Czy w niedzielę można/trzeba/wypada robić zakupy? Pytanie jest raczej filozoficzne, a wszystko wskazuje na to, że niedługo trafi na czołówki newsów debaty publicznej. Grupa posłów z różnych ugrupowań przygotowała właśnie projekt ustawy zamykającej w każdą niedzielę centra handlowe i sklepy wiekopowierzchniowe. Motywacja – troska o dobro rodziny. Co ciekawe – pomysłodawcy nie widzą żadnych skutków ekonomicznych – liczba miejsc pracy się nie zmniejszy, nie spadną też przychody. Pewnie w jakiś sposób to obliczyli, szkoda, że nie podano metodologii. Ja mam wątpliwości.
Nie pracowałam nigdy w handlu, więc trudno mi wczuć się w sytuację pracowników hipermarketów. Był jednak taki okres w moim życiu, gdy jako pracownik telekomunikacji pracowałam w ruchu ciągłym – w ramach dyżurów spędzałam w pracy noce, święta, popołudnia – tak jak grafik wypadł. Nie zawsze było to łatwe i przyjemne, ale cóż – w takiej sytuacji jest wiele grup zawodowych. Nie upieram się, że musi to dotyczyć również handlu, ale mam wątpliwości natury zupełnie przyziemnej. Zupełnie nie wierzę w to, że nie wywoła to żadnych negatywnych skutków dla gospodarki. Ilość pracy do wykonania się zmniejszy i z pewnością nastąpią cięcia etatów w handlu. W całkiem prosty sposób może się więc okazać, że dla wielu pracowników handlu wolne będą więc nie tylko niedziele, ale również i pozostałe dni tygodnia. Czy pozbawione dochodów rodziny będą na pewno szczęśliwsze? Osobiście wątpię.
Mało mi się podoba także uzasadnienie – przed chwilą obejrzałam konferencję prasową posłów na ten temat. Inspiracja apelem biskupa z pielgrzymki kobiet i prezent parlamentarzystek na pielgrzymkę mężczyzn …. Nawet mogę zrozumieć, że podpisani pod projektem posłowie mają swoją motywację religijną. Znacznie trudniej jednak mi zrozumieć, dlaczego próbują własny światopogląd narzucić wszystkim? Ustawa to rozwiązanie wprowadzane przez państwo, a moim zdaniem – rolą państwa nie jest zagospodarowywanie mojego czasu wolnego. W dodatku działalność państwa w gospodarce powinna być ograniczona do niezbędnego minimum, a na pewno nie powinna wskazywać czy i jak mam „dzień święty święcić”. Tym bardziej, że jest to bardzo kosztowne rozwiązanie i raczej zabójcze dla gospodarki w czasie kryzysu.
Ja sama jestem katoliczką i nie potrzebuję ustaw do tego, aby przestrzegać przykazań. Akurat w niedzielę nie robię wielkich zakupów w hipermarkecie, choć zdarza mi się bywać w sklepie osiedlowym po jakieś drobiazgi. Niedzielę świętuję po swojemu. Rodzinnym zwyczajem jest u mnie obiad o godz.13.00. W niedzielę nie robię żadnych wielkich porządków, nie włączam też pralki – swoją DG prowadzę w domu, więc bez problemu mogę to zrobić w ciągu tygodnia. W czasach, gdy pracowałam na etacie – robiłam pranie również w niedzielę. Za to, szczególnie ostatnio, często pracuję przy komputerze – kryzys dotkliwie odbija się na moich finansach, staram się więc pracować jak najwięcej. Czy na mnie też trzeba znaleźć jakiś paragraf?
A myślałam, że czasy gospodarki odgórnie sterowanej mamy za sobą, a nasza gospodarka i tak jest już przeregulowana. Ciekawe jaka jest droga życiowa posłów wnioskodawców? Mając etat urzędniczy – pewnie łatwo zaplanować tydzień. Problem jednak w tym, że budżet państwa tworzą nie urzędnicy, a firmy.
Like this:
Like Loading...