KPiR czyli moja aktualna lektura

Podatkowa Księga Przychodów i Rozchodów. Brzmi poważnie i groźnie, szczególnie dla kogoś alergicznie reagującego na wszelkie tematy zwiazane z księgowością, rachunkowością itp. Człowiek jednak uczy się całe życie, a w ramach zakładania własnej firmy musze wgryźć się w tematykę.
Wybór KPiR jako najlepszej dla mnie formy rozliczania doradzili mi zaprzyjaźnieni znawcy tematu. Zajrzałam do internetowej księgarni biznesowej Onepress i znalazłam książkę, która przyjaźnie i łopatologicznie tłumaczy zasady prowadzenia KPiR. Dla mnie istotne są zawarte w ksiażce przykłady praktyczne w formie zadań do rozwiązania.
Mam więc lekturę na najbliższe dni…

O Millennium raz jeszcze

Kilka tygodni temu pisałam tu o nowej ofercie banku Millennium – koncie internetowym.
Kolejne konto w tym samym banku. Po co?
Ponieważ w ramach komentarzy pojawiły się sprzeczne informacje uzyskane na infolinii – postanowiłam wyjaśnić sprawę w formie pisemnej. Millenet umożliwia wysłanie takiego maila. Moje pytania to:
– jaka jest róznica pomiędzy kontem w ramach usługi Millenet i nowym kontem internetowym?
– czy założenie konta internetowego wiąże się ze zmianą numeru rachunku?

– co z kartą kredytową – czy mogłaby ewentualnie zostać przepięta do konta internetowego?
Jeszcze tego samego dnia otrzymałam maila, że odpowiedź otrzymam w ciagu kilku dni roboczych. I faktycznie – dostałam. 
Uprzejmie informuję, że szczegółowe dane dotyczące rachunków oferowanych prze Bank Millennium znajdują się w Cenniku – prowizje i opłaty dostępnym na stronie internetowej naszego Banku. Jednocześnie informuje, że nie ma możliwości zamiany Konta Osobistego na Konto Internetowe. Istnieje jedynie możliwość założenia nowego Konta Internetowego z nowym numerem rachunku. Więcej informacji na temat produktu dostępnych jest na naszej stronie internetowej. Wniosek o podpięcie karty kredytowej do Konta Internetowego należy złożyć w najbliższym oddziale naszego Banku.

Wygląda więc na to, że kluczowa dla mnie sprawa – zachowanie numeru konta jest skazana na porażkę. Zgodnie z cennikiem usług – skazana więc jestem na opłatę za prowadzenie konta – 7zł miesięcznie. Do czerwca byłam zwolniona – za aktywne korzystanie z Millenetu.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że zaraz na początku sierpnia opłatę z konta pobrano, a kilka dni potem – zwrócono. W opisie przelewu – „zwrot opłaty za prowadzenie konta za m-c lipiec”. Ciekawe, co będzie w następnym miesiącu?

Płacę, to się leczę

Abonamenty medyczne opłacane przez pracodawcę są obecnie często spotykaną formą dodatkowego wynagradzania w wielu firmach. W korporacji, w której pracowałam – też tak było. Każdy z pracowników korzystał z wykupionej opieki w sieci Luxmedu. Za dużo nie zdążyłam z tego skorzystać – jakoś nie umiem chorować i biegać do lekarza. Gdy jednak w maju wiedziałam, ze będę odchodzić z firmy stwierdziłam, że to ostatnia chwila, aby udać się do okulisty i wymienić okulary.
Podobno tak to już jest, że jak się zacznie chodzić do lekarza – to trudno jest skończyć. Oprócz recepty na okulary dostałam także skierowanie do kardiologa. Poszłam i dostałam skierowania na cały pakiet różnych badań. Niestety, maj się kończył i mój abonament wygasał. Przerażona wizją ustawiania się w kolejce do rejestracji w mojej przychodni rejonowej – zaczęłam sprawdzać możliwości przedłużenia tego abonamentu. I znalazłam. W ofercie standardowej Luxmedu jest taka możliwość – w ciągu 3 miesięcy od wygaśnięcia abonamentu „firmowego” można wykupić indywidualną kontynuację i to na warunkach bardzo preferencyjnych. Skorzystałam – w opcji maksymalnej zapłaciłam ok.1000 zł mniej niż kosztowałoby mnie to przy wejściu z ulicy. Trochę pomęczyłam mailami obsługę (pochwała za szybkie, miłe i wyczerpujace wyjaśnienia) i zdecydowałam się. W tej chwili jestem już po całej serii badań – wszystko w ramach abonamentu. Terminy wizyt i badań mogę umawiać telefonicznie lub online.

Zdaję sobie sprawę z tego, że takiej prywatnej przychodni jest łatwiej łatwiej niż placówkom publicznym. Wątpliwości mam jednak, czy dobra, nastawiona na pacjenta organizacja pracy na pewno jest taka kosztowna? Dlaczego na wizytę u specjalisty można się umawiać tylko przez pierwsze 2 dni miesiąca, co w praktyce wygląda tak, że załapują się tylko pierwsi w kolejce? Podobno, żeby chorowac trzeba mieć zdrowie….

Lepiej się pochorować niż ma się zmarnować?

Każdy z nas z pewnością wielokrotnie spotyka w sklepach superokazyjne ceny na artykuły spożywcze. Im atrakcyjniejsza cena – tym chętniej rzucamy się na okazję. Czy zwracamy w takich przypadkach uwagę na datę przydatności do spożycia? Teoretycznie zawsze jest jakiś zapas wynikający z norm. Towar z terminem przydatnosci do spożycia do dziś – jutro jeszcze też raczej będzie zjadliwy, ale czy warto ryzykować? Okazja okazją, ale czy ewentualne dolegliwości żołądkowo-jelitowe można zrekompensować zaoszczędzeniem paru groszy? Dla mnie odpowiedź jest jednoznaczna – nie. Owszem, czasem zdarza mi się kupowac towary przecenione, ale tylko wtedy, gdy czas ich przydatności do spożycia dobiega końca, ale jeszcze nie są przeterminowane i zakładam ich wykorzystanie od razu, bez dodatkowego leżakowania w lodówce.
Wszystko jest jeszcze w porządku, gdy mamy świadomość nabywania towaru do szybkiego spożycia. Co jednak w przypadku, gdy sklep jest nieuczciwy i wciska nam takie towary jako pełnowartościowe? Ostatnio natknęłam się w sieci na artykuł opisujący nieuczciwe praktyki w jednym ze sklepów „Kauflandu”:
400 przeterminowanych produktów w Kauflandzie
Tu doszło do kompletnej paranoi i nieuczciwych praktyk. Nałożony mandat w wysokości 500zł wygląda tu jak żart i z pewnością nie stanowi żadnej kary. Co można zrobić w takiej sytuacji? Moim zdaniem – najskuteczniejsza jest szeptana antyreklama takiego sklepu. Ucieczka klientów na pewno będzie bardziej dotkliwa niż mandaty. Na szczęście w dzisiejszych czasach placówek handlowych jest wszędzie sporo i zakupy można zrobić gdzie indziej. A jeżeli już kupujemy – to róbmy to bardzo świadomie, z podejrzliwością oglądając i sprawdzając każdy produkt i reagując po znalezieniu czegoś przeterminowanego. Takie akcje mogą okazać się bardzo skuteczne i zniechęcić nieuczciwych do nagannych praktyk szybciej niż kontrole urzedników.

Ładnych już kilka lat temu w jednym z supermarketów natknęłam się na scenę, gdy jedna z klientek zażądałą rozmowy z kierownikiem placówki. Okazało sie, że kilka dni wcześniej kupiła w tym sklepie będący akuart w promocji zestaw: płyn do kąpieli + żel pod prysznic. Produkty zostały złączone w sklepie – opakowania sklejone taśmą w ten sposób, że terminy ważności były zakryty. Dopiero w domu, po rozerwaniu taśmy można było zauważyć, że żel był już przeterminowany. Ta pani wróciła do sklepu, zwróciła uwagę i zażądała wycofania produkty ze sprzedaży. A po kilku dniach przyszła ponownie (na tę chwilę właśnie trafiłam)  i zobaczywszy, że „promocja” nadal trwa zrobiła awanturę i zagroziła powiadomieniem odpowiednich instytucji.
Mnie uwrażliwiła skutecznie. Od tamtej pory robiąc zakupy – zawsze zwracam uwagę na termin ważności i wybieram te „świeższe”. Nauczyłam się już, że w wielu hipermarketach wiele produktów na tej samej półce może mieć różne daty przydatności do spożycia. Te o dacie późniejszej  – z reguły są na dnie czy z tyłu.
W końu płacąc chcę wiedzieć za co. I nie lubię być oszukiwana.

Zakupy codzienne czyli wyliczamy VAT

Debata publiczna ostatnich dni wypełniona została planowanymi od stycznia podwyżkami VAT. Niezależnie od oceny politycznej  – warto sprawdzić – jak wpłynie to na nasze finanse domowe? Policzmy.
Stawka VAT ma wzrosnąć o 1%. Jest  22% – będzie 23% – w przypadku stawki podstawowej jest to proste, chociaż pamiętajmy, że VAT oblicza się w stosunku do wartości netto. Jeżeli cena netto jakieś towaru wynosi 100zł, obecnie płacimy za nia 122zł, a od stycznia 123zł – oznacza, że jako odbiorca końcowy zapłacimy więcej o 1/122 czyli 0,82%. O tyle wzrosną nasze wydatki w stosunku do większości artykułów, nieobjętych specjalnym traktowaniem (usługi, energia,ubrania).
W przypadku stawki VAT 7% – wzrostem do 8% zostanie objęta tylko część towarów i usług.  Podrożeją leki, woda, mieszkania, ścieki, wywóz śmieci. Za to stanieje (!) żywność przetworzona: wędliny, soki, ser, makarony, masło, olej, margaryna itp. Nowy VAT na te towary wyniesie 5%. Wynika to w znacznej mierze z koniecznosci dostosowania się do uregulowań unijnych – musimy zlikwidować 3-procentową stawkę VAT, którą do tej pory stosowano do żywnosci nieprzetworzonej  (mleko, owoce, warzywa, ryby, zboża, jaja). Wszystko to wzrośnie do stawki 5%.

O ile więc wzrosną nasze wydatki? Wyraźnie widać, że zależy to od struktury naszych wydatków, nie da się tego uśrednić. Ja sprawdziłam 2 paragony z ostatniego tygodnia. Zakupy w sklepie BOMI – mam tam kartę rabatową uwzględniającą 3% rabatu (za wyjątkiem artykułów w aktualnej promocji). Paragony wyglądają tak:

Paragony i symulacja wzrostu VAT
Stawki VAT na paragonie analiza VAT
 Stawki VAT na paragonie  analiza VAT

Kliknięcie w obrazek – spowoduje jego otwarcie w powiększeniu

Wygląda na to, że za moje zakupy po nowym roku zapłacę mniej – wszystkie pozycje oznaczone kolorem czerwonym w ostatniej kolumnie – będą tańsze. Kupowałam sporo jogurtów, które łapią się do obnizki VAT-u z 7% na 5%.
Z innymi rachunkami bedzie zdecydowanie gorzej. Patrząc na rachunek za energię elektryczną do zapłacenia w tym miesiącu (za 2 miesiące):
234,48 (netto) + 51,59 (VAT) = 286,07
Za rok o tej porze zapłacę:
234,48 (netto) + 53,93 (VAT) = 288,41
Różnica niby niewielka – 2,34zl . Dokładając jednak do tego inne opłaty – tu złotówka, tam dwie można będzie to odczuć.
Dla tych, którzy szczegółowo zapisują wydatki – proponuję przeprowadzenie symulacji. Wystarczy zwykły arkusz Excela. Jak to zrobić – opisałam na swoim innym blogu (Excel, Access, VBA...) w notce:
Wyliczamy nowy VAT


Ukryte czytniki kodu

W ramach cięcia kosztów często robię zakupy w hiper- i supermarketach. Wcześniej przeglądam gazetkę lub stronę w internecie, wyszukuję ciekawych promocji i z gotową listą udaję się na zakupy. Niezależnie od sklepu – zawsze stosuję zasadę ograniczonego zaufania, mało wierząc w cenę na regale. Wszystko sprawdzam na skanerze, unikając w ten sposób niemiłych niespodzianek przy kasie.Tym bardziej, że trudno jest jednocześnie coś pakować i pilnować ceny. Kontrolowanie cen jest szczególnie ważne w wielkich koszach z superpromocjami. W tej chwili na topie są zeszyty i inne przybory szkolne (warto teraz kupować – można spokojnie i tanio skompletować szkolną wyprawkę). Jedna wielka cena w stylu „zeszyt 96k – 1,49zł”, zeszytów wiele i to różnych, ale gdy przyjrzeć sie blizej – każdy z inną ceną.
W większości sklepów, w których bywam – znam już mniej więcej miejsca, gdzie skaner się znajduje, nie mam więc z tym większych problemów. Zauważyłam jednak ostanio dziwne zjawisko i to w kilku sklepach róznych sieci. Czytniki kodu są, ale zniknęły wielkie plansze z napisem „tu sprawdzisz cenę”. Są miejsca, gdzie akurat tam, gdzie jest czytnik kodu – ustawiono wielkie hałdy np. papieru toaletowego czy podobnych towarów. Efekt – czytnik kodu jest zdecydowanie mniej widoczny, a  dostęp do niego utrudniony. Nie wygląda to na przypadek, a raczej na przemyślaną strategię. Klient ma kupować, a  nie sprawdzać ceny? Ja nie lubię być naciągana. Gdy mam problem ze sprawdzeniem ceny – przy kasie proszę o podanie wpierw ceny i dopiero wówczas decyduję, albo od razu odkładam na bok.
Nie stać mnie na bezmyślne tracenie pieniędzy.