Konsument pytany o zdanie

Trwa kampania wyborcza. Nieomal codziennie publikowane są sondaże informujące o poparciu dla poszczegółnych partii. I wprawdzie często się zmieniają, różnią miedzy sobą, ale nasze życie polityczne jest od nich uzależnione. Wszyscy wpatrują się w te magiczne słupki.
Skąd one się biorą? Ktoś chyba pyta kogoś i notuje odpowiedzi? Ja jakoś nigdy nie miałam szczęścia – żadna z pracowni badania opinii publicznej nie trafiła do mnie z pytaniem – jaką partię popieram czy na kogo głosuję. Nie natknęłam się także na żadne sondy uliczne.  

Za to w innych sprawach – jestem czasami pytana o zdanie. Choć akurat nie w sprawach politycznych, a bardziej jako konsument.
Na portal
ePanel.pl
trafiłam już dość dawno temu w sieci, po kliknięciu w jakąś w reklamę. Zarejestrowałam się i od tamtej pory kilka razy w miesiącu dostaję maila z zaproszeniem do wzięcia udziału w ankiecie. Zajmuje to na ogół klikanaście minut i nie jest za darmo. Wypełenienie ankiety związane jest z gratyfikacją – kilka złotych z ankietę. Po uzbieraniu kwoty 50zł pieniądze można wypłacić na swoje konto bankowe lub ofiarować którejś z organizacji charytatywnych.

Podobne zasady obowiązują także na portalu
GFK Polonia
Tu akurat moja współpraca zaczęła się od udziału w ankiecie telefonicznej – jakimś cudem mój numer został wylosowany i odpowiadałam na pytanie dotyczące zadowolenia z mojego operatora komórkowego. Na końcu ankieter spytał, czy nie chciałabym brać udziału w kolejnych ankietach, ale już w internecie. Zgodziłam się, podałam adres milowy i jakiś czas potem dostałam zaproszenie do rejestracji na portalu. Też dostaję maile z zaproszeniem do ankiety. Za wypełnienei każdej – dostaje sie punkty, które można zamienić na nagrodę. Nagrody są różne – rzeczowe, bony do hipermarketów lub wypłąta gotówki na konto.

W sumei nie zajmuje to wiele czasu, a kilka złotych się przydaje. Wypełniam je uczciwie, traktując jako swój głos w ocenie tego, co jest na rynku i czym się kieruję robiąc zakupy. 

Za to w ogóle nie reaguję na wszelkiego rodzaju loterie. Dostaję co jakiś czas SMS-y z informacją o wygranej. Kasuję je od razu, nie wierząc w wygrane w konkursach, w których nie brałam udziału.  

Kibic to też konsument

Na 9 czerwca od dawna zaplanowany był mecz piłkarski Polska – Francja. Początkowo przewidywano go jako uroczyste otwarcie gdańskiego stadionu PGE Arena, ale prace się przeciągnęły. Mecz odbył się w końcu w Warszawie. Przegraliśmy.
W tym wszystkim zainteresował mnie jeden aspekt. Media podały wczoraj, że na stadionie był komplet – wszystkie bilety wykupione. Czytałam analizy, że przyczyną tego był nasz wcześniejszy sukces w meczu z Argentyną i nadzieje związane z kadrą. A ja sama zastanawiam się – jak wielki wpływ na wysoką frekwencję miał też sukces bojkotu konsumenckiego kibiców. 
Jeszcze miesiąc temu PZPN, w ramach “cudownego” pomysłu na walkę ze stadionowymi kibolami chciał wprowadzić bardzo wysokie ceny biletów na ten mecz. Wywołało to głośną reakcję kibiców i nawoływania do zbojkotowania meczu:
Uzasadniony bojkot
Efekt? Wprawdzie nikt głośno się do tego nie przyznał, ale wraz z przeniesieniem meczu do Warszawy, ceny biletów zostały jednak znacznie obniżone. Bojkot konsumencki kibiców odniósł sukces. Wprawdzie i tak nie wybierałam się na ten mecz, ale popieram takie akcje. Konsument ma swoje prawa i potrafi z nich korzystać.  A w końcu każdy kibic to też konsument.

Kod kreskowy jednak ma znaczenie?

Niby jesteśmy w Europie: zapomnieliśmy już jak wygladają sklepy tylko z octem na półce, stajemy się coraz bardziej wybrednymi konsumentami. Nawet ogladając współczesne filmy zagraniczne – często dostrzegamy te same produkty i ich reklamy, które znamy z własnego życia. Świat powoli staje się jedną wielką globalną wioską i my też jesteśmy jej członkiem.
Sięgając po produkt znanej światowej marki – liczymy na jakość, ale jak się okazuje – bywa z tym różnie. Słowackie stowarzyszenie konsumentów przeprowadziło badania porównujące towary tej samej marki, ale przeznaczone na różne rynki.
Sieci spożywcze oszukują konsumentów z Europy Środkowej?
Cóż, wyniki wcale nie są zaskoczeniem. Okazuje się, że nie wystarczy patrzeć na markę, ale również na oznaczenie kraju w kodzie paskowym. 
Pamiętam, że kilka lat temu u nas też była dyskusja na temat jakości proszku do prania – ta sama marka, a różnica pomiedzy proszkiem niemieckim i polskim – znacząca. O ile dobrze kojarzę, to koncern tłumaczył to wówczas różnicą wody i koniecznością dostosowania do niej proszku. Chyba jakoś mało kto uwierzył.
Ja sama od zawsze na osiedlowym bazarku kupuję kawę niemiecką kawę. Pisałam o tym kiedyś tu:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Każdy ma jakieś słabości – ja akurat nie cierpię kiepskiej kawy.

Wielkie koncerny chcą osiagnąć jak największy zysk, to akurat nie jest niczym dziwnym. Takie oszukiwanie na jakości jednak może skutkować utratą wiarygodności i zaufania do marki. Na dłuższą metę może się to nie opłacać.
A może liczą na to, że mieszkańcy krajów postkomunistycznych są tak wyposzczeni po latach gospodarki socjalistycznej, że na widok kolorowej, błyszczącej marki firmowej – kupią wszystko?
Ciekawe, czy podobne badania są prowadzone także u nas?

%d