Kto rano wstaje….

…temu UPC nie działa.
Cóż, zawsze miałam naturę skowronka, nie sowy. Wstaję wcześnie, za to wieczorami wcześnie padam. Dziś obudziłam się wyjątkowo wcześnie, gdyż o 4.00. W kompletnych ciemnościach – niestety, dni są już coraz krótsze – zobaczyłam jak mój dekoder UPC się resetuje.  W wszysko byłoby fajnie, gdyby nie to, że od tej pory nic się nie zmieniło tzn. włącza się, ładuje i wyłącza. Niezaleznie od braku dostępu do jakiegolkwiek programu – restartujący się dekoder uniemożliwia dostęp nawet do tego, co mam nagrane. Już prawie 3 godziny. Można zadzwonić, ale o tej godzinie tylko i wyłącznie w celu wysłuchania automatu. Podobno technicy będą od godz.7.00.

Awarie się zdarzają – to jest akurat normalne. Choć ja mam wrażenie, że w UPC ostatnio są coraz częściej. Jak nie telewizja – to internet. Przez całe lato – co najmniej raz w tygodniu reklamowałam problemy z dostępem do sieci. Tydzień temu – był technik – na części kanałów telewizyjnych miałąm pikselozę, części nie było wcale. Dobry odbiór był tylko na tych, których nie oglądam. Podciągnął sygnał na szafce, wymienił mi dekoder. Jak widać – przez tydzień było dobrze.

Chyba muszę zajrzeć do umowy i zacząć egzekwować odszkodowania za brak dostępu do opłacanych usług. Z czasów pracy w dawnej firmie pamiętam, że to z reguły działao najbardziej mobilizująco.

aktualizacja:
Jestem już po rozmowie z serwisem. I jeszcze bardziej wściekła. technik przyjdzie jutro w godz.12.00 do 15.00. Czyli cały dzisiejszy dzeiń jestem bez dostępu do telewizji, a co najmniej połowę jutrzejszego stracę na czekanie na naprawę.
I owszem, wiem, że telewizja to złodziej czasu i można bez niej żyć. Problem polega na tym, że pracując przy komputerze – mam włączony TVN24 i wiem, co się dzieje na świecie.
Poza tym – nie cierpię ograniczeń, Telewzior moze być wyłączony, gdyż ja tak chcę, a nie dlatego, że nie mogę go włączyć.

Poczta wkracza w XXI wiek?

Lepiej późno niż wcale. Poczta Polska w końcu dostrzegła, że mamy XXI wiek. Wprawdzie internet pojawił się już w poprzednim stuleciu, ale w końcu został dostrzeżony. To, co jest normą u innych operatorów – nagle pojawiło się także na poczcie.
W sieci pojawiła się strona internetowa:

Poczta Polska – Śledzenie przesyłek

Wprawdzie jest to dopiero wersja testowa, ale jest. Pierwszy krok został zrobiony. Teraz tylko pora na kolejne. Wysyłałam ostatnio list polecony i postanowiłam sprawdzić – kiedy został doręczony. Niestety, nie udało mi się. Wyszukiwarka żada 13- lub 20-znakowego oznaczenia przesyłki, na moim potwierdzeniu nadania jest tylko 9 cyfr. Pełen numer był pewnie na kopercie, ale jako nadawca – nie mam go. Sprawdziłam kilka starszych pokwitowań przesyłek – też jest tylko króki numer.
Następnym razem wymuszę w okienku wpisanie pełnego numeru. Ciekawe, czy panie w okienkach wiedzą, że Poczta Polska świadczy taka usługę? Jakoś mam bardzo poważne obawy, że nie…

 

Nasz droga kawa

Kilka dni temu wybrałam się na zakupy do “Reala”. Dawno już tam nie byłam i szczerze mówiąc – zaskoczyły mnie ceny. Niby robię zakupy nieomal codziennie, ceny znam, ale zawsze do tej pory wydawało mi się, że w hipermarketach jest dużo taniej. Czy to juz przeszłość? Na osiedlu mam “Bomi” – kiedyś różnica w cenach była zdecydowanie widoczna, teraz już nie. Co się dzieje?
Najbardziej zaskoczyła mnie cena kawy. Kupuję najczęściej na osiedlowym ryneczku – oryginalny niemiecki Jacobs Kroenung lub Idee Kaffee:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Kiedyś kosztowała 15/16 zł za 0,5 kg, w Realu polski Jacobs kosztował 11-13 zł. Gdy teraz na półce zobaczyłam cenę 21,99zł sytwierdziłam, że nie stać mnie na nią. Poszłam na rynek i kupiłam kilka paczek po 18zł. I poczułam sie dziwnie – do tej pory płaciłam drożej za lepszy towar. A teraz? Wyglada na to, że rzeczywiscie jestem za biedna, aby kupować byle co.

Satysfakcja klienta Orange

Tym razem pójdę pd prąd i pochwalę naszego pomarańczowego operatora Orange. Tekstów krytycznych w sieci jest sporo, sama skarżyłam się na bezduszność systemu:
Klient żąda, a system i tak rządzi
Tym bardziej więc czuję się zobowiązana do pochwalenia tego, co na to zasługuje.

Trzy tygodnie temu zadzwonił telefon. Nie pamiętam juz jak przedstawiła się konsultantka Orange, ale znając strukturę grupy kapitałowej mojej byłej firmy – była to raczej pracownica zewnętrznej firmy outsorcingowej. Zaczęło się banalnie – czy jestem zadowolona ze swojo palnu taryfowego. Potwierdziłam, że tak i póki co – spokojnie mi wystarcza. Plan Optymalny 250 za 60zł netto (jest VAT-owcem), po każdym miesiącu minuty przechodzą mi na kolejny. Na tym etapie rozwoju firmy nie potrzebuję więcej. Konsultantka zaproponowała mi jednak jeszcze korzystniejszą ofertę – MIX 50. Za 50 zł netto – 400 minut, też przechodzące na kolejne miesiące. W dodatku – w każdym miesiącu najpierw wykorzystywane są najpierw minuty zaoszczędzone wcześniej, a dopiero potem – bieżące. Płacić mniej i dostać więcej? Super oferta, prawda?
Dopytywałam jeszcze o różne szczegóły, co stanie się z wykorzystywanymi numerami bezpłatnymi itd. – wszystko inne bez zmian. Chciała mi nawet dorzucić za złotówkę dotykową Nokię, ale nie skorzystałam. Po co mi druga komórka? I tak mam za dużo rzeczy w torebce. Zgodziłam się. W odpowiedzi usłyszałam, że w ciągu kilku dni zjawi się u mnie kurier z umową. To już mnie zdziwiło – na zmaine taryfy osobna umowa? Z drugiej strony jednak pamiętając tony papieru, które wygerowano przy podpisywano umowy…  Przytomnie poprosiłąm o przesłanie propozycji umowy mailem, ale okazało się to niemożliwe. Nawet nie wiadomo – dlaczego? W końcu mamy XXI wiek.

Kurier zjawił się 2 tygodnie temu. Trafił dokładnie na moment mojej całkowitej pomroczności i kompletnego otumanienia. Owszem, jak to zwykle u kurierów bywa – spieszył się. Wcale mnie to jednak nie usprawiedliwia, gdyż od razu zauważyłam, że przywieziona umowa dotyczy nowego numeru telefonu. Faktycznie, kurier trzymał w ręku nową kartę SIM i powtarzał, że w ciagu 10 dni mogę przecież zrezygnować. I ja, kompletna idiotka – podpisałam umowę, nawet z firmową pieczątką.
Pełnia władz umysłowych wróciła mi chwilę po jego wyjściu. Dotarło też do mnie, że jestem klient biznesowy, więc kwestia rezygnacji w ciagu 10 dni mnie nie dotyczy. Ta opcja zarezerwowana jest  tylko dla klientów indywidualnych (dotyczy to nie tylko operatorów, ale w ogóle sprzedaży na odległość). Czyli podpisałam umowę na 24 miesiące, mam kartę SIM i to bez aparatu, więc trudną do wykorzystania. W dodatku problemem może być wrzucenie jej w koszty firmy, gdyż pzry jednosobowej DG 2 telefony mogą budzić podejrzenia fiskusa.
Zastanawiając się nad tym – dlaczego podpisałam te umową i na co liczyłam, sama siebie wpędziłam w kompleksy. To dołujące, samą siebie uważać za kretynkę.

Następnego dnia, w odruchu rozpaczy, skorzystałam z formularza reklamacyjnego na stronie Orange-online. Opisałam cała sytuację, że nie chciałam żadnego nowego numeru, że w rozmowie z konsultantką byłam pewne, że chodzi tylko o zmianę taryfy. Przyznałam się jednak, że umowę podpisałam i zdaję sobie sprawę z popełnionego błędu, ale proszę o pomoc czy i jakie mam możliwości wycofania się z tego.
Po 2 dniach przyszedł mail z Orange’a – w związku ze złożoną reklamacją poproszono mnie o uzupełnienie danych zwiazancyh z numerem (dane abonenta, kod abonencki itp.) . Uzupełniłam, ale ponieważ właśnie skończył się okres rozliczeniowy i dostałam SMS-a o wystawieniu faktury – na kwotę o 123zł wyższą niz zwykle. Powstrzymałam się od walenia głową w ścianę – szkoda ściany…. 

I nagle stał się cud. W ubiegłą środę po południu zadzwonił telefon. Po drugiej stronie – Orange w sprawie mojej reklamacji. Bardzo miła pani z biura obsługi klienta biznesowego, chwilę pogadałyśmy i okazało się, że jako firma nie mogę skorzystać z możliwości rezygnacji. Ponieważ jednak nie wzięłam nowego aparatu – co potwierdza moją wersję, moja reklamacja została uznana, umowa anulowana, wystawiona faktura korygująca. Chwilę później dostałam potwierdzenie mailem i dodatkowo przeproszono mnie za wprowadzenie w błąd przez konsultantkę. Faktura korygująca przyszła 2 dni temu,  po zalogowaniu sie na konto Orange-online – już nie widzę tego nowego numeru. 

Jestem naprawdę pod bardzo pozytywnym wrażeniem. Tym bardziej, że od strony prawnej nie miałabym szans na wygraną. Sama rozmowy nie nagrywałam, nie miałabym więc dowodu na to, że nie chciałam żadnego nowego numeru. Za to podpisałam umowę, która wyraźnie o tym mówiła.
Czy można więc nie pochwalić operatora? Poziom mojej satysfakcji wyraźnie wzrósł. Ktoś pokierował się sercem, choć w dłuższej perspektywie skorzysta na tym rozum. Jednak warto mieć zadowolonych klientów. Szczególnie tych, którzy piszą blogi.     

Jak to się kiedyś PKO reklamowało

PKO BP to firma z tradycjami, wiadomo. Wiele burz dziejowych przetrwał. Trzeba jednak przyznać, że zawsze dbała o reklamę, próbując w różny sposób zdobyć klientów.
Jak pisze Maciej Samcik, ostatnia kampania reklamowa z Szymonem Majewskim wywołała jednak różne mieszane reakcje:
Szymon Majewski działa na klientów PKO BP jak płachta na byka
Ja postanowiłam sprawdzić, jak to wyglądało w dawnych czasach. Sięgnęłam do rocznika “Przewodnika Katolickiego” z 1930 roku. Od czerwca w każdym numerze znalazłam reklamę PKO BP. Czy warto siegnąc do źródeł? Mam wątpliwości.

Tu kilka przykładów, z zachowaniem oryginalnej pisowni:

Nadmiar rąk do pracy
Na świecie jest cokolwiek ciasno. Trudno jest o warsztat pracy, o zajęcie, o chleb. Wszystkie kraje mają tysiace bezrobotnych. Uczuwa się nadmiar rąk.
   Kilka jest powodów. Przedewszystkiem postęp techniczny. Maszyna wypiera i zastępuje człowieka.
   Następnie … kobieta. Zastępowała mężczyznę podczas wojny, nauczyłą sie pracy pozadomowej, wciagnęła się do niej, zasmakowała w pewnej samodzielności, no i teraz wyprzeć się nie da. Kobieta więc wystapiła jako nowy element konkurencyjny na rynku pracy.
   I wreszcie – trzeci powód.
   Śmiertelność w krajach cywilizowanych zmniejsza się. Przedłuża się przeciętny okres życia, a przeto przedłuża się przeciętny okres pracy człowieka. Pracujemy za długo, pracujemy do ostatniego tchu, nie pozwalamy sobei na wczesną emeryturę.
Wycofujmyż się wcześniej z kieratu pracy zarobkowej, zażyjmy kilku lat zasłużonego odpoczynku… Doróbmyz się domku pod miastem z włąsnym ogródkiem… No i maleńka renta należy nam się na stare lata, na beztroskie dożywanie życia.
   To jest osiągalne dla człowieka pracy. Trzeba zabezpieczyć sobie kapitał na starość droga ubezpieczenia życiowego w P.K.O. Opłacajac po kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych miesiecznie na polisę ubezpieczeniową – po latach 20, 25-ciu – będziemy mieli miłą, pogodną, beztroską i uśmiechniętą starość.  

 

Przestroga
Zanim wydasz złotówkę, obejrzyj ją bacznie
I pożegnaj na zawsze; nie ujrzysz jej więcej…
Kto się w porę spostrzeże i osczędzać zacznie –
Ten, składając w P.K.O. dojdzie do tysięcy.  

 

Kredyt i gotówka
Chcesz kupować na kredyt? Niepraktyczna gra to.
Będzie gnębił Cię weksel z niespłaconą ratą… 
Gdy nie chcesz ciagłych długów przechodzić tortury,
Zbieraj fundusz w P.K.O. – płać gotówką z góry!

 

Kod kreskowy jednak ma znaczenie?

Niby jesteśmy w Europie: zapomnieliśmy już jak wygladają sklepy tylko z octem na półce, stajemy się coraz bardziej wybrednymi konsumentami. Nawet ogladając współczesne filmy zagraniczne – często dostrzegamy te same produkty i ich reklamy, które znamy z własnego życia. Świat powoli staje się jedną wielką globalną wioską i my też jesteśmy jej członkiem.
Sięgając po produkt znanej światowej marki – liczymy na jakość, ale jak się okazuje – bywa z tym różnie. Słowackie stowarzyszenie konsumentów przeprowadziło badania porównujące towary tej samej marki, ale przeznaczone na różne rynki.
Sieci spożywcze oszukują konsumentów z Europy Środkowej?
Cóż, wyniki wcale nie są zaskoczeniem. Okazuje się, że nie wystarczy patrzeć na markę, ale również na oznaczenie kraju w kodzie paskowym. 
Pamiętam, że kilka lat temu u nas też była dyskusja na temat jakości proszku do prania – ta sama marka, a różnica pomiedzy proszkiem niemieckim i polskim – znacząca. O ile dobrze kojarzę, to koncern tłumaczył to wówczas różnicą wody i koniecznością dostosowania do niej proszku. Chyba jakoś mało kto uwierzył.
Ja sama od zawsze na osiedlowym bazarku kupuję kawę niemiecką kawę. Pisałam o tym kiedyś tu:
Kawa z dobrym kodem paskowym
Każdy ma jakieś słabości – ja akurat nie cierpię kiepskiej kawy.

Wielkie koncerny chcą osiagnąć jak największy zysk, to akurat nie jest niczym dziwnym. Takie oszukiwanie na jakości jednak może skutkować utratą wiarygodności i zaufania do marki. Na dłuższą metę może się to nie opłacać.
A może liczą na to, że mieszkańcy krajów postkomunistycznych są tak wyposzczeni po latach gospodarki socjalistycznej, że na widok kolorowej, błyszczącej marki firmowej – kupią wszystko?
Ciekawe, czy podobne badania są prowadzone także u nas?

Klient żąda, a SYSTEM i tak rządzi

Apokaliptyczna wizja świata rządzonego przez bezduszne maszyny i komputery to dobry temat na scenariusz horrorów zaczynajacych się od słów “w dalekiej przyszłości…”.  Czy jednak na pewno? Ja ostatnio mam wrażenie, że pierwsze oznaki tego, że rządzi nami SYSTEM już mamy. Przynajmniej u mojego Operatora.
W ubiegłym roku przegrałam:
Pokonał mnie SYSTEM

W styczniu tego tego roku, już po założeniu DG,  zgłosiłam się do salonu, aby zmienić dane klienta na firmę oraz rozszerzyć zakres mojego abonamentu. SYSTEM szwankował, miałam różne problemy, ale w końcu się udało. Pod koniec stycznia miałam oprócz telefonu komórkowego z limitem przesyłania danych także modem zdalnego dostępu do internetu (Business Everywhere). Modem ma swoją oddzielną kartę SIM z przypisanym numerem.
Po zalogowaniu się na swoje konto w portalu, bez problemu mogłam się przełączać pomiedzy numerami i kontrolować stan wykorzystania usług przypisanych do obydwu numerów. Niestety, tylko do czasu. Na początku lutego SYSTEM stwierdził, ze dosyć tej zabawy. Owszem, nadal mogę sobie sprawdzić zarówno ilość minut jak i wykorzystanie pakietu przesyłanych danych, ale tylko przypisanych do mojego numeru telefonu. Numer przypisany do modemu nadal jest widoczny w ramach konta, ale usługa Business Everywhere zniknęła z opisu, a link “przełącz się do numeru” jest nieaktywny. Spędziłam sporo czasu na próbach wyjasnienia sprawy telefoniczne, słałam maile, złożyłam też oficjalną reklamację. Wszyscy po kolei zgadzali się ze mną, że dzieje się coś dziwnego, nie powinno tak być, a potem i tak dostawałam odpowiedzi w stylu “SYSTEM nie pozwala”. 
Zaparłam się. Na otrzymany tydzień temu mail:

 Witam

W nawiązaniu do rozmowy z 10 marca informuję, że usuga orange on-line dla numeru  xxxxxxxxx niestety jest niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.

 

 odpisałam pytaniem jakie mam możliwości kontroli stanu konta jeżeli zacznę z tego numeru słać SMS-y lub nawet przełożę kartę SIM do telefonu i zacznę rozmawiać. Odpowiedź dostałam wczoraj:

Witam,  

Dziękuję za nadesłaną korespondencję.

Uprzejmie informuję, że stan konta można sprawdzać pod numerem *200.
Koszt połączenia 0,18 zł (0,22 zł z VAT)

Cóz, ja początkująca bizneswomen jestem i koszty odgrywaja dla mnie bardzo duże znaczenie. Już i tak płaciłam dodatkowo za połączenia z BOK-iem. Jak widać SYSTEM się ceni i za wszelkie kontakty z sobą każe sobie płacić. Ciekawe jaką odpowiedź dostanę za tydzień, gdyż zadałam kolejne pytanie: o możliwość bezpłatnego sprawdzenia stanu konta, również w opcji ewentualnej zmiany numeru na bardziej tolerowany przez SYSTEM.

Cóż, klient żąda, a SYSTEM i tak rządzi.

 

Naprawa gwarancyjna

Latem tego oku kupiłam aparat fotograficzny – Coolpix S3000 firmy Nikon. Nie był drogi – 499zł. Automat z wieloma programami (w tym zdjęcia panoramiczne) – jak na moją znajomość fotografii – idealny. W dodatku mały kompakt idealnie mieszczący się w mojej torebce.
Kilka tygodni temu zauważyłam jednak dziwne zjawisko: po włączeniu aparatu, gdy autofocus zaczyna ustawiać ostrość, słychać w nim ciche, ale wyraźne trzaski. Czy to oznaka jakiejś awarii? A może było tak wcześniej, tylko robiąc zdjęcia na wolnym powietrzu – nie sł
yszałam? Postanowiłam zasięgnąć opinii fachowca. I na samym starcie spotkała mnie niespodzianka. Jedyny w Polsce serwis Nikona jest w Warszawie, a więc dość daleko od Gdańska. Zadzwoniłam. Na infolinii poinformowano mnie, że najlepiej przesłać przez DHL Owszem, mogę próbować przez sklep, w którym kupowałam, ale nie muszą się zgodzić, a poza tym będzie to trwało dłużej. Przeczytałam więc dokładnie instrukcję, zapakowałam aparat i zadzwoniłam ponownie, tym razem jednak wybierając serwis, a nie infolinię. Paradoksalnie – dowiedziałam się więcej i konkretniej. Przede wszystkim – dowiedziałam się jakie dokumenty muszę przesłać razem z aparatem, dostałam numer klienta, pod jakim Nikon figuruje w DHL-u. Nawet pytania – kto pokryje koszty przesyłki nie zdążyłam zadać – od razu poinformował mnie, że wysyłam na ich koszt. W efekcie w ubiegły poniedziałek kurier odebral ode mnie przesyłkę. Dzień później otrzymałam maila z serwisu Nikona, że przesyłka dotarła. Dodatkowo – numery klienta i zlecenia, dzięki którym mogę śłedzić status naprawy w internecie.
Aparat wrócił do mnie wczoraj. W opisie naprawy wpisano wymianę podzespołu optycznego. Problem w tym, że trzaski słychać nadal… Doszłam jednak do wniosku, że może jestem przewrażliwiona? W końcu zdjęcia robi przez cały czas bez problemu. Do lata 2012 jestem zabezpieczona – jak się zepsuje ponownie – mam dwuletnią gwarancję. Po jej upływie – każda naprawa będzie raczej nieopłacalna, gdyż same koszty kuriera będą znaczące. Doliczając ewentualną wymianę części i robociznę – prościej będzie kupić nowy aparat. I może właśnie o to chodzi? Produkcja rzeczy niezniszczalnych jest dla producenta raczej mało korzystna – nie wytwarza zapotrzebowania na nowe zakupy.
A sam Nikon? Cóż, w moim przypadku rozmowa z infolinią okazała się mało konstruktywna, polecam raczej serwis. Status naprawy można wprawdzie śledzić na bieżąco przez internet, ale słownik jest raczej ubogi. Czeka na naprawę, jest naprawiany, został odesłany. Szablon malo precyzyjny. I tak naprawdę – to o wysyłce aparatu dowiedziałam się od kuriera, który wczoraj rano zadzwonił, aby się ze mną umówić. No i zabrakło mi słówka komentarza – co z tymi trzaskami? Jeżeli przesadzam – to może warto było to dopisać? Aparat chyba jednak był uszkodzony – w kosztorysie jest opis konkretnej części jaką wymieniono. W końcu fachowcom powinno się wierzyć, prawda?

Wybór dobrego laptopa

Pora na uporządkowanie mojej domowej sieci komputerowej. Z działających do marca 2 komputerów (mój i syna) po wymianie karty graficznej i zasilacza mamy jedne, drugiego raczej nie opłaca się naprawiać. Swoje już odsłużył. Zdecydowaliśmy, że nowy komputer będzie dla syna. Moje potrzeby w zakresie parametrów sprzętu sa jednak zdecydowanie mniejsze.
Konsekwetnie realizując zasadę, że jestem za biedna, aby kupować byle co – szukamy więc dobrego laptopa. Ostatnio było sporo reklam Samsunga – parametry świetne, ale … No właśnie – jest małe ale. Samsung jest znanym producentem. Wszystkiego. I to może budzić wątpliwości, czy rozwijając różne produkty – na pewno dopracował produkowane przez siebie laptopy? W jednym ze sklepów komputerowych sprzedawca też miał podobne zastrzeżenia. Może więc Toschiba? Choć ostatnio polecano mi także Sony…
Zakładam cenę zakupu 3000 – 3500 zł. Podstawą są oczywiście parametry techniczne. Postęp w tej dziedzinie jest tak wielki, że nie ma sensu kupować czegoś, co już na starcie jest przestarzałe.

Potem będę czekać już tylko na zakończenie sesji egzaminacyjnej, przeniesienie wszystkiego tego co potrzebne z komputera stacjonarnego na laptopa. Wóczas sformatuję dysk i na nowo skonfiguruję sobie komputer tak jak lubie. Przy okazji żegnając się z Vistą, która zupełnie do mnie nie przemawia. Na swoim starym komputerze miałam XP i byłam bardziej zadowolona.

A tak na marginesie – zastanawiam się nieraz – jakim cudem udało mi się skończyć studia bez internetu i bez komputera? Dziś wydaje się to absurdalne i niemozliwe. A ja swoje pierwsze programy w Pascalu pisałam na kartce papieru, wklepywałam na uczelni do kompilatora i potem męczyłąm się z szukaniem błędów. Zawsze wpadała jakaś literówka, któa kompletnie rozkładała wszystko…

Philips i ja – podsumowanie

Jak się coś zaczyna – powinno się to doprowadzać do samego końca. Tak naprawde nie jest to moja najsilniejsza strona, ale przynajmniej się staram. Tym razem udało mi się doprowadzić sprawę do samego, pozytywnego zakończenia.
Mój grudniowy konkurs “Phlips i ja” defintywnie odhaczam jako załatwiony.
Philips i ja – rozstrzygnięcie konkursu
Do wszystkich laureatów dotarły już nagrody. Firma Philips dotrzymała słowa. Mam nadzieję, że otrzymane głośniki będą służyć zwycięzcom.

%d