Kto rano wstaje czyli skowronki górą

Znowu przesunęliśmy zegarki o godzinę do przodu, mamy czas letni. Wszędzie wokół słychać narzekania i argumenty przeciw. A ja jestem za.
Mam naturę skowronka nie sowy, więc wczesne wstawanie jest dla mnie normą. Zdecydowanie lepiej układa mi się dzień, mam większy zapał do pracy i szybciej ją wykonuję właśnie rano, a nie wieczorem. Wieczorem za to szybko padam.
Poza tym, nie wiem jak to wygląda w skali całej gospodarki, ale mój domowy budżet zdecydowanie zyskuje. Mam fioła na punkcie wyłączania wszelkich niepotrzebnych źródeł energii elektrycznej i po przejściu na czas letni – zdecydowanie później zapalamy w domu światło. W moim przypadku może nie miałoby to znaczenia, ale moje osobiste dziecko pod tym względem wdało się całkowicie w tatusia, a nie we mnie. Latem, podczas wakacji bardzo często oglądamy razem świt, choć z odwrotnej strony. Syn – kładąc się spać, ja wstając.

W tej chwili, pracując na własny rachunek w domu, mam łatwiej, gdyż sama mogę sobie godziny pracy, wybierajac optymalne dla siebie. Nawet jednak pracując na etacie, od 8.00 do 16.00, też zdecydowanie lepiej sie czułam, gdy wracałam do domu i jeszcze było kilka godzin dnia. Dzień wydawał się zdecydowanie dłuższy. Tym bardziej, że tendencje są raczej przesuwające dzień na coraz póżniejsze godziny. Kiedyś pracowało się od 7.00 do 15.00, ostatnio standardem jest 8.00 do 16.00, a coraz częściej wspomina sie o 9.00 do 17.00. Nie wime z czego to wynika, ale efekt jest taki, że zamiast romantycznej kolacji przy świecach, coraz popularniejszy staje się taki obiad.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d