Pośmiertny Program Emerytalny

Pracownicze Programy Emerytalne są bardzo atrakcyjną formą dodatkowego wynagradzania pracowników. Z punktu widzenia pracownika – dodatkowe środki wpłacane na konto emerytalne na pewno mogą być znaczącym argumentem przyciągającym. Korzysta z tego większość wielkich korporacji. Członkiem takiego programu był także mój mąż. Zmarł w kwietniu 2006r., a więc 4,5 roku temu. Likwidując wszystkie jego sprawy – zgłosiliśmy się także m.in. do Nationale Nederlanden (II filar emerytalny) oraz do PPP. Sprawy załatwiono, środki przekazano. W ubiegłym roku okazało się, że w wyniku remanentu w ZUS – znalazły się jeszcze jakieś środki. Poinformował mnie o tym ING Nationale Nederlanden, przesyłając od razu druczki, które muszę wypełnić. Również poszło szybko i sprawnie.
Kilka miesięcy później, w październiku wyjęłąm ze skrzynki list z Pracowniczego Programu Emerytalnego. Adresatem był mój zmarły mąż. Otworzylam i dowiedziałam się, że na koncie jest niespełna 30zł. Zadzwoniłam prosząc o wyjaśnienie. Na początku odsyłano mnie od jednej osoby do drugiej i nikt nie potrafił odpowiedzieć mi na kilka prostych pytań:
– skoro konto w funduszu zostało zlikwidowane trzy lata wcześniej – skad wzięły się tam jakieś środki?
– jaki jest sens wysyłania listów do osoby nieżyjącej?
– członek funduszu nie żyje, dokładnie wiadomo – kto był spadkobiercą zgromadzonych składek – dlaczego informacji nie wysłano do mnie i/lub syna?
Któraś z kolejnych osób w łańcuszku w końcu zobowiązała się do wyjaśnienia sprawy i rzeczywiście dotrzymała słowa. Następnego dnia zadzwonił do mnie wiceprezes funduszu, bardzo grzecznie przeprosił za sytuację, wyjaśnił że te pieniądze pojawiły się na tym koncie w wyniku jakiegoś wyrównania/zmiany sposobu naliczania czy coś w tym stylu., zobowiązani są do wysyłania takich informacji i ktoś po prostu nie zauważył, ze konto zostało zamknięte z powodu śmierci. Pieniaczem nie jestem, błędy ludzkie się zdarzają. Potem była jeszcze jakaś wymiana maili pocztą korporacyjną (pracowałam w tej firmie, byłam członkiem tego samego PPP) – sprawę uważałam za zakończoną. Do wczorajszego dnia, kiedy to wyjęłam ze skrzynki pocztowej zaadresowany na mojego męża list z logo Pracowniczego Programu Emerytalnego.
Cóż, jak widać niektóre fundusze emerytalne nie chcą tracić członków nawet po śmierci. Tym razem nie mam już zamiaru wydzwaniać. Samego listu nie otworzyłam (w końcu nie do mnie jest adresowany). Mam zamiar włożyć go w kopertę, dołożyć kartkę z komentarzem i odesłać.
I zastanawiam się tylko, czy moje własne środki w tym funduszu są bezpieczne? Zysk za ostatni rok to 11,8% – nie jest to mało. Problem w tym, że skoro jest tam taki bałagan w papierach – czy można mu ufać? Delikatność w tej sytuacji jest już nawet sprawą drugorzędną, choć moim zdaniem istotną.
Ciekawe, przez ile lat po śmierci można być członkiem funduszu? I czy za 16 lat, kiedy to mój mąż osiagnąłby wiek emerytalny – zaczną przychodzić przelewy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d