Tydzień przedświąteczny

Święta już w najbliższy weekend – czas na ostatnie przygotowania. Chociaż właściwie czy takie przedświąteczne szaleństwo ma w ogóle sens? Gdy byłam dzieckiem właśnie w Wielkim Tygodniu w domu robiło się wielkie porządki, wielkie zakupy, a zaraz potem gotowanie i pieczenie. Efekt był taki, że w święta już nikt na nic nie miał siły.
Na szczęscie teraz mamy już nieco inne czasy i przynajmniej nie trzeba zdobywać różnego rodzaju produktów, niedostępnych na co dzień, a wzbogajacych świateczne stoły. Wszystkie zakupy mozna zrobić dużo wcześniej,a  na ostatnie dni – zostawić tylko to, co musi być świeże. Kuchnia nie jest moim królestwem i rzadko zdarzają mi się w niej eksperymenty i twórcze wymyślanie czegoś pysznego. Poza tym – są to dwa dni – ile można zjeść w tym czasie? Żołądek też nie jest z gumy, nie dajmy się zwariować. Przecież to nie żadne zawody kulinarne i chyba jednak nie o to chodzi.
Owszem, Wielkanoc ma swoje prawa i tradycje. Jestem katoliczką, więc o aspekcie religijnym nie zapominam, ale są również tradycje i zwyczaje, które sprawiają, że święta te jednak czymś się różnią od długiego weekendu. Nawet jednak pielęgnując te zwyczaje – z pewnością lepiej je przeżyjemy na rodzinnym świątecznym spacerze niz wielogodzinnym zaleganiu z objadaniem się przed telewizorem.   

Jednym słowem – moje święta bedą raczej w wersji minimalistycznej. Owszem, będzie tradycyjne śniadanie świąteczne, będzie kaczka z kluchami na parze w drugi dzień świąt. Ciasto też jakieś zrobię, ale to wszystko. Tym bardziej, że czekają mnie jeszcze odwiedziny u rodziny – tam też będzie pełen stół. I już.
Zakupy w większości robiłam po trochu już wcześniej, na jutro jeszcze złożę zamówienie w Almie – głównie ze względu na wodę mineralną. Po co mam ja nosić, skoro mogę mieć z dostawą do domu? Nie myję okien – poczekam na cieplejsze dni. Wypiorę tylko firanki, żeby trochę odświeżyć wnętrze.

A za to w Wielką Sobotę rano pójdę do sklepu i kupię po kilka (!) plasterków szynki i jakiejś polędwicy. To mój osobisty zwyczaj przedświąteczny. Żadnych: kilogram tej, pół kilograma tamtej i 30 deko tego. W końcu po świętach mogę pójść i kupić świeże. A i tak po świętach się okaże, ze co się da – trzeba zamrażać, żeby się nie zmarnowało.
A na to na pewno mnie nie stać.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d