Podziel się podatkiem…

Kwiecień to zwyczajowo już miesiąc, kiedy musimy myśleć o podatkach. Nie da się inaczej. Owszem, ci którzy liczą na zwrot pewnie już złożyli odpowiedni formularz, ale ci, którym wychodzi niedopłata z pewnością czekają na ostatnią chwilę.
Ponownie zachęcam do rozliczenia online. To naprawdę proste, latwe i szybkie. Szczegóły opisałam tu:
e-PIT gotowy do wysłania
Są tam też linki do wcześniejszych notek opisujących instalację aplikacji i wypełnienie samego formularza.

Oczywiście przy okazji pojawi sie też problem – co zrobić z 1% podatku. Możliwości jest wiele, ale wspomóc możemy tylko jeden cel. Wybór nie jest łatwy i prosty.
Tez mam swoją propozycję. Sprawdzoną w praktyce. O Julce Formelli pisałam już rok temu:
PITowania czas nadchodzi
Mała dziewczynka, która urodziła się z porażeniem mózgowym. Została adoptowana przez wspaniałych ludzi, którzy dali jej to co najważniejsze – własną miłość i spokojny, bezpieczny dom. W tym co materialne i tak potrzebne na co dzień – musimy ich jednak wspomóc. Ubiegłoroczna akcja przekazania dla Julki 1% podatku pozwoliła na zakup ułatwiajacych chodzenie stabilizatorów oraz roczną rehabilitację. To dużo. Julka urosła i intelektualnie rozwija się wspaniale. Jest żywym i pogodnym dzieckiem, ale cały czas wymaga leczenia i rehabilitacji.

Może w tym roku też uda się zebrać choć trochę funduszy? 

Julka Formella 

Naprawdę warto – te pieniądze zostaną dobrze wydane.

Jak znaleźć sobie dotację unijną?

O tym, że Unia Europejska jest hojna i w ramach różnych programów płynie do nas szeroki strumień pieniędzy – wiadomo. Jak jednak znaleźć dla siebie jakąś konkretną dotację? Wbrew pozorom – wcale nie musi to być takie trudne.
Przede wszystkim warto wiedzieć, że dotacje z UE nie są dedykowane bezpośrednio dla osób fizycznych. Tu należy szukać konkursów ogłaszanych przez różne organizacje (fundusze, stowarzyszenia itp.), które dostały dotację np. na rozwój przedsiębiorczości i są dysponentem środków unijnych. Jeżeli jednak mamy firmę (chociażby jednoosobową działalność gospodarczą) – można myśleć o samodzielnym wystąpieniu o środki unijne. Przede wszystkim musimy mieć pomysł i to dokładnie przemyślany. A potem możemy szukać dofinansowania ze środków unijnych.
Najprościej wykorzystać tu Poradnik Beneficjenta. Link jest tu:
Poradnik Beneficjenta

Załóżmy na początek, że zakładamy działalność gospodarczą  i chcielibyśmy w którejś z gmin wiejskich województwa pomorskiego założyć punkt przedszkolny. Zobaczmy jak to wygląda.

Etap 1 – to wybór miejsca działania.
Zaznaczamy region, w którym chcemy prowadzić nasz projekt:

Poradnik Beneficjenta 

 Etap 2 to dziedzina, w której chcemy realizować nasz projekt.
Teoretycznie punkt przedszkolny to działalność z dziedziny wychowania i edukacji, ale to działania przeznaczone dla organizacji naukowych, organizacji społecznych czy jednostek samorządowych, a nie dla biznesu. Musimy szukać raczej w dziedzinie rozwoju lokalnego.

 Poradnik Beneficjenta

 W dalszej części – uszczegółowienie dziedziny. Można tu zaznaczyć kilka różnych opcji. Dla potrzeb punktu przedszkolnego wybrałam opcję pierwszą i ostatnią.

Poradnik Beneficjenta

  Etap 3 to dziedzina to określenie rodzaju benficjenta czyli komu ma być przyznana dotacja.
Skoro prowadzimy DG – to jesteśmy przedsiębiorcami.

 Poradnik Beneficjenta

 W kolejnym kroku określamy kategorię – w tym przypadku mikroprzedsiębiorstwa.

Poradnik Beneficjenta 

Wyniki.
I już. Mamy listę projektów, w ramach których mamy szansę na otrzymanie dotacji. Wystarczy wejść w szczegóły, zapoznać się z warunkami i wybrać najlepszy dla nas.

Poradnik Beneficjenta

W analogiczny sposób można przejść kolejne kroki Poradnika Beneficjenta dla innego pomysłu, który chcielibyśmy zrealizować z funduszy europejskich.
Warto jednak pamiętać, że oprócz pomysłu – konieczny jest jakiś wkład własny. Unia dofinansowuje na ogół do 85%, resztę musimy mieć sami. Z drugiej jednak strony – to nie kredyt, więc z pewnością warto.

Zakupy w delikatesach internetowych

W internecie podobno można kupić już wszystko. Ja ostatnio zainteresowałam się zakupami spożywczymi. Pod koniec listopada wybrałam się do wirtualnego “Piotra i Pawła”. Swoje wrażenia opisałam tu:
Zainspirował mnie bank
Spodobało mi się. W ramach dalszych eksperymentów spróbowałam dla odmiany w Almie. Strona internetowa bardzo przyjazna, zakupy robi się łatwo i przyjemnie. Zakupy z dostawą bezpłatną już od 50zł w niektórych godzinach. Ta minimalna kwota uzależniona jest od dnia i godziny, można sie ładnie dopasować. Dodatkowo istnieje możliwość wybrania dostawy w takich godzinach, gdy kur
ier będzie w pobliżu. W ten sposób możemy sie przyczynić do większej ochrony środowiska, jeden transport, kilka dostaw. Pierwsze zakupy – premiowane są rabatem w wysokości 10zł. Ceny porównywalne z innymi delkatesami, sporo promocji. Duże znaczenie miało dla mnie także to, że w ofercie była woda mineralna Jurajska o smaku limonki. Lubię ją, a w Gdańsku nie ma jej nawet w normalnych sklepach. Zamówiłam, zapłaciłam online i czekałam na dostawę. W międzyczasie miałam telefon z Almy – bardzo miła pani odpowiedziała na kilka moich pytań i wątpliwości. Niestety, okazało się, że tej mojej ulubionej wody mineralnej nie ma, kilku innych towarów również nie. Uzgodniłyśmy zmiany i pozostało mi tylko czekanie na dostawę.
Kurier przyszedł punktualnie, miły i uprzejmy. Jednak różnica klas w stosunku do “Piotra i Pawła” była widoczna. Zamiast zapieczętowanych kartonów, w których wszystkie towary były ładnie zapakowane – papierowe torby, w które towary były powrzucane. Wędliny i jogurty – “Piotr i Paweł” przywiózł w przenośnej lodówce, “Alma” wrzuciła do toreb. Później jeszcze przypomniałam sobie, że zamawiałam ogórki konserwowe i bagietki. Niestety, nie dotarły do mnie. Na paragonie także ich nie było, więc albo ich zabrakło, albo ktoś zapomniał o tej pozycji zamówienia.
Nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolona z zakupów w Almie. W trakcie transportu nic nie uległo zniszczeniu, towary świeże i dobrej jakości. Obsługa uprzejma. Jednak mając porównanie z “Piotrem i Pawłem” zabrakło mi pewnego profesjonalizmu i dbania o szczegóły. Niby nic wielkiego, ale…
Dziś o świcie składałam nowe zamówienie. Święta za tydzień, zakupy trzeba zrobić, a na bieganie po hipermarkecie, w tłumie ludzi jakoś nie bardzo mam ochotę. Wybrałam “Piotra i Pawła” – cenię profesjonalizm i lubię być dopieszczana. No i korzystam z tego, że mieszkam w Gdańsku. Alma ma jednak sieć sprzedaży zdecydowanie bardziej rozbudowaną.

Zmotywowany pracownik poczty

Jak skutecznie i tanim kosztem zmotywować pracownika? Wyznaczając mu konkretne cele premiowe i rygorystycznie pilnować osiąganych wskaźników. Metoda ta jest często stosowana w dużych firmach i korporacjach – z różnymi efektami. W mojej pamięci utkwił np. przypadek silnie nastawionego na cel pracownika firmy telekomunikacyjnej, dla którego brak komputera nie stanowił przeszkody i mało uświadomionemu klientowi sprzedał neostradę pod kalkulator.
Od pewnego czasu zaczynam mieć wrażenie, że podstawą premiowania doręczycieli paczek przesyłanych za pośrednictwem Poczty Polskiej jest wskaźnik skutecznych doręczeń. Nie wiem, czy jest to zasada obowiązująca w całej Polsce, ale w Gdańsku na pewno. Ostatnio na jednym z lokalnych forów dyskusyjnych natknęłam się na poświęconą temu zjawisku dyskusję. Okazuje się, że gdańscy doręczyciele ostatnio wprost stają na głowie, aby nie odwozić przesyłek do urzędów pocztowych. Wystarczy, że w danych adresowych jest podany numer telefonu – dzwonią, umawiają się i dostarczają – bez względu na porę dnia. Firmy kurierskie sie nie umywają.
Mam tu też swoje doświadczenia. Ostatnio kilkakrotnie kupowałam książki w internecie. Płaciłam kartą, wybierałam bezpłatną dostawę pocztą i czekałam na paczkę. I oczywiście – gdy doręczyciel przyjeżdżał – nigdy nie było mnie w domu. Za to w sąsiednim mieszkaniu – była sąsiadka, która bez problemu zgadzała się na odebranie mojej przesyłki. Oczywiscie zawsze mi ją oddawała, gdy tylko przychodziłam do domu. Za pierwszym razem w skrzynce pocztowej znalazłam dodatkowo informację, że moja paczka została została zostawiona w mieszkaniu nr (…) , odebrana przez p.( ….). Kolejne przesyłki również pozostawiane u tej sąsiadki – takiej informacji były juz pozbawione. Na szczęście – z wszystkim sąsiadami żyję dobrze i tak naprawdę – to nawet wygodniej jest mi odebrać od sąsiadki niż stać w kolejce na poczcie. Jeśli jednak jest to regułą zawsze i wszędzie – to mam wątpliwości czy jest to dobra metoda. Mimo wszystko ludzie są różni i trudno zakładać, że wszędzie trafi się na uczciwych. A jeśli jakaś paczka nie dotrze do właściwego adresata? Kto będzie ponosić koszty? I w jaki sposób udowodniono by mojej sąsiadce, że odebrała paczkę? Ekspertyza grafologiczna kosztuje i to sporo.
No i jest jeszcze jedna kwestia. Zamawiając książki z księgarni internetowej Helion – nie obawiam się, że ktoś mnie z tego powodu obgada (chociaż akurat ta moja sąsiadka plotkarą nie jest). Gdybym jednak zamawiała jakieś towary bardziej dyskretne? Potem nic dziwnego, że “wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi…”.

Cóż, z pewnością jakiś patent na likwidację kolejek do pocztowego okienka to jest. Czy jest zjawisko o zasięgu ogólnokrajowym czy tylko nasza lokalna inicjatywa? Jak to wygląda?

Zainspirował mnie bank

Kilka miesięcy temu bank Millennium prowadził bardzo intensywną kampanię reklamową swojej karty kredytowej Impresja. Wprawdzie korzystam na co dzień z usług tego banku, ale mając już kartę kredytową – nie byłam zainteresowana żadną nową. Kiedy jednak miesiąc temu bank do mnie zadzwonił i zaproponował wymianę mojej starej karty na Impresję – zgodziłam się. Wszystkie limity, opłaty itp. – bez zmian, po stronie plusów – rabaty w licznych sklepach. W końcu zakupy kartą i tak robię, a rabaty bardzo lubię. W listopadzie zaczęłam korzystać z karty Impresja i siłą rzeczy – sprawdzać – gdzie mam te rabaty. Empik, Deichman, Carrefour – pasują. Wprawdzie nie codziennie, ale bywam tam. Dodatkowo zainteresowałam się delikatesami “Piotr i Paweł”, które do tej pory jakoś mało mi były po drodze. Zaczęłam googlać w poszukiwaniu gazetki i trafiłam do ich sklepu internetowego. Okazało się, że te same zakupy co w sklepie – mogę zrobić w sieci. Przyjrzałam się ofercie i spodobało mi się to. Aktualnie nie mam samochodu, więc kwestia większych i cięższych zakupów wcale nie jest wydumanym problemem. Teoretycznie można skorzystać z taksówki, ale podraża to tak koszty, że wszelkie szukanie rabatów robi się w tym momencie bezsensowne. No, a skoro tu mogę zamówić i przyniosą mi do domu? Chwyciłam myszkę i wybrałam się na zakupy. Zasady są proste. Minimalna kwota zamówienia – 80zł, koszt dostawy – 10zł. Przy zamówieniu powyżej 150zł – dostawa za darmo. Pozamawiałam trochę, koncentrując się głównie na towarach ciężkich. Skoro mam mieć dostawę do domu? Zaczęłam od 3 zgrzewek wody mineralnej, której akurat dużo pijemy. Ziemniaki też zamówiłam – jak szaleć to szaleć. No i jeszcze wiele innych artykułów, które kupuję regularnie, a ceny nie były wygórowane. W końcu “Piotr i Paweł” to delikatesy, a nie dyskont.
Cena końcowa wyszło ok.160zł. Zatwierdziłam, w uwagach wpisując jeszcze prośbę o pokrojenie kiełbasy krakowskiej (wybierałam firmy Krakus, więc byłam pewna, że jakość będzie dobra). Następnie wybrałam godzinę dostawy (tego samego dnia w godz.18 – 20), zapłaciłam online kartą Impresja (oczywiście dostęne są także inne formy płatnosci) i już. Po południu “Piotr i Paweł” jeszcze do mnie zadzwonił i ustalaliśy korektę zamówienia (nieistotne drobiazgi), a wieczorem przyjechał kurier. Wszystko ładnie zapakowane w kartonach. Nabiał i wędliny – przywiezione w przenośnej lodówce. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Widać profesjonalizm.
Zakupy w domu, siedzać w fotelu i popijając kawę. Czy tak nie powinno być w każdym sklepie? I pomyśleć, że zainspirował mnie bank….

Opodatkowany abonament medyczny

Abonament medyczny w wielu firmach stanowi całkiem niezłą formę dodatkowego wynagradzania pracowników. Nie tylko zyskuje się na tym finansowo (leczenie prywatne jest bardzo kosztowne), ale dodatkowo jeszcze – są szanse na to, aby do lekarza trafić w rozsądnym terminie, a nie za pół roku. Jednym słowem – same korzyści. A skoro są korzysci – czy może dziwić fakt, ze zainteresował się nimi fiskus?
Abonament medyczny? Nie, dziękuję
Sprawa jest poważna i dyskusyjna. Skoro skarbówka chce ściągnać podatki – to nie łudźmy się – ma możliwości ich wyegzekwowania. Wiadomo też, że pracodawcy będą starali się jak
największą część tych zobowiązań przerzucić na bezpośrednich beneficjentów czyli pracowników. I tak jak w przypadku bieżących obciążeń – pewnie nie da sie przed tym uciec, tak już w przypadku zaległych zobowiązań może to nie być takie proste i to z kilku powodów.
W mojej byłej firmie też był opłacony abonament medyczny. Dotyczyło to wszystkich pracowników – bez możliwości wyboru. Po prostu pewnego dnia przyszła informacja pocztą korporacyjną, że taki abonament jest dostępny dla każdego pracownika. Poza tym – linki do zasad korzystania i zakresu usług medycznych. Nie było pytania – kto chce skorzystać i jakie ewentualne mogą być tego skutki podatkowe. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że w ramach tego abonamentu są też okresowe badania lekarskie, które z definicji są kosztem pracodawcy, a nie pracownika.
Cóż, ciekawe jak rozwinie się sytuacja. Czy mój były pracodawca zdoła mnie obciążyć kosztami? Całkiem możliwe – wystarczy, że w PIT-11 za bieżący rok dopisze mi odpowiednią kwotę. Jakoś jednak nie widzę możliwości, aby dało się tu wepchnąć zaległe odsetki.
Z pewnością sprawa jest rozwojowa i jeszcze sporo o tym usłyszymy.

Sposób na strajk

Na ostatni czwartek w największych sieciach naszych hipermarketów byl zaplanowany strajk włoski – praca wolna, dokładna i zgodnie z wszelkimi procedurami. Z doniesień medialnych wygląda jednak na to , że raczej się nie udał. Dlaczego? Moim zdaniem był po prostu źle zorganizowany.
Rozumiem postulaty pracowników hipermarketów. Praca ciężka, nerwowa, niepewna i za psie pieniądze. Chyba najbardziej doskwierająca jest ta tymczasowość – umowy na czas określony, za pośrednictwem agencji. W dodatku pracy coraz więcej, a ludzi coraz mniej. Skąd ja to znam? Wprawdzie nigdy nie pracowałam w handlu, ale w mojej dawnej firmie intensywnie pracuje się nad wprowadzaniem podobnego modelu. I też wszyscy się boją, że za chwilę stracą pracę. Następna fala zwolnień przewidywana jest na listopad, ale w międzyczasie pod koniec września dostałam telefon z mojej byłej firmy, czy nie chciałabym przyjść na 3 miesiące do pracy? Za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej. Odmówiłam…

Zakupy w hipermarketach robię często. W ostatni czwartek też miałam w planach pójście do Reala, ale wypadło mi kilka innych spraw i w rezultacie przełożyłam zakupy na piątek. Nie wiem więc jak to wyglądało w praktyce, znam tylko relacje medialne:
Nie strajkowali, bo się bali
Pracownicy hipermarketów są zastraszeni i mogę zrozumieć, że się bali. Dlaczego jednak nie zadziałały związki zawodowe? Czy “Solidarność” potrafi organizować tylko głośne demonstracje i palenie opon? Gdy potrzebne jest zorganizowanie akcji bardziej subtelnej – to już nie wychodzi? A może problemem jest to, że łatwo się “negocjuje” z kierownictwami państwowych zakładów pracy, ale w starcie z właścicielami firm bez PRL-owskich korzeni lepiej nie wchodzić? I w efekcie tam, gdzie naprawdę jest potrzebna zorganizowana akcja – nic nie wychodzi?
Czy naprawdę problemem było nagłośnić akcję we wszystkich zakładach pracy? Odwołując się do solidarności – ściągnąć na czwartkowe zakupy do hipermarketów członków związku, najlepiej z rodzinami? I nawet, gdy zastraszeni pracownicy hipermarketów bali się na demonstracyjne spowalnianie pracy – to przecież klientów nikt nie może ruszyć? Co kierownictwo Reala mogłoby zrobić, gdyby na sali pojawiło się nagle wiele osób kupujących po jednej bułce i płacąc za to dużym banknotem? Wracających po chwili po 10 dkg pasztetowej? A może na opakowaniu jednostkowym jest starty lub niewyraźny kod kreskowy i wyjdzie to dopiero przy kasie? Marudny klient w kolejce do kasy mógłby też pewnie ponarzekać, że w hipermarkecie konkurencyjnej sieci takich kolejek nie ma… 
Takie coś z pewnością mogłoby podnieść ciśnienie zarządzającym sklepami, ale byliby bezsilni. A tak – to była dla nich bułka z masłem. Nie wiem jakie środki przeciwdziałające podjęto w innych sieciach, ale Real “przerzucił” stałych klientów na piątke, sobote i niedzielę. Wystarczyło ogłosić, ze właśnie w tych dniach za zakupy liczba punktów na kartach Payback będzie pomnożona przez 10. Zakupy robiłam w piątek. Zamiast 82 punktów – dostałam 820. A już za 1000  punktów można wybrać jako nagrodę bon na 10zł.
W tym starciu organizatorzy strajku przegrali z kretesem. Powtórka akcji ma być w grudniu. Ciekawe, czy ktoś wyciągnie wnioski?

Pokonał mnie SYSTEM …

Pewna partia polityczna swego czasu szukała wszędzie skutków działania UKŁADU i chyba przegapiła to, że tak naprawdę rządzi nami nie UKŁAD, a SYSTEM. W końcu mamy XXI wiek – nowe technologie są górą. Wie o tym każdy, kto ma konto w banku, korzysta z usług operatora telefonicznego,czy dostawcy internetu. “System nie pozwala” jest odpowiedzią defintywną, nieodwołalną i kończącą wszekie dyskusje.
Też się o tym przekonałam i czując się pokonana – poddałam się.
Od wielu już lat korzystałam ze służbowego telefonu komórkowego. Przyzwyczaiłam się do numeru, więc odchodząc z firmy z końcem maja br. – zabrałam go z sobą. Na początku czerwca z dokumentami cesji zgłosiłam się do salonu Operatora, podpisałam umowę – telefon stał się mój. Pierwszy rachunek wywołał u mnie zgrzyt zębów – w ramach cesji okazało się, że mój plan taryfowy jest bardzo niekorzystny. Dodatkowy problem pojawił się, gdy okazało się, że nie mogę podpiąć swojej karty Payback. Prawo to przysługuje tylko klientom indywidualnym, a ja mam plan taryfowy Firma. I nic nie da się zrobić. Pisałam o tym tu:
System dopadnie nas wszędzie?
Ostatnio zupełnie na serio zabrałam się za wyprostowywanie tego. Tym bardziej, że gdy próbowałam przedłużyć umowę przez internet – SYSTEM informował, że przez internet nie mogę i musze skontaktować się z konsultantem. No i zaczęłam wydzwaniać. Odsyłana z miejsca na miejsce w końcu trafiłam na konsultantkę, która zajęła się mną nieco dogłębniej i zgłosiła do wsparcia technicznego problem. Miał byc rozwiązany w terminie do 72 godzin – czyli do piątku, w okolicach południa. Oczywiście nie zmieniło się nic. Zrezygnowałam z dalszej drogi telefonicznej i w sobotę wybrałam się do salonu. Sympatyczny konsultant posprawdzał wszystko i potwierdził – niby jestem klient indywidualny, ale jednak biznesowy i dlatego podstawiają mi się jedynie plany taryfowe dla klientów firmowych. I zaczął wydzwaniać. Efekt? Podniosło mu się ciśnienie i zostaliśmy w punkcie wyjścia. SYSTEM nie pozwala na zmianę abonenta firmowego na indywidualnego. Czy można go oszukać? Można. Mogłabym zrezygnować z numeru abonamentowego, przejść z tym samym numerem na kartę, a po trzech miesiąch – z powrotem na abonament. Te 3 miesiące to też wymagania systemowe.
Poddałam się. Zamiast taryfy Delfin (dla klientów indywidualnych) zmieniłam plan na taryfę Korzyści Optymalne (dla firm), podpisałam nową umowę i dostałam nowy aparat. Cóż, podobno oferty biznesowe są korzystniejsze. Póki co – to bacznie się przyglądam.
Jedno trzeba przyznać – już po kilku godzinach SYSTEM wysłał mi SMS-a, że mój nowy plany taryfowy już jest aktywny.

To lubię czyli zostałam otagowana

W ramach nowej zabawy przetaczającej się przez blogowisko dowiedziałam się, że zostałam “otagowana” i nagrodzona. W “To lubię” nagrodziła mnie Mery – dzięki. Nie mam wyjścia – przyłączam się.

Zasady zabawy “To lubię” są krótkie i proste:
1. Napisz, kto przyznał ci tę nagrodę.
2.Wymień 10 rzeczy, które lubisz.
3.Przyznaj nagrodę 10 innym blogerom i powiadom ich o tym komentarzem.

No więc po kolei:

1. Nagrodę dostałam od Mery prowadzącej ciekawego bloga o kotach:
Matyśka. Czuję się wyrróżniona 🙂

2. To co lubię:
– mieć wpływ na swoje życie
– niezależność i brak ograniczeń. Zawsze chcę mieć szerokie możliwości i brak ograniczeń
– blogować. W tej chwili prowadzę 6 blogów o różnej tematyce i sprawia mi to satysfakcję 
– uczyć się. Zawsze lubiłam poszerzać swoją wiedzę
– komentować politykę. Moim konikiem jest społeczeństwo obywatelskie
– zwiedzać ciekawe miejsca, najlepiej we własnym tempie
– siać, sadzić i pielić. Nie mając ogrodu – ograniczam się do “hektarów” w doniczkach i skrzynkach balkonowych
– robótki na drutach. Ostatnio nie mam czasu i dawno już nie miałam czasu, tym bardziej, że bardziej zależy mi na robieniu niż zrobieniu. Za to do perfekcji opanowałam sztukę jednoczesnego robienia i czytania
– poezję. Wiele wierszy znam na pamięć – dobry sposób na ćwiczenei pamięci
– pomagać innym. Podobno największym zadowoleniem człowieka jest rzeultat dobrych czynów

 3.Blogi, któe lubię i polecam:
Lewy Sierpowy – blog polityczny o zabarwieniu lewicowym. Różnią nas poglądy polityczne, a jakoś bez problemu znajdujemy wspólny język i dogadujemy się
Zza firanki – polityka i życie
Aurablog – świetne teksty, bardzo subtelny humor. Każda notka zdecydowanie poprawia mi humor
–  Gdy wstecz spoglądam – Gdynia kiedyś i dziś
matipl – finanse, biznes, IT
Perfektlandia – perfekcja w domu. Kuchnia to nie moje królestwo, a tu mogę się wiele dowiedzieć i nauczyć
Strach przed lataniem czyli zapiski z pobocza – krótko i celnie o wszystkim
Wyjście z mroku – radykalnie, prosto i rzeczowo
PiSu kulisy – świetne rysunki satyryczne
Australia, ostatni brzeg – Polska i Polacy widziane z antypodów

Wybór był trudny. Mój RSS sprawdza o wiele więcej blogów, do których zaglądam.
Wszystkich otagowanych zapraszam do zabawy 🙂

Wydatki na początek roku szkolnego

Pierwsze dni września to ciężki okres w domowych finansach dla wszystkich mających w domu dzieci czy młodzież. Przez najbliższe dni księgarnie i sklepy papiernicze zaczną przeżywać oblężenie, uszczuplając znacznie budżet. W bankach pojawiły się już nawet specjalne oferty kredytów właśnie na początek roku szkolnego.
W tym przypadku akurat zawsze byłam przewidująca. Wszystkie zeszyty i książki kompletowałam już w wakacje. Szkolne promocje zaczynają się przecież już w lipcu i bez problemu można kupić potrzebne akcesoria bez tłoku, korzystając z niższych cen.  Poza tym – pozwala to na rozłożenie w czasie wydatków. Sam wrzesień i tak jest ciężki. Zawsze są do kupienia jakieś spodnie, buty, bluzy. Pierwsze szkolne zebrania też generują wydatki typu ubezpieczenie, komitet rodzicielski, dodatkowe zajęcia pozalekcyjne itp.
W tym roku też byłam przewidujaca. I wprawdzie moje osobiste dziecko jeszcze ma wakacje, ale rozpoczęcie roku akademickiego już za miesiąc. Zeszyty już mam. W tym miesiącu mam w planach zakupy nowych ciuchów. Mój
syn jest niestety wybredny i firmowa metka ma dla niego znaczenie. Od czego jednak są outlety?  

Dla tych, którzy szukają jeszcze podręczników – polecam wirtualną wizytę w księgarni internetowej Helion:

Księgarnia internetowa Helion – podręczniki

A wszystkim polecam myśl o tych rodzinach, których nie stać na zapełnienie tornistrów swoich dzieci. Przełom sierpnia i września w wielu miejscach można spotkać wolontariuszy zbierających artykuły szkolne dla potrzebujących. Warto kupić coś dodatkowo i dorzucić do koszyka. Każde dziecko powinno miec szansę….

 

%d