Bankowa względność czasu

O tym, że czas jest pojęciem względnym – wiadomo od dawna i to nie tylko znawcom teorii Einsteina. Wygląda na to, że również data w kalendarzu to sprawa bardzo umowna. Ja dziś rano zdobyłam na to wygenerowane elektroniczne potwierdzenie, niewymagające podpisu ani stempla.
Myślałam, że bank Millennium niczym mnie już nie zaskoczy i kolejnych tematów na notki nie będę miała, a jednak…
Dziś rano – postanowiłam przygotować sobie środki na przypadającą na jutro spłatę karty kredytowej, a przy okazji – przygotować jeden przelew z jutrzejszą datą realizacji. Wiedząc już, że w niedzielę bank lubi pospać dłużej:
A Millennium znowu śpi…
do komputera siadłam ok. godziny jedenastej. Najpierw przelałam pieniądze z konta oszczędnościowego na osobiste, nastepnie zdefiniowałam przelew na jutro. Gdy ponownie zajrzałam na stronę startową – okazało się, że to wszystko to już historia – przelew został wykonany z data 25 lipca. Co ciekawe – również przelew z konta oszczędnościowego na osobiste został wykonany z taką datą. W moim kalendarzu – na wszelki wypadek sprawdziłam – jest dziś dopiero niedziela 24 lipca. Bank Millennium wyprzedza czas?

A Millennium znowu śpi…

Wprawdzie mamy lipiec, ale pogoda typowo jesienna. Zimno, mokro, w górach spadł śnieg. Sennie. Taka aura ma chyba wpływ także na systemy bankowości internetowej – bank Millennium zdecydowanie jeszcze śpi. Co mi po banku, w którym próba wykonania przelewu wewnętrznego, w ramach tego samego banku kończy się komunikat, że być może zostanie zrealizowany do jutra, do godz.12.00? A do tego czasu – nigdzie nie bedzie widoczny ślad tego przelewu? Nawet saldo się nie zmieniło?
Czy nie byłoby uczciwie wywiesić na witrynie stosownej informacji – w jakich godzinach internetowy bank Millennium jest czynny, a w jakich mogę sobie ewentualnie tylko poogladać? Wówczas nie próbowałabym w niedzielę o godz.9.00 wykonywać żadnych głupich przelewów, nawet wewnętrznych. Tym bardziej, że to już chyba stałą tendencją w tym banku. Podobnie jak kompletnie nieprzydatne odpowiedzi infolinii.
Nawet na tym blogu mam juz małą historyjkę związaną z (nie)dostęnością systemu Millennium:

O której godzinie bank chodzi spać?

Co bank robi w niedzielę?

O której godzinie bank chodzi spać?

W połowie lat dziewiećdziesiątych ubiegłego wieku byłam dumną posiadaczką konta osobistego w banku PKO BP. Miałam książeczkę czekową i właśnie czekami płaciłam zarówno za zakupy w sklepach (oczywiście tylko nielicznych, w spożywczaku na podwórku nie dało się). O kartę do bankomatu nie występowałam, gdyż jedyny znany mi wówczas bankomat PKO BP znajdował się pośrodku sali kasowej jednego z oddziałów banku i był dostępny tylko w jego godzinach pracy. No i oczywiście ponieważ nie był podłączony do sieci – można było wypłacić pieniadze, stanu konta nie dało się już sprawdzić.

Od tamtego czasu wiele sie zmieniło, również w dziedzinie bankowości. Przymajmniej tak mogłoby się wydawać.
Od pewnego czasu zaskakuje mnie system bankowości internetowej Millennium. Wspomnienia wracają. Pierwszy raz zdarzyło się to w marcu tego roku:
Co bank robi w niedzielę?
Wydawało mi się jednak, że to jakaś jednorazowa wpadka, ale ostatnio doszłam do wniosku, że tren nie tylko się utrzymuje, ale również pogłębia. W ostatnię środę, o godz.21.20 usiadłam przed komputerem, żeby zdefiniować kilka przelewów z datą realizacji na dzień następny. I okazalo się, że nic z tego. Owszem, przelew przygotowałam, nawet dostałam przesłany SMS-em kod autoryzacyjny. Zaraz potem jednak okazało się, że w póżnych godzinach nocnych (!) wyslanie przelewu nie jest możliwe. Najlepiej nacisnąć przycisk Anuluj, albo nacisnąć OK, żeby spróbować wysłać przelew następnego dnia do godz.12.00. Do tego czasu żadne szczegóły transakcji nie będą widoczne w systemie.
Zaryzykowałam i nacisnęłąm OK. I faktycznie – ani śladu, stan środków też się nie zmienił. Następnego dnia po zalogowaniu czekał na mnie radosny komunikat systemu – udało się, przelew został zrealizowany.  

Mam jakieś dziwne wrażenie, że w Millennium zaczyna dziać się coś dziwnego. Co ciekawe – bank ten chwali się,  że system ten w 2010 po raz kolejny został uznany za najlepszą bankowość internetową dla klientów indywidualnych. Czy w tym roku też liczą na nagrodę?
Moje skojarzenia uparcie trafiają na piękny bankomat dostępny tylko w godzinach pracy banku.  

Winni zawsze są inni?

Poprzednia moja notka opisywała problemy z odnalezieniem pieniędzy w banku Millennium:
Czarna dziura międzybankowa
Udało mi nawet zainteresować sprawą media (podziękowania dla Macieja Samcika oraz dziewczyn z wyborcza.biz)
Pieniądze się w końcu znalazły i tak jak podejrzewalam – od początku maja były w Millennium. W piątek pod wieczór dostałam maila z TFI Millennium. Pieniądze były,ale nie można było ich zaksiegować, gdyż nie dotarł kwestionariusz transferowy i jest to wyłączna wina PTE TP SA.
Być może byłoby to wiarygodne, gdyby nie fakt, że do mnie jakoś ten kwestionariusz dotarł i trzymajac go w rękach – wydzwaniałam i odwiedzałam oddział. W dodatku, ponieważ PTE mnie uprzedziło, że jest to ważny dokument, (proponowali, że mogą go dodatkowo wysłać do Millennium np. faksem), w swoich rozmowach podkreślałam ten aspekt. W odpowiedzi słyszałam tylko “proszę czekać”. A swoim mailu TFI poinformowało mnie jeszcze, ze sami z siebie rozpoczęli interwencję – tylko, że było to po  2 dniach od mojej interwencji.

Od soboty widzę już te środki na swoim koncie IKE. Cieszę się, że w końcu wszystko się wyjaśniło, ale jako klientka Millennium czuję się zawiedziona. Tym bardziej, że to już druga “żółta kartka”.
Każdemu mogą się zdarzyć błędy i potknięcia, nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Czasem jednak trzeba się umieć przyznać do własnych błędów – to budzi większy szacunek niż uparte zwalanie winy na innych.

Czarna dziura międzybankowa

Co można zrobić widząc, że pieniądze wpadły do czarnej dziury i nikt nie jest w stanie ich zlokalizować? Kwota niemała (kilkadziesiat tysięcy) i od prawie 2 tygodni nie wiadomo gdzie się podziały. I powoli brakuje mi pomysłów, gdzie jeszcze mogę interweniować.
W firmie, w której pracowałam do połowy ubiegłego roku, byłam także członkiem Pracowniczego Programu Emerytalnego. Pracodawca co miesiąc odprowadzał tam jakiś procent mojej pensji, sama też dokładałam po 50zł miesięcznie. Zarządzajacy tymi środkami fundusz pieniadze inwestował, co roku dostawałam informację ile środków mi przybyło i ile urosło. Po odejściu z firmy pieniadze pozostały i dalej były inwestowane, ale nie przybywała już żadna dodatkowa składka. Postanowiłam coś z tym zrobić i w kwietniu tego roku założyłam konto IKE w banku Millennium, a następnie u byłego pracodawcy złożyłam wniosek o dokonanie opłaty transferowej. Kilka dni temu otrzymałam list, w którym moje dawne PTE poinformowało mnie, że taki transfer został dokonany. Ponieważ nadal nie widziałam tych pieniędzy na swoim koncie – zaczęłam wydzwaniać i ich szukać. Fundusz Emerytalny potwierdził, że środki zostały przekazane, a kwestionariusz rozliczenia i informacja o przekazaniu środków (kwestionariusz informacyjny członka PPE) wysłana także do Millennium. Millennium w kwestii pisma się nie wypowiada, a pieniędzy nie ma i mam czekać. Tyle dowiedziałam się przez telefon. Dziś wybrałam się więc do oddziału i dalej wyjaśniałam sprawę, dodatkowo pokazując oryginały wszystkich dokumentów. Pani się przejęła, zaczęła wydzwaniać, a efekt końcowy był taki, że mam czekać. Na pytanie na co i jak długo – nie potrafiła mi odpowiedzieć. Owszem, skserowała dokumenty, poweidziała, że bankową pocztą prześle je dalej, będzie monitorowała sprawę i zadzwoni do mnie, ale wyraźnie odebrałam to jako działania pozorne. Też nie wie – gdzie są moje pieniądze…

Gdzie teraz mam ich szukać? Zeskanowałam komplet dokumentów i przesłałam jako załącznik mailem zaadresowanym zarówno do PTE TP SA, jak i Millennium TFI. Opisałam całą sprawę i poprosiłam o wuyjaśnienie i odpowiedź – gdzie są te pieniądze. Póki co – zero odpowiedzi. Wysłałam także maila do Macieja Samcika w GW – bez odzewu. Kiedyś wystarczyło wspomniec o nim, aby reakcja banku było natychmiastowa:
Potęga czwartej władzy
Klątwa czarnej dziury? Wyliczyłam, ze przy stopie wzrostu 5% (aktualny standard IKE) – dziennie tracę 12zł od moich środków. Kto na nich zarabia?
Powoli nie mam już pomysłów co mogę zrobić dalej?

Co bank robi w niedzielę?

Bankowość elektroniczna w dzisiejszych czasach jest już standardem. Opłacanie rachunków przez internet jest łatwe i proste, oczywiscie przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności.
Ja mam zwyczaj, że definiuję przelewy kilka razy w miesiącu, blokując potrzebną kwotę i wybierając datę realizacji. Ponieważ zawsze robię to z kilkudniowym wyprzedzeniem – wyznaczonego dnia wychodzą pierwszą sesją Elixiru. Metoda działa, ale od pewnego czasu zauważyłam dziwne zjawisko. Kilka tygodni temu przygotowywałam przelew w niedzielę, z datą realizacji na najbliższy poniedziałek. I stała się rzecz dziwna – zaraz po potwierdzeniu pieniądze zniknęły mi z konta, pojawiła się natomiast transakcja zrealizowana z datą poniedziałkową. Zdziwiło mnie to na tyle, że zadzwoniłam na infolinię. Konsultant oczywiście nie potrafił niczego wyjaśnić i zaproponował mi tylko złożenie reklamacji. Odpuściłam sobie, gdyż jeden dzień różnicy nie jest aż tak wielkim problemem. Niedawno robiłam przelewy w sobotę i wszystko zadziało bez problemu, wszystkie byly widoczne w opcji przelewów do realizacji w terminie późniejszym.
W ostatnią niedzielę znowu chciałam zrobić przelew z datą realizacji na poniedziałek. Wpisałam wszystkie potrzebne dane, autoryzowałam przelew i na ekranie zobaczyłam komunikat, że przelew nie może być teraz wysłany. Mogę nacisnąć Anuluj, aby wycofać dyspozycję lub OK, żeby spróbować (!) zrealizować przelew następnego dnia do godz.12.00. Dodatkowo poinformowano mnie, że do tej pory dyspozycja nie będzie widoczna w systemie. Wybrałam opcje drugą, nacisnęlam OK. I rzeczywiście – stan konta nie zmienił się, nie było też żadnego innego śladu po wykonanej dyspozycji.
W poniedziałkowe przedpołudnie, gdy ponownie zalogowałam się do systemu – czekał na mnie komunikat, że przelew udało się zrealizować. Faktycznie, odpowiednia kwota zeszła mi z konta, mogłam też pobrać potwierdzenie.

Tylko teraz zastanawiam się – co takiego w nIedziele dzieje się w banki Millennium, że bank przechodzi w stan uśpienia? Serwery mają wolne? Czy przychodzi sprzątaczka i włączając odkurzacz, wyłącza im zasilanie?

Potęga czwartej władzy

Podobno wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale nerwy i tak to zżera. W dodatku zupełnie niepotrzebnie. W poprzedniej notce opisywałam jakie problemy miałam z ustanowieniem blokady na lokacie w banki Millennium:
Bank centralnie sterowany
Gdy tydzień temu poszłam do banku po potwierdzenie tej blokady okazało się, że niestety nadal go nie ma. Od podpisania umowy z Urzędem Pracy mijał prawie miesiąc i za chwilę miałabym duże szanse na utratę dotacji. “Moja” zaprzyjaźniona już pani z oddziału Millennium od rana już wydzwaniała i pisała maile do Warszawy, wiec gdy przyszłam – pozostało mi tylko stwierdzić, że wszystkie inne sprawy są dla mnie mniej ważne, spokojnie poczekam. Szczerze mówiąc żal mi jej było – świecić oczami za bank i jego zatory, w dodatku nie mając na to żadnego wpływu. A Ważna Pani w Bardzo Ważnym Departamencie banku w pewnym momencie zaczęła rzucać słuchawką i przestała odczytywać maile. Niestety, tłumaczenie, że są tylko 2 osoby obsługujące te blokady na całą Polskę (pracy tyle, że nie ma czasu na załadowanie taczek) nie przekonało mnie jako klientki banku. Załatwianie mojej sprawy trwało prawie miesiąc, a to oznacza, że nie jest to nagła, losowa i trudna do przewidzenia sytuacja. Jeżeli jakaś komórka sobie nie radzi – można było już zdecydowanie wcześniej wdrożyć procedury naprawcze. Czy naprawdę duży bank w XXI wieku nie potrafi sobie z tym poradzić?
Stojąc przy bankowym okienku, całkowicie zdesperowana rzuciłam myśl, że zwrócę się o pomoc do prasy. Pomyślałam o dziennikarzu GW Macieju Samciku, który na swoim blogu Subiektywnie o finansach (czytam regularnie) wielokrotnie opisywał problemy klientów z różnymi bankami. “Moja pani” od razu podchwyciła myśl i w kolejnym mailu (wysyłanym także DW kolejnych przełożonych) dołożyła kilka innych tytułów prasowych, którymi straszy klientka. I stał się cud – media u nas są jednak potęgą i działają na wyobraźnię każdego. Po 10 minutach drukarka drukowała już skan potwierdzenia, na miejscu przybito mi jeszcze kilka pieczątek stwierdzających zgodność z oryginałem i wyszłam z kwitem w ręku.
Następnego dnia o świcie byłam już w Urzędzie Pracy. A tu już aż do bólu życzliwie i sprawnie i to wcale nie dlatego, że jestem aktualną rekordzistką w potwierdzaniu blokady na swoich własnych środkach zabezpieczających przyznaną dotację. Zmiana numeru konta lokaty wymagała aneksu do umowy (szybko i sprawnie) i następnego dnia miałam juz dotację na koncie 🙂
A ponieważ minął już miesiąc od podpisania umowy, zgodnie z którą do 23 stycznia muszę pokazać faktury potwierdzające na co wydałam pieniądze – przyjazny Urząd Pracy zaoferował mi pomoc. Gdybym widziała, że nie jestem w stanie wyrobić się w tym terminie – mogę się zgłosić i poprosić o aneks wydłużający termin rozliczenia. Czy tak nie powinno być w każdym banku? W Millennium na pewno.

Moja zaprzyjaźniona pani z oddziału Millennium dzwoniła do mnie upewnić się, czy wszystko w porządku i czy urząd przjął mi to potwierdzenie. Miło z jej strony. Najmniej w tym wszystkim zawiniła, nie ma na to wpływu, a musiała się tłumaczyć i przepraszać za funkcjonowanie banku. Skojarzenia z moja dawną firmą, też opierajacą się na tworzeniu nowych Bardzo Ważnych Departamentów, zabierających dla siebie coraz więcej uprawnień i coraz bardziej niewydolnych w codziennym załatwianiu spraw klientów nasuwają mi się same.
Cóż, jak widać są instytucje, w których jedynym czynnikiem motywującym jest zainteresowanie mediów. Kłania się Bareja…

Bank centralnie sterowany

Teoretycznie rzecz biorąc czasy centralnego sterowania to atrybut czasów słusznie minionych. W praktyce jednak w wielu różnych instytucjach i korporacjach widać na co dzień, że wszelkie decyzje “góra” rezerwuje dla siebie. To co w terenie moze coraz mniej, za to w centrali powstaje coraz więcej departamentów i biur, które jako jedyne mają prawo wydawania decyzji. I może nawet byłoby to skuteczne, gdyby do takiego modelu zarządzania wykorzystywano nowoczesne środki komunikacji wewnętrznej. W XXI wieku nie powinno być to trudne, a jednak stwarza problemy. Widziałam to doskonale w swoej własnej firmie, a teraz zderzyłam się jako klientka banku Millennium.

W kategorii Moja firma tego blogu opisuję swoje kolejne kroki przy tworzeniu własnej firmy. Od miesiąca praktycznie nie mam o czym tam pisać – stanęłam w miejscu i to nie z winy urzędu, a właśnie banku.
O przyznaniu dotacji z Urzędu Pracy dowiedziałam się 19 listopada. Dzień później byłam w urzędzie i dowiedziałam się, jakie formalności muszę dalej wypełnić. Zabezpieczeniem przyznanych funduszy może być albo poręczenie żyranta, albo blokada środków na rachunku. Ja wybrałam tę drugą opcję. Przez weekend próbowałam dowiedzieć jak to zrobić na infolinii Millennium, ale jakoś nie miałam szczęścia, aby trafić na kompetentnego konsultanta. Cóż, zdarza się. W poniedziałek 22 listopada udałam się więc do oddziału banku. Sprawa wydawała się raczej mało skomplikowana: chiałam założyć lokatę, na której przez rok przybyłoby mi kilka groszy i dostać pełen numer bankowy tej lokaty, aby móc ją zablokować. Trafiłam na bardzo sympatyczną obsługę. Pani była bardzo miła, uprzejma i życzliwa. Przy okazji nawet trochę porozmawiałyśmy o pracy w korporacjach, o moich planach i o życiu. Z banku wyszłam z założoną lokatą, mając na piśmie jej numer bankowy. Kilka dni póżniej podpisywałam już umowę w Urzędzie Pracy. W umowie jest wpisana dokładnie ta lokata. Dodatkowo wyszłam też z pismem do banku, w którym jest prośba o założenie blokady. Udałam się do tego samego oddziału, wypełniłam odpowiednie druczki i umówiłam się z prawie już zaprzyjaźnioną panią, że jak tylko przyjdzie potwierdzenie z centrali w Warszawie – od razu do mnie zadzwoni. Czekałam cierpliwie, cały czas chodząc na to szkolenie z funduszy unijnych. Dwa tygodnie później – 9 grudnia moja zaprzyjaźniona pani zadzwoniła, choć z informacjami mało pozytywnymi. Okazało się, że na tej lokacie blokady nie można założyć, podobno ze względów podatkowych. Szczerze mówiąc – nie wiem dlaczego. Owszem, lokata była “antybelkowa”, odsetki codzinnie były dopisywane do rachunku, ale jakie ma to znaczenie? Kapitał początkowy wynosił 120% kwoty dotacji. Nawet gdyby UP wystaił po te pieniadze – to i tak nie wziąłby więcej. Przede wszystkim jednak – nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego centrala Millennium czekała dwa tygodnie, aby stwierdzić, że czegoś nie zrobi? Nie można było wcześniej? Czy może w Warszawie czas płynie inaczej niż w Gdańsku? Godzinę później byłam już w Urzędzie Pracy. Na szczęście urzędnicy nie wpadli na pomysł wymyślania dodatkowych trudności. Wprawdzie w umowie jest wpisany numer lokaty, ale zmianę numeru bankowego można bez problemu załatwić aneksem. Znowu bank, zerwanie tamtej lokaty, założenie nowej, nowa prośba o ustanowienie blokady. I znowu czekam. Tylko, że tym razem coraz bardziej się denerwując. Za kilka dni minie miesiąc od podpisania umowy z Urzędem Pracy. Miesiąc stracony. Czy naprawdę tak wielkim problemem jest założenie blokady – na moją prośbę, na moich własnych pieniądzach? Moja koleżanka identyczną sprawę załatwiała w Polbanku. Weszła do oddziału i pół godziny później wyszła z odpowiednim potwierdzeniem w ręku. Dlaczego bank Millennium ma z tym problem? Aż boję się pomyśleć – jak wyglądają i ile trwają procedury w sytuacji, gdy naprawdę sprawa jest poważna i wymaga podjęcia jakiejś trudnej decyzji np. kredytowej. Zawsze do tej pory byłam zadowolona z usług tego banku, ale teraz czuję się zawiedziona. Żółta kartka za przepływ informacji wewnętrznych, szybkie i skuteczne załatwianie spraw.

Byłam wczoraj w banku z prośbą o interwencję. Muszę mieć to poświadczenie jak najszybciej, gdyż za chwilę przepadnie mi dotacja. I kto będzie winien?
Podobno będzie to w poniedziałek ……

Zainspirował mnie bank

Kilka miesięcy temu bank Millennium prowadził bardzo intensywną kampanię reklamową swojej karty kredytowej Impresja. Wprawdzie korzystam na co dzień z usług tego banku, ale mając już kartę kredytową – nie byłam zainteresowana żadną nową. Kiedy jednak miesiąc temu bank do mnie zadzwonił i zaproponował wymianę mojej starej karty na Impresję – zgodziłam się. Wszystkie limity, opłaty itp. – bez zmian, po stronie plusów – rabaty w licznych sklepach. W końcu zakupy kartą i tak robię, a rabaty bardzo lubię. W listopadzie zaczęłam korzystać z karty Impresja i siłą rzeczy – sprawdzać – gdzie mam te rabaty. Empik, Deichman, Carrefour – pasują. Wprawdzie nie codziennie, ale bywam tam. Dodatkowo zainteresowałam się delikatesami “Piotr i Paweł”, które do tej pory jakoś mało mi były po drodze. Zaczęłam googlać w poszukiwaniu gazetki i trafiłam do ich sklepu internetowego. Okazało się, że te same zakupy co w sklepie – mogę zrobić w sieci. Przyjrzałam się ofercie i spodobało mi się to. Aktualnie nie mam samochodu, więc kwestia większych i cięższych zakupów wcale nie jest wydumanym problemem. Teoretycznie można skorzystać z taksówki, ale podraża to tak koszty, że wszelkie szukanie rabatów robi się w tym momencie bezsensowne. No, a skoro tu mogę zamówić i przyniosą mi do domu? Chwyciłam myszkę i wybrałam się na zakupy. Zasady są proste. Minimalna kwota zamówienia – 80zł, koszt dostawy – 10zł. Przy zamówieniu powyżej 150zł – dostawa za darmo. Pozamawiałam trochę, koncentrując się głównie na towarach ciężkich. Skoro mam mieć dostawę do domu? Zaczęłam od 3 zgrzewek wody mineralnej, której akurat dużo pijemy. Ziemniaki też zamówiłam – jak szaleć to szaleć. No i jeszcze wiele innych artykułów, które kupuję regularnie, a ceny nie były wygórowane. W końcu “Piotr i Paweł” to delikatesy, a nie dyskont.
Cena końcowa wyszło ok.160zł. Zatwierdziłam, w uwagach wpisując jeszcze prośbę o pokrojenie kiełbasy krakowskiej (wybierałam firmy Krakus, więc byłam pewna, że jakość będzie dobra). Następnie wybrałam godzinę dostawy (tego samego dnia w godz.18 – 20), zapłaciłam online kartą Impresja (oczywiście dostęne są także inne formy płatnosci) i już. Po południu “Piotr i Paweł” jeszcze do mnie zadzwonił i ustalaliśy korektę zamówienia (nieistotne drobiazgi), a wieczorem przyjechał kurier. Wszystko ładnie zapakowane w kartonach. Nabiał i wędliny – przywiezione w przenośnej lodówce. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Widać profesjonalizm.
Zakupy w domu, siedzać w fotelu i popijając kawę. Czy tak nie powinno być w każdym sklepie? I pomyśleć, że zainspirował mnie bank….

Na naukę nigdy nie jest za wcześnie?

Kilka dni temu przeczytałam informację o reaktywowaniu Szkolnych Kas Oszczędności. Zajmie się tym PKO BP.
PKO BP reaktywuje Szkolne Kasy Oszczędności
Podoba mi się ten pomysł. W latach szkolnych też taką miałam i pamiętam z jakim przejęciem zbierałam drobne sumy i wpłacałam je na książeczkę. Wprawdzie o odsetkach nikt wówczas nawet nie wspominał, ale przez rok szkolny zawsze sie trochę uzbierało i na wycieczkę szkolną czy wakacje – trochę dodatkowych funduszy było.
W dzisiejszych czasach nauka świadomego gospodarowania własnymi finansami z pewnością ma pozytywne znaczenie i będzie procentować na przyszłość. Czasy księżycowej gospodarki na szczęście mamy już za sobą, a im wcześniej dzieci dowiadują się, że pieniądze nie biorą się znikąd – tym lepiej. Swojego osobistego syna w czasach szkolnych też starałąm się tego nauczyć. Gdy skończył 13 lat – założyłam mu konto “Bajer” – konto dla dzieci w banku Millennium. Działało  jako subkonto do mojego konta w tym banku, miałam więc kontrolę. Trzeba jednak przyznać, że bank traktował dzieci bardzo poważnie: osobne wyciągi miesięczne, a gdy kiedyś próbowałam za syna odebrać kartę płatniczą – odmówiono mi, syn musiał się sam zgłosić do oddziału. Gdy skońćzył 18 lat – konto zostało przekształcone na konto Student – już jako zupełnie niezależne i osobiste. Bank wychował sobie klienta?
Poprzez takie książeczki SKO – PKO BP też ma na to dużą szansę.

%d