Sklepy Real – czy warto robić zakupy?

W ostatni piątek wybrałam się na zakupy do sklepu Real. Kiedyś bywałam tam często, ale przez ostatni rok jakoś tak wyszło, że zupełnie było mi nie po drodze. Tym razem jednak wybrałam się specjalnie właśnie tam – miałam w planach zakup materiałów biurowych: skoroszyt, tani papier do drukarki itp. Kiedyś właśnie tam kupowałam tego typu artykuły – duży wybór, przystępne ceny.

Nastawiłam się na zmiany – kilka miesięcy temu słyszałam, że sieć Real została wykupiona przez Auchan. W moim sklepie ich nie dostrzegłam. Może nie wszystkie sklepy zostały wykupione? Marka Real była widoczna wszędzie, były wyłożone gazetki Real (znajduję je także w swojej skrzynce pocztowej) normalnie działały karty Payback. Na pierwszy rzut oka nie zmieniło się nic. Jednak z samych zakupów nie jestem zadowolona. Pod tym względem zmieniło się i to na gorsze. Oferta artykułów biurowych znacznie mniejsza, a ceny wcale nie takie atrakcyjne. Na półkach bałagan. Skoroszyty musiałam wyszukiwać – pomieszane, bez ładu i składu. Ceny segregatorów wysokie – zrezygnowałam z ich zakupu.
Skoro byłam już w sklepie – przyjrzałam się też całej ofercie. I też mało mi się spodobała. Kosze, w których kiedyś były eksponowane towary w promocji to obecnie misz-masz rozróżniamy ceną: tu wszystko po 5zł, a tu 10zł, tam 15 zł itp. W każdym koszu typowe mydło i powidło, zerknęłam z daleka i zrezygnowałam z wyszukiwania tego, co ewentualnie mogłoby mnie zainteresować. Artykuły spożywcze – jak na hipermarket – wysokie. U siebie na osiedlu w sklepach Intermarche czy Merkus ceny nie są wyższe, a w wielu wypadkach – dużo niższe. Zajrzałam na słodycze – w końcu zbliżał się Dzień Dziecka. Kupiłam m.in. dużą czekoladę Wedla i żelki Harribo – w promocji. Dzień później zobaczyłam, że taką samą czekoladę mogłam kupić na osiedlu, również w promocji, o prawie 2zł taniej. Żelki – o złotówkę taniej.

Nie wiem, co stało się z Realem – kiedyś był to mój ulubiony hipermarket. Teraz nie sądzę, abym się znowu tam wybrała na zakupy. Zdecydowanie nie warto.



Lidl kontra Biedronka

 Lidl  Biedronka

Lidl i Biedronka to dwie sieci rywalizujących z sobą dyskontów. Bywam i tu i tu i często sie zastanawiam, który z nich wygrywa? Lidl ostatnio prowadzi intensywną kampanię reklamową w mediach, ale Biedronka zdecydowanie “poprawiła” swoje sklepy i produkty w nich oferowane. Nowy wystrój “Biedronki” na moim osiedlu rzeczywiście jest bardziej przyjazny.

Powszechna opinia głosi, że obydwa dyskonty to sklepy dla biednych ludzi. Rzeczywiście większość towarów jest tam tańsza niż w innych sklepach. Jakoś jednak wcale nie mam wrażenia, że to obciach tam kupować. Na moje własne dobre samopoczucie bardziej działa zadowolenie, ze udało mi sie coś kupić taniej i trochę zaoszczędzić. Wprawdzie ostatnio mam bardzo ciezki pod względem finansowym okres, ale zarówno w Lidlu jak i w Biedronce bywałam często, również wtedy, gdy całkiem dobrze sobie radziłam.
Za to zraziłam się do Reala. Już dawno tam nie byłam, odstraszyły mnie znacznie podniesione ceny. Wprawdzie są promocje i rabaty za zakupy zrobione wcześniej, ale mimo wszystko – nie jest to żadna atrakcja. W dodatku sieć ta przestała dawać bony towarowe za punkty zebrane na karcie Payback. Dla mnie to też był magnes przyciągający do Reala.
Za to ostatnio całkeim podoba mi się Intermarche. Wprawdzie niektóre artykuły są tam niezbyt tanie, ale większość ma całkiem przyzwoite ceny.

 

Nasz droga kawa

Kilka dni temu wybrałam się na zakupy do “Reala”. Dawno już tam nie byłam i szczerze mówiąc – zaskoczyły mnie ceny. Niby robię zakupy nieomal codziennie, ceny znam, ale zawsze do tej pory wydawało mi się, że w hipermarketach jest dużo taniej. Czy to juz przeszłość? Na osiedlu mam “Bomi” – kiedyś różnica w cenach była zdecydowanie widoczna, teraz już nie. Co się dzieje?
Najbardziej zaskoczyła mnie cena kawy. Kupuję najczęściej na osiedlowym ryneczku – oryginalny niemiecki Jacobs Kroenung lub Idee Kaffee:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Kiedyś kosztowała 15/16 zł za 0,5 kg, w Realu polski Jacobs kosztował 11-13 zł. Gdy teraz na półce zobaczyłam cenę 21,99zł sytwierdziłam, że nie stać mnie na nią. Poszłam na rynek i kupiłam kilka paczek po 18zł. I poczułam sie dziwnie – do tej pory płaciłam drożej za lepszy towar. A teraz? Wyglada na to, że rzeczywiscie jestem za biedna, aby kupować byle co.

Sposób na strajk

Na ostatni czwartek w największych sieciach naszych hipermarketów byl zaplanowany strajk włoski – praca wolna, dokładna i zgodnie z wszelkimi procedurami. Z doniesień medialnych wygląda jednak na to , że raczej się nie udał. Dlaczego? Moim zdaniem był po prostu źle zorganizowany.
Rozumiem postulaty pracowników hipermarketów. Praca ciężka, nerwowa, niepewna i za psie pieniądze. Chyba najbardziej doskwierająca jest ta tymczasowość – umowy na czas określony, za pośrednictwem agencji. W dodatku pracy coraz więcej, a ludzi coraz mniej. Skąd ja to znam? Wprawdzie nigdy nie pracowałam w handlu, ale w mojej dawnej firmie intensywnie pracuje się nad wprowadzaniem podobnego modelu. I też wszyscy się boją, że za chwilę stracą pracę. Następna fala zwolnień przewidywana jest na listopad, ale w międzyczasie pod koniec września dostałam telefon z mojej byłej firmy, czy nie chciałabym przyjść na 3 miesiące do pracy? Za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej. Odmówiłam…

Zakupy w hipermarketach robię często. W ostatni czwartek też miałam w planach pójście do Reala, ale wypadło mi kilka innych spraw i w rezultacie przełożyłam zakupy na piątek. Nie wiem więc jak to wyglądało w praktyce, znam tylko relacje medialne:
Nie strajkowali, bo się bali
Pracownicy hipermarketów są zastraszeni i mogę zrozumieć, że się bali. Dlaczego jednak nie zadziałały związki zawodowe? Czy “Solidarność” potrafi organizować tylko głośne demonstracje i palenie opon? Gdy potrzebne jest zorganizowanie akcji bardziej subtelnej – to już nie wychodzi? A może problemem jest to, że łatwo się “negocjuje” z kierownictwami państwowych zakładów pracy, ale w starcie z właścicielami firm bez PRL-owskich korzeni lepiej nie wchodzić? I w efekcie tam, gdzie naprawdę jest potrzebna zorganizowana akcja – nic nie wychodzi?
Czy naprawdę problemem było nagłośnić akcję we wszystkich zakładach pracy? Odwołując się do solidarności – ściągnąć na czwartkowe zakupy do hipermarketów członków związku, najlepiej z rodzinami? I nawet, gdy zastraszeni pracownicy hipermarketów bali się na demonstracyjne spowalnianie pracy – to przecież klientów nikt nie może ruszyć? Co kierownictwo Reala mogłoby zrobić, gdyby na sali pojawiło się nagle wiele osób kupujących po jednej bułce i płacąc za to dużym banknotem? Wracających po chwili po 10 dkg pasztetowej? A może na opakowaniu jednostkowym jest starty lub niewyraźny kod kreskowy i wyjdzie to dopiero przy kasie? Marudny klient w kolejce do kasy mógłby też pewnie ponarzekać, że w hipermarkecie konkurencyjnej sieci takich kolejek nie ma… 
Takie coś z pewnością mogłoby podnieść ciśnienie zarządzającym sklepami, ale byliby bezsilni. A tak – to była dla nich bułka z masłem. Nie wiem jakie środki przeciwdziałające podjęto w innych sieciach, ale Real “przerzucił” stałych klientów na piątke, sobote i niedzielę. Wystarczyło ogłosić, ze właśnie w tych dniach za zakupy liczba punktów na kartach Payback będzie pomnożona przez 10. Zakupy robiłam w piątek. Zamiast 82 punktów – dostałam 820. A już za 1000  punktów można wybrać jako nagrodę bon na 10zł.
W tym starciu organizatorzy strajku przegrali z kretesem. Powtórka akcji ma być w grudniu. Ciekawe, czy ktoś wyciągnie wnioski?

%d