Winny ustawodawca?

Całkiem niedawno opisywałam na blogu problemy z likwidacją konta w Pracowniczym Funduszu Emerytalnym Telekomunikacji Polskiej:
Emerytura na całą wieczność
Niezależnie od napisania tamtej notki – wysłałam też maila do funduszu. Wprawdzie w ubiegłym roku na pismo wysłane listem poleconym reakacji nie było, ale tym razem dostałam odpowiedź. W prosty sposób wytłumaczono mi, że: 

(…) Ustawodawca nie przewidział sytuacji, w której członek funduszu nie żyje, a na jego rachunku w funduszu pozostają środki. Dlatego też fundusz wysłał informację roczną na nazwisko i adres Pani męża.(…)

Cóż, skoro ustawodawca nie przewidział… Może faktycznie potrzebna jest jakaś specjalna ustawa, w której uregulowane zostaną zasady korespondowania z osobami zmarłymi? 
Jakim jednak cudem udało się znaleźć sposób na rozwiązanie identycznego problemu w ING? Tam też likwidowałam konto zmarłego męża, też później ZUS przelał jakąs kwotę z rozliczenia. ING jednak w swoich bazach danych miał odpowiednią informację o likwidacji konta i bez problemu potrafił przysłać pismo do mnie jako osoby uposażonej. Załączono odpowiedni druczek dyspozycji tych środków, który wystarczyło wypełnić i dostarczyć.
Dlaczego nie potrafią tego w TP SA?

A może to skutek uboczny współczesnego systemu zarządzania? Liczą się proceudry, zgodnie z którymi postępujemy, a gdy coś wykracza poza schemat, ignorujemy i robimy dalej swoje? Cóż, takich przypadków może być coraz więcej. W końcu szkoła uczy rozwiązywania testów sprawdzajacych poszczegółne etapy nauki, na logiczne myślenie nie ma tu miejsca. 

Emerytura na całą wieczność

Październik dobiega końca. Powoli staje się już tradycją, że na kilkanaście dni przed Zaduszkami wyciągam z pocztowej skrzynki adresowany do mojego męża list. Zmarł 5,5 roku temu…
Nadawcą listu jest Pracowniczy Fundusz Emerytalny Telekomunikacji Polskiej, w którym już w 2006 roku, po przeprowadzeniu sprawy spadkowej, konto zostało zlikwidowane.
Dwa lata temu przyszedł list, też adresowany na mojego zmarłego męża. Otworzyłam i dowiedziałam się, że na koncie ma emerytalnym ma coś ok.20zł. Zadzwoniłam tam i poprosiłam o wyjaśnienie – jakim cudem na koncie osoby zmarłęj – mogło cokolwiek przybyć. Okazało się, że wynika to z jakichś rozliczeń z ZUS, któy najpierw coś tam pobrał, potem musiał oddac i stąd ta kwota. Na pytanie – dlaczego pismo zostało wysłane do osoby zmarłej, a nie do mnie czy syna jako osob uposażonych i likwidujących konto – odpowiedzi nie uzyskałam. Jedno trzeba przyznać, że na skutek mojej interwencji  – zadzwonił do mnie z przeprosinami wiceprezes PFE. 
Cóż, nie myli się ten kto nic nie robi, ktoś coś przeoczył i poszło. Bywa. Żeby było prościej – uzgodniłam, że zrzekam się swojej części na rzecz syna, pocztą korporacyjną (byłam jeszcze wówczas pracownikiem TP SA) przesłałam odpowiednią informację i zapomniałam o sprawie.Przypomniałam sobie o sprawie rok temu, gdy pod koniec października znowu wyjęłam adresowany na mojego zmarłego męża list z PFE TP SA. Nie otworzyłam go, tylko włożyłam do większej koperty i dodając własne pismo poprosiłam o nieprzysyłanie korespondencji na adres osoby zmarłej – o czym fundusz wie, gdyż posiada wszystkie niezbędne dane osób uposażonych, a sama sprawa była wyjaśniana już rok temu.
Pośmiertny program emerytalny
Przez rok nie było kompletnie żadnego odzewu. A kilka dni temu wyjęłam ze skrzynki kolejny list z PFE TP SA…. Nie wiem, czy nie popełniłam jakiegoś przestępstwa – w końcu nie jestem adresatem, ale otworzyłam. Dowiedziałam się, że na koncie mojego zmarłego męża jest zgromadzona kwota 29,55zł.

Skoro nic nie pomaga – może pora podać zmianę adresu? Na adres cmentarza i numer kwatery? Co ciekawe, gdy w maju tego roku byłam w kadrach, przy okazji poprosiłam o sprawdzenie jaki jest stan tego konta. Dowiedziałam się, że w systemie go nie widać.
Czy ktoś ręcznie generuje więc te listy?

Pośmiertny Program Emerytalny

Pracownicze Programy Emerytalne są bardzo atrakcyjną formą dodatkowego wynagradzania pracowników. Z punktu widzenia pracownika – dodatkowe środki wpłacane na konto emerytalne na pewno mogą być znaczącym argumentem przyciągającym. Korzysta z tego większość wielkich korporacji. Członkiem takiego programu był także mój mąż. Zmarł w kwietniu 2006r., a więc 4,5 roku temu. Likwidując wszystkie jego sprawy – zgłosiliśmy się także m.in. do Nationale Nederlanden (II filar emerytalny) oraz do PPP. Sprawy załatwiono, środki przekazano. W ubiegłym roku okazało się, że w wyniku remanentu w ZUS – znalazły się jeszcze jakieś środki. Poinformował mnie o tym ING Nationale Nederlanden, przesyłając od razu druczki, które muszę wypełnić. Również poszło szybko i sprawnie.
Kilka miesięcy później, w październiku wyjęłąm ze skrzynki list z Pracowniczego Programu Emerytalnego. Adresatem był mój zmarły mąż. Otworzylam i dowiedziałam się, że na koncie jest niespełna 30zł. Zadzwoniłam prosząc o wyjaśnienie. Na początku odsyłano mnie od jednej osoby do drugiej i nikt nie potrafił odpowiedzieć mi na kilka prostych pytań:
– skoro konto w funduszu zostało zlikwidowane trzy lata wcześniej – skad wzięły się tam jakieś środki?
– jaki jest sens wysyłania listów do osoby nieżyjącej?
– członek funduszu nie żyje, dokładnie wiadomo – kto był spadkobiercą zgromadzonych składek – dlaczego informacji nie wysłano do mnie i/lub syna?
Któraś z kolejnych osób w łańcuszku w końcu zobowiązała się do wyjaśnienia sprawy i rzeczywiście dotrzymała słowa. Następnego dnia zadzwonił do mnie wiceprezes funduszu, bardzo grzecznie przeprosił za sytuację, wyjaśnił że te pieniądze pojawiły się na tym koncie w wyniku jakiegoś wyrównania/zmiany sposobu naliczania czy coś w tym stylu., zobowiązani są do wysyłania takich informacji i ktoś po prostu nie zauważył, ze konto zostało zamknięte z powodu śmierci. Pieniaczem nie jestem, błędy ludzkie się zdarzają. Potem była jeszcze jakaś wymiana maili pocztą korporacyjną (pracowałam w tej firmie, byłam członkiem tego samego PPP) – sprawę uważałam za zakończoną. Do wczorajszego dnia, kiedy to wyjęłam ze skrzynki pocztowej zaadresowany na mojego męża list z logo Pracowniczego Programu Emerytalnego.
Cóż, jak widać niektóre fundusze emerytalne nie chcą tracić członków nawet po śmierci. Tym razem nie mam już zamiaru wydzwaniać. Samego listu nie otworzyłam (w końcu nie do mnie jest adresowany). Mam zamiar włożyć go w kopertę, dołożyć kartkę z komentarzem i odesłać.
I zastanawiam się tylko, czy moje własne środki w tym funduszu są bezpieczne? Zysk za ostatni rok to 11,8% – nie jest to mało. Problem w tym, że skoro jest tam taki bałagan w papierach – czy można mu ufać? Delikatność w tej sytuacji jest już nawet sprawą drugorzędną, choć moim zdaniem istotną.
Ciekawe, przez ile lat po śmierci można być członkiem funduszu? I czy za 16 lat, kiedy to mój mąż osiagnąłby wiek emerytalny – zaczną przychodzić przelewy?

%d