Bankowy druczek jeszcze drobniejszy

 

To, że wszelkich umowach zawsze należy zwracać uwagę przede wszystkim na to co z gwiazdką, na dole i drobnym druczkiem – wiadomo nie od dziś. Diabeł tkwi w szczegółach i warto je znać. Wygląda jednak na to, ż esa pewne przepisy bankowe, których nawet nie znając (i nie mając szansy ich poznać) – i tak musimy przestrzegać.
Tym razem – historia z życia wzięta, jak najbardziej rozwojowa i to bez gwarancji na happy end.

Październik 2009 roku. Pan X. – bezrobotny od wielu lat, bez źródeł dochodu (na utrzymaniu żony), bez majątku udaje się do placówki pewnego banku i bez problemu, tylko na dowód osobisty dostaje kredyt. Suma śmieszna – 500 zł, całość kredytu do spłaty – 700 zł. Tydzień później dochodzi do nieszczęśliwego wypadku i pan X. ginie. Miesiąc później – pogrążona w żalobie pani X. odbiera telefon – bank poszukuje pana X. gdyż nie wpłynęła pierwsza rata kredytu.
Pani X. z aktem zgonu udaje się do banku, tam zostaje zapewniona, że nie ma najmniejszego problemu, gdyż kredyt był ubezpieczony i wszystko zostanie pozytywnie załatwione. Na piśmie nie dostaje nic, gdyż nie była stroną umowy kredytowej, jej podpis jako współmałżonki tez nie był wymagany. Nic ją z tym bankiem nie łączy. Przez kolejne miesiace nic się dzieje, aż nagle – pod koniec maja 2010r. pani X. dostaje z baku wezwanie do zapłaty na kwotę 1400zł….
Fajnie? Nie widziałam samego pisma, nie wiem więc jakim cudem w ciagu pół roku kwota się podwoiła i na jaką podstawę prawną bank się powołuje, ale wygląda na to, że sprawa nadaje się do wyjaśnienia przez instancję wyższą.
Co stało się z ubezpieczeniem kredytu? Dlaczego właściwie banki nie informują o tym, jakie sa warunki ubezpieczenia? Dlaczego bank czekał pól roku na wystąpienie z roszczeniem wobec pani X. ? Skąd taka kwota? Czy i jak można się zabezpieczyć przed takimi przypadkami? Szczególnie  w sytuacji takiej, że pani X. nie wystąpiła do sądu o nabycie spadku, a poniewaz minęło już pół roku – automatycznie przejęła go w prosty sposób….

Ciekawe co będzie dalej. Moje osobiste doświadczenia w tej dziedzinie są też mało przyjemne. Trzy lata temu zmarła moja Mama – zawał. Pozostawiła kredyty (spłacała regularnie). Po przejrzeniu wszystkich pozostawionych dokumentów – poinformowaliśmy wszystkich o śmierci Mamy, zamykając rachunki (prąd, gaz, telefon, banki itp.). Miesiąc po śmierci – jeden z banków zażądał od nas jeszcze dodatkowo karty choroby z przychodni, a pewna firma pożyczkowa chciała wymusić na siostrze potwierdzenie, że przyjmuje na siebie ubezpieczenie kredytu  i rozliczy się potem z tą firmą. Wszystkie te podejścia odrzuciliśmy konsekwetnie. Na wszelki jednak wypadek wystąpliśmy o stwierdzenie nabycia spadku z dobrodziejstwem inwentarza, a ponieważ pozostawiony majątek został wyceniony na 0zł (tylko wartośc użytkowa) – to przynajmniej śpimy spokojnie.
Wygląda jednak na to, że biorąc kredyt warto czytać nie tylko to co drobnym druczkiem w umowie, ale takze w polisie ubezpieczającej ten kredyt.

%d