Młotkiem po telewizorze

Dobry miesiąc temu zaczął mi się psuć telewizor. Nie padł nagle, po prostu obraz z każdym dniem coraz bardziej tracił kolory. W końcu została tylko zieleń i gdzieniegdzie trochę czerwieni. Poza tym – obraz był ostry i wyraźny, od biedy jakoś dawało się oglądać. Inna sprawa, że bez telewizora też można żyć, choć ja bardzo nie lubię ograniczeń. Telewizor mogę mieć wyłączony, ale dlatego, że chcę, a nie dlatego, że muszę. Naprawiać się go nie opłacało, swoje lata już miał, a koszty jego naprawy byłyby zdecydowanie zbyt wysokie. Powoli zaczęłam się przymierzać do kupienia nowego.
Wybraliśmy się do sklepu Euro RTV AGD – jakoś największe zaufanie w tym zakresie mam właśnie do tej sieci. Wybór modelu, marki i producenta scedowałam na osobiste dziecko. Kupiliśmy taki:
Panasonic TX-P42G20E
Uzgodniliśmy termin dostarczenia do domu, odbioru starego telewizora i posłuchaliśmy o najnowszym hicie ubezpieczeniowym. Nie chodzi w nim o przedłużenie gwarancji producenta, ale o ubezpieczenie od uszkodzeń mechanicznych. Teoretycznie oczywiście przypadkowych, na skutek nieszcześliwych wypadków. W praktyce – podobno nagminne jest zgłaszanie się klientów na króko przed upływem terminu ubezpieczenia (3 lata) ze sprzętem zmasakrowanym wyrażnie przy użyciu młotka czy tego typu narzędzi. Naprawa okazuje się nieopłacalna i po tygodniu odbierają nowy sprzęt.
Słuchając o tym uświadomiłam sobie, że mam już podobne ubezpieczenie. Wykupiłam je w styczniu wraz z laptopem. Tam dodatkową opcją jest także odzyskanie danych z uszkodzonego dysku. W przypadku laptopa jednak wydawało mi się to logiczne – nie stoi w domu na półce, zdarza mi się go przenosić i ryzyko przypadkowgo upadku istnieje. Na pewno nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby zniszczyć go celowo i w ten sposób wymienić sobie sprzęt na nowy.
Może jestem frajerką i nie umiem wykorzystywać okazji? Ale z młotkiem do telewizora? …

%d