Po awarii czyli weekend z darmowym internetem

W ostatni czwartek padła sieć telefonii komórkowej Orange, problemy były jeszcze w godzinach rannych w piątek. Cóż, awarie się zdarzają, nie ma w tym nic dziwnego, choć z pewnością z punktu widzenia użytkowników jest to bardzo uciążliwe. Też mnie to dotknęło, ale na szczęście bez poważniejszych konsekwencji.
Na szczęście cały czas miałam dostęp do internetu – korzystam z internetu stacjonarnego UPC. Mogłam na bieżąco obserwować informacje przekazywane przez Orange w mediach społecznościowych. Owszem, komunikat był standardowy jak na takie przypadki, ale trudno wymyślać tu coś nieszablonowego niż przyznanie się do awarii i zapewnienie, że podejmowane są działania w celu jak najszybszego jej usunięcia.

Za to zupełnie niestandardowa jest reakcja Orange już po awarii. W ramach rekompensaty – dziś i jutro (czyli 9 i 10 lipca 2016r.) wszyscy użytkownicy tej sieci otrzymują darmowy dostęp do internetu:

Awaria Orange 

Moim zdaniem – świetny pomysł i z pewnością pozytywnie wpłynie na wizerunek firmy. Tym bardziej, że nie trzeba zgłaszać reklamacji, aktywować – po prostu korzystamy za darmo.
Duży plus dla operatora.


Wielka awaria Orange

Dzisiejszy dzień zaczął mi się mało przyjemnie. Wyłączając budzik w telefonie, zobaczyłam, że jestem poza zasięgiem sieci. Wyłączyłam i włączyłam ponownie – nadal nic. Próba wykonania połączenia skutkowała wyświetleniem komunikatu, że mogę się połączyć jedynie z numerem alarmowym 112. Co się dzieje? Jeszcze wczoraj wieczorem normalnie rozmawiałam, przez noc telefon spokojnie leżał na stole, co mogło się stać? Sprawdziłam zasięg na innym znajdującym się w domu telefonie Orange – tam wskaźnik sieci pokazywał zasięg. Próba połączenia z moim numerem jednak okazała się nieskuteczna, choć teoretycznie powinna się odezwać choćby poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze połączyć z telefonu Plusa – tu pojawił się komunikat informujący o problemie z siecią.
Weszłam na profil Orange na Facebooku i wszystko się wyjaśniło:

 awaria Orange

Gdybym zaczęła od tego uniknęłabym zdenerwowania. Jakoś jednak tak mam, że zaczynam zawsze od sprawdzania u siebie.

Sieć w Gdańsku wstała około 7.20. Teraz też działa i mam nadzieję, że tak zostanie. Choć rozumiem, że awarie się zdarzają, w telekomunikacji również. Pracowałam przez wiele lat w TP SA, kierując zespołem zajmującym się właśnie zarządzaniem i nadzorem nad siecią, więc wiem jak to wygląda. W tym kontekście patrząc – nie rozumiem fali hejtu jaka pojawiła się w komentarzach na FB. Oczywiście każdy ma prawo do własnych opinii, do zmiany operatora itp.itd., ale przecież wcale nie stanowi to gwarancji, że awaria o mniejszym lub większym zasięgu tam tez się nie zdarzy.
A może jesteśmy za bardzo uzależnieni od technologii? I to brak dostępu do sieci powoduje tak ogromną frustrację?


Przedłużenie ważności konta Orange

Każdy posiadacz telefonu „na kartę” czyli bez abonamentu wie, jak męczące może być pilnowanie terminu ważności konta. Co z tego, że na koncie są środki, skoro konto na połączenia wychodzące jest już nieważne, a za chwilę nie będzie można odbierać połączeń przychodzących? Owszem, można (a chcąc utrzymać konto i zachować numer nawet trzeba) konto doładować, ale odsuwa to problem tylko na chwilę. Dla kogoś, kto taki telefon na wykorzystuje głównie do połączeń przychodzących może się też okazać, że ciągłe doładowania powodują uzbieranie się większej kwoty, którą trudno racjonalnie wykorzystać.
W takiej sytuacji bardzo dobrym rozwiązaniem jest skorzystanie z promocji „Konto ważne rok w Orange”. Wystarczy wysłać SMS-a o treści START na numer 8002 i już – ważność konta jest przedłużona o 365 dni. Po 3 miesiącach od aktywacji numeru – SMS jest bezpłatny (wcześniej kosztuje 3zł).

Pełen regulamin promocji jest tu:

Regulamin KWR

Testowałam już dwukrotnie, promocja działa.

Zmiana dla zmiany czyli jak nie zarządzać firmą

Fatalne wyniki finansowe TP SA spowodowały ostre tąpnięcie kursu akcji, a nawet chwilowe zawieszenie handlu tymi akcjami.Jest źle, a będzie jeszcze gorzej, perspektywy niestety nie rokują dobrze. Tym bardziej, ze zapowiadane są kolejne zwolnienia pracowników.
Jakoś nie potrafię się tym nie przejmować, gdyż jest to firma, w której przepracowałam wiele lat. Odeszłam 3 lata temu, na własną prośbę. Gdyby nie to, pewnie teraz przygotowywałabym się do tego, że zostanę zwolniona.

Od kilkunastu już lat pracę w TP SA można określić słowami „jedyny stały element to ciągłe zmiany”. Można to zrozumieć – zmienia się świat, pojawiają się nowe technologie, konkurencja też nie śpi. Zmiana może i powinna być ożywcza i wnosząca wartość, a w TePsie niestety tego zupełnie się nie czuło. Przez cały czas miałam wrażenie, że jedynym celem wszelkich zmian jest tylko i wyłącznie redukcja zatrudnienia i to tak, żeby pracownicy odeszli sami i nie doszło do zwolnień grupowych. W ostatnich latach zmiany struktury odbywały się tak często, że chyba nikt już nie nadążał. Dochodziło do swoistych zapętleń – jednak zmiana dzieli dział na 2 działy, a kolejna – łączy to co wcześniej zostało podzielone. I za każdym razem – łączy się to z redukcją zatrudnienia. Ani razu nie spotkałam się z jakimkolwiek opracowaniem podsumowującym wprowadzone zmiany: to się sprawdziło, to nie i trzeba wprowadzić korekty. Wprost przeciwnie – już w momencie wprowadzenia jednej zmiany, mówiło się o następnych. I to nie w formie kolejnego etapu, pogłębiającego zastosowane zmiany, ale tak po prostu. Kolejna zmiana to kolejne zwolnienia pracowników – to wydawało się celem naczelnym. Efekt łatwy do przewidzenia. Coraz większa frustracja i poczucie niepewności wśród pracowników, na który nakłada się zamieszanie związane z nowymi strukturami. Bardzo ważnym elementem jest tu także sposób typowania osób do zwolnienia. Należałam do kadry kierowniczej, wręczałam wypowiedzenia kilkudziesięciu osobom, więc wiem jak to wygląda. Zasada jest prosta: funkcyjni związkowcy oraz SIP-owcy (SIP- społeczny inspektor pracy) są nie do ruszenia. Cóż, związków zawodowych w TP SA jest sporo, więc i takich „świętych krów” też wiele. W efekcie jednak kompetencje czy też zaangażowanie w pracę nie mają zupełnie znaczenia i nie decydują o tym, kto zostanie zwolniony. Zdecydowanie traci na tym jakość, gdyż w firmie jest coraz mniej osób o nią dbających, a poza tym – są już przemęczeni.
Czy można się potem dziwić, że np. wniosek o nowe częstotliwości dla szerokopasmowego internetu został przygotowany tak niechlujnie, że oferta została odrzucona w przetargu?

Zmiany dla samych zmian nie mają sensu, nie tak się zarządza firmą.

 



A każdego, kto tu zajrzał przed 28 lutego 2013, proszę o głos na mój blog. Wystarczy kliknąc – to nic nie kosztuje.

KONKURS

Dzwonię do pani/pana z nieznanego numeru

Każdemu pewnie zdarza się odbierać telefony z różnego rodzaju ofertami usług. Wystarczy gdzieś zostawić swój numer telefonu bank, operator czy jakieś towarzystwo ubezpieczeniowe, aby co jakiś czas móc usłyszeć, jaką to wspaniała oferta została do nas skierowana.
Ja mam uraz, żadnych ofert przez telefon nie przejmuję. Sparzyłam się raz i mam nauczkę na zawsze. Gdy odbieram taki telefon – od razu na początku informuję o tym.

Ostatnio obiektem zmasowanych ataków infolinii jest mój syn. W lutym kończy mu się umowa na komórkę z Orange’a i już teraz bez przerwy dzwonią do niego konsultanci z infolinii, aby skorzystał z nowej, specjalnie dla niego wybranej oferty. Przy okazji, kilka dni temu odebrał także telefon z ofertą ubezpieczenia – również od jednej z firm współpracujących z Orange. Wyświetlone połączenie pokazało numer „Nieznany”. Syn od początku tłumaczył, że nie jest zainteresowany, ale największe zdziwienie po drugiej stronie wywołał tym, że nie będzie udzielać żadnych informacji i zawierać umów komuś „nieznanemu”. Pani nie mogła zrozumieć, w czym jest problem, przecież się przedstawiła, a poza tym – nie ma możliwości zadzwonić z innego numeru….

To tylko fragment szerszego zjawiska, które w prostym sposób może zostać wykorzystane do mało uczciwych celów. Ktoś do nas dzwoni, numer albo się wyświetli albo nie. Ktoś po drugiej stronie przedstawia nam atrakcyjna ofertę, zgadzamy się i po kolei podajemy nasze dane osobowe, kody identyfikacyjne itp.itd. A skąd tak naprawdę wiemy, kto do nas dzwoni i z kim rozmawiamy? My mamy obowiązek uwiarygodnienia się, że my to my, a w drugą stronę to nie działa? Dlaczego?
Na szczęście zawsze można przerwać połączenie….


Dzwonię do pani…

Ostatnio kilka razy w miesiącu odbieram telefon od przedstawicieli firm współpracujących z PTK Centertel. Oczywiscie zawsze z superatracyjną ofertą. Wczoraj dowiedziałam się, że w ramach uznania dla wieloletniego klienta Orange przyznano mi świetną ofertę: za darmo połączenia do wszystkich, darmowe SMS-y oraz MMS-y oraz telefon z wodotryskiem za 1zł. Oczywiście wyglądało to wszystko wspaniale, ale już raz się tak nabrałam, mam odruch i więcej nie chcę. Rok temu skończyło się dobrze, ale na powtórkę nie mam najmniejszej ochoty:

Satysfakcja klienta Orange

Przerwałam więc miłej pani informując, że raz się sparzyłam w kontakatach telefonicznych z przedstawicielami firm współpracujących z operatorem i od tej pory – wszystkie sprawy załątwiam tylko i wyłącznie osobiście odwiedzając salon firmowy. Cóż, pani się zmartwiła i powiedziała, że przykro jej z powodu takich moich doświadczeń, ale chciała mi tylko dołożyć nowy numer…. 

Mam wrażenie, że ci dzwoniący konsultanci są po jakimś specjalnym szkoleniu. Móią dużo, bardzo atracyjnie przedstawiajac ofertę, zupełnie nie wspominając o tym, że chodzi o nową usługę. Przez całą rozmowę miałam zdecydowane wrażenie, że chodzi o modyfikację moich obecnych usług. Można się nabrać, co w przypadku firmy może być bolesne – tu nie działa 10-dniowy okres wypowiedzenia umowy zawieranej na odległość jak w przypadku klientów indywidualnych.
Nie potrzebuję drugiego telefonu. Ten, który mam obecnie w pełni mi wystarcza, a z dwoma telefonami nie mam zamiaru biegać. W dodatku prowadząc jednoosobową działalność gospodarczą – trudno byłoby mi uzasadnić przed fiskusem wliczenie w koszty dwóch telefonów. Po co mi dodatkowe kłopoty? Pazerna nie jestem i nie rzucam się na wszystko oflagowane „superoferta”.
A we wrześniu i tak kończy mi się umowa. Wówczas pójdę do salonu i zobaczę, co opertor ma mi do zaoferowania.

Satysfakcja klienta Orange

Tym razem pójdę pd prąd i pochwalę naszego pomarańczowego operatora Orange. Tekstów krytycznych w sieci jest sporo, sama skarżyłam się na bezduszność systemu:
Klient żąda, a system i tak rządzi
Tym bardziej więc czuję się zobowiązana do pochwalenia tego, co na to zasługuje.

Trzy tygodnie temu zadzwonił telefon. Nie pamiętam juz jak przedstawiła się konsultantka Orange, ale znając strukturę grupy kapitałowej mojej byłej firmy – była to raczej pracownica zewnętrznej firmy outsorcingowej. Zaczęło się banalnie – czy jestem zadowolona ze swojo palnu taryfowego. Potwierdziłam, że tak i póki co – spokojnie mi wystarcza. Plan Optymalny 250 za 60zł netto (jest VAT-owcem), po każdym miesiącu minuty przechodzą mi na kolejny. Na tym etapie rozwoju firmy nie potrzebuję więcej. Konsultantka zaproponowała mi jednak jeszcze korzystniejszą ofertę – MIX 50. Za 50 zł netto – 400 minut, też przechodzące na kolejne miesiące. W dodatku – w każdym miesiącu najpierw wykorzystywane są najpierw minuty zaoszczędzone wcześniej, a dopiero potem – bieżące. Płacić mniej i dostać więcej? Super oferta, prawda?
Dopytywałam jeszcze o różne szczegóły, co stanie się z wykorzystywanymi numerami bezpłatnymi itd. – wszystko inne bez zmian. Chciała mi nawet dorzucić za złotówkę dotykową Nokię, ale nie skorzystałam. Po co mi druga komórka? I tak mam za dużo rzeczy w torebce. Zgodziłam się. W odpowiedzi usłyszałam, że w ciągu kilku dni zjawi się u mnie kurier z umową. To już mnie zdziwiło – na zmaine taryfy osobna umowa? Z drugiej strony jednak pamiętając tony papieru, które wygerowano przy podpisywano umowy…  Przytomnie poprosiłąm o przesłanie propozycji umowy mailem, ale okazało się to niemożliwe. Nawet nie wiadomo – dlaczego? W końcu mamy XXI wiek.

Kurier zjawił się 2 tygodnie temu. Trafił dokładnie na moment mojej całkowitej pomroczności i kompletnego otumanienia. Owszem, jak to zwykle u kurierów bywa – spieszył się. Wcale mnie to jednak nie usprawiedliwia, gdyż od razu zauważyłam, że przywieziona umowa dotyczy nowego numeru telefonu. Faktycznie, kurier trzymał w ręku nową kartę SIM i powtarzał, że w ciagu 10 dni mogę przecież zrezygnować. I ja, kompletna idiotka – podpisałam umowę, nawet z firmową pieczątką.
Pełnia władz umysłowych wróciła mi chwilę po jego wyjściu. Dotarło też do mnie, że jestem klient biznesowy, więc kwestia rezygnacji w ciagu 10 dni mnie nie dotyczy. Ta opcja zarezerwowana jest  tylko dla klientów indywidualnych (dotyczy to nie tylko operatorów, ale w ogóle sprzedaży na odległość). Czyli podpisałam umowę na 24 miesiące, mam kartę SIM i to bez aparatu, więc trudną do wykorzystania. W dodatku problemem może być wrzucenie jej w koszty firmy, gdyż pzry jednosobowej DG 2 telefony mogą budzić podejrzenia fiskusa.
Zastanawiając się nad tym – dlaczego podpisałam te umową i na co liczyłam, sama siebie wpędziłam w kompleksy. To dołujące, samą siebie uważać za kretynkę.

Następnego dnia, w odruchu rozpaczy, skorzystałam z formularza reklamacyjnego na stronie Orange-online. Opisałam cała sytuację, że nie chciałam żadnego nowego numeru, że w rozmowie z konsultantką byłam pewne, że chodzi tylko o zmianę taryfy. Przyznałam się jednak, że umowę podpisałam i zdaję sobie sprawę z popełnionego błędu, ale proszę o pomoc czy i jakie mam możliwości wycofania się z tego.
Po 2 dniach przyszedł mail z Orange’a – w związku ze złożoną reklamacją poproszono mnie o uzupełnienie danych zwiazancyh z numerem (dane abonenta, kod abonencki itp.) . Uzupełniłam, ale ponieważ właśnie skończył się okres rozliczeniowy i dostałam SMS-a o wystawieniu faktury – na kwotę o 123zł wyższą niz zwykle. Powstrzymałam się od walenia głową w ścianę – szkoda ściany…. 

I nagle stał się cud. W ubiegłą środę po południu zadzwonił telefon. Po drugiej stronie – Orange w sprawie mojej reklamacji. Bardzo miła pani z biura obsługi klienta biznesowego, chwilę pogadałyśmy i okazało się, że jako firma nie mogę skorzystać z możliwości rezygnacji. Ponieważ jednak nie wzięłam nowego aparatu – co potwierdza moją wersję, moja reklamacja została uznana, umowa anulowana, wystawiona faktura korygująca. Chwilę później dostałam potwierdzenie mailem i dodatkowo przeproszono mnie za wprowadzenie w błąd przez konsultantkę. Faktura korygująca przyszła 2 dni temu,  po zalogowaniu sie na konto Orange-online – już nie widzę tego nowego numeru. 

Jestem naprawdę pod bardzo pozytywnym wrażeniem. Tym bardziej, że od strony prawnej nie miałabym szans na wygraną. Sama rozmowy nie nagrywałam, nie miałabym więc dowodu na to, że nie chciałam żadnego nowego numeru. Za to podpisałam umowę, która wyraźnie o tym mówiła.
Czy można więc nie pochwalić operatora? Poziom mojej satysfakcji wyraźnie wzrósł. Ktoś pokierował się sercem, choć w dłuższej perspektywie skorzysta na tym rozum. Jednak warto mieć zadowolonych klientów. Szczególnie tych, którzy piszą blogi.     

Klient żąda, a SYSTEM i tak rządzi

Apokaliptyczna wizja świata rządzonego przez bezduszne maszyny i komputery to dobry temat na scenariusz horrorów zaczynajacych się od słów „w dalekiej przyszłości…”.  Czy jednak na pewno? Ja ostatnio mam wrażenie, że pierwsze oznaki tego, że rządzi nami SYSTEM już mamy. Przynajmniej u mojego Operatora.
W ubiegłym roku przegrałam:
Pokonał mnie SYSTEM

W styczniu tego tego roku, już po założeniu DG,  zgłosiłam się do salonu, aby zmienić dane klienta na firmę oraz rozszerzyć zakres mojego abonamentu. SYSTEM szwankował, miałam różne problemy, ale w końcu się udało. Pod koniec stycznia miałam oprócz telefonu komórkowego z limitem przesyłania danych także modem zdalnego dostępu do internetu (Business Everywhere). Modem ma swoją oddzielną kartę SIM z przypisanym numerem.
Po zalogowaniu się na swoje konto w portalu, bez problemu mogłam się przełączać pomiedzy numerami i kontrolować stan wykorzystania usług przypisanych do obydwu numerów. Niestety, tylko do czasu. Na początku lutego SYSTEM stwierdził, ze dosyć tej zabawy. Owszem, nadal mogę sobie sprawdzić zarówno ilość minut jak i wykorzystanie pakietu przesyłanych danych, ale tylko przypisanych do mojego numeru telefonu. Numer przypisany do modemu nadal jest widoczny w ramach konta, ale usługa Business Everywhere zniknęła z opisu, a link „przełącz się do numeru” jest nieaktywny. Spędziłam sporo czasu na próbach wyjasnienia sprawy telefoniczne, słałam maile, złożyłam też oficjalną reklamację. Wszyscy po kolei zgadzali się ze mną, że dzieje się coś dziwnego, nie powinno tak być, a potem i tak dostawałam odpowiedzi w stylu „SYSTEM nie pozwala”. 
Zaparłam się. Na otrzymany tydzień temu mail:

 Witam

W nawiązaniu do rozmowy z 10 marca informuję, że usuga orange on-line dla numeru  xxxxxxxxx niestety jest niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.

 

 odpisałam pytaniem jakie mam możliwości kontroli stanu konta jeżeli zacznę z tego numeru słać SMS-y lub nawet przełożę kartę SIM do telefonu i zacznę rozmawiać. Odpowiedź dostałam wczoraj:

Witam,  

Dziękuję za nadesłaną korespondencję.

Uprzejmie informuję, że stan konta można sprawdzać pod numerem *200.
Koszt połączenia 0,18 zł (0,22 zł z VAT)

Cóz, ja początkująca bizneswomen jestem i koszty odgrywaja dla mnie bardzo duże znaczenie. Już i tak płaciłam dodatkowo za połączenia z BOK-iem. Jak widać SYSTEM się ceni i za wszelkie kontakty z sobą każe sobie płacić. Ciekawe jaką odpowiedź dostanę za tydzień, gdyż zadałam kolejne pytanie: o możliwość bezpłatnego sprawdzenia stanu konta, również w opcji ewentualnej zmiany numeru na bardziej tolerowany przez SYSTEM.

Cóż, klient żąda, a SYSTEM i tak rządzi.