba zrobić, a na bieganie po hipermarkecie, w tłumie ludzi jakoś nie bardzo mam ochotę. Wybrałam “Piotra i Pawła” – cenię profesjonalizm i lubię być dopieszczana. No i korzystam z tego, że mieszkam w Gdańsku. Alma ma jednak sieć sprzedaży zdecydowanie bardziej rozbudowaną.

Karta internetowa – ile to kosztuje?

Od niespełna 2 miesięcy testuję kartę internetową (całkowicie wirtualną- bez plastiku) BZ WBK. Szczegóły moich rozważań można znaleźć pod tagiem karta internetowa. Może w końcu pora na sprawę zasadniczą czyli sprawdzenie ile to kosztuje?
Opłata za wydanie karty – 1zł. W odróżnieniu od większości “prawdziwych” kart płatniczych nie ma żadnej opłaty rocznej za jej użytkowanie. Karta ważna jest przez 2 lata. Same wpłaty na konto karty są prawie bezpłatne. Prawie, gdyż wprawdzie rachunek karty nie jest obciążany prowizją, ale nawet przelewy z konta osobistego na kartę są płatne “według stawek za przelew na rachunek w BZWBK”. Bezpłatne są natomiast wszystkie transakcje z użyciem karty. Miłą niespodzianką jest także brak opłat za SMS-y o dostępnych środkach na karcie czy ostatnich 5 transakcjach. Solidną prowizją jest za to objęty wykup środków z konta karty – 15zł. Pobierany jest także w przypadku zastrzeżenia karty.
Wygląda też na to, ze mało korzystne są także zakupy w innej walucie niż złotówki i euro. Za przewalutowanie transakcji BZWBK pobiera 3% prowizji. Nie jest to mało, ale zdaje się, że wszystkie banki mają taką pozycję w swoich regulaminach.

Bezapelacyjnym plusem takiej wirtualnej karty internetowej jest natomiast z pewnością szybkość i łatwość jej założenia. Wystarczy internet i telefon komórkowy i po kilkunastu minutach mamy czynną kartę. Wystarczy ją tylko zasilić i już możemy robić internetowe zakupy. A jak zasilić? Można wpłacić gotówkę w oddziale BZWBK, ale to raczej mało komfortowe rozwiązanie. Nie po zakładamy przecież kartę internetową, aby stawać w kolejce do okienka. Oczywiście można także zrobić klasyczny przelew z dowolnego banku – poprzez Elixir. Najszybciej jednak zrobimy to za pomocą błyskawicznych przelewów międzybankowych BlueCash.pl. Taka opcja jest dostępna z poziomu konta karty (Doładowania karty w menu), już po zalogowaniu się. Cała operacja trwa kilkanaście minut. Nie polecam jednak tej metody dla klientów mBanku i Multibanku – pobierają 3% prowizji.

Zmotywowany pracownik poczty

Jak skutecznie i tanim kosztem zmotywować pracownika? Wyznaczając mu konkretne cele premiowe i rygorystycznie pilnować osiąganych wskaźników. Metoda ta jest często stosowana w dużych firmach i korporacjach – z różnymi efektami. W mojej pamięci utkwił np. przypadek silnie nastawionego na cel pracownika firmy telekomunikacyjnej, dla którego brak komputera nie stanowił przeszkody i mało uświadomionemu klientowi sprzedał neostradę pod kalkulator.
Od pewnego czasu zaczynam mieć wrażenie, że podstawą premiowania doręczycieli paczek przesyłanych za pośrednictwem Poczty Polskiej jest wskaźnik skutecznych doręczeń. Nie wiem, czy jest to zasada obowiązująca w całej Polsce, ale w Gdańsku na pewno. Ostatnio na jednym z lokalnych forów dyskusyjnych natknęłam się na poświęconą temu zjawisku dyskusję. Okazuje się, że gdańscy doręczyciele ostatnio wprost stają na głowie, aby nie odwozić przesyłek do urzędów pocztowych. Wystarczy, że w danych adresowych jest podany numer telefonu – dzwonią, umawiają się i dostarczają – bez względu na porę dnia. Firmy kurierskie sie nie umywają.
Mam tu też swoje doświadczenia. Ostatnio kilkakrotnie kupowałam książki w internecie. Płaciłam kartą, wybierałam bezpłatną dostawę pocztą i czekałam na paczkę. I oczywiście – gdy doręczyciel przyjeżdżał – nigdy nie było mnie w domu. Za to w sąsiednim mieszkaniu – była sąsiadka, która bez problemu zgadzała się na odebranie mojej przesyłki. Oczywiscie zawsze mi ją oddawała, gdy tylko przychodziłam do domu. Za pierwszym razem w skrzynce pocztowej znalazłam dodatkowo informację, że moja paczka została została zostawiona w mieszkaniu nr (…) , odebrana przez p.( ….). Kolejne przesyłki również pozostawiane u tej sąsiadki – takiej informacji były juz pozbawione. Na szczęście – z wszystkim sąsiadami żyję dobrze i tak naprawdę – to nawet wygodniej jest mi odebrać od sąsiadki niż stać w kolejce na poczcie. Jeśli jednak jest to regułą zawsze i wszędzie – to mam wątpliwości czy jest to dobra metoda. Mimo wszystko ludzie są różni i trudno zakładać, że wszędzie trafi się na uczciwych. A jeśli jakaś paczka nie dotrze do właściwego adresata? Kto będzie ponosić koszty? I w jaki sposób udowodniono by mojej sąsiadce, że odebrała paczkę? Ekspertyza grafologiczna kosztuje i to sporo.
No i jest jeszcze jedna kwestia. Zamawiając książki z księgarni internetowej Helion – nie obawiam się, że ktoś mnie z tego powodu obgada (chociaż akurat ta moja sąsiadka plotkarą nie jest). Gdybym jednak zamawiała jakieś towary bardziej dyskretne? Potem nic dziwnego, że “wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi…”.

Cóż, z pewnością jakiś patent na likwidację kolejek do pocztowego okienka to jest. Czy jest zjawisko o zasięgu ogólnokrajowym czy tylko nasza lokalna inicjatywa? Jak to wygląda?

Koniec z aktywizacją bezrobotnych?

Nasza polska gospodarka powoli, ale jednak rośnie. Ciągle ocieramy się o konstytucyjny próg ostrożnościowy deficytu budżetowego, dług publiczny rośnie w zastraszającym tempie, ale podobno damy radę. Optymizm jest tak wielki, że i walkę z bezrobociem odkładamy do lamusa. Wprawdzie wskaźnik w październiku wyniósł 11,5% (w październiku 2009 – 11,1%), ale minister Rostowski uważa, że nie jest to wielki problem i zapowiada cięcia funduszy na aktywizację osób bezrobotnych.
Rząd tyłem do bezrobocia
Urzędnicy alarmują (moim zdaniem słusznie), że spowoduje to tylko wzrost wydatków na pomoc społeczną. W skali globalnej oszczędności więc nie będzie wcale, a gospodarce służą raczej ci, którzy są aktywni na rynku pracy, a nie ci, którzy wyciągają ręce tylko po zasiłek. Czy nie lepiej dawać wędkę niż finansować rybę?

Wygląda na to, że ja sama załapałam się rzutem na taśmę i korzystam z funduszy aktywizujących bezrobotnych jako jedna z ostatnich. Chodzę na kurs “Pozyskiwanie i rozliczanie funduszy europejskich”, mam już przyznaną dotację z Urzędu Pracy, umowa podpisana, w przyszłym tygodniu pieniądze powinny być już na moim koncie. Jednocześnie jestem świadkiem jak z takiej możliwości korzystają też inni i jakie przynosi to rezultaty. Moim zdaniem – nie są to wyrzucone pieniądze. Mimo wszystko mam więc nadzieję, że ministerstwo wycofa się z tego pomysłu i pieniądze na aktywizację bezrobotnych jednak będą.
Na wszelki wypadek jednak – wszystkim zainteresowanym radziłabym się pospieszyć. W tym miesiącu pieniadze jeszcze są, a co będzie w przyszlym? Może lepiej nie ryzykować? W gdańskim Urzędzie Pracy termin składania wniosków o dofinansowanie rozpoczęcia działalności gospodarczej jest do 10-go każdego miesiąca. Oznacza to, że na te grudniowe został jeszcze tylko tydzień czasu. A jeszcze trzeba umówić się z doradcą…
Moje doświadczenia z kontaktów z Urzędem Pracy przy zakładaniu własnej firmy opisuję na tym blogu, w kategorii Moja firma.  
Może komuś się przyda, zapraszam.

%d