Co ZUS wie o moich spadkobiercach?

Dyskusja na temat wyższości ZUS nad OFE i/lub odwrotnie trwa w najlepsze. Mam wprawdzie bardzo poważne podejrzenia, że z jednej strony dyskutują ekonomiści, publicyści, blogerzy itp. czyli szeroko pojęta opinia publiczna, a z drugiej strony – rząd i jego eksperci. Te dwa światy są zupełnie niezależne, choć pewnie i tak później będzie można ogłosić, że konsultacje społeczne się odbyły….
Osobiście nie mam najmniejszych złudzeń – decyzja zapadła i nasze składki zgromadzone na kontach emerytalnych w ZUS zostaną znacjonalizowane. Z tego co czytałam, mimo że ustawa jeszcze nie przeszła przez parlament, przedstawiony przez ministra Rostowskiego budżet na 2014 rok opiera się o założenia, że środki z OFE przechodzą do ZUS.Trudno, klamka zapadła.
Zastanawiam się jednak, jak to formalnie wyjdzie w praktyce i budzą się we mnie kolejne wątpliwości. Tym bardziej, że już obecne rozwiązania nie skłaniają do optymizmu pod tym względem.

Gdy 7 lat temu zmarł mój mąż – jako osoba wskazana odziedziczyłam jego zgromadzone w OFE składki. Połowa została przekazana na moje konto emerytalne w OFE, druga połowa została wypłacona mi w gotówce. Tak to funkcjonuje i podobno nawet przejęcie środków przez ZUS niczego tu nie zmienia. A jak to wygląda już teraz?
Na wiosnę 2011 roku, jeszcze za czasów Fedak składka przekazywana do OFE została znacznie ograniczona – o część obligacyjną. Ta część składki jest podobno gromadzona w ZUS na zupełnie oddzielnych subkontach i podobno też podlega dziedziczeniu. Zastanawiam się tylko – skąd ZUS wie, komu chcę te środki przekazać? Mnie o to nie pytał. Czy mój spadkobierca będzie musiał więc przynieść zaświadczenie z OFE, kogo upoważniłam do pobrania moich środków na wypadek śmierci? Jakieś to dziwne. A może ZUS liczy na to, że większość zapomina i wcale nie zgłasza się po te pieniądze? Patent niezły, ale teoretycznie tych składek z każdym miesiącem jest coraz więcej. Wcześniej czy później spadkobiercy zaczną się zgłaszać, ciekawe, czy ZUS jest na to przygotowany?


Co dalej z systemem emerytalnym?

Przy wprowadzaniu reformy emerytalnej umawialiśmy się, że rezygnujemy z systemu emerytur opartym na solidarności pokoleń i przechodzimy na system kapitałowy. Zasada „ile sobie uzbierasz – tyle będziesz miał” była podstawą tych ustaleń. Niestety, reformę wprowadzono i zapomniano o niej na długie lata. Przede wszystkim kolejne rządy i to niezależnie od opcji politycznych nie zadbały o to, aby zgodnie z założeniami reformy zasypywać dziurę w ZUS dochodami z prywatyzacji. Same OFE też nie okazały się cudownym rozwiązaniem – wysokie koszty własne skutecznie obcinają wysokość zgromadzonych tam środków.
Niezależnie od tego jednak co myślimy o samych OFE i zarządzających nimi – przyzwyczailiśmy się do myśli, że są to nasze własne, gromadzone na przyszłość pieniądze. Wczoraj okazało się, że wcale tak nie jest – państwo właśnie ogłosiło, że je zabiera.
Co myślę o tym – opisałam na swoim blogu politycznym:
Kreatywna księgowość czyli „przesunięcie” obligacji
W tej chwili najważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie – co dalej z naszymi emeryturami? Jakoś zupełnie nie widzę ani nie słyszę całościowej wizji jak ma wyglądać nasz system emerytalny, a chyba właśnie od tego debata publiczna powinna się zacząć. Wiadomo, że z przyczyn demograficznych nie da się już wykorzystać tu solidarności pokoleń. Dużo na ten temat mówiło się przy okazji podwyższania wieku emerytalnego. Jak jednak ma funkcjonować system kapitałowy skoro ZUS nie ma najmniejszych możliwości pomnażania naszych środków, gdyż musi je od razu wydać na bieżące wypłaty świadczeń? Zmiana własnościowego podejścia do składek emerytalnych zostaje w prosty sposób zastąpiona ich nacjonalizacją i politycznymi obietnicami waloryzacji. Niestety, ale przy takim podejściu trudno mieć zaufanie do własnego państwa. Tym bardziej, ze jest to rozwiązanie tylko na tu i teraz – przejęcie przez ZUS (też obciążony wysokimi kosztami własnego funkcjonowania) całej rzeszy emerytów wywoła tylko powiększenie istniejącej dziury budżetowej w przyszłości. Z punktu widzenia rządu – takie rozwiązanie pewnie pozwoli na odtrąbienie sukcesu w postaci zmniejszenia w tym roku zadłużenia finansów publicznych, jednak z punktu widzenia przyszłych emerytów – niczego nie załatwia.

Może czas najwyższy na przeprowadzenie nowej, porządnej reformy emerytalnej? Może warto zastanowić się nad wariantem kanadyjskim? O tym wszystkim trzeba dyskutować i to w znacznie szerszym gronie niż ministerialne gabinety. I nie mam tu na myśli wielkiej nagonki na OFE i straszenie ryzykiem inwestycyjnym w opozycji do bezpiecznej emerytury państwowej. Przecież jeżeli zdecyduję się na pozostanie w OFE – to i tak większość zgromadzonych tam przeze mnie środków zostanie zabrana do ZUS-u, a pozostanie tylko część „akcyjna”. Oznacza to, że ZUS i tak będzie wypłacać mi emeryturę, a ryzyko giełdowe dotyczyć będzie tylko niewielkiej części. Być może, że będę miała pecha i stracę, ale być może, że środki te urosną i moja dodatkowa emerytura będzie całkiem zauważalna.

Aż się prosi tu o debatę pod hasłem naczelnym „nic o nas bez nas” – emerytury dotyczą wszystkich, a w porównaniu z politykami patrzymy na to w znacznie dłuższej perspektywie niż tylko bieżące potrzeby budżetu, dotrwanie do końca kadencji czy wygrane wybory.



Składka emerytalna czyli co?

Co to jest składka emerytalna? Odpowiedź na to pytanie ma kluczowe znaczenie do zrozumienia tego, co dzieje się z naszymi emeryturami.
W czasach PRL-u sprawa była oczywista. Składka emerytalna – teoretyczna i niewidzialna – poprzez budżet państwa trafiała do ZUS-u. Oczywiście nie po to, aby coś tam było składowane czy inwestowane, ale po to, aby była gotówka na wypłatę bieżących świadczeń emerytalnych.
Reforma emerytalna zmieniła to wszystko. Przede wszystkim przeszliśmy na system kapitałowy – czyli nasze składki miały być gromadzone w II filarze w OFE. Obowiązuje tu zasada, że ile sobie uzbieramy, tyle będziemy mieć. Teoretycznie moglibyśmy to nawet robić sami, ale państwo woli dopilnować, żebyśmy naszych pieniędzy nie przehulali już teraz, zostając na starość z niczym. Oznacza to, że nasze składki są wprawdzie pobierane przez ZUS, ale jest on tu tylko pośrednikiem i musi przekazać je do OFE. Jak więc można twierdzić, że to OFE generują dług państwa? Równie nietrafny jest zarzut, że to OFE są winne temu, że państwo emituje obligacje. Państwo  jest zadłużone, potrzebuje pieniędzy na wypłatę bieżących emerytur, więc wystawia weksle, a OFE są ustawowo zmuszone do do ich wykupu. Problem jednak w tym, że wynikająca z konieczności wypłacania bieżących emerytur dziura w ZUS powinna być już dawno temu zasypana wpływami z prywatyzacji. Czy nie takie właśnie były założenia?

OFE mają sporo wad i jest sporo powodów do ich krytyki. Jednak raczej nie za, za co atakują je politycy. Wprawdzie wygodnie jest zrzucać na kogoś winę za własne błędy i zaniedbania, ale jest to po prostu nieuczciwe. W tym starciu staję po stronie prof.Balcerowicza.
Zgadzam się też z jego stwierdzeniem, że wyborcy PO nie darują swojej partii skoku na ich pieniądze.


Ozusować wszystko czyli co?

Ozusować wszystkie umowy – to główne hasło debaty ostatnich dni. Mimo, że jeszcze nie znamy szczegółów rządowych propozycji, już wszyscy komentują czy jest to dobre czy złe rozwiązanie. W dodatku większość komentarzy jest bardziej polityczna niż merytoryczna i mało świadczy o znajomości tematu.
Co to są umowy śmieciowe? Umowy, od których nie są odprowadzane składki ZUS. Na dzień dzisiejszy są to umowy o dzieło. Bardzo popularne umowy zlecenia, wprawdzie również oparte na kodeksie cywilnym, są obciążone składką ZUS. W przypadku umów o dzieło rzeczywiście żadne składki ani na ubezpieczenie społeczne ani zdrowotne nie są odprowadzane, ale… Koszty uzyskania w przypadku takich umów są bardzo wysokie – 50%. Od pozostałych 50% płaci się podatek w wysokości 20%. Czyli mając podpisaną taką umowę np. na 1000zł, na rękę dostaje się 900zł. Wprawdzie już od dłuższego czasu mówi się o tym, że trzeba to zmienić i tak dalej być nie może (stąd zresztą protesty artystów i twórców kultury), ale w tak wysokie koszty uzyskania jest właśnie wliczone to, że trzeba odprowadzić samodzielnie składkę na ubezpieczenie zdrowotne i zadbać o swoją emeryturę. Teoretycznie więc zbyt wiele się nie zmieni, nawet jeżeli takie umowy zostaną ozusowane. 

W praktyce może jednak wyglądać to zupełnie inaczej. Umowy o dzieło dotyczą nie tylko ludzi wykonujących wolne zawody, ale również tych, którzy faktycznie świadczą umowę o pracę i powinni być zatrudnieni zgodnie z kodeksem pracy, a nie na umowie cywilno-prawnej. Dotyka to zwłaszcza młodych ludzi. Czy ozusowanie coś tu zmieni? Z pewnością, ale mam wątpliwości, czy na lepsze? Jeżeli zatrudniony w ten sposób pracownik zamiast 900zł netto, nagle zacznie dostawać 600zł – siła rzeczy będzie chciał podwyżkę. Koszty jego pracy wzrosną i to znacznie. Czy pracodawca będzie chciał go dalej zatrudniać? Pewności nie ma, w wielu wypadkach pewnie tak, ale szanse na to, że w jeszcze większej ilości przypadków będzie to oznaczało przejście do szarej strefy i wypłatę „pod stołem” są również bardzo duże. Może się to więc w ogólnym rozrachunku mało opłacać.

Umowy śmieciowe są bardzo elastycznymi formami zatrudniania pracowników. Z pewnością są korzystne dla pracodawców, pracobiorcy są już zdecydowanie mniej zadowoleni. Każdy chciałby stabilizacji i stałego etatu, z drugiej jednak strony, czy można się dziwić pracodawcom, którzy boją się zatrudniać pracowników na stałe, nie wiedząc, co czeka ich firmy za chwile, czy i jaka będzie koniunktura? Sztywny kodeks pracy przeciwdziała tworzeniu nowych miejsc pracy. Może gdyby też był elastyczniejszy, byłoby prościej, łatwiej i zredukowałoby umowy śmieciowe? Tylko, że akurat nad tym aspektem nikt się jakoś nie pochyla.


Składka na ZUS znowu wyższa…

Na informację o majowej podwyżce skłądek ZUS trafiłam trochę przypadkiem:
Kolejna podwyżka składek ZUS
Zaniepokoił mnie jednak termin „majowa” podwyżka. Skoro wchodzi z dniem 1 maja – to więcej zapłacą dopiero za miesiąc? Na wszelki wypadek zadzwoniłam do ZUS i zostałąm wyprowadzona z błędu. Wzrost składki na ubezpieczenie wypadkowe do 1,93% podstawy wymiaru wszedł w życie od kwietnia i już teraz trzeba zapłacić wyższą stawkę.

Ja prowadzę jednoosobową DG, korzystam jeszcze z preferencyjnych stawek ZUS, więc w sumie moje opłaty to:

  1. skladka zdrowotna
    składka jednakowa dla wszystkich – 254,55zł
  2. składka społeczna
    • ubezpieczenie emerytalne – 19,52% x 450zł = 87,84zł
    • ubezpieczenie rentowe – 8% x 450zł = 36zł
    • ubezpieczenie chorobowe (dobrowolne) – 2,45% x 450zł = 11,03zł
    • ubezpieczenie wypadkowe – 1,93% x 450zł = 8,69zł

W sumie więc wychodzi 143,56zł

W styczniu płaciłam 123,24.
Zdecydowanie wolę pracować dłużej niż płacić wyższe składki. Tym bardziej, że nie odczuwam ostatnio wcale żadnej koniunktury. Muszę się chyba ostro wziąć za rozreklamowanie firmy, gdyż jak tak dalej pójdzie – nie będę miała z czego dokładać 🙁

Nowe stawki ZUS

Dzisiejszy dzień spędziłam na wyszukiwaniu nowych stawek ZUS. W piątek mija termin wpłaty składki za styczeń 2012.
Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą, korzystam ze stawek preferencyjnych dla początkujących. Podstawą do obliczeń jest 30% minimalnego wynagrodzenia – obecnie wychodzi to 450zł.

 

  1. skladka zdrowotna
    składka jednakowa dla wszystkich – 254,55zł
  2. składka społeczna
    • ubezpieczenie emerytalne – 19,52% x 450zł = 87,84zł
    • ubezpieczenie rentowe – 6% x 450zł = 27zł
    • ubezpieczenie chorobowe (dobrowolne) – 2,45% x 450zł = 11,03zł
    • ubezpieczenie wypadkowe – 1,67% x 450zł = 7,52zł

            W sumie więc wychodzi 133,39zł

Nie trzeba składać nowego formularza ZUS-DRA, waloryzacja jest automatyczna.

W przyszłym miesiącu bedzie więcej.  Z 6% do 8% wzrasta składka rentowa – zamiast więc 27zł będzie 36zł.



Ubezpieczenie zdrowotne

Tematem numer jeden debaty publicznej jest ostatnio służba zdrowia. Dużo miejsca w tych rozważaniach zajmuje kwestia tego, czy zgłaszajacy się do lekarza pacjent jest ubezpieczony. Niezależnie od oceny samej sytuacji, zaczęłam się zastanawiać nad samą definicją tego, kto jest ubezpieczony?
Czy ktoś pracujący na etacie w firmie, nawet mając w ręku wystawiony przez pracodawcę druk RMUA – na pewno jestem ubezpieczona? Nawet w przypadku, gdy pracodawca ma przejściowe kłopoty i od kilku miesięcy zalega ze składkami wobec ZUS? Wydaje mi się, że tak – akurat ZUS bez więszych problemów może za załęgłę składki puścić każdego z torbami, swoje ściągnie. Kilka dni temu słyszałam jednak w TVN24 narzekającą pania doktór, która tłumaczyła, że zgodnei z nową ustawą w takich przypadkach lekarze też będą karani. Kto się więc myli? A może lekarze sami nie wiedzą, przeciwko czemu protestują?

Wybieram sie do lekarza. Wprawdzie mam wykupiony abonament w Luxmedzie, ale kwestia leków jest związana z moim ubezpieczeniem, więc moze być potrzebne jakieś poświadczenie tego faktu. Zaczęłam sie wiec zastanawiać, jak ja mogłabym udowodnić, że jako osoba ubezpieczona mam prawo do świadczeń?
Prowadzę jednosobową DG, sama opłacam składki na ZUS. Przelewy do ZUS wysyłam z konta firmowego. Drukując potwierdzenie przelewu, widoczne są tam dane firmy, w nazwie której jest także moje imię i nazwisko. Czy to wystarczy? A co z moim synem, którego też zgłaszałam do ubezpieczenia z mojej składki? Jest pełnoletni, ale studiuje na uczelni dziennej. Na szczęście ma takie samo nazwisko, może by to przeszło? Wsparte dodatkowo legitymacją studencką? Gdyby jednak było inaczej – jak zostałby potraktowany przynosząc jakieś tam poświadczenie opłacenia składek?
A gdybym np. zalegała ze składkami i nie miałabym takiego aktualnego dowodu wpłaty? Nadal byłabym traktowana jako osoba ubezpieczona? Na jakiej podstawie?

Wątpliwości mam i postanowiłąm wyjaśnić je u żródła. Weszłam na stronę gdańskiego oddziału NFZ , wypelniłam formluarz kontaktowy i zadałam te pytania. Czekam na odpowiedź. A ponieważ w najbliższych dniach i tak muszę wybrać się do ZUS-u, na wszelki wypadek znowu poproszę o wystawienie aktualnych zaświadczeń i dla siebie i dla syna.

Zbieranie zaświadczeń – dotacja z Urzędu Pracy

Zgodnei z podpisaną umową, w ramach rozliczania się z dotacji przyznanej przez Urząd Pracy po 6 miesiącach działalności musiałam zgłosić się do Urzędu Pracy z odpowiednimi zaświadczeniami. UP chciał ode mnie zaświadczeń, że przez minione miesiące nawet na jeden dzień nie zawieszałam działaności. Mogłam chorować i być na zwolnieniu lekarskim, mogę zalegać z podatkami i składkami ZUS – nie ma to żadnego znaczenia, istotne jest tylko nieprzerwane prowadzenie DG. 
W ZUS-ie napisałam wniosek o wydanie zaświadczenia i od razu na miejscu dostałam zaświadczenie. Ponieważ kopia musiała zostać w ZUS – poszły na to 3 kartki papieru. Zaraz potem udałąm sie do Urzędu Skarbowego. Wypełniłam wniosek (w 2 egzemplarzach), zapłaciłam 17zł (!) i dowiedziałam się, że po odbiór mam się zgłosić po tygodniu. Poszłam, poczekałam jeszcz 40 minut i dostałam do ręki odpowiednie zaświadczenie. Oczywiście też pokwitowałam odbiór na kopii. W sumie wyszło to 4 kartki. Zrobiłam ksero, żeby mieć w razie czego kopię dla siebie – kolejne 2 kartki.
Urząd Pracy przyjął mi zaświadczenia, wszystko w porządku, kolejna wizyta z identycznymi zaświadczeniami po 12 miesiącach. Załatwione, odhaczone. 

Jakoś tak jednak w tym wszystkim nie potrafię znaleźć w ogóle sensu i celowości. Po co to wszystko? Rozumiem, że dostałam pieniądze i muszę dopełnić warunków umowy. Nie mogłam ich wydać na cokolwiek, faktury i dokładne rozliczenie zgodności z wnioskiem dostarczałam jeszcze styczniu.  Teraz rozliczam się tylko z tego, że prowadzę DG, poprawiając wskaźniki stopy bezrobocia. Oświadczenie nie wystarczy, potrzebne są zaświadczenia – w porządku. Tylko tak naprawdę to czy Urząd Pracy nie ma tego wszystkiego prawie u siebie? Gdybym zawieszała DG – to w ramach jednego okienka musiałabym to zrobić w Urzędzie Miasta, który odpowiednie informacje przesłałby do ZUS i US. Nie wiem jak to wyglada w innych miastach, ale w Gdańsku systemy komputerowe UM i PUP sa jakoś z sobą sprzęzone. Gdy przez internet rejestrowałam się jako osoba bezrobotna – większość danych w formularzu wypełniła się automatycznie sama. Jakim problemem byłoby więc sprawdzenie w odpowiedniej ewidencji UM całej historii i ciągłości prowadzenia firmy? Zrobiłby to jeden urzędnik zamiast trzech i zajęłoby to kilka minut. Przy okazji zaoszczędzono by też 9 kartek papieru. Ja zaoszczędziłabym 17zł i czas.

Przy okazji, będąc w Urzędzie Pracy poczytałam sobie też jakie teraz są zasady udzielania dotacji. Górny limit dotacji jest bez zmian – 6-krotność pensji. Podniesiona jest za to wysokość wymaganych środków własnych. W ubiegłym roku było to 25%, teraz już 50%. Niewiele to zmienia, gdyż i tak środki przeznaczone na dotacje już się wyczerpały i nowe nie są przyznawane. W ubiegłym roku skończyły się we wrześniu, ja sama załapałam się na dodatkowe pieniądze, które przyszły pod koniec roku.
Kiepsko to wygląda. Czy jednak cięcia budżetowe akurat tu nie spowodują od razu zwiększenia wydatków w innej pozycji?   
Koniec z aktywizacją bezrobotnych?

 

Urzędnik zamiast komputera?

W ostatnim czasie sporo się mówiło o wzrastającej liczbie urzędników wszystkich szczebli. Niezależnie od przyczyn takiego zjawiska – skutki są odczuwalne w wielu miejscach.
Nie mam nic przeciwko urzędnikom, wprost przeciwnie – na ogół walczę z obiegowymi opiniami o „bandzie urzędasów pijących kawkę i robiącym na złość petentom”.  Moje osobiste doświadczenia są zupełnie inne. Ostatnio zakładałam działalność gospodarczą, trochę biegałam po urzędach i mam bardzo pozytywne wrażenia. Wszędzie trafiałam na urzędników kompetentnych, miłych i chętnych do pomocy. Nie sądzę, aby Gdańsk był pod tym względem wyjątkowy. Być może, w stosunku do innych miast, mamy tylko lepiej zinformatyzowane urzędy samorządowe? Wiele spraw można załatwić online.

Nie podoba mi się jednak kilka rozwiązań i bardzo poważne podejrzenia, że to pomysły wychodzące ze szczebla centralnego. Mamy XXI wiek, komputer i to podłączony do internetu to norma dnia codziennego. Tam, gdzie tego nie ma – należy zrobić wszystko, aby stworzyć potrzebną infrastrukturę. Stadardem urzędowej biurokracji powinien być komputer w sieci, a tylko tam gdzie tego nie ma – czasowo można dopuścić stosowanie dokumentów w formie papierowej.
Chwilami mam natomiast wrażenie, że w niektórych dziedzinach wręcz się cofamy.

Jeszcze kilka lat temu, wchodząc na stronę NFZ bez problemu można było wpisać swój PESEL i sprawdzić, czy na pewno figurujemy w bazie osób ubezpieczonych. Komu to przeszkadzało? Podobno zaprotestował GIODO i NFZ zlikwidował dostęp. Dlaczego jednak nie wprowadzono rozwiązania umożliwiającego autoryzowany dostęp dla placówek służby zdrowia?
Jeszcze całkiem niedawno w systemie funkcjonowały legitymacje ubezpieczeniowe. Pracodawca przybijając pieczątkę – potwierdzał prawo do ubezpieczenia pracownika. Zostały zlikwidowane, a w zamian nie wprowadzono nic innego. I pogorszyło się wszystkim. Prowadząc samodzielną DG po potwierdzenie dla siebie i dla syna musiałam się zgłosić do ZUS-u. Wypełniłam druczek, pani wydrukowała mi 2 poświadczenia, każde w 2 egzemplarzach. W sumie poszło na to 5 kartek papieru formatu A4, z czego 3 zostały w urzędzie.
Dowiadywałam się także jak to wygląda w dużych firmach. Moja siostra pracuje w ogólnoplskiej korporacji, z profesjonalną siecią korporacyjną. Gdy potrzebuje ZUS-RMUA – dostaje go mailem. Wystarczy tylko wydrukować. Gdy zrobią to wszyscy pracownicy – zużycie papieru i tonerów z pewnoscią wzrośnie. Najboleśniej jednak z pewnością odczują to małe firmy, zatrudniające kilkudziesięciu pracowników. Tu koszty będą odczuwalne.
Kto to wymyślił? Jakieś lobby producentów papieru? Tylko oni na tym korzystają, wszyscy inni tracą.

Czy uda się kiedyś zmienić powszechną mentalność w stylu liczy się tylko papier? Miesiąc temu na stronie gdańskiego oddziału NFZ znalazłam błąd w spisach telefonów placówek świadczących usługi medyczne. Na podany na stronie adres wysłałam maila pokazujacego ten błąd. Mail nieoficjalny, nawet nie podawałam żadnych swoich danych osobowych. Po kilku tygodniach dostałam odpowiedź, ktoś zadziałał i poprawił błąd, pełne uznanie. Martwi mnie tylko to, że w odpowiedzi na mój mail, ktoś napisał pismo (pewnie na komputerze), wydrukował je, podpisał i sądząc z nagłówka – oficjalnie zarejestrował w jakims wykazie. Następnie pismo zostało zeskanowane i mailem przesłane do mnie.Szczegóły tu:
Pochwała gdańskiego NFZ
Czy ktoś tu jeszcze szuka oszczędności?

Firmowe cięcie kosztów

Cięcie kosztów w każdej firmie jest działaniem standardowym, wiadomo. Pewne koszty są stałe i nie da się ich zmniejszyć, ale są również takie, które można ograniczyć. Ja postanowiłam się przyjrzeć mojej drukarce i kosztom materiałów eksploatacyjnych do niej. Mam urządzenie wielofunkcyjne HP Deskjet F735. Wprawdzie tonery do niej są stosunkowo tanie (oryginalne HP ok.34zł), ale potrzebne są 2 (czarny i kolorowy), do tego dochodzi jeszcze papier. Stwierdziłam, że pora ograniczyć drukowanie wszystkiego.
Swoją firmową ksiegowość opieram o własną aplikację napisaną w Accessie. W każdej chwili mogę wydrukować całą Księgę Przychodów i Rozchodów (lub tylko potrzebne strony). Faktury zbieram w formie papierowej i wkładam je do segragatora. Część faktur mogłabym otrzymywać drogą elektroniczną, ale oznaczałoby to, że w przypadku kontroli – musiałabym je sama drukować. Skany faktur dołączam do aplikacji. Korzystam z bankowości elektronicznej więc wszystkie potwierdzenia ściągam sobie z systemu w formie PDF-a i bez drukowania dołączam do aplikacji. Oczywiście robię też kopie zapasowe aplikacji.
Ściagnęłam sobie także wersję elektroniczną druku ZUS-DRA. Jeżeli nie ma żadnych zmian – nie trzeba ich składać do ZUS-u, choć trzeba je mieć.  No więc mam – w wersji elektronicznej, jako załączniki w aplikacji. Skończył się I kwartał, przymierzam się do pierwszego rozliczenia VAT-u. W ramach ograniczania kosztów – skorzystam z oryginalnego druku z US, a swoją kopię zamiast kserować – zeskanuję.

A swoja drogą – to tyle się mówi o ekologii i oszczędzaniu papieru. Jak jednak mają sobie radzić przeciętni, prywatni odbiorcy faktur?  Z bankowości elektronicznej przecież nie wszyscy korzystają? Operatorzy telekomunikacyjni czy dostawcy internetu zachęcają do korzystania z faktur elektronicznych. UPC idzie w ogóle na całość i każdemu kto ma internet – faktury udostępnia tylko i wyłącznie w formie elektronicznej. Jak je opłacić? Wydrukować i pójść z nimi na pocztę? A jeśli ktoś nie ma drukarki?  
Firmy tną koszty. Przerzucając je na klientów?