Od listopada ubiegłego roku życie zaczęło mnie zmuszać do sukcesywnej wymiany sprzętu domowego. Najpierw padła mi zmywarka – kupiłam nową. Niedługo później – zaczęła szwankować pralka, też wymieniłam. Gdy w marcu finalnie zepsuła się lodówka, też kupiłam nową. Tak naprawdę to moim zdaniem i zmywarkę i pralkę powinno się jeszcze dać naprawić, do wymiany nadawała się faktycznie tylko lodówka (16 lat nie było z nią problemu, ale czas robi swoje). Niestety, żyjemy w czasach, gdy nie opłaca się naprawiać, taniej wychodzi zakup nowego sprzętu.
Od maja tego roku zaczęłam się przyglądać telewizorowi – też zaczął powoli szwankować. Póki jednak działał, zawsze były jakieś pilniejsze wydatki. W połowie lipca przestał. Też miał już kilkanaście lat, a w dodatku była to plazma, więc bardzo energochłonna. Cóż…
Przy wyborze każdego z tych urządzeń zwracałam uwagę przede wszystkim na klasę energetyczną. Codziennie spisuję z internetu stan licznika (Energa, licznik zdalnego odczytu) i oceniam na bieżąco zużycie. Przez ostatnie pół roku trochę spadło, ale od 2 tygodni jestem naprawdę w szoku. Stary telewizor padł mi w połowie lipca, nowy dotarł do mnie tydzień później. Dzienne zużycie energii elektrycznej obecnie jest mniejsze o ok.2,5 kWh. Dostałam już rachunek za m-ce czerwiec-lipiec – mimo podwyżki cen, niższy o 20zł. Cóż, nawet nie chce mi się liczyć ile pieniędzy straciłam przez to, że kilkanaście lat temu wybrałam plazmę, a nie LCD.
Teraz chyba już w ogóle nie są produkowane?