Jak to się kiedyś PKO reklamowało

PKO BP to firma z tradycjami, wiadomo. Wiele burz dziejowych przetrwał. Trzeba jednak przyznać, że zawsze dbała o reklamę, próbując w różny sposób zdobyć klientów.
Jak pisze Maciej Samcik, ostatnia kampania reklamowa z Szymonem Majewskim wywołała jednak różne mieszane reakcje:
Szymon Majewski działa na klientów PKO BP jak płachta na byka
Ja postanowiłam sprawdzić, jak to wyglądało w dawnych czasach. Sięgnęłam do rocznika “Przewodnika Katolickiego” z 1930 roku. Od czerwca w każdym numerze znalazłam reklamę PKO BP. Czy warto siegnąc do źródeł? Mam wątpliwości.

Tu kilka przykładów, z zachowaniem oryginalnej pisowni:

Nadmiar rąk do pracy
Na świecie jest cokolwiek ciasno. Trudno jest o warsztat pracy, o zajęcie, o chleb. Wszystkie kraje mają tysiace bezrobotnych. Uczuwa się nadmiar rąk.
   Kilka jest powodów. Przedewszystkiem postęp techniczny. Maszyna wypiera i zastępuje człowieka.
   Następnie … kobieta. Zastępowała mężczyznę podczas wojny, nauczyłą sie pracy pozadomowej, wciagnęła się do niej, zasmakowała w pewnej samodzielności, no i teraz wyprzeć się nie da. Kobieta więc wystapiła jako nowy element konkurencyjny na rynku pracy.
   I wreszcie – trzeci powód.
   Śmiertelność w krajach cywilizowanych zmniejsza się. Przedłuża się przeciętny okres życia, a przeto przedłuża się przeciętny okres pracy człowieka. Pracujemy za długo, pracujemy do ostatniego tchu, nie pozwalamy sobei na wczesną emeryturę.
Wycofujmyż się wcześniej z kieratu pracy zarobkowej, zażyjmy kilku lat zasłużonego odpoczynku… Doróbmyz się domku pod miastem z włąsnym ogródkiem… No i maleńka renta należy nam się na stare lata, na beztroskie dożywanie życia.
   To jest osiągalne dla człowieka pracy. Trzeba zabezpieczyć sobie kapitał na starość droga ubezpieczenia życiowego w P.K.O. Opłacajac po kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych miesiecznie na polisę ubezpieczeniową – po latach 20, 25-ciu – będziemy mieli miłą, pogodną, beztroską i uśmiechniętą starość.  

 

Przestroga
Zanim wydasz złotówkę, obejrzyj ją bacznie
I pożegnaj na zawsze; nie ujrzysz jej więcej…
Kto się w porę spostrzeże i osczędzać zacznie –
Ten, składając w P.K.O. dojdzie do tysięcy.  

 

Kredyt i gotówka
Chcesz kupować na kredyt? Niepraktyczna gra to.
Będzie gnębił Cię weksel z niespłaconą ratą… 
Gdy nie chcesz ciagłych długów przechodzić tortury,
Zbieraj fundusz w P.K.O. – płać gotówką z góry!

 

Co bank robi w niedzielę?

Bankowość elektroniczna w dzisiejszych czasach jest już standardem. Opłacanie rachunków przez internet jest łatwe i proste, oczywiscie przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności.
Ja mam zwyczaj, że definiuję przelewy kilka razy w miesiącu, blokując potrzebną kwotę i wybierając datę realizacji. Ponieważ zawsze robię to z kilkudniowym wyprzedzeniem – wyznaczonego dnia wychodzą pierwszą sesją Elixiru. Metoda działa, ale od pewnego czasu zauważyłam dziwne zjawisko. Kilka tygodni temu przygotowywałam przelew w niedzielę, z datą realizacji na najbliższy poniedziałek. I stała się rzecz dziwna – zaraz po potwierdzeniu pieniądze zniknęły mi z konta, pojawiła się natomiast transakcja zrealizowana z datą poniedziałkową. Zdziwiło mnie to na tyle, że zadzwoniłam na infolinię. Konsultant oczywiście nie potrafił niczego wyjaśnić i zaproponował mi tylko złożenie reklamacji. Odpuściłam sobie, gdyż jeden dzień różnicy nie jest aż tak wielkim problemem. Niedawno robiłam przelewy w sobotę i wszystko zadziało bez problemu, wszystkie byly widoczne w opcji przelewów do realizacji w terminie późniejszym.
W ostatnią niedzielę znowu chciałam zrobić przelew z datą realizacji na poniedziałek. Wpisałam wszystkie potrzebne dane, autoryzowałam przelew i na ekranie zobaczyłam komunikat, że przelew nie może być teraz wysłany. Mogę nacisnąć Anuluj, aby wycofać dyspozycję lub OK, żeby spróbować (!) zrealizować przelew następnego dnia do godz.12.00. Dodatkowo poinformowano mnie, że do tej pory dyspozycja nie będzie widoczna w systemie. Wybrałam opcje drugą, nacisnęlam OK. I rzeczywiście – stan konta nie zmienił się, nie było też żadnego innego śladu po wykonanej dyspozycji.
W poniedziałkowe przedpołudnie, gdy ponownie zalogowałam się do systemu – czekał na mnie komunikat, że przelew udało się zrealizować. Faktycznie, odpowiednia kwota zeszła mi z konta, mogłam też pobrać potwierdzenie.

Tylko teraz zastanawiam się – co takiego w nIedziele dzieje się w banki Millennium, że bank przechodzi w stan uśpienia? Serwery mają wolne? Czy przychodzi sprzątaczka i włączając odkurzacz, wyłącza im zasilanie?

Potęga czwartej władzy

Podobno wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale nerwy i tak to zżera. W dodatku zupełnie niepotrzebnie. W poprzedniej notce opisywałam jakie problemy miałam z ustanowieniem blokady na lokacie w banki Millennium:
Bank centralnie sterowany
Gdy tydzień temu poszłam do banku po potwierdzenie tej blokady okazało się, że niestety nadal go nie ma. Od podpisania umowy z Urzędem Pracy mijał prawie miesiąc i za chwilę miałabym duże szanse na utratę dotacji. “Moja” zaprzyjaźniona już pani z oddziału Millennium od rana już wydzwaniała i pisała maile do Warszawy, wiec gdy przyszłam – pozostało mi tylko stwierdzić, że wszystkie inne sprawy są dla mnie mniej ważne, spokojnie poczekam. Szczerze mówiąc żal mi jej było – świecić oczami za bank i jego zatory, w dodatku nie mając na to żadnego wpływu. A Ważna Pani w Bardzo Ważnym Departamencie banku w pewnym momencie zaczęła rzucać słuchawką i przestała odczytywać maile. Niestety, tłumaczenie, że są tylko 2 osoby obsługujące te blokady na całą Polskę (pracy tyle, że nie ma czasu na załadowanie taczek) nie przekonało mnie jako klientki banku. Załatwianie mojej sprawy trwało prawie miesiąc, a to oznacza, że nie jest to nagła, losowa i trudna do przewidzenia sytuacja. Jeżeli jakaś komórka sobie nie radzi – można było już zdecydowanie wcześniej wdrożyć procedury naprawcze. Czy naprawdę duży bank w XXI wieku nie potrafi sobie z tym poradzić?
Stojąc przy bankowym okienku, całkowicie zdesperowana rzuciłam myśl, że zwrócę się o pomoc do prasy. Pomyślałam o dziennikarzu GW Macieju Samciku, który na swoim blogu Subiektywnie o finansach (czytam regularnie) wielokrotnie opisywał problemy klientów z różnymi bankami. “Moja pani” od razu podchwyciła myśl i w kolejnym mailu (wysyłanym także DW kolejnych przełożonych) dołożyła kilka innych tytułów prasowych, którymi straszy klientka. I stał się cud – media u nas są jednak potęgą i działają na wyobraźnię każdego. Po 10 minutach drukarka drukowała już skan potwierdzenia, na miejscu przybito mi jeszcze kilka pieczątek stwierdzających zgodność z oryginałem i wyszłam z kwitem w ręku.
Następnego dnia o świcie byłam już w Urzędzie Pracy. A tu już aż do bólu życzliwie i sprawnie i to wcale nie dlatego, że jestem aktualną rekordzistką w potwierdzaniu blokady na swoich własnych środkach zabezpieczających przyznaną dotację. Zmiana numeru konta lokaty wymagała aneksu do umowy (szybko i sprawnie) i następnego dnia miałam juz dotację na koncie 🙂
A ponieważ minął już miesiąc od podpisania umowy, zgodnie z którą do 23 stycznia muszę pokazać faktury potwierdzające na co wydałam pieniądze – przyjazny Urząd Pracy zaoferował mi pomoc. Gdybym widziała, że nie jestem w stanie wyrobić się w tym terminie – mogę się zgłosić i poprosić o aneks wydłużający termin rozliczenia. Czy tak nie powinno być w każdym banku? W Millennium na pewno.

Moja zaprzyjaźniona pani z oddziału Millennium dzwoniła do mnie upewnić się, czy wszystko w porządku i czy urząd przjął mi to potwierdzenie. Miło z jej strony. Najmniej w tym wszystkim zawiniła, nie ma na to wpływu, a musiała się tłumaczyć i przepraszać za funkcjonowanie banku. Skojarzenia z moja dawną firmą, też opierajacą się na tworzeniu nowych Bardzo Ważnych Departamentów, zabierających dla siebie coraz więcej uprawnień i coraz bardziej niewydolnych w codziennym załatwianiu spraw klientów nasuwają mi się same.
Cóż, jak widać są instytucje, w których jedynym czynnikiem motywującym jest zainteresowanie mediów. Kłania się Bareja…

Bank centralnie sterowany

Teoretycznie rzecz biorąc czasy centralnego sterowania to atrybut czasów słusznie minionych. W praktyce jednak w wielu różnych instytucjach i korporacjach widać na co dzień, że wszelkie decyzje “góra” rezerwuje dla siebie. To co w terenie moze coraz mniej, za to w centrali powstaje coraz więcej departamentów i biur, które jako jedyne mają prawo wydawania decyzji. I może nawet byłoby to skuteczne, gdyby do takiego modelu zarządzania wykorzystywano nowoczesne środki komunikacji wewnętrznej. W XXI wieku nie powinno być to trudne, a jednak stwarza problemy. Widziałam to doskonale w swoej własnej firmie, a teraz zderzyłam się jako klientka banku Millennium.

W kategorii Moja firma tego blogu opisuję swoje kolejne kroki przy tworzeniu własnej firmy. Od miesiąca praktycznie nie mam o czym tam pisać – stanęłam w miejscu i to nie z winy urzędu, a właśnie banku.
O przyznaniu dotacji z Urzędu Pracy dowiedziałam się 19 listopada. Dzień później byłam w urzędzie i dowiedziałam się, jakie formalności muszę dalej wypełnić. Zabezpieczeniem przyznanych funduszy może być albo poręczenie żyranta, albo blokada środków na rachunku. Ja wybrałam tę drugą opcję. Przez weekend próbowałam dowiedzieć jak to zrobić na infolinii Millennium, ale jakoś nie miałam szczęścia, aby trafić na kompetentnego konsultanta. Cóż, zdarza się. W poniedziałek 22 listopada udałam się więc do oddziału banku. Sprawa wydawała się raczej mało skomplikowana: chiałam założyć lokatę, na której przez rok przybyłoby mi kilka groszy i dostać pełen numer bankowy tej lokaty, aby móc ją zablokować. Trafiłam na bardzo sympatyczną obsługę. Pani była bardzo miła, uprzejma i życzliwa. Przy okazji nawet trochę porozmawiałyśmy o pracy w korporacjach, o moich planach i o życiu. Z banku wyszłam z założoną lokatą, mając na piśmie jej numer bankowy. Kilka dni póżniej podpisywałam już umowę w Urzędzie Pracy. W umowie jest wpisana dokładnie ta lokata. Dodatkowo wyszłam też z pismem do banku, w którym jest prośba o założenie blokady. Udałam się do tego samego oddziału, wypełniłam odpowiednie druczki i umówiłam się z prawie już zaprzyjaźnioną panią, że jak tylko przyjdzie potwierdzenie z centrali w Warszawie – od razu do mnie zadzwoni. Czekałam cierpliwie, cały czas chodząc na to szkolenie z funduszy unijnych. Dwa tygodnie później – 9 grudnia moja zaprzyjaźniona pani zadzwoniła, choć z informacjami mało pozytywnymi. Okazało się, że na tej lokacie blokady nie można założyć, podobno ze względów podatkowych. Szczerze mówiąc – nie wiem dlaczego. Owszem, lokata była “antybelkowa”, odsetki codzinnie były dopisywane do rachunku, ale jakie ma to znaczenie? Kapitał początkowy wynosił 120% kwoty dotacji. Nawet gdyby UP wystaił po te pieniadze – to i tak nie wziąłby więcej. Przede wszystkim jednak – nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego centrala Millennium czekała dwa tygodnie, aby stwierdzić, że czegoś nie zrobi? Nie można było wcześniej? Czy może w Warszawie czas płynie inaczej niż w Gdańsku? Godzinę później byłam już w Urzędzie Pracy. Na szczęście urzędnicy nie wpadli na pomysł wymyślania dodatkowych trudności. Wprawdzie w umowie jest wpisany numer lokaty, ale zmianę numeru bankowego można bez problemu załatwić aneksem. Znowu bank, zerwanie tamtej lokaty, założenie nowej, nowa prośba o ustanowienie blokady. I znowu czekam. Tylko, że tym razem coraz bardziej się denerwując. Za kilka dni minie miesiąc od podpisania umowy z Urzędem Pracy. Miesiąc stracony. Czy naprawdę tak wielkim problemem jest założenie blokady – na moją prośbę, na moich własnych pieniądzach? Moja koleżanka identyczną sprawę załatwiała w Polbanku. Weszła do oddziału i pół godziny później wyszła z odpowiednim potwierdzeniem w ręku. Dlaczego bank Millennium ma z tym problem? Aż boję się pomyśleć – jak wyglądają i ile trwają procedury w sytuacji, gdy naprawdę sprawa jest poważna i wymaga podjęcia jakiejś trudnej decyzji np. kredytowej. Zawsze do tej pory byłam zadowolona z usług tego banku, ale teraz czuję się zawiedziona. Żółta kartka za przepływ informacji wewnętrznych, szybkie i skuteczne załatwianie spraw.

Byłam wczoraj w banku z prośbą o interwencję. Muszę mieć to poświadczenie jak najszybciej, gdyż za chwilę przepadnie mi dotacja. I kto będzie winien?
Podobno będzie to w poniedziałek ……

Karta internetowa – ile to kosztuje?

Od niespełna 2 miesięcy testuję kartę internetową (całkowicie wirtualną- bez plastiku) BZ WBK. Szczegóły moich rozważań można znaleźć pod tagiem karta internetowa. Może w końcu pora na sprawę zasadniczą czyli sprawdzenie ile to kosztuje?
Opłata za wydanie karty – 1zł. W odróżnieniu od większości “prawdziwych” kart płatniczych nie ma żadnej opłaty rocznej za jej użytkowanie. Karta ważna jest przez 2 lata. Same wpłaty na konto karty są prawie bezpłatne. Prawie, gdyż wprawdzie rachunek karty nie jest obciążany prowizją, ale nawet przelewy z konta osobistego na kartę są płatne “według stawek za przelew na rachunek w BZWBK”. Bezpłatne są natomiast wszystkie transakcje z użyciem karty. Miłą niespodzianką jest także brak opłat za SMS-y o dostępnych środkach na karcie czy ostatnich 5 transakcjach. Solidną prowizją jest za to objęty wykup środków z konta karty – 15zł. Pobierany jest także w przypadku zastrzeżenia karty.
Wygląda też na to, ze mało korzystne są także zakupy w innej walucie niż złotówki i euro. Za przewalutowanie transakcji BZWBK pobiera 3% prowizji. Nie jest to mało, ale zdaje się, że wszystkie banki mają taką pozycję w swoich regulaminach.

Bezapelacyjnym plusem takiej wirtualnej karty internetowej jest natomiast z pewnością szybkość i łatwość jej założenia. Wystarczy internet i telefon komórkowy i po kilkunastu minutach mamy czynną kartę. Wystarczy ją tylko zasilić i już możemy robić internetowe zakupy. A jak zasilić? Można wpłacić gotówkę w oddziale BZWBK, ale to raczej mało komfortowe rozwiązanie. Nie po zakładamy przecież kartę internetową, aby stawać w kolejce do okienka. Oczywiście można także zrobić klasyczny przelew z dowolnego banku – poprzez Elixir. Najszybciej jednak zrobimy to za pomocą błyskawicznych przelewów międzybankowych BlueCash.pl. Taka opcja jest dostępna z poziomu konta karty (Doładowania karty w menu), już po zalogowaniu się. Cała operacja trwa kilkanaście minut. Nie polecam jednak tej metody dla klientów mBanku i Multibanku – pobierają 3% prowizji.

Zainspirował mnie bank

Kilka miesięcy temu bank Millennium prowadził bardzo intensywną kampanię reklamową swojej karty kredytowej Impresja. Wprawdzie korzystam na co dzień z usług tego banku, ale mając już kartę kredytową – nie byłam zainteresowana żadną nową. Kiedy jednak miesiąc temu bank do mnie zadzwonił i zaproponował wymianę mojej starej karty na Impresję – zgodziłam się. Wszystkie limity, opłaty itp. – bez zmian, po stronie plusów – rabaty w licznych sklepach. W końcu zakupy kartą i tak robię, a rabaty bardzo lubię. W listopadzie zaczęłam korzystać z karty Impresja i siłą rzeczy – sprawdzać – gdzie mam te rabaty. Empik, Deichman, Carrefour – pasują. Wprawdzie nie codziennie, ale bywam tam. Dodatkowo zainteresowałam się delikatesami “Piotr i Paweł”, które do tej pory jakoś mało mi były po drodze. Zaczęłam googlać w poszukiwaniu gazetki i trafiłam do ich sklepu internetowego. Okazało się, że te same zakupy co w sklepie – mogę zrobić w sieci. Przyjrzałam się ofercie i spodobało mi się to. Aktualnie nie mam samochodu, więc kwestia większych i cięższych zakupów wcale nie jest wydumanym problemem. Teoretycznie można skorzystać z taksówki, ale podraża to tak koszty, że wszelkie szukanie rabatów robi się w tym momencie bezsensowne. No, a skoro tu mogę zamówić i przyniosą mi do domu? Chwyciłam myszkę i wybrałam się na zakupy. Zasady są proste. Minimalna kwota zamówienia – 80zł, koszt dostawy – 10zł. Przy zamówieniu powyżej 150zł – dostawa za darmo. Pozamawiałam trochę, koncentrując się głównie na towarach ciężkich. Skoro mam mieć dostawę do domu? Zaczęłam od 3 zgrzewek wody mineralnej, której akurat dużo pijemy. Ziemniaki też zamówiłam – jak szaleć to szaleć. No i jeszcze wiele innych artykułów, które kupuję regularnie, a ceny nie były wygórowane. W końcu “Piotr i Paweł” to delikatesy, a nie dyskont.
Cena końcowa wyszło ok.160zł. Zatwierdziłam, w uwagach wpisując jeszcze prośbę o pokrojenie kiełbasy krakowskiej (wybierałam firmy Krakus, więc byłam pewna, że jakość będzie dobra). Następnie wybrałam godzinę dostawy (tego samego dnia w godz.18 – 20), zapłaciłam online kartą Impresja (oczywiście dostęne są także inne formy płatnosci) i już. Po południu “Piotr i Paweł” jeszcze do mnie zadzwonił i ustalaliśy korektę zamówienia (nieistotne drobiazgi), a wieczorem przyjechał kurier. Wszystko ładnie zapakowane w kartonach. Nabiał i wędliny – przywiezione w przenośnej lodówce. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Widać profesjonalizm.
Zakupy w domu, siedzać w fotelu i popijając kawę. Czy tak nie powinno być w każdym sklepie? I pomyśleć, że zainspirował mnie bank….

Raj podatkowy w regulaminie banku

Przy różnych okazjach, w wielu różnych miejscach, także w sieci podpisujemy lub potwierdzamy online zapoznanie się i akceptację rozmaitych regulaminów. Większość z nas pewnie omiata całość wzrokiem, ewentualnie sprawdzając czy na końcu nie ma jakiś gwiazdek. Tak naprawdę – to ja też często tak robię. Tym bardziej, że takie umowy/regulaminy pisane są na ogół suchym językiem urzędniczo-prawniczym, który u przeciętnego odbiorcy wywołuje dziwne efekty wyłączające mózg. Czasem jednak trzeba się przełamać i przeczytać tekst uważnie. Zrobiłam tak z regulaminem karty internetowej BZWBK (pisałam o jej testowaniu w poprzednich notkach) i spotkała mnie niespodzianka. Owszem, regulamin jak regulamin, ale muszę przyznać,  że rozbawiło mnie określenie “raj podatkowy” w jednym z punktów. Duży plus dla twórców tego regulaminu – nazywanie rzeczy po imieniu, bez kombinowania prawniczo-urzedniczą nowomową jest z pewnością warte pochwały. Wolę sobie nawet nie wyobrażać – jak opisowo można by to nazwać. A tak – raj podatkowy i link do wykazu państw za takie uważanych.
Dodatkowy efekt był taki, że na całość regulaminu spojrzałam znacznie przychylniej.
A główne zasady korzystania z karty są takie:

  • karta internetowa jest kartą wirtualną. Można nią płacić tylko i wyłącznie w internecie. Nie ma plastiku, można ją sobie natomiast wydrukować
  • każdy może założyć sobie taką kartę. Nie ma tu weryfikacji i sprawdzania w jakiś bazach typu BiK itp. – choć nie jest to też karta kredytowa. Wydamy za jej pomocą tylko tyle, ile wcześniej zostało tam wpłacone
  • na koncie karty może znajdować się maksymalnie 3000zł, a roczny limit wpłat wynosi 10000zł
  • jeden użytkownik może posiadać co najwyżej 10 kart
  • transakcje internetowe wykonywane w walucie zagranicznej przeliczane są na euro, a następnie na złotówki i w tej walucie księgowane na rachunku karty
  • zgromadzone na rachunku karty kwoty można wypłacić na żądanie. Bank ma na to do 30 dni
  • reklamacje związane z nieautoryzowanym użyciem karty można składać osobiście w każdym z oddziałów banku lub e-mailem. Rozpatrzone będą w ciągu 14 dni od zgłoszenia
  • użytkownik zobowiązuje się do nieprzekazywania karty do krajó wspierajacych terroryzm oraz rajów podatkowych (!) . Wykaz tych krajów – w formie linku w regulaminie
  • za pośrednictwem karty internetowej nie można opłacać usług typu Mail/Telephone Order czy quasi-cash (internetowe zakłądy bukmacherskie czy wirtulane kasyna)

Tyle w skrócie na temat regulaminu. Oczywiście bardzo są tu istotne wszelkie prowizje i opłaty pobierane przez bank. To już jednak temat na kolejną notkę.

Kontrola wydatków na karcie internetowej

Jak już pisałam w poprzednich notkach – cały czas testuję kartę internetową BZWBK. Zdążyłam wykonać kilka transakcji – poszło naprawdę szybko i sprawnie. Płatności były zatwierdzane od razu – o czym dowiadywałam się zresztą od odbiorcy płatności, a nie z banku. Trochę szkoda, że BZWBK nie wykorzystuje możliwości powiadamiania o dokonanej płatności. Skoro loginem do systemu jest adres mailowy – przecież aż się prosi, aby wykorzystać ten kanał do kontaktu z użytkownikami. Tym bardziej, że możliwości kontroli wydatków na karcie internetowej są niestety ograniczone i stanowią poważną wadę. Ja swoją kartę internetową założyłam tylko po to, aby ją sprawdzić. Przelałam tam niewielką kwotę i dokonałam kilku płatności. Kontrolując stan karty codziennie – wiem kiedy, ile i na co wydaję. Problem w tym, że system tu akurat jest mało przyjazny. Owszem, kwota do wykorzystania ciągle mi się zmienia, ale zdecydowanie brakuje mi tu opcji “płatności autoryzowane”. W ostatnim okresie dokonywałam płatności w dniach 3, 5, 8 listopada. Odpowiednie kwoty uszczupliły dostępne środki na koncie, ale dostępna online historia transakcji kończy się na 30 października. Nie wiem jak to wygląda w przypadku innych produktów bankowych BZWBK, ale mając klasyczną kartę kredytową w banku Millennium – mam tam szczegółowy podgląd do wszystkich transakcji autoryzowanych, nawet jeżeli nie zostały jeszcze zaksiegowane. W przypadku większych kwot i znacznej ilości płatności – ma to duże znaczenie. Owszem, mogę prowadzić osobny wykaz w formie np. arkusza Excela, ale człowiek jest z natury leniwy. Czy bank nie móglby nas w tym wspomóc? Tym bardziej, ze karta internetowa już z samej definicji jest do wykorzystania tylko i wyłącznie w sieci, w której niestety aż się roi od różnych wirusów i trojanów. Zdecydowanie lepiej więc mieć możliwość reagowania na dziwne płatności jeszcze przed ich zaksięgowaniem.
Polecam do rozważenia administratorom systemu BZWBK.

Zakładanie karty internetowej

Zgodnie z treścią poprzedniej notki:
Bezpieczne zakupy w sieci
pora na dalsze informacje związane z internetową kartą płatniczą BZWBK.
Na stronie http://prepaid.bzwbk.pl/ wybieramy opcję Karty internetowe:

BZWBK 

Na kolejnej stronie – wybieramy opcję Zamów teraz. Jeżeli jesteśmy już zarejestrowanym  użytkownikiem – logujemy się. Nowi użytkownicy wybierają opcję Zarejestruj. W jednym i drugim przypadku trafiamy już jednak na bezpieczną stronę – zaczynającą się od https, z kłódeczką w adresie.
Rejestrując nową kartę – wybieramy opcję Karta internetowa. Automatycznie pojawia się dodatkowa opcja:  Czy posiadasz kartę plastikową? Zaznaczamy pole Nie.

BZWBK - karta internetowa 

Kolejne okna to już wpisywanie danych osobowych koniecznych do założenia konta. Dane typowe, bez większych niespodzianek, ale na kilka spraw warto zwrócić uwagę.
Naszym loginem do konta będzie adres poczty internetowej. Możemy wykorzystać już istniejący, możemy założyć nowy, przeznaczony tylko do tego celu. Decyzja należy do nas – w momencie zakładania konta musimy jednak już to wiedzieć. Jednym z najważniejszych elementów jest tu też hasło – to akurat oczywiste. Zaszaleć z superbezpiecznym hasłem tu zbytnio nie można. Owszem, jest możliwość użycia cyfr i liter (8 do 20 znaków), ale żadnych znaków specjalnych. Czy to wystarczające zabezpieczenie? Raczej tak – w końcu to konto jest używane tylko do płatności internetowych. Trzymamy tam niewiele środków i to tylko na chwilę. Wystarczy pilnować więc numer karty i hasło i nic niepokojącego nam nie grozi. Zakładam przy tym, że standardem jest podstawowa ochrona komputera (antywirus i firewall) – tu w ogółe nie ma dyskusji. Na wszelki wypadek jednak numer CVV (czyli numer umieszczony za paskiem magnetycznym na normalnej, plastikowej karcie), niezbędny do autoryzacji transakcji kartą internetową – bank wysyła nam w formie SMS-a. Bez telefonu komórkowego nie da się więc założyć i korzystać z takiej wirtualnej karty internetowej. Numer CVV nie jest widoczny nigdzie w opcjach konta i jego utrata uniemożliwi nam płatności. Prawie jak PIN – warto go gdzieś zapisać, oczywiście w rozsądnym miejscu.
Innych niespodzianek w trakcie zakładania konta nie zauważyłam. Ponieważ jednak w kontaktach z bankiem zawsze najważniejsze jest to co w regulaminie i w cenniku wpisano drobnym druczkiem – trzeba się temu też przyjrzeć. To już jednak temat na osobną notkę.

Bezpieczne zakupy w sieci

Jak wiadomo – zakupy w sieci są zdecydowanie wygodniejsze i tańsze niż w tradycyjnych sklepach. Przekonuje się o tym coraz więcej osób. Klikam i zamówiony towar po kilku dniach mam w domu. Praktycznie w internecie można w tej chwili kupić już wszystko, choć ja osobiście mam dość wąski zakres towarów, które kupuję bez dotknięcia. Ograniczam się głównie do książek, płyt i programów komputerowych. Oczywiście też staram się wykorzystywać wszelkie promocje, kupony rabatowe itp.
Zakupy w internecie generują zawsze jeden problem – jak za nie zapłacić? Najprościej oczywiście kartą. Kiedyś konieczna była karta kredytowa – tzw.”wypukla” , teraz wystarczy już zwykła Elektron. Płatności internetowe wymagają jednak wielkiej ostrożności – sieciowych oszustów nie brakuje. Kwestia aktualnego programu antywirusowego, unikanie wchodzenia na dziwne strony czy klikania w linki otrzymane od nieznanych nadawców jest takim truizmem, że nawet nie warto o tym wspominać.  Realizując płatność – zawsze sprawdzajmy, czy adres strony zaczyna się od https – ta literka s na końcu oraz kłódka na pasku świadczy o tym, że połączenie jest bezpieczne. Gdyby nasze dane dostały sie w niepowołane ręce – możemy mieć nagły i niespodziewany debet na koncie. Warto więc być ostrożnym i mieć oczy z tyłu głowy.

Ja swoje płatności realizuję kartą kredytową. Może jednak pora dać jej odpocząć? Ostatnio zostałam zaproszona do testowania karty internetowej banku BZWBK. Spodobała mi się sama idea – karta techniczna, tylko do płatności w internecie. Planując zakupy – przelewamy  środki na konto tej karty i za jej pomocą – realizujemy płatność. W ten sposób unikamy możliwości wpędzenia nas w debet – na koncie karty środki mamy praktycznie tylko przez chwilę i tylko tyle – ile potrzebujemy. W teorii wygląda to obiecująco – zobaczymy co z tego wyjdzie w praktyce. Dziś o świcie założyłam kartę internetową BZWBK i zaczynam jej testowanie. Swoimi wrażeniami będę się dzielić w kolejnych notkach.

%d