Nasz droga kawa

Kilka dni temu wybrałam się na zakupy do “Reala”. Dawno już tam nie byłam i szczerze mówiąc – zaskoczyły mnie ceny. Niby robię zakupy nieomal codziennie, ceny znam, ale zawsze do tej pory wydawało mi się, że w hipermarketach jest dużo taniej. Czy to juz przeszłość? Na osiedlu mam “Bomi” – kiedyś różnica w cenach była zdecydowanie widoczna, teraz już nie. Co się dzieje?
Najbardziej zaskoczyła mnie cena kawy. Kupuję najczęściej na osiedlowym ryneczku – oryginalny niemiecki Jacobs Kroenung lub Idee Kaffee:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Kiedyś kosztowała 15/16 zł za 0,5 kg, w Realu polski Jacobs kosztował 11-13 zł. Gdy teraz na półce zobaczyłam cenę 21,99zł sytwierdziłam, że nie stać mnie na nią. Poszłam na rynek i kupiłam kilka paczek po 18zł. I poczułam sie dziwnie – do tej pory płaciłam drożej za lepszy towar. A teraz? Wyglada na to, że rzeczywiscie jestem za biedna, aby kupować byle co.

Daleka droga za nami….

Ostatnio sporo czytałam o Białorusi. Szalejąca inflacja, kompletne pustki w sklepach. Jeszcze nie ma kartek, ale to pewnie ostatnie chwile…
Pamiętam taką sytuację z lat osiemdziesiątych, gdy właśnie na kartkach zaczynałam swoje dorosłe życie. Też w sklepach nie było niczego, wszystko drożało z dnia na dzień, a wianuszek papieru toaletowego stanowił źródło marzeń. Może warto to przypominać tym, którzy z łezką w oku wspominają czasy słusznie minione?

Kilka dni temu dowiedziałam się, że czeka mnie spotkanie z mieszkającym na stałe w Niemczech wujkiem. W pierwszym odruchu – pomyślałam, ze to dobra okazja, aby mi przywiózł … , ale co? Próbowałam wymyślić jakiś artykuł, który można kupić w Niemczech, a u nas jest nieosiagalny i nic nie znalazłam. Wprawdzie kawa produkowana na rynek niemiecki jest lepsza, ale kupuję ją u siebie na osiedlowym ryneczku:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Podobnie z chemią.
Czy to nie najlepszy dowód – jak daleką drogę przebyliśmy przez ostatnie lata?

Kod kreskowy jednak ma znaczenie?

Niby jesteśmy w Europie: zapomnieliśmy już jak wygladają sklepy tylko z octem na półce, stajemy się coraz bardziej wybrednymi konsumentami. Nawet ogladając współczesne filmy zagraniczne – często dostrzegamy te same produkty i ich reklamy, które znamy z własnego życia. Świat powoli staje się jedną wielką globalną wioską i my też jesteśmy jej członkiem.
Sięgając po produkt znanej światowej marki – liczymy na jakość, ale jak się okazuje – bywa z tym różnie. Słowackie stowarzyszenie konsumentów przeprowadziło badania porównujące towary tej samej marki, ale przeznaczone na różne rynki.
Sieci spożywcze oszukują konsumentów z Europy Środkowej?
Cóż, wyniki wcale nie są zaskoczeniem. Okazuje się, że nie wystarczy patrzeć na markę, ale również na oznaczenie kraju w kodzie paskowym. 
Pamiętam, że kilka lat temu u nas też była dyskusja na temat jakości proszku do prania – ta sama marka, a różnica pomiedzy proszkiem niemieckim i polskim – znacząca. O ile dobrze kojarzę, to koncern tłumaczył to wówczas różnicą wody i koniecznością dostosowania do niej proszku. Chyba jakoś mało kto uwierzył.
Ja sama od zawsze na osiedlowym bazarku kupuję kawę niemiecką kawę. Pisałam o tym kiedyś tu:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Każdy ma jakieś słabości – ja akurat nie cierpię kiepskiej kawy.

Wielkie koncerny chcą osiagnąć jak największy zysk, to akurat nie jest niczym dziwnym. Takie oszukiwanie na jakości jednak może skutkować utratą wiarygodności i zaufania do marki. Na dłuższą metę może się to nie opłacać.
A może liczą na to, że mieszkańcy krajów postkomunistycznych są tak wyposzczeni po latach gospodarki socjalistycznej, że na widok kolorowej, błyszczącej marki firmowej – kupią wszystko?
Ciekawe, czy podobne badania są prowadzone także u nas?

Kawa z "dobrym" kodem paskowym

Nie samym chlebem człowiek żyje – to wiadomo od zawsze. Używki też są dla ludzi – pod warunkiem, że podchodzimy do nich rozsądnie i z umiarem. Ja nie mogę żyć bez kawy….
Na rynku mamy olbrzymi wybór różnego rodzaju kawy. Niektóre są nawet bardzo tanie. Czy dobre? Cóż, to już kwestia gustu i tego, co kto lubi. Ja zdecydowanie wolę mniej, ale taką, która mi po prostu smakuje.
Na co dzień piję kawę zaparzaną po turecku – z gruntem. Bardzo mocną i bez dodatków – żadnej śmietanki, mleka czy cukru. Od święta – z ekspresu ciśnieniowego. A gatunki? Cóż, patriotką tu nie jestem i nie kupuję kawy kierując się zasadą “dobre, po polskie”. Wprost przeciwnie – szukam głównie kawy niemieckiej i to produkowanej na rynek niemiecki z kodem paskowym zaczynajacym się od 40.
Przede wszystkim kupuję “Idee Kaffee”:

Kawa Idee Kaffee

Gdyby wierzyć reklamie – jest to kawa łagodna dla żołądka. Polskiego odpowiednika nie ma, kupić ją mozna tylko w niewielu sieciach. Ja spotykam ją w delikatesach “BOMI”, ale paczka 500g kosztuje tam ok. 24zł. Nawet z uwzględnieniem 3-procentowego rabatu (o kartach rabatowych pisałam tu) – nie jest to mało. Na szczęście mam dojście do prywatnego importu i kupuję ją po 16zł – róznica jest znacząca.

Gdy czasem zdarza się, że zabraknie mojej kawy – kupuję “Jacobs Kronung” :

kawa Jacobs

Też niemiecką i też z tego samego stoiska na moim osiedlowym bazarku. Za paczkę 500g – 15zł. Ta cena jest juz zupełnie porównywalna z cenami promocyjnymi w hipermarketach – choć tam można dostać tylko polską – z kodem paskowym 59. Czy prawie to samo oznacza w tym przypadku różnicę? Ja ją czuję, choć nie jest dla mnie aż tak bardzo znacząca.
Miesięcznie kupuję 2-2,5 kg kawy. Lubię mieć trochę zapasu.

A teraz –  pora na poobiednią kawę…

 

%d