Płacę, więc się leczę

W ramach kampanii wyborczej dużo ostatnio się mówi o służbie zdrowia. Jak jest, jak mogłoby być, a jak chcielibyśmy, aby było. Piszę tę notkę, jednocześnie ogladając wczorajszy odcinek “Ostrego dyżuru” i widzę, że tam wcale też nie jest idealnie. O procedurach, kosztownych badaniach i kolejkach w poczekalni mówi się w każdym odcinku. Nie tylko w Polsce służba zdrowia jest workiem bez dna. 
Nie rozumiem więc dlaczego jak ognia unika sie u nas debaty na temat dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego? Tym bardziej, że prywatna, w pełni odpłatna służba zdrowia jest u nas faktem. Jaki sens ma udawanie, że wszyscy mamy równe prawa i nie ma zgody na to, aby upowszechnić dodatkowe opłaty za dostęp do świadczeń medycznych? Czy na pewno lepiej będzie, jeżeli specjalistyczna aparatura medyczna będzie stała nieczynna, a ja razem z Kulczykiem i cała śmietanką najbogatszych Polaków będę oczekiwała w kolejce na jakieś badanie czy zabieg? Moim zdaniem – jezeli pozwoli im się zapłacić za wejście bez kolejki – to ta moja bezpłatna zdecydowanie szybciej posunie się do przodu. I wprawdzie o życiu i zdrowiu człowieka nie może decydować rachunek ekonomiczny, ale jednocześnie jesteśmy zbyt biedni w stosunku do potrzeb i nie stać nas na marnotrawstwo. 

Pracowałam wcześniej w pewnej korporacji, która dla swoich pracowników opłaca abonament medyczny w jednej z ogólnopolskich sieci przychodni. Po odejściu mogłam skorzystać z opcji wykupienia indywidualnego abonamentu medycznego i to ze znaczną bonifikatą. W sumie płacę ok,1350zł rocznie. Co dostaję w zamian? Bezpłatny dostęp do wielu podstawowych świadczeń medycznych, lekarzy i specjalistów, badań. Lista jest naprawdę obszerna. W praktyce wygląda to tak.
Rok temu wybrałam się do okulisty po receptę na nowe okulary. Pani doktor przepadała mnie dokładnie i gdzieś tam na dnie oka zobaczyła coś niepokojącego, co kwalifikowało się do dalszego przebadania przez kardiologa. To, co zobaczyła – wpisała do komputera. Receptę na okulary dostałam, a zaraz po wyjściu w recepcji tylko podałam swoja kartę pacjenta i od razu recepcjonistka zobaczyła na ekranie komputera, że musi mnie umówić na wizytę u kardiologa. Kardiolog też poczytał i popisał w komputerze – zaskutkowało to moim umówineim na 3 miliony różnych badań. Wszystko bezpłatnie i bez czekania na jakieś odległe terminy.
Wybierając się teraz do lekarza – loguję się na swoje konto w internecie, Wybieram przychodnię, do której chcę się wybrać, lekarza, termin. I już. W nagłych przypadkach – mogę całodobowo skorzystać z porady telefonicznie – co zrobić, gdzie udać się po pomoc, a może wystarczy poczekać.
To wszystko tak naprawdę to już tylko organizacja pracy. Czy to wymaga aż tak olbrzymich nakładów? 
Ja wykupiłam abonament na kolejny rok. Zdrowie mi się trochę sypie, a jakoś przez całe życie nie miałam czasu chodzić do lekarza. Nie umiem chorować, a tym bardziej – chodzić po lekarzach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d