Literatura klasy biznes

księgarnia biznesowa

Onepress to jedna z księgarń wchodzących w skład GW Helion. Dla mnie to znana i ceniona marka, moja domowa biblioteczka zawiera bardzo wiele pozycji tego wydawnictwa. Głównie z dziedziny informatyki, ale nie tylko. Prowadząc własną DG siłą rzeczy sięgałam i sięgam nadal po literaturę biznesową czyli właśnie to, co jest profilem księgarni Onepress. 

Onepress obchodzi dziś swoje trzynaste urodziny. Z tej okazji tylko dziś – 22 lipca 2015r. trwa urodzinowa promocja: książki papierowe 20% taniej, za ebooki – płacimy połowę ceny.
Warto zajrzeć:

Promocja urodzinowa

 

e-Deklaracje i formularz VAT-7k

Fanką e-Deklaracji jestem od dawna, nie pamiętam już kiedy ostatnio składałam rozliczenie roczne w formie papierowej. Po co się męczyć, skoro szybko i sprawnie można to zrobić w formie elektronicznej?
Jakiś czas temu, trochę przypadkiem, zauważyłam, że wśród dostępnych formularzy są także formularze służące do rozliczenia VAT. Zainteresował mnie przede wszystkim formularz VAT-7k, z którego korzystam. A ponieważ październik był dla mnie bardzo pracowity, stwierdziłam, że szkoda czasu na bieganie do US i rozliczę VAT za 3 kwartał właśnie w ten sposób.

katalog formularzy podatkowych

Nie musiałam się zastanawiać, czy mam aktualny formularz (w tym roku były zmiany), wpisałam dane, cała resztę wyliczył oczywiście automat. Autoryzacja – kwotą przychodu z rocznego rozliczenia za 2011 rok (czyli PIT składany w kwietniu 2012 roku). Kliknęłam Wyślij, po chwili dostałam UPO i już. Wydrukowałam i schowałam do segregatora i zaraz potem zorientowałam się, że popełniłam błąd. To już jednak temat na oddzielną notkę, gdyż tak naprawdę – nadal nie wiem, co powinnam była zrobić. W każdym razie nie ma to nic wspólnego z aplikacją e-Deklaracje – ona zadziałała naprawdę szybko i sprawnie.
Polecam każdemu.

 


 

 

Jak skutecznie odstraszyć klienta?

Czy skuteczne odstraszanie klienta jest wielką sztuką? Czasem mam wrażenie, że niektórzy bardzo się tu starają, chyba chcąc osiągnąć mistrzostwo w tej dziedzinie.
Niedaleko mojego domu, w kompleksie różnych sklepów, tuż obok siebie są 2 piekarnie. W obydwu jest całkiem dobre pieczywo. Jedna z nich to piekarnia należąca do firmowanej nazwiskiem właściciela sieci piekarni. Nie lubię tam kupować, zraziłam się już wcześniej. Weszłam tam kiedyś po bułki – poprosiłam o 10 i okazało się, że mam wybór: albo dokupię jednorazową, cienką siateczkę za 20 gr, albo bułki wyląduje luzem na ladzie i będę mogła je sobie zapakować do własnej siatki. Zrobiło to na mnie tak złe wrażenie, że przez długi czas skutecznie omijałam tę piekarnię.
Ostatnio jednak w poszukiwaniu tartej bułki weszłam tam. Tartej bułki nie było, ale w oczy rzucił mi się duży napis (zresztą niechlujnie wykonany): krojenie chleba – 20 gr. Z czystej ciekawości przyjrzałam się – bochenek chleba kosztuje tam 2,50zł, u konkurencji obok – 2,70zł. Cóż, niższa cena z pewnością powinna przyciągać klientów, ale jakoś fatalnie to zareklamowano. Gdyby był tam duży, estetyczny napis z cenami chleba pokrojonego i niepokrojonego – oferta byłaby oczywista. Podkreślanie natomiast tylko opłat za to, co wszędzie jest wliczone w cenę podstawową (a więc wydawać by się mogło – za darmo) – odrzuca i to zdecydowanie.

Nie wiem jak to wygląda w innych piekarniach tej sieci, ale marketing też ma swoje zasady, których warto się trzymać.

 

 

 

 

Zamów bezpłatnie ….

Na jednym z portali społecznościowych znalazłam dyskusję na temat praktyk pewnego wydawnictwa oferującego (reklama w internecie, reklamowe wkładki w prasie, telemarketing) całkowicie bezpłatnie pierwsze numery różnych serii wydawniczych. Firma stosuje metody znane z Pobieraczka – jeżeli po otrzymaniu pierwszej przesyłki nie złożysz pisemnej rezygnacji, umowę uważa się za zawartą. Po pewnym czasie zaczynają przychodzić monity o zapłacenie faktury, odzywa się windykacja i straszenie sądem. Klasyka.
Sądząc z bardzo rozbudowanego wątku dyskusji to ciągle działa. Tłumaczenia niektórych osób są wręcz żałosne – nic nie zamawiałem, a mi przysłali. Ciekawe tylko, skąd mieli adres i numer telefonu? Z książki telefonicznej? Jednak mało prawdopodobne. Zdecydowanie stawiałabym tu na to, że większość zamówiła skuszona darmową ofertą, ale zupełnie zignorowała regulamin i wszystkie informacje o tym, jak zrezygnować z prenumeraty. To częsta przypadłość – nagminnie nie czytamy regulaminów, nawet tego, co wytłuszczone i dużym drukiem, a potem okazuje się, że zawarliśmy umowę i trudno się z niej wycofać.

Nie oznacza to, że krytykowana firma działa do końca uczciwie. Sądząc z niektórych postów, sporo problemów pojawiło się przy zamówieniach składanych drogą telefoniczną. Wprawdzie tu też cudów nie ma – ktoś musiał podać adres do wysyłki, ale w takiej rozmowie telefonicznej przedstawiciel firmy z reguły obiecuje wiele różnych rzeczy, które potem okazują się słowami bez pokrycia w rzeczywistości. Za to pojawiają się problemy, o których wcześniej nie było mowy. I oczywiście brak możliwości odsłuchania nagranej rozmowy.
Tu akurat ma uraz, wynikający ze złych doświadczeń z takich telefonicznych kontaktów z infoliniami UPC oraz Orange. Nauczyło mnie to prostej zasady: nie zawieram żadnych umów przez telefon. Tak jest bezpieczniej i oszczędza wielu problemów.

A tak w ogóle – to zasada podstawowa jest jedna: szanujmy i chrońmy swoje dane osobowe.
I uważajmy komu je podajemy i w jakim celu. Niby banał, ale życie pokazuje, że ciągle warto to przypominać.


Świętowanie niedzieli

Czy w niedzielę można/trzeba/wypada robić zakupy? Pytanie jest raczej filozoficzne, a wszystko wskazuje na to, że niedługo trafi na czołówki newsów debaty publicznej. Grupa posłów z różnych ugrupowań przygotowała właśnie projekt ustawy zamykającej w każdą niedzielę centra handlowe i sklepy wiekopowierzchniowe. Motywacja – troska o dobro rodziny. Co ciekawe – pomysłodawcy nie widzą żadnych skutków ekonomicznych – liczba miejsc pracy się nie zmniejszy, nie spadną też przychody. Pewnie w jakiś sposób to obliczyli, szkoda, że nie podano metodologii. Ja mam wątpliwości.

Nie pracowałam nigdy w handlu, więc trudno mi wczuć się w sytuację pracowników hipermarketów. Był jednak taki okres w moim życiu, gdy jako pracownik telekomunikacji pracowałam w ruchu ciągłym – w ramach dyżurów spędzałam w pracy noce, święta, popołudnia – tak jak grafik wypadł. Nie zawsze było to łatwe i przyjemne, ale cóż – w takiej sytuacji jest wiele grup zawodowych. Nie upieram się, że musi to dotyczyć również handlu, ale mam wątpliwości natury zupełnie przyziemnej. Zupełnie nie wierzę w to, że nie wywoła to żadnych negatywnych skutków dla gospodarki. Ilość pracy do wykonania się zmniejszy i z pewnością nastąpią cięcia etatów w handlu. W całkiem prosty sposób może się więc okazać, że dla wielu pracowników handlu wolne będą więc nie tylko niedziele, ale również i pozostałe dni tygodnia. Czy pozbawione dochodów rodziny będą na pewno szczęśliwsze? Osobiście wątpię.
Mało mi się podoba także uzasadnienie – przed chwilą obejrzałam konferencję prasową posłów na ten temat. Inspiracja apelem biskupa z pielgrzymki kobiet i prezent parlamentarzystek na pielgrzymkę mężczyzn …. Nawet mogę zrozumieć, że podpisani pod projektem posłowie mają swoją motywację religijną. Znacznie trudniej jednak mi zrozumieć, dlaczego próbują własny światopogląd narzucić wszystkim? Ustawa to rozwiązanie wprowadzane przez państwo, a moim zdaniem – rolą państwa nie jest zagospodarowywanie mojego czasu wolnego. W dodatku działalność państwa w gospodarce powinna być ograniczona do niezbędnego minimum, a na pewno nie powinna wskazywać czy i jak mam „dzień święty święcić”. Tym bardziej, że jest to bardzo kosztowne rozwiązanie i raczej zabójcze dla gospodarki w czasie kryzysu.

Ja sama jestem katoliczką i nie potrzebuję ustaw do tego, aby przestrzegać przykazań. Akurat w niedzielę nie robię wielkich zakupów w hipermarkecie, choć zdarza mi się bywać w sklepie osiedlowym po jakieś drobiazgi. Niedzielę świętuję po swojemu. Rodzinnym zwyczajem jest u mnie obiad o godz.13.00. W niedzielę nie robię żadnych wielkich porządków, nie włączam też pralki – swoją DG prowadzę w domu, więc bez problemu mogę to zrobić w ciągu tygodnia. W czasach, gdy pracowałam na etacie – robiłam pranie również w niedzielę. Za to, szczególnie ostatnio, często pracuję przy komputerze – kryzys dotkliwie odbija się na moich finansach, staram się więc pracować jak najwięcej. Czy na mnie też trzeba znaleźć jakiś paragraf?
A myślałam, że czasy gospodarki odgórnie sterowanej mamy za sobą, a nasza gospodarka i tak jest już przeregulowana. Ciekawe jaka jest droga życiowa posłów wnioskodawców? Mając etat urzędniczy – pewnie łatwo zaplanować tydzień. Problem jednak w tym, że budżet państwa tworzą nie urzędnicy, a firmy.


Słoń w menu zarządzania czasem

Mam znajomego, który często powtarza, że czas to pieniądz, a więc kto nie ma czasu – nie ma też pieniędzy. Na moim własnym przykładzie widać, że coś w tym jest, sprawdza się. Ciągle mi brakuje i czasu i pieniędzy.
Mam przed sobą do zrobienia dość pracochłonną i raczej mało ciekawą pracę. Taka sprawa-słoń – nie wiadomo, z której strony ją ugryźć. Ogrom pracy i zaangażowania przeraża, ale zrobić trzeba. Właśnie jestem na etapie uświadamiania sobie, że popełniam wręcz klasyczne błędy w podejściu do niej. Od kilku dni odkładam zabranie się za nią, szukając różnych pretekstów. Stres rośnie, gdyż zrobić trzeba, czasu coraz mniej i coraz trudniej jest znaleźć motywację.
Tego typu problemy są często porównywane do konieczności zjedzenia całego słonia – logiczna jest reakcja, że przecież się nie da. I z pewnością – nie da się od razu i w całości, ale po kawałku? Rozkładając tego typu pracę na dłuższy okres, wykonując ją po trochu – może się okazać całkiem strawna. Poza tym często się też okazuje, że wbrew pozorom wystarczy zacząć, a kolejne etapy wykonania pójdą już łatwiej. I może wcale nie będzie tak strasznie? Pod warunkiem, że nie zostawimy wszystkiego naprawdę na zupełnie ostatnią chwilę. Słoń w menu może być smaczny, ale lepiej nie przejadać się dużą ilością w bardzo krótkim czasie.

Wolnego weekendu wprawdzie i tak już nie będę miała, ale może przynajmniej oszczędzę sobie stresu, że jeszcze się za to nie zabrałam?


Etyka w czasie kryzysu

Jedna z moich blogowych przyjaciółek napisała ostatnio notkę na temat uczciwości w handlu:
Siódme – nie kradnij
Przebija tam rozgoryczenie spowodowane nieuczciwością sprzedawców w trudnych czasach kryzysu. Skojarzyłam to sobie, gdy usłyszałam ostatnio o bankomacie w cudowny sposób wypłacającym podwójne kwoty.
Klienci wypłacający podwójnie z zepsutego bankomatu to złodzieje
W tym kontekście patrząc – pojawia się dylemat – czy w ciężkich czasach kryzysu etyka jeszcze obowiązuje czy można sobie pozwolić na mniejszą lub większą nieuczciwość?
Nieuczciwe praktyki handlowców na dłuższą metę są z pewnością nieopłacalne. Oszukiwani klienci zniechęcą się i pójdą do konkurencji, w dodatku zniechęcając innych. W dobie portali społecznościowych – takie złe opinie przenoszą się szybko. Ostatnio bardzo boleśnie odczuło to NC+….
Druga strona medalu to nasze drobne nieuczciwości. Czy bez problemu potrafimy oddać pieniądze, które dodatkowo wypłacił nam bankomat? Czy po prostu cieszymy się, że mamy niespodziewany zysk, a „ci krwiopijcy z banku i tak mają za dużo”? 

A może właśnie „trudne czasy” – cokolwiek nie oznacza to pojęcie – to czas sprawdzianu dla nas? Przecież nawet jeżeli ukradniemy złodziejowi – to wcale nie sprawia, że jesteśmy usprawiedliwieni. Nasza kradzież obciąża nas.
A gdy czasy są ciężkie – czy nie będzie łatwiej, gdy nawzajem będziemy sobie pomagać? Taka bezinteresowna wzajemna pomoc może być bardzo ważna. Przede wszystkim przywraca wiarę w człowieka, a z taką świadomością żyje się lżej. I wbrew pozorom – to wcale nie jest tylko czcze moralizatorstwo. W dodatku sprawdza się także w dobie internetu.
Przykład tu:

Pomagamy.Trojmiasto.pl


Własna DG – wybór formy opodatkowania

Prowadząc własną DG jedną z ważniejszych spraw jest wybór formy opodatkowania. Robimy to nie tylko przy zakładaniu firmy. Do 20 stycznia każdego roku można zgłosić w Urzędzie Skarbowym zmianę. Zostały 2 tygodnie na podjęcie decyzji.  Może warto się przyjrzeć?
Podstawowe zasady opisane są tu:

Jaką formę opodatkowania wybrać dla działalności gospodarczej?

Warto też wziąć pod uwagę, że dotyczy to wyłącznie samego podatku dochodowego. Kwestia podatku VAT to zupełnie oddzielna sprawa.

Płatnik VAT – kto chce, kto musi, komu się opłaca

Ja sama rozliczam się na zasadach ogólnych (matka samotnie wychowująca dziecko). Jestem płatnikiem VAT – muszę z uwagi na profil DG.

Jak sprawdzić co jest najbardziej opłacalne? Ja proponuję coś z własnych produktów:

Kalkulator Podatków DG

Uwzględnia stawki zarówno na rok 2012 i na rok 2013. Wystarczy wpisać przychody i koszty (rzeczywiste lub szacowane) i zobaczyć – jaki będzie podatek, a jaki zysk z DG. Dodatkowo załączone stawki ryczałtu oraz Karty Podatkowej.
Zapraszam.

 

A tu coś z literatury biznesowej:




Kasowa metoda rozliczeń – prawo czy obowiązek?

Nowy rok oprócz nadziei  na to, że będzie lepszy niż ten, który minął (dla mnie był kiepski), wprowadza też nowe zasady rozliczania VAT. Próbuję się w tym jakoś zorientować i porządkując swoją wiedzę z zakresu obowiązującej mnie księgowości. W dodatku jakoś mało mi się uśmiecha wprowadzanie zbyt wielu rewolucyjnych zmian w aplikacji, którą napisałam sobie do rozliczania wszystkiego – KPiR, wystawiania faktur, rozliczanie podatków, także VAT. Takie wiele w jednym – dopasowane do moich potrzeb.

Teoretycznie spełniam kryteria Małego Podatnika VAT. Moje przychody w 2012 nie przekroczyły kwoty 1,2 miliona euro (po przeliczeniu na złotówki wg kursu z 1 października 2012 – 4,922 miliona) i jakoś nie widzę szans, aby w tym roku mogły się zbliżyć do tej kwoty.  Bez problemu mogłabym więc skorzystać z kasowej metody rozliczania czyli rozliczać podatki dopiero wtedy, gdy dostanę zapłatę za wystawioną przez siebie fakturę. Ten kij ma dwa końce – faktury kosztowe też mogę uwzględniać dopiero po ich zapłaceniu. To akurat mniej boli, gdyż staram się płacić na bieżąco. Inna sprawa, że jakoś nikt mi nie wystawia faktur, za które wcześniej nie zapłaciłam. Ewentualnie media, ale tu akurat operator ma inny bat w ręku – jak nie zapłacę, to odetnie mi dostęp.
Zakładam jednak, że jest to przywilej, a nie obowiązek. Mogę skorzystać, ale wcale nie muszę. Choć pewnie działa to na moja niekorzyść. Z ubiegłego roku została mi faktura, za którą do dziś nie wpłynęła należność. Ja ją zaksięgowałam, VAT uwzględniłam w rozliczeniu. Swoją droga – zastanawiam się, czy ten mój niesolidny kontrahent też ją zaksięgował w kosztach?
Trudno, straciłam, państwo zyskało. Ja mam nauczkę na przyszłość.

Wybór metody kasowej można zgłosić do US do 15-go stycznia. Jak ktoś się zastanawia – zostały 2 tygodnie na podjęcie decyzji.


Lipne faktury sposobem na biznes?

Właśnie przeczytałam artykuł redakcji biznesowej GW:
Potop lipnych faktur
i zastanawiam się, jak takie coś może funkcjonować w praktyce? Owszem, zdarzyło mi się dostrzec w internecie ogłoszenia typu „koszty sprzedam”, ale jakoś mało się tym interesowałam i nie wchodziłam w szczegóły. Wygląda jednak na to, że skala zjawiska jest duża.
Jak to działa? Nie odważyłabym się zaksięgować faktury kupowanej gdzieś na bazarze. Na tak niepewnej podstawie zwiększać koszty i odpisywać VAT? Jak rozlicza się taka firma wystawiająca takie faktury? A może wcale nie istnieje, a cały „interes” opiera się na tym, że fiskus nie sprawdzi czy kontrahent istnieje i czy zaksięgował u siebie fakturę?
Niezależnie od tego – po lekturze artykułu zastanawiam się, czy i jakie możliwości udowodnienia miałabym, gdyby ktoś mnie posądził o takie sztuczne nabijanie kosztów? Czy dowody wpłaty za fakturę wystarczą? Mam jednak też takie faktury, które opłacam gotówką, gdyż albo nie ma terminala, albo jest, ale chęc skorzystania z płatności kartą skutkuje komunikatem, że przedstawione ceny dotyczą płatności gotówkowych, a płacąc kartą – należy doliczyć kilka procent więcej.   
A jak mogłabym się bronić przed zarzutem, że to moje faktury są takie „lipne”? Księguję je w przychodach, opłacam VAT. Nawet na drobne zlecenia realizowane przez internet – wystawiam paragon. Czy to wystarczy?

To, co mnie najbardziej niepokoi – to moje własne obawy. Czy w starciu z fiskusem to na na pewno na mnie powinien ciążyć obowiązek udowadniania własnej niewinnoścI?