Zatory płatnicze

Przez ostatnich kilka miesięcy intensywnie współpracowałam z pewną firmą, zlecającą cześć pracy wykonawcom zewnętrznym. Firma ta – spółka akcyjna – cieszy się dobrą opinią, pracują tam mili i sympatyczni ludzie, sama praca była ciekawa. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie zbyt luźne podejście do regulowania płatności wykonawcom zewnętrznym. Chyba tylko jedna faktura została opłacona w terminie, wszystkie pozostałe miały poślizg. Najgorzej było w maju – majówka spowodowała, że nikt nawet nie pomyślał, żeby zająć się płatnościami i w sumie wszyscy (ok.30 osób) dostali pieniądze z opóźnieniem. Pensje pracowników etatowych oczywiście zostały wypłacone w terminie. Późniejsze poślizgi były kilkudniowe. Teraz jednak znowu czekam na przelew – termin płatności faktury upłynął w połowie września, dziś mija termin płatności kolejnej faktury. Gdy tydzień temu próbowałam interweniować – okazało się, że osoba zatwierdzająca zlecenia zewnętrzne była na urlopie, ale do końca tygodnia na pewno pieniądze będą na koncie. Cóż, nie były…

Przykre to, szczególnie gdy patrzę na swoje własne rachunki do zapłacenia. Zastanawiam się, z czego to wynika? Aż trudno uwierzyć, że niby porządna firma opiera się na jednym, zatwierdzającym płatności pracowniku, który nawet po powrocie z urlopu nie załatwia wszystkich zaległości. To akurat byłoby zbyt nieprofesjonalne i stanowiłoby wyraźną skazę na wizerunku. Może więc mają problemy z płynnością finansową? Ostatnio zmieniła się główna siedziba firmy, może przeprowadzka była zbyt kosztowna? A może działa tu zasada, że mając pieniądze na koncie, można je powiększyć o odsetki, nawet jeżeli jest to kosztem zewnętrznych wykonawców?

Przejrzałam sobie umowę. Jest tam sporo o karach, jakie ja będę musiała zapłacić, gdy nie zrobię czegoś w terminie. O konsekwencjach nieterminowego rozliczenia – ani słowa. Owszem, powinnam pewnie zareagować wcześniej, przed podpisaniem. Wydawało mi się jednak, że firma naprawdę jest solidna i żadnych problemów nie będzie. Poza tym – jakoś nie lubię uchodzić za pieniaczkę. Potulnie zniosłam nawet obniżenie wcześniej umówionych stawek – kilka osób protestowało. Zależało mi jednak na tych zleceniach – były ciekawe i  dobrze płatne. Teraz też dopominam się tylko delikatnie – mam nadzieję na współpracę przy kolejnych zleceniach. I czuję się żałosna…

A tak na marginesie – kilka tygodni temu nie dotarła do mnie płatność z innej, tym razem małej firmy. Interweniowałam i okazało się, że ktoś coś zawalił w księgowości i faktura gdzieś się zapodziała. Dzień później pieniądze miałam na koncie.Jak widać – małe firmy jednak potrafią. Duże nie muszą się starać i mogą wykorzystywać małych? Nawet jeżeli powodują u nich zatory płatnicze?

Jak temu zaradzić?

BOMI upada?

Niby ciagle jesteśmy zieloną wyspą, ale to wcale nie oznacza, że kryzysu u nas nie ma. Nawet jeżeli na tle innych wypadamy nieźle – to wcale nie oznacza, że jest dobrze. Miejmy tylko nadzieję, że nie wszędzie i mimo wszystko jakoś przetrwamy ciężkie czasy.
O tym, że źle sie dzieje w branży budowlanej – wiemy z przygotowań do EURO. Pozbawieni wynagrodzeń pracownicy protestują:
Protest na drodze do stadionu
i trudno im się dziwić. Za pracę należy się płaca. Strach tylko pomyśleć jak wysokie musiałby być podatki, gdyby budżet państwa musiał gwarantować ryzyko biznesowe podejmowane przez firmy.

Dziś rano przekonałam się, że kryzys dociera jednak wszędzie i jest już prawie na moim podwórku (w sensie geograficznym). Rano, przy porannym przeglądzie wiadomości portalowych przeczytałam, że do sądu wpłynął wniosek wierzyciela o ogłoszenie upadłośći BOMI SA:
Wniosek o ogłoszenie upadłości BOMI został złożony w SR w Gdańsku
Potem poszłam na zakupy i weszłam też do sklepu tej sieci. Widać, że źle się dzieje. Na zwykle zatłoczonych półkach – same prześwity. Szukałam koncentratu pomidorowego i nie znalazłam – panoszyła się tam tylko lużno rozłożona musztarda i niedobitki ketchupu.
Efekt jest taki, że mam już zepsuty humor. Akurat w sklepach BOMI bardzo lubię robić zakupy, jest to jeden z większych sklepów na moim osiedlu i nie chciałabym, aby został zlikwidowany. Kolejnej Biedronki czy Lidla w okolicy wcale tu nie trzeba.
Trzymam kciuki, żeby okazało się to jednak faktycznie tylko straszakiem negocjajcyjnym, a sieć przetrwa ciężkie chwile.

Bomi

 

 

%d