Co dalej z systemem emerytalnym?
Przy wprowadzaniu reformy emerytalnej umawialiśmy się, że rezygnujemy z systemu emerytur opartym na solidarności pokoleń i przechodzimy na system kapitałowy. Zasada „ile sobie uzbierasz – tyle będziesz miał” była podstawą tych ustaleń. Niestety, reformę wprowadzono i zapomniano o niej na długie lata. Przede wszystkim kolejne rządy i to niezależnie od opcji politycznych nie zadbały o to, aby zgodnie z założeniami reformy zasypywać dziurę w ZUS dochodami z prywatyzacji. Same OFE też nie okazały się cudownym rozwiązaniem – wysokie koszty własne skutecznie obcinają wysokość zgromadzonych tam środków.
Niezależnie od tego jednak co myślimy o samych OFE i zarządzających nimi – przyzwyczailiśmy się do myśli, że są to nasze własne, gromadzone na przyszłość pieniądze. Wczoraj okazało się, że wcale tak nie jest – państwo właśnie ogłosiło, że je zabiera.
Co myślę o tym – opisałam na swoim blogu politycznym:
Kreatywna księgowość czyli „przesunięcie” obligacji
W tej chwili najważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie – co dalej z naszymi emeryturami? Jakoś zupełnie nie widzę ani nie słyszę całościowej wizji jak ma wyglądać nasz system emerytalny, a chyba właśnie od tego debata publiczna powinna się zacząć. Wiadomo, że z przyczyn demograficznych nie da się już wykorzystać tu solidarności pokoleń. Dużo na ten temat mówiło się przy okazji podwyższania wieku emerytalnego. Jak jednak ma funkcjonować system kapitałowy skoro ZUS nie ma najmniejszych możliwości pomnażania naszych środków, gdyż musi je od razu wydać na bieżące wypłaty świadczeń? Zmiana własnościowego podejścia do składek emerytalnych zostaje w prosty sposób zastąpiona ich nacjonalizacją i politycznymi obietnicami waloryzacji. Niestety, ale przy takim podejściu trudno mieć zaufanie do własnego państwa. Tym bardziej, ze jest to rozwiązanie tylko na tu i teraz – przejęcie przez ZUS (też obciążony wysokimi kosztami własnego funkcjonowania) całej rzeszy emerytów wywoła tylko powiększenie istniejącej dziury budżetowej w przyszłości. Z punktu widzenia rządu – takie rozwiązanie pewnie pozwoli na odtrąbienie sukcesu w postaci zmniejszenia w tym roku zadłużenia finansów publicznych, jednak z punktu widzenia przyszłych emerytów – niczego nie załatwia.
Może czas najwyższy na przeprowadzenie nowej, porządnej reformy emerytalnej? Może warto zastanowić się nad wariantem kanadyjskim? O tym wszystkim trzeba dyskutować i to w znacznie szerszym gronie niż ministerialne gabinety. I nie mam tu na myśli wielkiej nagonki na OFE i straszenie ryzykiem inwestycyjnym w opozycji do bezpiecznej emerytury państwowej. Przecież jeżeli zdecyduję się na pozostanie w OFE – to i tak większość zgromadzonych tam przeze mnie środków zostanie zabrana do ZUS-u, a pozostanie tylko część „akcyjna”. Oznacza to, że ZUS i tak będzie wypłacać mi emeryturę, a ryzyko giełdowe dotyczyć będzie tylko niewielkiej części. Być może, że będę miała pecha i stracę, ale być może, że środki te urosną i moja dodatkowa emerytura będzie całkiem zauważalna.
Aż się prosi tu o debatę pod hasłem naczelnym „nic o nas bez nas” – emerytury dotyczą wszystkich, a w porównaniu z politykami patrzymy na to w znacznie dłuższej perspektywie niż tylko bieżące potrzeby budżetu, dotrwanie do końca kadencji czy wygrane wybory.