Pomagać szybko i rozsądnie

Ostatnie doniesienia medialne zostały zdominowane przez wstrząsajace obrazy z dotkniętego trzęsieniem ziemi Haiti. Normalnym odruchem w takich przypadkach jest współczucie i chęć niesienia pomocy. Jak jednak pomóc, aby było szybko i skutecznie? I aby pomoc trafiła do naprawdę potrzebujących? Nie jest to ani proste ani łatwe i to nie tylko ze względu na olbrzymią odległość.
Wysyłam SMS-y, wpłacamy na specjalne konto mając nadzieję, że nasz gest nie zostanie zmarnowany i choć trochę ulżymy tym, którzy najbardziej ucierpieli? 

Na przypadki wołania o pomoc możemy natknąć się wokół siebie codziennie. Jedne mniej, inne bardziej spektakularne i głośne medialnie. Wolontariusz WOŚP i żebrak pod kościołem, wzruszajacy reportaż w telewizji czy mail z prośbą o przekazanie 1% podatku. Wiadomo, że wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc. Jak wybrać? Biorąc dodatkowo poprawkę, że jak wszędzie – tak i tu niestety można spotkać żerujących na cudzym nieszczęściu ludzi. W pobliżu jednego z centrów handlowych, gdzie robię zakupy, często natykam się na panie z puszkami zbierające na pomoc dla chorych dzieci. Kiedyś poprosiłam o dane fundacji – numer KRS, numer konta bankowego itp. Akurat nie miały przy sobie ulotek, jakiś czas potem również – choć byłam gotowa zapisać te dane na własnej kartce. Cóż, tu szwindel wydaje się ewidentny, ale sama widziałam, że ludzie wrzucają do puszek.

Tegoroczny styczeń jest dla mnie miesiącem bardzo, bardzo ciężkim. Finanse mam tak nadwerężone, że liczę dni do końca miesiąca, drastycznie tnąc wszystkie potrzeby i ciesząc się z każdego kliknięcia w reklamy na mojej stronie. Oznacza to, że sama nie bardzo mogę pomóc, przynajmniej bezpośrednio wpłacając pieniądze. Za chwilę jednak będę wypełniać PIT-a, a to oznacza, że 1% podatku mogę komuś przekazać. Teraz jest właśnie dobra pora na to, aby zdecydować – której (kandydatów jest wielu). Można poszperać, sprawdzić szczegóły, historię działalności itp.itd.  W internecie to łatwe. Zachęcam do odwiedzenia linku ze spisem organizacji pożytku publicznego mających prawo do do takiego odpisu:

Baza danych organizacji pozarządowych

 

Zaproszenie na ….. ?

Kilka dni temu w swojej skrzynce pocztowej znalazłam taką ulotkę:

Zaproszenie na...

Nazwę firmy (w internecie jej nie znalazłam, ale stacjonarny numer telefonu jest podany) zamazałam – nie chcę reklamować konkretnej firmy, tym bardziej, że problem jest szerszy i częściej spotykany. Podobne zaproszenia na spotkania, a nawet na darmowe wycieczki znajduję średnio 2,3 razy w miesiącu. Taka metoda marketingu?
Wyrzucam je od razu na makulaturę. Czerwone światełko zapala mi się z kilku powodów. Przede wszystkim – czego dotyczy to zaproszenie? Być może prezentacja mogłaby mnie zaciekawić, ale skoro nie wiem – co promuje – to jak ma mnie to zachęcić do pójścia? Poza tym – nie wierzę w to, że ktoś rozdaje coś za darmo. Kawa i ciastko – to banał, ale luksusowy zegarek japoński? Niespodzianka dla każdego małżeństwa? Brzmi zbyt pięknie, nawet jeśli ten japoński luksus miałby się okazać chińską podróbą. Skoro gadżety są liczne – to nie ma siły, aby ich cena nie była wliczona w koszt produktu. Cena sprzedawanego towaru jest więc z pewnością wysoka. Na szczęście firma znalazła rozwiązanie i zgodnie z ulotką – na miejscu możemy skorzystać z możliwości zakupu ratalnego. Czyli bierzemy kredyt? Pewnie dlatego dolna granica wieku jest ustawiona na 21 lat. Zakładając, że zaproszenia dotyczy spotkania o godz.12.00 w dzień roboczy – wygląda na to, że ustawione jest głównie pod emerytów. Stałe, pewne dochody – dobrzy kredytobiorcy.
Czytałam kiedyś artykuł o firmie organizującej podobne spotkania. Adresowane wprost do emerytów, z możliwością przebadania się na miejscu u lekarza specjalisty. Spotkanie odbywały się najczęściej w wynajętych salkach przykościelnych i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Nie pamiętam szczegółów, ale u wszystkich obecnych przeprowadzano jakieś podstawowe badania w stylu “już strzyka w krzyżu” lub “zaraz zacznie strzykać”. Na szczęście rozwiązanie było pod rękę – prezentacja dotyczyła cudownej kołdry?pościeli? (nie pamiętam, ale było to coś w tym stylu). I wcale nikogo nie zmuszano do zakupów. Za to dane z dowodu osobistego spisano od każdego (podobno do celów rozliczenia badania z NFZ), jakieś papierki też dano do podpisania. A potem cudowny produkt trafiał pocztą do uczestników spotkania. W śład za nim przychodziły formularze spłat umowy ratalnej. 

Być może tym razem to wcale nie żadne oszustwo. Szanse na to są jednak niewielkie. Przy świetnych okazjach zakupu cudownych towarów warto jednak uważać i to bardzo. A asertywność może okazać się bardzo przydatną cechą. Choć z pewnością łatwiej jest zatrzasnąć drzwi akwizytorowi (z powodu likwidacji hurtowni sprzedajacemu dywany po okazyjnej cenie), trudniej powiedzieć “nie” komus, kto czestuje kawą i ciastkiem, daje w prezencie zegarek i w dodatku mamy możliwość wygrania telewizora…

Finanse domowe początku roku.

Początek Nowego Roku to dobry moment do podliczenia, zbilansowania, zaplanowania. Finansów domowych również. Jaki był ten ubiegły rok? W pierwszym momencie chciałabym odpowiedzieć, że fatalny, okropny i oby nigdy więcej. Tak naprawdę jednak, oceniając obiektywnie cały rok – było ciężko, mało optymistycznie, ale jakoś udawało mi się związać koniec z końcem. Fatalny okazał się ostatni miesiąc ubiegłego roku, wejście w styczeń jest też powodem wielkiego stresu i źródłem pesymizmu. Jak uda mi się dotrwać do lutego – to już powinno być lepiej. Kolejne miesiące też powoli zaczynają nabierać rumieńców…
Rok temu o tej porze – bieżącą kondycję finansową miałam lepszą. Za to zaległości do załatwienia – dużo wyższe niż dziś. Co będzie za rok?

Życie jest ciężkie, ale czy ktoś nam obiecywał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie?
Życzę wszystkim, aby w Nowym Roku bilans wyszedł na duży plus.

Albo mydło albo powidło

Niejako kontynuując tematykę promocji i wyprzedaży, przypomniała mi się jedna ważna zasada, której zawsze staram się trzymać. Z okazji trzeba i warto korzystać, ale z umiarem.
Hipermarkety różnych sieci są fajne, często robię tam zakupy, sporo oszczędzając. Jakoś jednak nie potrafię sobie wyobrazić, aby idąc przez sklep wrzucić do koszyka np. coś w tym stylu: mleko, kawę, komputer, papier toaletowy itp. Zakup elektroniki czy większego sprzętu AGD musi być jednak przemyślany i tu raczej kieruję się do sieci sklepów specjalistycznych. Po pierwsze – obsługa jest bardziej kompetentna, gdyż nie musi wiedzieć jednocześnie na którym regale stoją dżemy i jakie parametry ma dany odkurzacz, ale nie tylko. Większe i droższe zakupy wymagają sprawdzenia i porównania cen. To, że coś jest oflagowane napisem “Super, okazja, promocja” wcale jeszcze o niczym nie świadczy i bezpieczniej jest traktować tylko w kategoriach zabiegów marketingowych. Niezależnie od faktu, że diabeł tkwi w szczegółach, które w tłumie ludzi nie zawsze sa łatwe do zauważenia. Co z tego, że tanio kupię komputer, skoro w domu się okaże, że całe oprogramowanie to trial, a Windows jest bez licencji? A w dodatku z samą kartą gwarancyjną jest problem, gdyż w wielu naszych hipermarketach standardowo można usłyszeć, że “paragon jest gwarancją”. Faktycznie, szczególnie, gdy jest wydrukowany na papierze światłoczułym i po kilku miesiącach zostaje tylko biały świstek papieru.
Ładnych parę lat temu moja osobista siostra kupiła okazyjnie w “Auchan” zestaw komputerowy. Sądząc z reklamy – właściwie brakowało tylko fontanny, wszystko inne było. Płyta główna padła po 2 miesiącach. Wykaz punktów serwisowych w karcie gwarancyjnej okazał się delkatnie mówiąc bardzo, bardzo nieaktualny.W końcu udało się jeden namierzyć i przyjęli sprzęt. Płytę główną wymienili, ale komputer oddali bez zainstalowanego oprogramowania. Były to czasy Windows 95, więc zgłaszał się DOS i pytał – co dalej? Licencja wprawdzie była, ale bez płytki instalacyjnej. W tamtych czasach wcale nie było to takie łatwe, szczególnie, że konieczne było jeszcze ręczne instalowanie wszystkich sterowników.
Od tamtej pory zasada “jestem za biedna, aby kupować byle co” jeszcze bardziej zyskała na wartości. Idąc po dżem – nie kupuję lodówki.
I wprawdzie skorzystałam z połączonej promocji “Gazety Wyborczej” i “Carrefoura” i kupiłam odkurzacz oraz monitor, ale przed tem dokładnie wszystko sprawdziłam w sieci i porónałam ceny. Odpukując w niemalowane – jestem zadowolona.

Szał wyprzedaży

Kilka dni wspominałam na blogu o poświątecznych wyprzedażach. Wygląda na to, że trochę się pospieszyłam – prawdziwy szał wyprzedaży dopiero się rozpoczyna. Faktycznie, zaczęło się prawdziwe wietrzenie magazynów i można wiele rzeczy kupić naprawdę dużo taniej. Okazja goni okazję, choć nawet takie zakupy trzeba robić z rozwagą.
Przede wszystkim – zastanówmy co chcemy kupić i polujmy na to, a nie biegajmy po sklepach kupując co nam wpadnie w ręce, gdyz jest okazja i nie można jej stracić. Tym bardziej, że takie opróżnianie magazynów to w znacznej mierze także pozbywanie się zalegających półki bubli.
Ja sama w tym roku omijam wszystkie wyprzedaże – dotknął mnie zbyt głęboki deficyt finansowy i nie chcę go w żadnym wypadku jeszcze powiększać. W zeszłym roku na wyprzedaży kupiłam tanio kozaczki na zimę (zakup był konieczny, stare się rozleciały). W tym roku na początku zimy były jak znalazł i nie musiałam wydawać o wiele większej kwoty. 

W okolicach gdańskich centrów handlowych – korki. W innych miastach pewnie jest podobnie. Oznacza to, że chętnych na zakupy jest wielu. Trzeba sie chyba pospieszyć. Dla tych, którzy mają takie plany – warto zapoznać się z ofertą:
Markety – gazetki promocyjne
 

Poświąteczne porządki i wyprzedaże

Święta na dobrą sprawę jeszcze się nie zakończyły (kalendarz w tym roku sprzyja dłuższemu wypoczynkowi), a już zaczynają sie poświąteczne wyprzedaże. Wygląda na to, że mimo grudniowych promocji – ceny wielu towarów pójdą jeszcze bardziej w dół. Portfele opróżnione, kredyty zaciągnięte, więc pewnie teraz staniemy się ostrożniejsi w wydawaniu. Szczególnie, że styczeń jest miesiącem długim, a na żadne dodatkowe premie czy bony liczyć nie można. Oznacza to, że handlowcy muszą naprawdę bardzo się postarać, aby skusić nas na skorzystanie z jeszcze bardziej superatrakcyjnej oferty.
W mojej skrzynce mailowej znalazłam dziś newsletter Reala. Wielka wyprzedaż, ale tak naprawdę – to nic specjalnie mnie nie zainteresowało. Może dlatego, że moje finanse są w tej chwili w bardzo kiepskim stanie?
W każdym razie – koncentruję się na zrobieniu porządków w lodówce. Co trzeba zjeść od razu, co zamrozić, co jeszcze da się przez następne dni. Nie lubię marnowania jedzenia, a wielkie obżarstwo jakoś nas w tym roku nie dopadło, więc jest co przeglądać.
Jednym słowem – poświąteczne porządki i wyprzedaże startują w pośpiechu. Szczególnie, że w zanadrzu mamy kolejny kilkudniowy wypoczynek Sylwestrowo-noworoczny.

 

W świątecznym nastroju

W świątecznym nastroju życzę wszystkim, abyśmy odrywając się od codziennych problemów i kłopotów – umieli się docenić to co ważne i niepowtarzalne w tych dniach (i nie prezenty mam na myśli). A po świętach – abyśy nie obudzili się z kacem i tym dosłownym i tym spowodowanym dziurą w kieszeni.

Życzenia są tu:

To co najważniejsze do zapamiętania

Niespodziewana wpadka techniczna czyli antyspam działa

Podobno przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Jednym z moich przyzwyczajeń jest odczytywanie poczty nie ze strony, a ściaganie jej progamem pocztowym na komputer. Oczywiscie robię to tylko na swoim komputerze. Zaglądając do poczty w pracy – robię to własnie w przeglądarce. Przy okazji zagladając do spamu – reguły poczty Agorowej są czasem dziwne.
Wprawdzie od dziś cieszę się w pełni zasłużonym urlopem (czyli wszystkimi przedświatecznymi radościami z przygotowań), ale instynkt zadziałał. Zajrzałam do SPAMU poprzez przeglądarkę (Outlook nie ściąga) i znalazłam tam kilka zgłoszeń konkursowych…  

Oczywiście od razu je ściągnęłam i wrzuciłam na strone konkursową. Poprzedni raz zaglądałam tam w piatek, więc chyba nic mi nie umknęło, ale na wszelki wypadek – jeżeli ktoś nie znajduje swojego zgłoszenia na stronach konkursowych – to prosze pilnie o ponowienie!

A strony konkursowe są już dwie (tu zadziałało ograniczenie bloxowe):

Philips i ja – strona 1

Philips i ja – strona 2

A sam konkurs (aktywny dziś do północy) – jest tu:
Philips i ja – konkurs z nagrodami

Uczy, bawi, wychowuje

Jutro 1 grudnia, a więc ostatni dzień, aby rozpocząć zabawę z Kalendarzem Adwentowym. Oczywiście pod warunkiem, że w domu są małe dzieci.
Mój syn juz dawno z tego wyrósł, a w wieku przedszkolnym co roku kupowałam mu Kalendarz Adwentowy. Jest ich teraz wszedzie pełno i nie są drogie, więc warto. Szczególnie, gdy weżmie się pod uwagę wszystkie możłiwości do wykorzystania. Sprawdziłam doświadczalnie – pozwala w prosty sposób nauczyć dziecko liczenia. A także rozpoznawania cyfr – na zasadzie: poszukaj takiego samego znaczka. W pewien sposób też wychowuje, gdyż rozkłada przyjemność na kolejne dni oczekiwania na Boże Narodzenie. W żadnym wypadku nie pozwalajmy dzieciom wyjeść wszystkich czekoladek od razu! 
Najfajniejsze są takie kalendarze, gdy w poszczególnych okienkach nie są proste kostki czekolady, a małe figurki np. saneczki, krasnal, piłka itp.itd. Ja od razu nawiazywałam do tematu i rozmawialiśmy np. o tym, że jak spadnie śnieg – to pójdziemy na sanki lub – spróbujmy policzyć ile piłek znajdziemy w domu.
Może brzmi to nieco infantylnie, ale więzi buduje się w dużej części na drobiazgach, własnie w takich codziennych wspólnych przeżyciach.
Naprawdę polecam. Koszt nieduży, a odpowiednio celebrowane wspólne przeżycia – bezcenne. I nie zapłaci się za nie żadną kartą, VISA też nie pomoże.

Ile kosztuje (nie)życzliwość?

Czy opłaca się być życzliwym? Czy można w ogóle wymiernie to ocenić? Przeliczyć na złotówki bycie miłym? Czy prawdziwa szczera życzliwość nie jest niejako z definicji bezinteresowna?
Swego czasu głośna medialnie była sprawa sprzedawców Empiku, którzy do płacących kartą klientów zwracali się po imieniu.  Może w założeniach wyglądało to nawet sympatycznie, gdy zamiast zdawkowej formy bezosobowej słyszymy np. pani Kasiu, to pani paragon, zapraszamy ponownie. W praktyce jednak zdecydowanie się nie sprawdziło. Może anonimowość tłumu ma jednak swoje zalety? Nie każdy lubi być z tego tłumu wywoływany po imieniu? Poza tym jednak wyczuwało się sztuczność takiej sytuacji i wcale nie wywoływało wrażenia, że obsługa jest życzliwa i uprzejma.
A może to ja jestem zbyt podejrzliwa? Dwa lata temu kupowałam nową pralkę. Idąc do sklepu byłam przygotowana – byłąm w kilku sklepach, szukałam w internecie, na forach dyskusyjnych – wiedziałam dokładnie jaki model i w jakiej cenie chcę kupić. Mimo, że byłam zdecydowana i poprosiłam o dokładnie taką, obsługująca mnie ekspedientka skoncentrowała się na zachwalaniu pralki zupełnie innej firmy, wyraźnie próbując zmienić moją decyzję. Dlaczego? Nie wiem do dziś i jedyne co przychodzi mi do głowy – to jakaś dodatkowa premia/prowizja od sprzedaży tamtej firmy. A może się mylę? Była bardzo miła i może wynikało to po prostu z życzliwości? Problem w tym, że ja jestem inżynier, a to oznacza, że przede wszystkim patrzę na parametry techniczne i funkcjonalność użyteczną dla mnie. A na gruncie takich konkretów – sprzedawczyni nie wykazała się znajomością tematu i chyba nie bardzo nawet wiedziała, gdzie poszukać informacji. Decyzji nie zmieniłam, kupiłam tę pralkę, po którą przyszłam. Może więc uprzejmością chciała ukryć brak swoich kompetencji?

A czy brak fachowych kompetencji można maskować dla odmiany nieżyczliwością? Życie pokazuje, że tak. Ostatnio dwukrotnie wpadkę zaliczyli pracownicy Eurobanku. Nagłośnione w mediach rozmowy z klientami pokazały, że na pytanie: Co jeszcze możemy dla Ciebie zrobić? – najlepszą odpowiedzią jest : zniknąć mi z oczu i telefonu na zawsze! Cóż, tak to już jest, ze jeden niezadowolony klient jest znacznie głośniejszy i nośniejszy w przekazie niż 10 zadowolonych. Marketingowo – straszny samobój. Z pewnością okaże się długotrwały i kosztowny w skutkach. A przecież stanowczość wcale nie wyklucza życzliwości. Czy na pewno zestresowanie i wdeptanie w ziemię jest lepsze niz zyczliwe podsuwanie różnych rozwiązań wyjścia z trudnej sytuacji?
Niezależnie od tego, że w życiu wszystko do nas wraca, a nigdy nie wiadomo, kiedy my sami będziemy potrzebować czyjejś życzliwości.

Życzliwość nic nie kosztuje, a może sprawić, że czyjeś życie będzie łatwiejsze. W ciężkich czasach ludzie powinni być w stosunku do siebie przyjaźni, życzliwi i nawzajem sobie pomagać. Brzmi banalnie? Oczywiście. Problem w tym, że ten banał jest ciągle aktualny.

%d