Ekologiczne zakupy w sieci

W dzisiejszych czasach ekologia jest hasłem bardzo modnym i na czasie. Każdy z nas zapytany – potwierdzi z pewnością, że ekologiczne podejście do życia jest bardzo ważne. W praktyce jednak bardzo często okazuje się, że jest to bardzo kosztowne. Niestety.
Ostatnio trafiłam na ofertę sklepu internetowego oferującego zdrową, ekologiczną żywność. Zainteresowałam się – kto nie chciaby się odżywiać produktami bez chemii? Zajrzałam na stronę:
Prosto z pola
Faktycznie – oferta ciekawa. Warzywa, owoce, nabiał – wszystko świeże i ekologiczne. Z certyfikatem. Wystarczy zamówić i już – dostawa prosto do domu. Wprawdzie ograniczona terytorialnie tylko do Gdańska i Sopotu (dlaczego nie do Gdyni?), ale z pewnością trójmiejski rynek zbytu może być atrakcyjny dla producentów z Kaszub. Jest jednak jeden problem – cena. Tanie to niestety nie jest, szczególnie gdy doliczymy koszt dostawy – 12zł. Może kiedyś, gdy moja przyszła firma osiągnie sukces? Na coś przeciez trzeba wydawać pieniądze…
Sam pomysł podoba mi się jednak i to bardzo. Na pewno ma szanse powodzenia. Na pewno będę tam zaglądać. Ciekawe, czy latem w ofercie były papierówki? W warzywniakach trudno je spotkać.

Lepiej się pochorować niż ma się zmarnować?

Każdy z nas z pewnością wielokrotnie spotyka w sklepach superokazyjne ceny na artykuły spożywcze. Im atrakcyjniejsza cena – tym chętniej rzucamy się na okazję. Czy zwracamy w takich przypadkach uwagę na datę przydatności do spożycia? Teoretycznie zawsze jest jakiś zapas wynikający z norm. Towar z terminem przydatnosci do spożycia do dziś – jutro jeszcze też raczej będzie zjadliwy, ale czy warto ryzykować? Okazja okazją, ale czy ewentualne dolegliwości żołądkowo-jelitowe można zrekompensować zaoszczędzeniem paru groszy? Dla mnie odpowiedź jest jednoznaczna – nie. Owszem, czasem zdarza mi się kupowac towary przecenione, ale tylko wtedy, gdy czas ich przydatności do spożycia dobiega końca, ale jeszcze nie są przeterminowane i zakładam ich wykorzystanie od razu, bez dodatkowego leżakowania w lodówce.
Wszystko jest jeszcze w porządku, gdy mamy świadomość nabywania towaru do szybkiego spożycia. Co jednak w przypadku, gdy sklep jest nieuczciwy i wciska nam takie towary jako pełnowartościowe? Ostatnio natknęłam się w sieci na artykuł opisujący nieuczciwe praktyki w jednym ze sklepów “Kauflandu”:
400 przeterminowanych produktów w Kauflandzie
Tu doszło do kompletnej paranoi i nieuczciwych praktyk. Nałożony mandat w wysokości 500zł wygląda tu jak żart i z pewnością nie stanowi żadnej kary. Co można zrobić w takiej sytuacji? Moim zdaniem – najskuteczniejsza jest szeptana antyreklama takiego sklepu. Ucieczka klientów na pewno będzie bardziej dotkliwa niż mandaty. Na szczęście w dzisiejszych czasach placówek handlowych jest wszędzie sporo i zakupy można zrobić gdzie indziej. A jeżeli już kupujemy – to róbmy to bardzo świadomie, z podejrzliwością oglądając i sprawdzając każdy produkt i reagując po znalezieniu czegoś przeterminowanego. Takie akcje mogą okazać się bardzo skuteczne i zniechęcić nieuczciwych do nagannych praktyk szybciej niż kontrole urzedników.

Ładnych już kilka lat temu w jednym z supermarketów natknęłam się na scenę, gdy jedna z klientek zażądałą rozmowy z kierownikiem placówki. Okazało sie, że kilka dni wcześniej kupiła w tym sklepie będący akuart w promocji zestaw: płyn do kąpieli + żel pod prysznic. Produkty zostały złączone w sklepie – opakowania sklejone taśmą w ten sposób, że terminy ważności były zakryty. Dopiero w domu, po rozerwaniu taśmy można było zauważyć, że żel był już przeterminowany. Ta pani wróciła do sklepu, zwróciła uwagę i zażądała wycofania produkty ze sprzedaży. A po kilku dniach przyszła ponownie (na tę chwilę właśnie trafiłam)  i zobaczywszy, że “promocja” nadal trwa zrobiła awanturę i zagroziła powiadomieniem odpowiednich instytucji.
Mnie uwrażliwiła skutecznie. Od tamtej pory robiąc zakupy – zawsze zwracam uwagę na termin ważności i wybieram te “świeższe”. Nauczyłam się już, że w wielu hipermarketach wiele produktów na tej samej półce może mieć różne daty przydatności do spożycia. Te o dacie późniejszej  – z reguły są na dnie czy z tyłu.
W końu płacąc chcę wiedzieć za co. I nie lubię być oszukiwana.

Co na obiad czyli nie marnujmy jedzenia

Często zdarza mi się zadawać pytanie: co ugotować na obiad? Kuchnia nie jest miejscem, w którym chętnie przebywam, realizuję się i osiągam satysfakcję, ale póki co – jeszcze nikogo nie otrułam. To też sukces, prawda?
Obiad jadamy najczęściej ok. osiemnastej. I codziennie mam dylemat – co ugotować, aby było zdrowiej niż to co jada mój syn w stołówce na uczelni czy w pobliskim Macdonaldzie. A ponieważ moje finanse są bardzo ograniczone – to musi to być jeszcze tanio. Pomysłów szukam przede wszystkim w lodówce – sprawdzam co tam jest. I gdy znajdzie się np. trochę pieczarek czy kawałek sera – kombinuję, co dołożyć, żeby wyszło coś jadalnego. Może tosty? Nie lubię, gdy marnuje się jedzenie. Jednocześnie jednak data przydatności do spożycia jest dla mnie święta. Wszystkie “podejrzane” artykuły spożywcze wyrzucam od razu. Choć podobno lepiej się pochorować niz  ma się zmarnować – to ja wolę nie narażać swojego zdrowia.
Dziś piątek. Wprawdzie mam w zamrażalniku pangę, ale znalazlam w lodówce także  kawałek  sera, który jakoś mi nie pasuje. Zamiast go wyrzucać – zetrę na wiórki, zapiekę z makaronem (plus majeranek i śmietana) , do tego sadzone jajka i mam obiad. Ryba będzie innego dnia.
Jakoś trzeba sobie radzić. Szczególnie na niecały miesiąc przed świętami zawsze generującymi dodatkowe wydatki.

Jakąś wadę muszę mieć czyli jak rzucić palenie?

Co roku trzeci czwartek listopada obchodzony jest jako Światowy Dzień Rzucania Palenia. Czy to dobry moment na zrobienie rachunku sumienia? Dla mnie tak, gdyż niestety ten nałóg jest także moim smutnym udziałem. Najgorsze jest to, że zdroworosądkowe argumenty mało mnie motywują. Wiem, że palenie jest szkodliwe, ale ja po prostu to lubię…
Powaznym problemem robi się już jednak kwestia finansowania – coraz droższe papierosy stanowią coraz poważniejszą pozycję w budżecie. Zapowiedzi na przyszły rok są jeszcze bardziej dołujące, więc czas najwyższy coś z tym zrobić. Tylko co? 

Zawsze najbardziej chce mi się palić wtedy, gdy nie mogę lub gdy właśnie skończyły mi się papierosy. Nie nastawiam się więc na mocne postanowienia typu od jutra, od poniedziałku czy od nowego roku – definitywnie rzucam palenie. Spróbuję metodą małych kroczków – mam nadzieję, ze przyniesie efekty przynajmniej w znacznym ograniczeniu nałogu. A moje małe kroczki to przede wszystkim reżim w trzymaniu papierosów “nie pod ręką”. Chodzi mi o wytępienie odruchu sięgania po papierosa. Od teraz każdy papieros musi być przemyślany i palony z namysłem, a nie odruchowo w stylu – dzwoni telefon, rozmawiam i palę. Jako kolejny krok – to odraczanie o 5, 10, 15 minut itd. Ciekawe co mi z tego wyjdzie?

A może ktoś ma lepszy sposób?  

Kawa z "dobrym" kodem paskowym

Nie samym chlebem człowiek żyje – to wiadomo od zawsze. Używki też są dla ludzi – pod warunkiem, że podchodzimy do nich rozsądnie i z umiarem. Ja nie mogę żyć bez kawy….
Na rynku mamy olbrzymi wybór różnego rodzaju kawy. Niektóre są nawet bardzo tanie. Czy dobre? Cóż, to już kwestia gustu i tego, co kto lubi. Ja zdecydowanie wolę mniej, ale taką, która mi po prostu smakuje.
Na co dzień piję kawę zaparzaną po turecku – z gruntem. Bardzo mocną i bez dodatków – żadnej śmietanki, mleka czy cukru. Od święta – z ekspresu ciśnieniowego. A gatunki? Cóż, patriotką tu nie jestem i nie kupuję kawy kierując się zasadą “dobre, po polskie”. Wprost przeciwnie – szukam głównie kawy niemieckiej i to produkowanej na rynek niemiecki z kodem paskowym zaczynajacym się od 40.
Przede wszystkim kupuję “Idee Kaffee”:

Kawa Idee Kaffee

Gdyby wierzyć reklamie – jest to kawa łagodna dla żołądka. Polskiego odpowiednika nie ma, kupić ją mozna tylko w niewielu sieciach. Ja spotykam ją w delikatesach “BOMI”, ale paczka 500g kosztuje tam ok. 24zł. Nawet z uwzględnieniem 3-procentowego rabatu (o kartach rabatowych pisałam tu) – nie jest to mało. Na szczęście mam dojście do prywatnego importu i kupuję ją po 16zł – róznica jest znacząca.

Gdy czasem zdarza się, że zabraknie mojej kawy – kupuję “Jacobs Kronung” :

kawa Jacobs

Też niemiecką i też z tego samego stoiska na moim osiedlowym bazarku. Za paczkę 500g – 15zł. Ta cena jest juz zupełnie porównywalna z cenami promocyjnymi w hipermarketach – choć tam można dostać tylko polską – z kodem paskowym 59. Czy prawie to samo oznacza w tym przypadku różnicę? Ja ją czuję, choć nie jest dla mnie aż tak bardzo znacząca.
Miesięcznie kupuję 2-2,5 kg kawy. Lubię mieć trochę zapasu.

A teraz –  pora na poobiednią kawę…

 

Świeże pieczywo na wyciągnięcie ręki

Kto nie lubi świeżego pieczywa na śniadanie? Lub na kolacje, czy nawet w środku nocy? Pewnie większość z nas. Nawet jednak mieszkając blisko piekarni – nie zawsze musimy mieć szczęście i trafić na świeżą dostawę. Ja uwielbiam chleb i bułki chrupiące, mocno spieczone – takie z dna pieca. Często (ale nie zawsze i nie wszędzie) trafiam na takie i kupuję od razu większą ilość. Pokrojony chleb (jeśli uda mi się kupić gorący – kroję go sama) oraz bułki – wszystko wkładam do zamrażalnika. Cóż, porządna lodówka z dużym zamrażalnikiem to podstawa racjonalnego oszczędzania żywności. W efekcie wstając rano – najpierw wyciągam z lodówki bułki czy kilka kromek chleba (dlatego wkładam pokrojony) na śniadanie i zostawiam na stole. Po godzinie w temparaturze pokojowej są już odmrożone i w takim stanie świeżości jak wtedy, gdy je wkładałam. Proces odmrażania można przyspieszyć w kuchence mikrofalowej czy piekarniku, ale rzadko to robię. Robię kanapki i w pracy mam świeże pieczywo na śniadanie. Koszt jednej bułki wychodzi mi ok.50 groszy. Porównując to z ceną 2,50zł – bułka z firmy cateringowej działąjącej na terenie mojej firmy – róźnica jest znaczna. Po pomnożeniu przez ilośc dni roboczych w miesiącu – tym bardziej się opłaca. Dodatkowo jeszcze jem taką wędlinę czy ser, na który akurat mam ochotę i przeciw czemu nie będzie się buntowała moja pozbawiona pęcherzyka żółciowego wątroba.    
A tak na marginesie – do chleba mam w ogóle szczególny stosunek. Pochodzę z domu, w którym zasadą było to, że chleba nie wolno wyrzucać do śmieci. Przed ukrojeniem pierwszej kromki chleba – moja Mama zawsze nożem robiła na nim znak krzyża świętego. Chleb po prostu trzeba szanować. 
Jak to pisał Norwid?

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi
przez uszanowanie dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie!”.
    

Mój sposób pozwala mi na to, że na biężąco mogę regulować ilość potrzebnego w danym dniu pieczywa, a jednocześnie – nie jem czerstwego.   

%d