Paragon gwarancją uczciwości?

Kilka dni temu robiłam zakupy w pobliskim supermarkecie Intermarche. Weszłam tam na chwilę po kilka konkretnych rzeczy. Miałam mało czasu, więc nie mogłam się zainteresować się bliżej, nieco pobieżnie przeczytałam napis przy wejściu na salę. Była to kartka formatu A4 informująca, że w związku ze sprawdzaniem kasjerek, po odejściu od kasy mogą zdarzać się wyrywkowe kontrole zakupów. Próbowałam to sobie wyobrazić i wyszło mi coś dziwnego. Skoro chodzi o sprawdzanie uczciwości kasjerów – to co ja mam z tym wspólnego? Nigdy w życiu niczego nie ukradłam w żadnym sklepie, nie mam żadnej zaprzyjaźnionej kasjerki w tym sklepie, która teoretycznie mogłaby część moich zakupów puścić poza skanerem. Nie mam jednak też informującego o tym tatuażu na czole, a nad moja głowa nie unosi się aureola zaświadczająca o mojej uczciwości. Z punktu widzenia zarządzających sklepem – rozumiem, że traktują mnie jak każdego innego klienta, w tym kleptomankę czy notoryczną złodziejkę. To jest dla mnie oczywiste i stąd ochrona w sklepie reagująca na alarm przy przejściu przez bramki, pewnie także monitoring i jakieś tam inne zabezpieczenia. Sklep musi się zabezpieczyć przed kradzieżami. Co jednak mam wspólnego z kontrolą uczciwości kasjerek? I dlaczego mam w tym uczestniczyć?
W tym sklepie zaraz za linią kas jest kawałek powierzchni i stolik, gdzie można przepakować towary. Bramki są dopiero dalej. Ciekawe, gdzie takie sprawdzanie mogłoby się odbywać? Ktoś stanie przy mnie i z paragonem w ręku będzie pilnować, co wkładam do siatki? A klientów wyjeżdżających z wózkiem na parking czeka przeszukanie wózka i sprawdzenie, czy jest tam tylko to, co na paragonie? Inna sprawa, że ja akurat zawsze biorę paragon i sprawdzam poszczególne pozycje – mam taki nawyk i to w każdym sklepie. Jednak widać, że większość osób tego nie robi, na samej ladzie zawsze leży sporo paragonów. Z czym więc będzie porównywana zawartość koszyka?
Mam wątpliwości jak to wszystko wygląda w praktyce i chętnie się temu przyjrzę. W końcu jestem klientką i mam swoje prawa. Jeżeli ktoś podejrzewa mnie o kradzież – proszę bardzo, wzywamy policję. Jeśli nie – to dlaczego mam uczestniczyć w sprawdzaniu uczciwości kasjerek? Przecież to jakiś absurd.

Tym bardziej, że są inne sposoby. Kilka tygodni temu robiłam zakupy w innym supermarkecie na osiedlu. Kupowałam jakieś drobiazgi, rachunek ok. 8zł i jakieś groszaki. Położyłam 20zł i zaczęłam szukać tych groszy z końcówki. Kasjerka włożyła pieniądze do kasy i wydała mi 2zł reszty. Zaprotestowałam i poprosiłam jeszcze o brakujące 10zł. Kasjerka zdziwiła się, gdyż wydawało jej się, ze dałam 10zł. Sytuacja patowa? Akurat nie w tym sklepie. Ponieważ kończyła się zmiana na kasie i akurat znalazł się tam również ktoś z obsługi – poproszono mnie o chwilę – zaraz zostanie to sprawdzone. Jedna z pań pobiegła na zaplecze, a ja w międzyczasie ucięłam sobie pogawędkę z kasjerką. Zresztą była ona już na tym etapie, że wyciągnęła z kasy brakujące 10zł mówiąc – możliwe, że to ja się pomyliłam, pani mówi tak przekonująco. Akurat byłam pewna, gdyż był to jedyny banknot w mojej portmonetce i przed wejściem sprawdzałam ile mam gotówki, żeby się za bardzo nie rozpędzić z zakupami. Jednak w tym sklepie bywam prawie codziennie i wolałam, żeby moja uczciwość była raczej potwierdzona niż domniemana. Trwało to kilka minut, ale się udało. Powracająca z zaplecza ekspedientka potwierdziła, że dałam 20zł. Okazało się, że kamery są tam tak ustawione, że wystarczyło po prostu cofnąć nagranie i sprawdzić. Proste? Można? Z pewnością ułatwia życie i wyjaśnia wiele nieporozumień.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *