Urząd Pracy w wersji wirtualnej

Jak już pisałam w poprzedniej notce – moje pierwsze podejście do Urzędu Pracy skończyło sie niepowodzeniem:
Urząd Pracy – pierwsze starcie
Dotarło do mnie juz poprzednie świadectwo pracy, pozostałe dokumenty miałam przygotowane wcześniej – mogę się rejestrować. Nauczona smutnym doświadczeniem – na starcie zezygnowałam z długiej kolejki i zarejestrowałam się w internecie. Wypełnienie wniosku poszło szybko i sprawnie, chociaż na stronach zdecydowanie brakowało opcji pomocy, wyjaśniającej poszczególne opcje. Baza zintegrowana jest z danymi Urzędu Miasta – po wpisaniu imienia, nazwiska i numeru PESEL – adres pojawił się automatycznie. Mam wprawdzie wątpliwości – po co Urzędowi Pracy nazwisko panieńskie mojej matki? I dlaczego żadne pytanie nie było związane z historią mojego zatrudnienia?
W każdym razie system ustawił mnie w kolejce – środa w przyszłym tygodniu. Nawet dostałam mailowe potwierdzenie.
O efektach doniosę….

Od ognia, wody i na wszelki zaś…

Od ostatniej soboty wszystkie doniesienia medialne są całkowicie zdominowane przez katastrofę prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Wśród wielu róznych informacji przemknęła się też taka, że samolot nie był ubezpieczony. Wprawdzie w obliczu tragedii mówienie o finansach wydaje sie mało stosowne, ale wówczas gdy świat się wali, trudno zaprzątać sobie głowę prozaicznymi sprawami materialnymi. A problem jest i to poważny, gdyż już teraz wiadomo, że co najmnie dwie rodziny i to wielodzietne znalazły się bez środków do życia:
Niektóre rodziny ofiar bez środków do życia…
W przypadku tak głosnej tragedii – są szanse na to, że jednak państwo czy członkowie partii zatroszczą się o swoje rodziny. Jak długo? Życie pokaże….

Jesli jednak dotyka nas tragedia osobista, w wymiarze pojedynczym i nagle tracimy środki do życia – na takie wsparcie i to długoterminowe nie da się liczyć. Zgodnie z zasadą: “umiesz liczyć – licz na siebie” lepiej przygotować się zawczasu. Wprawdzie gdy jest się młodym, zdrowym i bogatym sprawy ostateczne wydają się czyms nieomal nierealnym, ale nikt z nas nie wie jak i kiedy wpisze się w statystyczną tylko i pełna wyjątków długość zycia.
Warto więc mieć polisę na życie, a przed wszystkim – ubezpieczenie społeczne. Praca na czarno czy też zaniżanie wysokości składek też wcześniej czy później okaże się działaniem długofalowo niekorzystnym.
Pamiętajmy o tym, że przezorny jest zawsze ubezpieczony. Pozwala to przede wszystkim na zachowanie niezależności.

Ciężkie życie na przednówku

Wprawdzie śnieg jeszcze nie stopniał do końca, a na najbliższy tydzień zapowiadany jest kolejny atak zimy, to jednak coś powoli zaczyna się zmieniać. Dni są już odczuwalnie dłuższe, a w powietrzu czuć pierwsze zapachy nie tyle może wiosny, ale przedwiośnia tak. Powoli wkraczamy w okres historycznie nazywany przednówkiem. Stare zapasy się kończą, nowych jeszcze nie ma. Trudny okres? W dzisiejszych czasach nie ma to już zbyt wiele sensu. Współczesne technologie przechowywania żywności zapewniają, że wiele warzyw i owoców dostęnych jest przez cały ro. Choć z pewnoscią teraz są droższe – przechowywanie też kosztuje.
A jak z finansami? Ci, którzy zaciągnęli w grudniu kredyty – pewnie teraz zaciskają pasa, gdyż trzeba je spłacać. A za 5 tygodni – już kolejne święta.
Właśnie teraz jest dobry okres na planowanie. Już teraz warto pomyśleć o tym, że wiosna może przyjść nagle, trzeba się więc do niej przygotować. Pora przejrzeć szafy – sprawdzić co trzeba wywietrzyć, co oddać do czyszenia. Jak z obuwiem? Kupujemy nowe czy wyciągamy z ubiegłego roku? Kurtki, płaszcze?
A może warto się zastanowić co z rzeczy zimowych w przyszłym roku nie będzie się już nadawać do noszenia? Teraz jest szansa, aby na wyprzedaży zimowego asortymentu kupić tanio to, co za dobre pół roku będzie kosztować już więcej. Ja w ubiegłym roku kupiłam w ten sposób kozaki. W tym roku przydały się i to bardzo.
No i pora pomyśleć o tym, że trzeba posiać pierwsze kwiatki na balkon. Wyjdzie taniej niż kupowanie później gotowych rozsad. A poza tym – satysfakcja z roślinek wyhodowanych z małych ziarenek tez jest zdecydowanie większa.  

Odpowiedź z bramki e-Deklaracje

Plan na dzień dzisiejszy był konkretny: wypełnić i wysłać roczne rozliczenie podatków. Przygotowałam wszystkie konieczne materiały, wypełniłam na piechotę, a następnie przeniosłam się do internetu. Ze strony:
http://www.e-deklaracje.gov.pl/
pobrałam wszystkie potrzebne progrmay, wtyczki, uaktualnienia. Poczytałam instrukcje i przystąpiłam do wypełniania PIT-a. Zacięłam się w jednym miejscu: wpisałam Pesel syna i z uporem maniaka próbowałam dopisać jeszcze jego imię i nazwisko. Niestety, pola były nieaktywne. Dopiero po chwili się zorientowałam, że są to dane alternatywne: wpisanie Pesela nie wymaga juz dodatkowych danych. Dobrnęłam do końca. Nie maiłam nawet problemu z wpisaniem kwoty przychodu z ubiegłorocznego zeznania – zawczasu miałam przygotowany.
Wszystko OK, wypełnione, sprawdzone i gotowe do wysłania. Nacisnęłam przycisk Wyślij   i skończylo się jak w starym dowcipie : żarło, żarło i zdechło. Za każdym razem kończyło się jednakowo:

wypełnianie e-PITa

Jak coś zaczęłam – to chciałabym skończyć. Drukować i biec na pocztę? W żadnym wypadku, trzeba iść z duchem czasu. Zawzięłam się i przejrzałam instrukcję. Opisany kod błędu w instrukcji wyglada tak:
101: Proszę o ponowne przesłanie dokumentu.
I to by było na tyle 🙁

Pewnie to ja coś robię źle, byc może jeszcze coś powinnam doinstalować lub odbezpieczyć, ale co? Nawet zawsze niezawodny dr Google mi nie pomógł. Wysłałam w końcu maila do pomocy technicznej gdzieś tam w Ministerstwie Finansów. Dziś niedziela, więc odpowiedzi sie nie spodziewam. Zobaczymy, co będzie dalej.

Co będzie jutro czyli walka z biedą

Przeczytałam właśnie artykuł o biedzie.
Pięć mitów polskiej biedy
Jestem zdołowana. Kilka opisanych przypadków pokazuje, że wcale nie jest tak trudno wpaść w biedę i to taką ekstremalną. Czasem drobne potknięcie, wypadek i znajdujemy się na równi pochyłej, z której można się zsuwać i to bardzo szybko. Jak się przed tym zabezpieczyć?
Chyba przede wszystkim – myśleć o tym co jutro i pojutrze. Najgorsze wydaje się podejście życia chwilą – dziś mam pieniądze, więc stać mnie na więcej, a o jutro będę martwić się później. A jeśli jutro okaże się, że jest źle, gdyż zakład pracy np. nie wypłacił pensji w terminie (często w mediach słyszymy o takich przypadkach), a banki dopominają się o raty kredytu? A dodatkowo jeszcze dojdzie choroba? Łatwo wpaść w pułapkę kredytową, z której trudno wyjść. Niczego nie załatwia nawet upadłość konsumencka, gdyż np. sprzedaż obciążonego kredytem hipotecznym mieszkania powoduje, że bez dachu nad głową łatwo wylądować na ulicy, bez perspektyw na wydobycie się z dna. Wprawdzie w ten sposób diametralnie kurczą się potrzeby – coś do zjedzenia i najczęściej – wypicia, ale nie sa to oszczędności. Tym bardziej, że beznadzieja może skłaniać do sięgnięcia po “chwilę zapomnienia” w upojeniu alkoholowym. A wówczas łatwo przestac myśleć o tym, jak będzie wyglądało nasze życie za tydzień, miesiąc, rok – liczy się zaczyna jak przeżyć dzisiejszy dzień.
Oczywiście, na dzień dzisiejszy nie mam aż tak ekstremalnych problemów. Notkę napisałam pod wpływem artykułu. Czy jednak mamy pewność – co czeka nas w przyszłości? Nigdy nic nie wiadomo, w życiu różnie się układa. Lepiej myśleć przed szkodą niż po. Opisując to obrazowo – kupując dziś bochenek chleba i zjadając tylko pół – drugą połówkę wkładam do zamrażalnika. Wyjmę go jutro lub za kilka dni. Nie będę głodna, a w kieszeni zostanie mi kilka złotówek.   I nie wydam ich od razu na ciastko – to będzie moja żelazna rezerwa na chleb za miesiąc. Obym nie musiała jej ruszać, ale zabezpieczenia mam. 
Chyba właśnie to oszczędzanie i planowanie to dobry sposób na walkę z biedą. Prawdziwa, beznadziejna bieda to myślenie w kategoriach tu i teraz – jak przeżyć dzisiejszy dzień. Niekoniecznie tylkow  kategoriach chleba – to tylko symbol.
Myślenie w dłuższej perspektywie czasowej to pierwszy krok z zaklętego kręgu biedy.   

Oszczędzanie czasu

Czas to pieniądz – stwierdzenie banalne, ale wcale nie pozbawione sensu. Na brak czasu narzekamy chyba jeszcze częściej niż na brak pieniędzy. Tempo naszej codzienności to ciągła gonitwa i zabieganie. Każdy sam wie, jak wiele rzeczy i spraw odkłada się na później, co w wielu przypadkach kończy się wiecznym nigdy. Taka samoanaliza może być dobrym przyczynkiem do przewartościowania własnych potrzeb, aspiracji i tego – co naprawdę jest dla nas istotne….
Skoro jednak czasu mamy mało – to może wykorzystujmy go przynajmniej efektywnie? Nie marnujmy cennych minut – one już nigdy do nas nie wrócą, za to w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca potrafią sie uzbierać w całkiem znaczącą lukę czasową, ktora umknęła nam nie wiadomo jak i kiedy.

Na własny użytek mam kilka wypróbowanych sposobów wydajnego wykorzystania czasu:

  •  do i z pracy dojeżdżam komunikacją miejską. Rano zajmuje mi to ok.25 minut, w drodze powrotnej, łacznie z czekaniem na przystankach – ok.45 minut (cóż, korki w Gdańsku to rzecz normalna). Daje mi to co najmniej godzinę dziennie, którą wykorzystuję na czytanie. Zawsze w siatce mam albo “Newsweeka” albo jakąś książkę. Zimą jest trochę trudniej z uwagi na krótki dzień, ale już teraz  nie mam problemu z czytaniem na przystanku – słoneczko wystarczajaco świeci.
    Przy okazji oszczędzam też nerwy wywołane zniecierpliwieniem długim oczekiwaniem na autobus. Zaczytana – nawet nie zauważam jak długo czekam.
  • podobno największym złodziejem czasu jest telewizja. Nigdy nie miałam zwyczaju siedzenia przed telewizorem i przerzucania kanałów w poszukiwaniu czegoś do obejrzenia. Problem w tym, że nawet gdy coś ciekawego było  – to najczęściej o porze bardzo mało mi odpowiadającej. Teraz mam prosciej. Korzystam z dekodera wraz z nagrywarką telewizji kablowej UPC. Raz w tygodniu siadam i dokładnie przeglądam program na następny tydzień (kupuję “To i owo” – kosztuje 1,90zł), od razu programując nagrywanie. W ten sposób wybieram nie tylko co, ale i kiedy oglądam, zawsze przy okazji robiąc jeszcze coś. Na przykład przy prasowaniu zajęte mam praktycznie tylko ręce – ogladam więc to, co wczesniej nagrałam. Czasami siadam przed telewizorem z robótką na drutach. Da się? Pewnie, że tak.
  • kuchnia generalnie nie jest miejscem, w którym czuję się szczęśliwa. Coś jednak jeść trzeba. Nauczyłam się doskonale np. obierać ziemniaki czytając. Wprawdzie nie książki tylko gazetę (mam prenumeratę “Gazety Wyborczej”) – mniejsza strata przy ewentualnym ochlapaniu.

A jakie są Wasze sposoby na oszczędzanie (a właściwie- niemarnowanie) czasu?

Długi trudne do spłacenia

Długów (w tym kredytów) najlepiej nie mieć w ogóle. W życiu jednak różnie się układa, często nie można tego uniknąć. Na ogół sprawa jest prosta – jeżeli pożyczamy konkretną kwotę – to ją oddajemy (powiększoną o odsetki).  Co jednak z długami, które trudno wycenić? Czy i jak powinniśmy oddawać długi wdzięczności? Jak wycenić i zrewanżować się za przysługę? Gdy ktoś nam pomoże, mimo, że wcale nie musiał tego robić?
Kilka miesięcy temu zastanawiałam się na tym blogu jakie mogą być skutki nieżyczliwości:
Ile kosztuje nieżyczliwość
A ile kosztuje życzliwość? Nie chodzi mi tu oczywiście o żadne “dowody wdzięczności”, za którymi kryją się ukryte łapówki. Chodzi mi o rzeczywiste przysługi, które wyświadczamy innym i inni nam wyświadczają, coś, co wykracza zdecydowanie poza zwykłe stosunki międzyludzkie.
Dylemat ten dotknął  mnie ostatnio. Mam właśnie taki dług wdzięczności i to wobec prawie obcej osoby – właścicielki małego sklepiku na moim podwórku. Owszem, kupuję tam codziennie gazety, jesteśmy dla siebie miłe i uprzejme, często zamieniając kilka słów o pogodzie itp., ale to wszystko. I włąśnie ona, z własnej inicjatywy, zupełnie niespodziewanie – zaoferowała mi pomoc w chwili, gdy tego bardzo potrzebowałam. Teraz mam dług wdzięczności, który trudno jest załatwić prostym “dziękuję” uzupełnionym np. o czekoladki. I dylemat – co z tym zrobić, tym bardziej, że w tamtym momencie ta pomoc była dla mnie bezcenna.

Kiedyś słyszałam o idei, która zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Była głośna w USA, powstał nawet na ten temat film. Chodzi tu o “Podaj dalej”. Idea, zgodnie z którą jeżeli ktoś wyświadczy nam przysługę – zobowiązani jesteśmy do wyświadczenia dwóch przysług zupełnie innym ludziom. Piękne, prawda? Nieco infantylne, z dużą dozą romantyzmu, ale piękne. W każdym razie mnie fascynuje. Choć tak naprawdę – to pomagając innym – nigdy nie wyceniam przysług. Czy jednak mam pewność, że inni tego nie robią?

Zmagania z zimą i mrozami

Za oknem biało i mroźnie. W blasku słońca niektóre miejsca wyglądają bajecznie, ale jak na długie zimowe spacery – to jednak mrozy są trochę zbyt ostre. Zniechęcające jest już kilkanaście stopni poniżej zera, a cóz dopiero mówić, gdy słupek rtęci spada w okolice -30 stopni jak dzisiejszej nocy.  Ponieważ jednak życie się toczy i nie mamy możliwości zapaść w sen zimowy – jakoś trzeba sobie radzić. Jak? Oto jest pytanie.
Kilka oczywistości, które przychodzą mi do głowy:

  • ubieramy się ciepło, najlepiej na cebulkę. Przebywając na mrozie – chronimy przede wszystkim głowę, tracimy przez nią ok20% ciepła. Wprawdzie od dziecka nie lubię czapek, ale może warto chronić to co pod włosami?
  • ciepłe buty, rękawiczki, szalik – to dodatki skutecznie wspomagające nasze zmagania z zimnem. Pilnujmy jednak, aby nie zamokły, gdyż efekt może być zupełnie przeciwny
  • odsłonięte część ciała dobrze jest nasmarować tłustym kremem. Usta – bezbarwną pomadką ochronną
  • wchodząc do ciepłego pomieszczenia (sklepu, autobusu) – dobrze jest nieco się “odpatulić” – zdjąć rękawiczki, rozluźnić szalik itp. Za chwilę wyjdziemy ponownie na mróz i lepiej zminimalizować gwałtowną różnicę temperatur
  • czekajac np. na tramwaj czy autobus – zamiast nieruchomo stać w miejscu – lepiej podreptajmy, potupmy – będzie cieplej
  • dbajmy o ciepło w domach. Wymaga to większych kosztów, ale przemarznięcie zdrowu na pewno nie służy
  • zwróćmy uwagę na to, co jemy. Broniący się przed wychłodzeniem organizm potrzebuje więcej energii. Ja w tym okresie często gotuję zupy (z wkładką miesną) – ładnie i szybko rozgrzewają nas od środka
  • pomagajmy sobie nawzajem. Dziś rano widzialam z okna jak na osiedlowym parkingu sąsiedzi biegali z z klemami, nawzajem pomagając sobie w odpaleniu samochodów. To też rozgrzewa 🙂

 O czym jeszcze zapomniałam? Jak radzić sobie z mrozem?

 

Uzależnienie od prądu

Tegoroczna zima tak naprawdę jest normalną zimą – w styczniu powinien być śnieg i mróz. Teoretycznie nie powinno nas to dziwić, choć chyba już się przyzywczailiśmy, że tak jak to było w poprzednich latach – zimy są mało ciepłe i mało “zimowe”. W efekcie mamy w tym roku nieomal kataklizm. Widać to szczególnie w energetyce i na kolei.
Ogladając w telewizji przekazy z pozbawionych prądu miejscowości na południu Polski – uświadomiłam sobie – jak bardzo jesteśmy od niego uzależnieni. To przeciez nie tylko kwestia oświetlenia, ale wszystkich urządzeń w domu. Jak sobie z tym poradzić? Szczególnie w sytuacji, gdy mieszka się na wsi i brak prądu skutkuje takze brakiem wody i ogrzewania?
Mieszkam w dużym bloku w Gdańsku. Woda – z wodociągów miejskich, ciepła woda w kranie i w kaloryferach – z OPEC-u. Mam też doprowadzony gaz. To wszystko naraz w pewien spoósb można określic jako dywersyfikację podstawowych mediów. Gdy kilka lat temu przez okres ok. 2 tygodni cały budynek był pozbawiony gazu – strasznie narzekałam. Wprawdzie piekarnik w kuchence mam tez elektryczny, ale górne palniki są gazowe. Jak ugotować ziemniaki czy usmażyć kotlet schabowy bez gazu? Męczyłam się straszliwie. Gdy teraz próbowałam sobie wyobrazić, że przez tydzień mogłabym zostać bez prądu – widzę, że wtedy to był mały pikuś.

Czy we współczesnym świecie dałoby się jeszcze żyć bez prądu?

Wstydliwy problem psich kup

W wielu naszych domach psy są po prostu członkami rodzin. W mojej też króluje pies marki bokser. Mają swoje różne potrzeby – fizjologiczne również. I tu robi się problem, coraz bardziej nagłaśniany. Na spacery z psem trzeba wychodzić. Czy po kazdym z takich specrów muszą zostawać widoczne ślady?
Mam swoje zasady. Poczucie estetyki również. Przechodząc obok górki na podwórku, gdzie dzieciaki z okolicznych bloków szaleją na sankach – często na widuję znaczące ślady bytności psiaków również. Na białym śniegu z daleka są widoczne, ale na pędzących sankach slalom pomiędzy psimi kupami może być trudny. A wpaść w takie coś to raczej nic miłego. Minimum empatii potrzebne od zaraz?
Sprzątam po swoim psie. Czasem walcząc z nim, gdyż sam instynktownie próbuje przysypać to piaskiem. Jak sprzątnąć takie odchody? Najprościej – kupić piękne, ładne torebki specjalnie do tego celu. Wiąże się to jednak z kosztami. Skoro tniemy koszty – to może tu też da się coś zrobić? Ja wykorzystuję wszystkie możliwe woreczki plastikowe jakie trafiają do domu. Wprawdzie staram się ograniczać ich zużycie, ale i tak jest tego sporo. W woreczku jest przecież nawet chleb. Zamiast wyrzucać – odkładam na półeczkę, na którą sięgam przed wyjściem z psem. Wykorzystuję do tego nawet zużyte worczki śniadaniowe. Może to mało eleganckie, ale bezkosztowe i skuteczne. Tylko zawsze potem mam problem – gdzie to wyrzucić? Brakuje mi jakiś specjalnych pojemników, wrzucam więc do stojących na osiedlu koszy. Jakoś jednak zawsze mam wrażenie, że to nie najlepszy pomysł. Alternatywy jednak nie widzę.

%d