Fundusze unijne – wypełnianie wniosku

Niedawno złożyłam wniosek o dofinansowanie rozpoczęcia działalności gospodarczej. I trochę się z nim namęczyłam, gdyż ani w wersji papierowej ani na stronach UP nie ma żadnego wyjaśnienia i pomocy. A doradca zawodowy jest od oceny, a nie od doradzania. Pisałam o tym we wcześniejszej notce:
Szkolenie z urzędologii czyli zadawanie głupich pytań

Teraz pora na kilka uwag dotyczących wypełniania wniosku. Opisane przeze mnie zasady dotyczą Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku. Podejrzewam jednak, że w innych miastach są bardzo podobne.
Przede wszystkim, żeby starać się o unijne dofinansowanie na start własnej działalności – trzeba wcześniej co najmniej przez 3 miesiące być zarejestrowanym jako osoba bezrobotna. Maksymalna kwota dofinansowania to sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia i na dzień dzisiejszy wynosi 19187,10 zł. Wymagany wkład własny wynosi 25%. Przyjmowanie wniosków na dany miesiac – do 10-go każdego miesiaca. W październiku wypadało to akurat w niedzielę, a więc wnioski przyjmowano do piątku 8-go.
Ponieważ dosfinansowanie związane jest z rozpoczęciem dzialalności – warunkiem podstawowym jest to, że nie możemy jej zarejestrować wcześniej. Kolejność jest prosta – najpierw podpisanie umowy, dopiero potem zakłądanie firmy.

W części I wniosku – dane wnioskodawcy. Tu nie ma niespodzianek.
Część II wniosku – zabezpieczenie. Wybierając poręczenie innej osoby warto pamiętać, że konieczna będzie także zgoda współmałżonka żyranta.
Część III – opis projektowanego przedsięwzięcia. Tu najwięcej problemów miałam z wyszukaniem podklasy rodzaju działalności zgodnie z PKD czyli Polska Klasyfikacja Działalności. Owszem, wniosek wypełniałam korzystając z internetu czyli miejscem wiedzy wszelakiej i wszechstronnej. W tym jednak przypadku okazało się, że informacji znalazłam aż za dużo i to w dodatku nawzajem sprzecznych. Wszystko przez to, że kilka lat temu wprowadzono nowy PKD, a google są pamiętliwe. Z interesujących mnie kategorii znalazłam jednak w ten sposób kilka numerów i sięgnęłam do źródła czyli GUS-u
GUS – klasyfikacje PKD
Pobrałam program. Jest tam też przejście pomiędzy starymi i nowymi numerami PKD. Każdy z numerów można też wyszukać bezpośrednio w wyszukiwarce :

wyszukiwarka PKD 2007 

Kliknięcie na numer podklasy powoduje wyświetlenie dodatkowego okna z jego pełnym opisem:

opis podklasy PKD 

W ten sposób poznajdowałam sobie wszystkie potrzebne mi numerki.
Istotne jest tu także to, że  nie warto ograniczać się do jednego numeru. Prowadząc własną DG będziemy mogli świadczyć tylko te usługi, które
mieszczą się w ramach zadeklarowanych przez nas klasach PKD, lepiej więc nie ograniczać się już na starcie.

W tej części formularza miałam problem z rubryka banalną: termin rozpoczęcia działalności. Z mojego punktu widzenia – mogę od jutra. Z punktu widzenia UP – po podpisaniu umowy czyli kiedy? Podobno mam szansę na otrzymanie pieniędzy na początku listopada, ale na wszelki zaś – zostawiłam tam puste miejsce i spytałam o to przesluchującą mnie dopradczynię. Doradzila mi wpisanie tam tylko miesiąca – listopad.
Pozostałe punkty tej częsci to już tylko wizja tego – co i jak chcemy robić. Wpisałam tu to, co zamierzam i jak to wygląda w otoczeniu rynkowym. Warto to dobrze przemyślec, gdyż podczas rozmowy z doradcą właśnie o tym trzeba sporo opowiadać. Ja z moją wizją zdążyłam się już zżyć i tu akurat nie miałam problemów.

Ciąg dalszy – w kolejnej notce czyki tu:
Wniosek o fundusze unijne cd.

Szkolenie z urzędologii lub zadawanie głupich pytań

Moim głównym zajęciem ubiegłego tygodnia było bieganie po urzędach, wypełnianie druczków i formularzy. I wyraźnie stwierdziłam, że bez kursu z urzędologii – nie jest to wcale takie proste.
Gdański Urząd Pracy jest miejscem przyjaznym. Zatrudnione tam osoby – są miłe i życzliwe, starają się pomóc. Pisałam o tym już kiedyś.
Urząd Pracy jest przyjazny petentowi
Zagłębiając się jednak bardziej – powoli dochodzę do wniosku, że poruszanie się po urzędach jest wielką sztuką, której znaczenia zdecydowanie nie docenia większość urzędników. Ponieważ na kursy z urzędologii nie ma raczej co liczyć – chyba trzeba wybrac metodę zadawania głupich pytań. Ja poszłam tą drogą i zaczynam ją doceniać.

Dla pracownika każdego urzędu – rola i zadania każdego z poszczególnych wydziałów jest prosta i oczywista. Dla kogoś wchodzącego z zewnątrz – niekoniecznie. W przypadku Urzędu Pracy – brakuje mi przede wszystkim tablicy z algorytmem poruszania się po urzędzie. Nie mam tu na myśli planu budynku i rozmieszczenia poszczególnych komórek – chodzi mi o kolejność załatwiania spraw. Gdy pod koniec czerwca rejestrowałam się jako osoba bezrobotna – poszło to szybko i sprawnie. Na wizyte umówiłam się przez internet, przyszłam na konkretną godzinę i szybko i sprawnie zostałam obsłużona. Wyszłam stamtąd z instrukcją: za 3 dni zgłaszam się w tym dziale, odbieram pismo i mając je w ręku – zgłaszam się u pośrednika pracy i tam załatwiam dalsze sprawy. Przypadkowo spytałam o szkolenia (pierwsze głupei pytanie) i od razu uzyskałam informację, gdzie jest dział szkoleń, w którym mogę się dopytać o dalsze szczegóły. I rzeczywiście – nie tylko dowiedziałam się, ale nawet od razu zostałam zapisana.
Kilka dni później trafiłam na stanowisko pośrednika. Trafiłam dobrze – bardzo miła i sympatyczna pani. Dowiedziałam się, że od tej pory będzie moim głównym kontaktem z UP. W każdej chwili mogę się do niej zgłosić. Fajnie? No pewnie. Tylko, że aby prosić o wyjaśnienie jakiegoś problemu – trzeba wpierw wiedzieć, że jakiś problem jest.
Kilka tygodni temu zaczęłam wydzwaniać i dopytywać się – co sie dzieje z moim szkoleniem “ABC przedsiębiorczości”? Niestety, zero informacji. Nikt nie był mi w stanie powiedzieć czy i kiedy na nie trafię, wszystkie informacje były ogólnikowe (nikt mnie nie spytał nawet o nazwisko) – mam czekać. Wtedy zadałam kolejne “głupie pytanie” – czy w międzyczasie mogę zapisac się także na inne szkolenie? Okazało się, że tak. Mam prawo do 3 szkoleń – zapisy tylko osobiście. 
Na ubiegły poniedziałek przypadał mi termin obowiązkowej wizyty u pśrednika. Tez poszło szybko i sprawnie. W sprawie szkoleń – radziła mi pójść do tamtego działu i przycisnąć ich. Przede wszystkim jednak – ponieważ minęły juz 3 miesiace od mojego zarejestrowania i już mogę ubiegać się o dofinansowanie działalności gospodarczej – kazała mi zgłosić się do doradcy zawodowego, aby umówić się na rozmowę. Poszłam i już na starcie okazało się, że jest bardzo mało czasu, musiałybyśmy się spotkać najpóźniej w czwartek, a mogę nie zdążyć. Ta presja czasu wydawała mi się dziwna, ale na szczęście znowu zaczęłam zadawać głupie pytania. Okazało się, że Urząd Pracy przyjmuje wnioski o dofinansowanie do 10-go każdego miesiąca. Pieniądze sie kończą, więc lepiej nie czekać do listopada i zrobić to jak najszybciej. Przejrzałam formularz, stwierdziłam, że dam sobie z nim radę i umówiłyśmy się na czwartek. Na końcu zadałąm pyatnie, któe wydawało mi się idiotyczne, ale zaryzkowałam i spytałam: jaka jest jej rola jako doradcy. I wyszło na to, że było to pytanie kluczowe: doradca nie jest od tego, aby pomóc w wypełnieniu wniosku, ale stanowi pierwsze sito kwalifikujące projekt. Od jej opinii zależy najwięcej. I wprawdzie wskazują jakieś drobne błędy do korekty, ale stronę merytoryczną tylko oceniają. Proste i oczywiste? Dla mnie wcale nie. Doradca bardziej kojarzy mi się z doradzaniem, a nie ocenianiem. Jak dobrze, że nie mam oporów, aby pytać 🙂

Wniosek wypełniłam – nie bez bólu. Jedną z kolejnych notek właśnie temu poświęcę – może komuś się przyda moje doświadczenie? Gdy w czwartek zgłosiłam się z wnioskiem u doradcy – okazało się, że mój doradca zachorował i trafiłam do koleżanki. W sumie dobrze – wyjątkowo sympatyczna. Maglowała mnie przeszło godzinę i wydaje mi się, że wypadłam całkiem dobrze. Wprawdzie też musiałam zadać głupie pytanie związane z formularzem, ale tu akurat większych niespodzianek nie było.
Jak dobrze jednak, ze psychicznie byłam przygotowana, z erozmowa z doradcą to tak naprawdę egzamin.
I aż boję się myśleć – ile głupich pytań będę musiała zadawać w urzędach przy rejestracji firmy.  

KPiR czyli moja aktualna lektura

Podatkowa Księga Przychodów i Rozchodów. Brzmi poważnie i groźnie, szczególnie dla kogoś alergicznie reagującego na wszelkie tematy zwiazane z księgowością, rachunkowością itp. Człowiek jednak uczy się całe życie, a w ramach zakładania własnej firmy musze wgryźć się w tematykę.
Wybór KPiR jako najlepszej dla mnie formy rozliczania doradzili mi zaprzyjaźnieni znawcy tematu. Zajrzałam do internetowej księgarni biznesowej Onepress i znalazłam książkę, która przyjaźnie i łopatologicznie tłumaczy zasady prowadzenia KPiR. Dla mnie istotne są zawarte w ksiażce przykłady praktyczne w formie zadań do rozwiązania.
Mam więc lekturę na najbliższe dni…

Urząd Pracy – pierwsze starcie

Dzisiejszy dzień, skądinąd mało szczęśliwy dla mnie, to moje pierwsze starcie z Urządem Pracy. Wizyta skończyła się kompletną porażką i tak naprawdę – to na własne życzenie. Jednak zasada sprawdzania wszystkiego samemu znowu pokazała swoją wyższość.
Umówiłam się z koleżanką, która podobnie jak ja – tydzień temu odeszła z firmy. Ona była tam już tydzień temu, przyniosła mi do wypełnienia formularz i dziś rano o godz.8.00 stanęłyśmy w kolejce po numerek do rejestracji. W trakcie stania dowiedziałam się, że stoję niepotrzebnie i to z kilku powodów. Przede wszystkim – nie mam przy sobie wszystkich dokumentów. Brakowało mi papierów na rozum (czyli dyplomu ukończenia studiów), poprzedniego świadectwa pracy (niby w ramach tej samej korporacji, ale 16 lat temu zmieniłam pracodawcę), dokumentu poświadczającego NIP i świadectwa urodzenia syna (zglaszam go do bezpieczenia ZUS). A tak w ogóle – to główna siedziba Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku nie jest jedyną placówką dokonującą rejestracji, w pobliżu mojego domu jest kilka innych. No i gwóźdź programu – zamiast stać przez przeszło 1,5 godziny w kolejce – mogłam to wszystko zrobić przez internet, umawiając się w ten sposób na konkretny dzień i godzinę. Koleżanka świadectwo miała, wstępną weryfikację dokumentów przeszła, pewnie jest już więc zarejestrowana. A ja jestem w punkcie wyjścia, pełna pretensji sama do siebie, że nie znalazłam czasu na sprawdzenie w internecie zasad rejestracji i wymaganych dokumentów. Nie wiem jakim cudem – zawsze lubię takie rzeczy sprawdzać. Tym razem naszło mnie jakieś kompletne otumanienie.
W każdym razie – wykorzystałam ten dzień na udanie się do mojego pracodawcy, który jednocześnie jest następcą prawnym mojego poprzedniego pracodawcy i złożyłam wniosek o wydanie poprzedniego świadectwa pracy. Ponieważ moje dokumenty kadrowe są gdzieś tam w Polsce – potrwa to około 2 tygodni. Cóż, muszę czekać – na status osoby bezrobotnej też trzeba sobie zasłużyć.

W każdym razie – nie powinno to wpłynąć na opóźnienie w zakładaniu własnej firmy. Tu kluczowe jest uporządkowanie domowej sieci komputerowej. Jak najszybciej muszę kupić laptopa, choć komentarze do mojej poprzedniej notki (Wybór dobrego laptopa) spowodowały, że wybrałam pójście na łatwiznę tzn. pokazałam notkę i komentarze synowi – chcesz laptopa – to poczytaj madrych rad i wybierz jaki chcesz. W tym tygodniu powinnam już mieć pieniądze z odprawy – więc pójdziemy go kupić. I w ogóle- to muszę wybrać się na większe zakupy domowe – ostatnio miałam cieżki finansowo okres i zapasy się pokończyły.

Pierwsze dni poza firmą

No to mam co chciałam. Poniedziałek 31 maja był ostatnim dniem pracy w korporacji, w której spedziłam 29 lat swojego życia. Wczorajszy dzień – pierwszy w nowej sytuacji zawodowej spędziłam jednak także w firmie. W ramach przekazywania obowiązków jedno ważne zadanie spadło na kolegę, którego chciałam porządnie przygotować. Załeżało mi na tym przede wszystkim właśnie ze względu na niego – chciałam, żeby dał sobie z tym radę. A poza tym – to jednak zawsze lepiej zostawić po sobie porządek niż bałagan.

W ramach zakładania własnej firmy mam pierwszy sukcesik. W ramach projektu:
Mentoring kobiet w biznesie
ogłoszono wczoraj zakończenie pierwsze etapu. Do drugiego etapu zakwalifikowało się 80 propozycji ze złożonych 103 (konkurencja więc mała). Ja też. Oznacza to, że mój pomysł nie jest wiec do wrzucenia do kosza. W rankingu jestem na wysokim miejscu, choć to też o niczym nie świadczy, gdyż punkty były przyznawane za wykształcenie, miejsce zamieszkania (metropolia, małe miasto czy wieś) – czyli czynniki wcale nie świadczące o jakości pomysłu. Planuję się tam wybrać i spróbować dotrzeć do szczegółów – ile punktów dostałam w wyniku analizy samego pomysłu na biznes.
Sceptyczna jestem nadal. O swoich wątpliwościach pisałam tu:
A teraz drogie panie pobawimy się w biznes…
W drugim etapie wezmę jednak udział – nic mnie to nie kosztuje. W najbliższy poniedziałek wybiram się do Urzędu Pracy, aby sie zarejestrować. Wypadki chodza po ludziach, na wszelki wypadek chcę miec pewność, że ZUS nie straci mnie nagle na liście ubezpieczonych. W domu ruszył mi jeden komputer,  mam wiec dostęp do sieci. W przyszłym tygodniu mam nadzieję, że kupię laptopa dla syna i w ten sposób stacjonarny będę mogła sformatować i przeinstalować na nowo. Wprawdzie jest to akurat środek sesji egzaminacyjnej, ale może jakoś się uda. Porządny komputer z oprogramowaniem Profesional chcę już kupować na firmę, nie jako osoba fizyczna. Póki co – robię listę niezbędnego oprogramowania, analizuję ceny. Sprawdzam tez jaki książki muszę kupić, żeby się doszkolić. Priorytetem jest dla mnie wybór formy opodatkowania. Wprawdzie liczę to głównie na internet, ale jeśli się zdecyduję na jeden wariant – to dalej wolę opierać się na oficjalnych publikacjach.
Jednym słowem – mam sporo tematów do wygooglania….

Pora na sprzątanie biurka

Decyzji raz podjętych nigdy nie powinno się żałować, lepiej zawsze szukać jasnych stron w nowej sytuacji. Ja swojego wyboru nie żałuję, uważam go za rozsądny. Niemniej jednak trudno w prosty i bezbolesny sposób spakować 29 lat życia. Tym bardziej, że praca nie była dla mnie wymuszoną ekonomią udręką, dawała mi satysfakcję.
Wczoraj otrzymałam formalne papiery rozwiązujące umowę o pracę z dniem 31 maja br. Poczułam dreszcz na plecach i zrobiło mi się jakoś dziwnie. Pora posprzątać biurko i iść dalej.
Muszę jeszcze załatwić kilka spraw. W ramach ubezpieczenia grupowego mam polisę PZU, chcę ją zabrać i kontynuować dalej ubezpieczenie. Z tego co dowiedziałam się wczoraj – nie obejmą mnie dotychczasowe preferencyjne warunki. Kontynuować mogę, ale jedyna korzyścią będzie brak okresu karencji. Wszystkie inne warunki będą juz normalne. Cóż, trochę szkoda, ale trudno. Składka za czerwiec będzie jeszcze pobrana, mam więc chwile czasu na sprawdzenie ofert i wybranie wariantu optymalnego.
Poza tym muszę się zastanowić nad dalszym, już samodzielnym opłacaniem abonamentu medycznego w Luxmedzie. W czwartek będę jeszcze u okulisty, muszę dowiedzieć się o warunki i koszty.

Sprzątam biurko i kończę pisanie kilku aplikacji, które w jakiś sposób zostaną moim śladem.
No i muszę wybrać rośliny, które zabiorę do domu. Niektórych mi żal – nie chcę zostawiać.

A teraz drogie panie pobawimy się w biznes…

Jestem zdeterminowana i konsekwetnie realizuję plany związane z założeniem własnej firmy. I właśnie pojawiły się pierwsze poważne trudności i dylematy.
Złożyłam aplikację w ramach projektu
Mentoring kobiet w biznesie
Zakończenie pierwszego etapu 25 maja, na początku czerwca – testy i rozmowy z psychologiem i trenerem przedsiebiorczości. Od lipca zaczyna się seria szkoleń, pisanie biznesplanu i pod koniec grudnia ostateczna kwalifikacja i wybranie 20 uczestniczek, które “wygrywają” dotacje unijne na prowadzenie firmy.
Problem jednak w tym, że korzystając z programu – nie mogę do tego czasu założyć firmy. Oznacza to, że przez najbliższe miesiące pozbawiona będę źródeł utrzymania. Wprawdzie będę miała pieniądze z odprawy, ale przecież nie po to, aby je przejadać w oczekiwaniu na fundusze unijne, których otrzymanie jest jednak wielką niewiadomą. Wprawdzie widoczna na stronie internetowej Gdańskiej Fundacji Przedsiębiorczości liczba ankiet zgłoszonych do projektu od tygodnia się nie zmienia – ciągle widać 25, a sama wczoraj widziałam, że jest ich co najmniej siedemdziesiąt, ale konkurencja jest.
Tym bardziej, że termin składania aplikacji został przedłużony o 2 dni. Całkiem realna jest więc sytuacja, w której koniec roku zastanie mnie bez pieniędzy na samodzielne otwarcie firmy. Z mojego punktu widzenia – ryzyko jest zbyt duże. Nie mam u boku bogatego sponsora i nie jest to dla mnie zabawa w biznes. Ja muszę utrzymać siebie i syna, którego studia są dla mnie priorytetem (pochodzę z domu, w którym edukacja dzieci była zawsze najważniejsza).
Reasumując – będę musiała zrezygnować z tego projektu. Poczekam tylko do pierwszych wyników, przede wszystkim pod kątem sprawdzenia – jak został oceniony mój pomysł na firmę. Taka niezależna weryfikacja może być dla mnie niezłym sprawdzianem.
W tym miesiącu i tak jeszcze pracuję i nie bardzo mam czas na bieganie po urzędach, ale od początku czerwca muszę ostro działać. Teoretycznie mogłabym wziąć urlop, ale jest kilka spraw, które muszę zakończyć, nie chciałabym rozstawać się z moją dotychczasową pracą trzaskając drzwiami na odejście. Tym bardziej, że zostawiam tam 29 lat życia.
A tak w ogóle – to i tak jestem w niezłej sytuacji. Pomijając sprawę wykształcenia (trochę tych szkół pokończyłam), znajomości podstaw marketingowych, to jeszcze w ramach obowiązującego w mojej firmie układu zbiorowego pracy otrzymam całkiem niezłą odprawę. Pozwoli mi to na jakiś start. Jak radzą sobie ci, którzy nie mają nic na początek?

Teraz ja czyli zakładam własną firmę

Nie tak dawno temu pisałam o planowaniu utraty pracy.
Jak zaplanowac utratę pracy?
Życie jednak ciągle przynosi niespodzianki i to, co wydawało się tylko planami na przyszły rok – stało sie faktem. Owszem, tym razem tak naprawdę nie padło na mnie, ten rok mogłam jeszcze przetrzymać. Czasem jednak potrzebny jest jakiś zewnętrzny impuls, żeby podjąć decyzję i zrobić pierwszy krok na niepewnym gruncie. Oznacza to, że pracownikiem korporacji jestem tylko do końca bieżącego miesiąca, a od 1 czerwca – przechodzę na własny garnuszek. I boję się straszliwie, zdając sobie sprawę, że początki mogą byc ciężkie, ale musi mi się udać. Pewnie nie jest to najlepszy moment, gdyż ostatnio padł mi w domu komputer, ale i tak musiałabym coś z tym zrobić. W dzisiejszych czasach nie da sie żyć bez komputera i dostępu do sieci. Tym bardziej, że moje marzenia o przyszłej firmie właśnie z tą dziedziną są związane.
Na początek mam kilka luźnych pomysłów. Muszę je dokładnie przemyśleć i skonkretyzować, ale tu powinnam dac sobie radę. Moim głównym problemem w tej chwili są wszelkie formalności związane z wyborem formy opodatkowania, płatnościami ZUS itp. sprawami. Tu zdecydowanie potrzebuję pomocy.
Może jednak mam szansę ja zdobyć? Kilka dni temu wpadło mi w oczy ogłoszenie o finansowanym ze środków UE programie “Mentoring kobiet w biznesie”.
Mentoring kobiet w biznesie
Jestem w trakcie wypełniania wniosku – muszę go złożyć do 10 maja. Jest tam także możliwość uzyskania dotacji na założenie firmy, ale dla mnie akurat najważniejsze jest zdobycie wiedzy związanej z całokształtem formalbności urzędowych związanych z działalnością gospodarczą. Może mi się uda? Sam projekt wygląda ciekawie i na pewno jeszcze o nim napiszę. Podstawowe warunki spełniam: kobieta, wiek co najmniej 45 lat, mieszkająca na terenie województwa pomorskiego. No i chcę założyć własną firmę.
A póki co – zakładam na blogu nową kategorię: Moja Firma. I będę tam pisać o swoich doświadczeniach związanych z przkształcaniem samej siebie z wysoko wykwalifikowanego pracownika korporacji na bizneswomen.
Może komuś się to przyda?
Trzymajcie za mnie kciuki 🙂

%d