Zakupy w Leroy Merlin

Leroy Merlen

W ramach mojego remontu i konieczności zakupu różnych potrzebnych artykułów i elementów wyposażenia, jak na dzień dzisiejszy najwięcej wydałam w Leroy Merlin. W sklepie stacjonarnym. Obsługa miła, uprzejma i kompetentna, bez problemu udało się także umówić dostawę i wniesienie. Generalnie jestem więc zadowolona, ale ….  To nie jest tak, że lubię się czepiać. Jednak zanim wybrałam się do sklepu – próbowałam przejrzeć dostępny asortyment w sklepie internetowym i tu pojawiły się problemy. Niestety, ale strona działa kiepsko i bardzo trudno jest zrobić zakupy w sklepie internetowym. Wejście – bez problemu, ale wchodząc w szczegóły – można zobaczyć wygląd tylko pierwszych pozycji na stronie – w kolejnych wierszach są już tylko zielone szlaczki.

Tu szukałam szafek lustrzanych do łazienki:

Leroy Merlen

Taka sytuacja nie wydarzyła się jednorazowo – tak jest praktycznie zawsze od początku roku (nie wiem jak było wcześniej). I to na różnych przeglądarkach.
Dla mnie jest to irytujące, gdyż wyklucza zakupy online. Utrudnia mi też zakupy w sklepie stacjonarnym. Chciałam się przygotować, poszukać interesujących mnie artykułów w internecie, a potem dotknąć je w realu. No niestety, nie udało mi się.
Szkoda. Dobrze działająca strona internetowa to w dzisiejszych czasach podstawa.


Zakupy w OBI

Przygotowania do remontu mieszkania w pełnym toku. Nie wyszły mi zakupy w Praktikerze, udałam się do OBI.

OBI

Wiedziałam mniej więcej czego potrzebuję, pooglądałam sobie też interesujące mnie artykuły na stronie internetowej. Wybrałam sklep stacjonarny,  żeby spokojnie się rozejrzeć, podotykać i przy okazji poszukać płytek i gresu.
Trochę to trwało, ale wyszukałam to, co chcę kupić, zapisując nazwę i numer katalogowy każdego wybranego artykułu. No i zaczęłam szukać kogoś z obsługi, kto mógłby przyjąć moje zamówienie. I to okazało się niestety pewnym problemem. Ładnych kilkanaście minut czekałam przy stoisku działu. W końcu gdzieś na horyzoncie dostrzegłam sprzedawczynię, za którą ganiali inni klienci. Stanęłam przed alternatywą: zapuścić korzenie przy stoisku albo też ruszyć w pogoń. Wybrałam opcję drugą i po dłuższej chwili udało mi się ją ściągnąć do stoiska. Po drodze wysłuchałam całej tyrady w stylu “jestem tu sama i mam cały dział na głowie, nie mogę się rozdwoić” itp.itd. Lekko mnie to zirytowało – zupełnie nie czuję się odpowiedzialna za politykę kadrową ani tego ani żadnego innego marketu. Pieniaczką nie jestem, nie oczekuję też aby od wejścia do wyjścia ze sklepu biegało za mną pięciu sprzedawców gotowych na każde moje skinienie, ale sytuacja odwrotna czyli klienci poszukujący sprzedawcy też mało mi się podoba.
Samo przyjęcie zamówienia poszło już szybko i sprawnie – przydały się te zapisywane przeze mnie numery katalogowe. Z zamówieniem udałam się do punktu obsługi klienta, żeby zapłacić i umówić dostawę. Też trwało to dłuższą chwilę – kilka osób stało w kolejce. W dodatku coś tam nie działało i chcąc obliczyć koszt dostawy i wniesienia trzeba było gdzieś tam dzwonić i dopytywać się o wagę zamówionych artykułów. W końcu jednak się udało, zapłaciłam i wyszłam z fakturą. Towar został dostarczony w umówionym terminie.
Generalnie jestem zadowolona z zakupów, ale na kolejną wizytę w tym sklepie raczej nieprędko się zdecyduję.

remont mieszkania



Praktiker. Początek końca?

Praktiker

Praktiker zawsze był moim ulubionym marketem. Wprawdzie odwiedzałam głównie dział ogrodniczy i elektryczny, ale zawsze byłam zadowolona z zakupów. Od kilku tygodni przymierzam się do remontu mieszkania, więc zakres moich zainteresowań znacznie się rozszerzył. Na pierwszy ogień – łazienka i toaleta – remont generalny i wymiana wszystkiego. Chcąc się zorientować w cenach i dostępnym asortymencie, poszukiwania wanny, umywalki, sedesu, płytek na ściany i podłogi itp. zaczęłam od internetu. Trzeba przyznać, że strona internetowa Praktikera jest nieźle wypozycjonowana – większość ofert właśnie stamtąd pochodziła. Kilka artykułów nawet mnie zainteresowało, ale po wejściu na stronę było już gorzej. Standardowym komunikatem było “produkt czasowo niedostępny” lub po dodaniu do koszyka nawet najmniejszej ilości (np.1 umywalka) w podsumowaniu było zero.

Wybrałam się do sklepu stacjonarnego. I niestety, doniesienia medialne o kłopotach Praktikera widać też na półkach. W wielu miejscach same pustki. Znalazłam płytki, które mi się spodobały, ale niestety – dostępna ilość na samą toaletę może by i starczyła, na łazienkę już nie. W rezultacie zrezygnowałam także z innych zakupów – choć wybrana przeze mnie wanna była (w sklepie internetowym – “produkt chwilowo niedostępny”). Stwierdziłam, że gdybym musiała skorzystać z reklamacji – mogłoby się to wiązać z problemami i lepiej nie ryzykować. Tym bardziej, że w necie trafiłam na artykuł informujący o tym, że do kilku sklepów Praktikera weszli komornicy. Wprawdzie Gdańska nie było na tej liście, ale kto wie, co będzie za kilka tygodni?
Szkoda, naprawdę lubiłam ten sklep. I pracowników – zawsze trafiałam na życzliwych, miłych i kompetentnych.

Na zakupy udałam się do innych sklepów – to temat na osobne notki.

 

Gdy laptop odmawia posłuszeństwa….

Nic nie jest wieczne, każda rzecz/sprzęt (i nie tylko) ma swoją ograniczoną przydatność do użytku. Ostatnio przekonałam się o tym, gdy pojawiły mi się problemy z laptopem. Na początku raz na kilka dni, ale potem już coraz częściej: pikseloza na ekranie, a każda próba ponownego uruchomienia pokazywała Bluescreena. Desperacko próbowałam jeszcze przeinstalować całkowicie system, ale niestety, pomagało tylko na chwilę. Cóż, karta graficzna w moim Sony Vaio zdecydowanie odmówiła posłuszeństwa….

Z pewnością można by jeszcze próbować ją wymienić, ale byłoby to raczej kosztowne. Poza tym laptop ma już przeszło 5 lat, a więc szanse na to, że za chwilę znowu coś padnie są całkiem duże. W takiej sytuacji nie ma innego wyjścia niż zakup nowego laptopa.

laptop Dell 

Tym razem padło na Della. Kupiłam go w sklepie X-KOM – cieszy się całkiem niezłą reputacją. Kupowałam na stronie internetowej, z odbiorem w salonie w Gdańsku. Procedura prosta i bezproblemowa. Nawet zauważoną już po wysłaniu zamówienia literówkę w numerze telefonu szybko udało się skorygować.
W ciągu 30 dni mogę się rozmyślić i oddać laptopa do sklepu, choć oczywiście nie mam takich planów. Póki co, jestem zadowolona. Jedyny minus to brak na klawiaturze przycisku Break. Pisząc programy czasami korzystam z niego do przerwania wykonywania kodu. Podłączenie zewnętrznej klawiatury nie jest tu żadnym rozwiązaniem, ale wygląda na to, że czasem będę musiała to zrobić.

A na koniec – to co bardzo ważne. Po instalacji Windowsa, od razu zarejestrowałam laptop w Dellu. To nauka wynikająca sprzed kilku lat, gdy padł laptop mojego syna, a gdzieś zginął nam paragon na jego zakup. Był zarejestrowany, serwis bez problemu odszukał jego numer seryjny na stronach Toshiby i wymiana płyty głównej (!) odbyła się w ramach gwarancji producenta.

 




Dekoder mediabox UPC

UPC ma już na tym blogu całkiem pokaźną serię notek:

UPC

Ostatnio byłam bardzo krytyczna, szczególnie wobec konsultantów. Tak się jednak złożyło, że mój ostatni kontakt (1,5 tygodnia temu) z konsultantem działu technicznego był bardzo pozytywny. A ponieważ uzyskałam cenną radę techniczną – jak samodzielnie zresetować dekoder mediabox – opiszę ją, gdyż może się przydać innym.

Oczywiście nie chodzi mi o standardową procedurę resetowania poprzez wyciągnięcie wtyczki dekodera z gniazda i ponowne włączenie po kilkudziesięciu sekundach. Czasem to pomaga, ale nie w każdym przypadku. Mój dekoder sam z siebie zaczął się resetować – zapalała się zielona dioda włącznika, po chwili na wyświetlaczu pojawiał się napis Load>>> , potem zapalała się doda czerwona, ale zanim pojawiła się godzina – znowu reset, zielona dioda i tak w kółko. Nie pomagało odcięcie zasilania i to nawet na kilka godzin. Taka sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy w lipcu – wówczas zakończyło się wizytą technika i wymianą dekodera. Ostatnio trafiłam na konsultanta, który telefonicznie mówił mi, co mam robić i pomogło.

dekoder mediabox UPC

Po kolei:

  • dekoder musi być podłączony do prądu (nie wyciągamy wtyczki z kontaktu).
  • wyłączamy włącznik z tyłu dekodera
  • naciskamy jednocześnie 3 przyciski z przodu: 1, 4, i 5 czyli Rec, Ch- i Ch+,
    a następnie włączamy włącznik z tyłu
  • po chwili na wyświetlaczu powinien się pojawić napis Clear, a następnie Set
  • puszczamy przyciski z przodu
  • w dalszej kolejności na wyświetlaczu pojawi się napis Init, a na ekranie telewizora pojawi się ekran wyboru kraju i wszystkie kolejne ekrany związane z instalacją  oprogramowania

I już. Po przejściu procedury można bez problemu korzystać z dekodera. Jedynym minusem jest to, że znikają wszystkie zaprogramowane nagrania, trzeba je od nowa ustawiać. Jednak to, co było wcześniej nagrane – zostaje.

W porównaniu z wizytą technika – trwa to o wiele szybciej i bardziej bezproblemowo.




Niezadowolona klientka UPC – cz.2

O swoim niezadowoleniu z poziomu obsługi UPC pisałam tu:

Niezadowolona klientka UPC

Pora na ciąg dalszy.

Kolejny mój telefon do UPC dotyczył rezygnacji z dekodera Horizon i przywrócenia mi usług takich, jakie miałam poprzednio, z dekoderem mediabox. Teoretycznie, zgodnie z tym,co mówiła mi wcześniej konsultantka – mogłam to zrobić w ciągu miesiąca. W umowie była jednak mowa o 14 dni na rezygnację – to też jakaś niespójność, mogąca mieć istotne znaczenie. Ja nie czekałam – zrobiłam to drugiego dnia po instalacji. Konsultantka, na którą tym razem trafiłam, poinformowała mnie, że wypowiedzenie umowy muszę złożyć na odpowiednim formularzu (dostarczonym z umową) i przesłać w wersji elektroniczne do UPC. Wypełniłam, zeskanowałam i przesłałam. Przy okazji dopisując, że rezygnuję z kanałów HBO (trudno, muszę ciąć koszty). Konsultantka oddzwoniła szybko. Chcąc mieć Canal+ Seriale – pakiet Canal+ musiałam wybrać w wersji pełnej, za to w promocji – 2 miesiące za darmo. Dołożono mi też telefon stacjonarny, który do niczego nie jest mi potrzebny, choć jest możliwość przeniesienia darmowych minut na komórkę. Jednocześnie okazało się, że rezygnacja z HBO wymaga złożenia osobnego wypowiedzenia i trwa miesiąc. Ponieważ wszystko działo się w lipcu, składając rezygnację na koniec lipca  – w sierpniu jeszcze będę miała HBO i będę musiała za ten miesiąc zapłacić.

Następnego dnia przyszedł technik, zabrał Horizon, zainstalował mediabox. Sprawdziłam wszystkie kanały – były te, które powinny być, a ja z całą przyjemnością zabrałam się za ustawianie ulubionych kanałów, nagrywanie programów itp. Umiem czytać, obsługa mediabox jest zdecydowanie przyjaźniejsza niż Horizon – nie trafiają do mnie wielkie obrazki na ekranie i konieczność długiego przedzierania się przez nie, aby odnaleźć to, czego szukam.
Do końca lipca brakowało jeszcze 10 dni, więc postanowiłam poczekać i wymówienie złożyć dopiero 31-go. Niestety, nie udało mi się. Tydzień później, gdy chciałam wejść na jeden z kanałów HBO – pojawił mi się komunikat, że mój abonament nie obejmuje tego kanału. Znowu zadzwoniłam i okazało się, że rzeczywiście – w moim pakiecie nie ma HBO…. Przedstawiłam sytuację konsultantowi, zdziwił się i nawet był gotowy włączyć mi ponownie, ale w tej sytuacji, upewniając się, że na pewno w rachunku za sierpień nie będzie opłaty za HBO – zrezygnowałam.

Rachunek, który przyszedł za sierpień zawiera bardzo dużo pozycji – jest tam również wyrównanie za lipiec i to z uwzględnieniem poszczególnych okresów. Całość do zapłaty to 51zł – czyli całkiem nieźle.
I to byłoby na tyle, gdyby nie to, że wczoraj wieczorem znowu padł mi dekoder…Tym razem jednak trafiłam na bardzo kompetentnego konsultanta z obsługi technicznej i udało się problem rozwiązać od razu.



Niezadowolona klientka UPC

Z usług UPC korzystam od wielu lat, już nawet nie pamiętam od kiedy. I tak jak standard usług jest moim zdaniem całkiem znośny, tak na poziom obsługi klienta narzekam niestety coraz częściej. Obecnie jestem na tym etapie, że nie wierzę już ani jednemu słowu konsultantów. A na blogu, pod tagiem UPC też uzbierało mi się kilka notek:

UPC

Przez ostatnie miesiące płaciłam za pakiet usług ok.185zł miesięcznie. Był w tym internet oraz telewizja, w tym pakiety Canal+ oraz HBO. Kilka tygodni temu padł mi dekoder (mediabox). W ogóle nie dawało się go włączyć ani wyłączyć, ciągle się resetował. Zadzwoniłam na infolinię, umówiłam się na wizytę technika na dzień następny, w godzinach rannych. Przy okazji dałam się namówić na wypróbowanie nowego dekodera Horizon. Oczywiście w promocji, z atrakcyjną ceną, z dodatkowym pakietem My Prime za darmo. Na tym ostatnim mi akurat nie zależało – nie ma tam atrakcyjnych nowości, ale skoro za całość miałam płacić 167zł miesięcznie, to oszczędność wydawała się spora.
Następnego dnia poranek spędziłam na oczekiwaniu na technika. Miał być w godz.8.00 – 10.00, nie zjawiał się. Zastanawiałam się już po jakim czasie mogę zadzwonić do UPC, aby spytać, kiedy dojedzie, gdy dostałam maila z UPC. Standardowe podziękowanie za wybór usług UPC itp.itd. Przypomnienie, że technik przyjdzie następnego dnia w godz.8.00 – 10.00.
Wściekłam się – skoro w poniedziałek umawiam się “na jutro” – to zgodnie z moim kalendarzem jest to wtorek, a nie środa. A w dodatku w mailu zawarta była informacja, że docelowa kwota abonamentu, po zakończeniu okresu promocyjnego wyniesie 220zł…..

Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do UPC. Zażądałam wymiany uszkodzonego dekodera, jednocześnie rezygnując z tej super kosztownej promocji na Horizon. Konsultant, który odebrał telefon nie mógł nic zrobić, gdyż nie on zakładał zdarzenie w systemie i obiecał mi jedynie, że zaraz skontaktuje się ze mną konsultantka, z którą rozmawiałam poprzedniego dnia i wyjaśni sprawę. Rzeczywiście, po kilku minutach zadzwoniła. Zgodnie z jej wyjaśnieniami – termin z wtorku na środę przestawił “system” i ona nie miała na to wpływu. I zupełnie nie rozumie skąd wziął się mail z kwotą 220zł – ona w systemie widzi 167zł i na pewno ta kwota będzie na umowie papierowej, którą monter przyniesie do podpisania. A poza tym – w ciągu 30 dni mogę zrezygnować z tego nowego dekodera i powrócić do starych usług.

Technik przyszedł następnego dnia. Podłączył nowy dekoder. Czytałam przy nim umowę, z kalkulatorem w ręku i wyszło mi, że płacić będę nawet mniej niż podane przez konsultantkę 167zł. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż sama konstrukcja umowy jest tak fatalna, że trudno się połapać, co i przez jaki okres przysługuje w ramach promocji. Umowa jest zupełnie nieczytelna, a sporo już różnych umów czytałam i analizowałam, nie czuję się tu ignorantką. Podpisałam, monter poszedł, a ja jeszcze raz zabrałam się za dokładne przeczytanie umowy. No i doczytałam się, a przy okazji – doszukałam na nowym dekoderze, jakie faktycznie mam usługi. Przede wszystkim zniknęły kanały HBO – pozostał tylko HBO GO (bezpłatny przez miesiąc, potem płatny). Z pakietu Canal+ straciłam dostęp do Canal+ Seriale. Tego na pewno nie mógł zrekompensować dodawany z automatu pakiet MyPrime, w którym i tak nie znalazłam żadnych ciekawych filmów.

Niezależnie od tego – sam dekoder Horizon wydał mi się zdecydowanie mniej przyjazny w obsłudze niż Mediabox. Cóż, w Horizonie dominuje prezentacja obrazkowa, co sprawia, że wyszukanie na przykład zaplanowanych nagrań wymaga przesuwania obrazów i jest mało czytelne.Pewnie po jakimś czasie bym się przyzwyczaiła, ale patrząc na całość – stwierdziłam, że mam pakiet usług zdecydowanie gorszy niż poprzednio i żadnego plusa przemawiającego na jego korzyść.

Następnego dnia rano zadzwoniłam więc do UPC …..
To już jednak temat na następną notkę….

Po awarii czyli weekend z darmowym internetem

W ostatni czwartek padła sieć telefonii komórkowej Orange, problemy były jeszcze w godzinach rannych w piątek. Cóż, awarie się zdarzają, nie ma w tym nic dziwnego, choć z pewnością z punktu widzenia użytkowników jest to bardzo uciążliwe. Też mnie to dotknęło, ale na szczęście bez poważniejszych konsekwencji.
Na szczęście cały czas miałam dostęp do internetu – korzystam z internetu stacjonarnego UPC. Mogłam na bieżąco obserwować informacje przekazywane przez Orange w mediach społecznościowych. Owszem, komunikat był standardowy jak na takie przypadki, ale trudno wymyślać tu coś nieszablonowego niż przyznanie się do awarii i zapewnienie, że podejmowane są działania w celu jak najszybszego jej usunięcia.

Za to zupełnie niestandardowa jest reakcja Orange już po awarii. W ramach rekompensaty – dziś i jutro (czyli 9 i 10 lipca 2016r.) wszyscy użytkownicy tej sieci otrzymują darmowy dostęp do internetu:

Awaria Orange 

Moim zdaniem – świetny pomysł i z pewnością pozytywnie wpłynie na wizerunek firmy. Tym bardziej, że nie trzeba zgłaszać reklamacji, aktywować – po prostu korzystamy za darmo.
Duży plus dla operatora.


Excel to podstawa

Przeglądając ogłoszenia o pracę można zauważyć, że mniej lub bardziej zaawansowana obsługa komputera jest jednym najczęściej umieszczanych przez pracodawców wymagań. To raczej zjawisko powszechne i chyba nikogo nie dziwi, w końcu mamy XXI wiek, a komputer jest powszechnym narzędziem pracy. Choć ostatnio zdarzyło mi się spotkać księgową, która cała rachunkowość prowadzi tylko w formie papierowej, wypełniając wszystko ręcznie i nie korzystając nawet z elektronicznych druków udostępnianych przez Ministerstwo Finansów. Cóż, można i tak, ale jest to raczej wyjątek. W praktyce nie tylko księgowe muszą korzystać z komputera, w tym także z Excela. Ta aplikacja z pewnością mieści się obecnie w standardzie “obsługi komputera” i to na rożnych stanowiskach. I czasem okazuje się, że trzeba zwiększyć swoje szanse na znalezienie lepszej pracy – dokształcając się i zdobywając nowe kompetencje.

Dla tych, którzy chcieliby “nauczyć się” Excela – polecam kurs video:z Videopoint.pl:

Excel 2013. Poziom pierwszy.
Kluczowe umiejętności i najlepsze praktyki

Excel 2013. Poziom pierwszy

Zachęcam do zainteresowania się tym kursem każdego, kto próbuje swoich sił w Excelu, ale nie będąc ekspertem, powinien uporządkować swoją wiedzę. Oczywiście jest także rekomendowany dla wszystkich, którzy chcieliby lub muszą poznać Excela, a nie wiedzą od czego i jak zacząć.

Dlaczego właśnie ten kurs? Głównie dlatego, że naprawdę w prosty i metodyczny sposób pokazuje jak zacząć i/lub uporządkować pracę w Excelu. No, a ponieważ to kurs video – wszystko to, o czym autor kursu mówi – widzimy jednocześnie na ekranie komputera. Jednym słowem – podstawy teoretyczne w jak najbardziej praktycznym wykonaniu. Przyjazna i coraz popularniejsza forma videokursu pozwala dodatkowo na praktyczne wykorzystanie nabywanej wiedzy. Bez problemu możemy zatrzymać/przerwać daną lekcję, aby samemu przećwiczyć dany fragment kursu.

Kolejne lekcje to również dużo praktycznych szczegółów i bardzo metodyczny sposób ich ukazania. Poznamy poszczególne elementy skoroszytu Excela, nauczymy się wstawiać podstawowe formuły do komórek, formatować dane. W dalszej części kursu uzyskamy odpowiedzi m.in. na takie pytania jak pobrać dane z innego arkusza czy pliku (w tym z plików csv), utworzyć konspekt, rozdzielić znajdujące się w jednej komórce imię i nazwisko, czy też wstawić wykres lub różne elementy graficzne. Dowiemy się także jak zastosować formatowanie warunkowe i wydrukować dane. Wszystko przedstawione na praktycznych przykładach,komentowanych przez autora kursu.
Naprawdę solidna dawka wiedzy.

Autorem jest Bartosz Danowski. Całość trwa prawie 5 godzin (w formie kilkuminutowych, zgodnych ze spisem treści filmików). Do pobrania w formie pliku zip lub do przeglądania online.

Kurs jest dostępny tu:

Excel 2013. Poziom pierwszy. Kluczowe umiejętności i najlepsze praktyki

A w ramach promocji, specjalnie dla czytelników mojego blogu – kupon rabatowy na ten i na wszystkie inne kursy video z dziedziny Excel, Accessa i VBA. Wystarczy wpisać kod EXCEL15, aby skorzystać z 15% rabatu. Kupon jest ważny do końca czerwca 2016.

Zachęcam 🙂


Firmy kurierskie

Tak się złożyło, że w tym miesiącu dostałam kilka różnych przesyłek, dostarczonych przez różne firmy kurierskie. Wszystkie przesyłki dotarły, żadnych reklamacji nie składałam. Mając jednak porównanie – wyraźnie widzę, że jakość świadczonych usług wcale nie jest na tym samym poziomie.

Zdecydowanym liderem jest tu moim zdaniem Pocztex. W ten sposób dostałam 2 różne przesyłki. Niezależnie od tego, że nadawcy przesłali mi numery paczek, dostałam też SMS-a od samego Pocztexu z informacjami i adresem strony do śledzenia. Obie dotarły 2 dni po nadaniu. Na stronie śledzenia przesyłek
Pocztex – śledzenie przesyłek
precyzyjne informacje, gdzie w danym momencie jest paczka. Naprawdę warto polecić.

Jedna z przesyłek została nadana poprzez Fedex. Strona śledzenia
Fedex – śledzenie przesyłek
również bardzo przyjazna. Każdy etap drogi był na bieżąco aktualizowany. Niestety, tak się złożyło, że krótko po przeczytaniu informacji, że paczka jest w samochodzie kuriera, okazało się, że muszę wyjść z domu i wrócę dopiero wieczorem. Sprawdziłam, która z sąsiadek będzie w domu w określonych godzinach, uprzedziłam je, że gdy kurier skontaktuje się ze mną – odeślę go właśnie niej i spokojnie wyszłam z domu. Po dwóch godzinach dostałam SMS-a od kuriera, że paczkę zostawił w sklepiku przed moim blokiem. I tu pojawiły się moje wątpliwości. Ten sklepik funkcjonuje od niedawna. Jest całodobowy, więc z pewnością rozwiązanie całkiem wygodne. Wracając, weszłam, spytałam o paczkę i bardzo miła ekspedientka mi ja wydała. Przy okazji wspominając, że to nie pierwszy raz – ten kurier już kilkakrotnie zostawiał w ten sposób przesyłki. Przesyłkę dostałam do ręki nawet nie podając nazwiska, po prostu na hasło “podobno jest tu dla mnie paczka”. Nie wiem czy i kto pokwitował odbiór, ja nie. W sensie formalnym – pewnie mogłabym wyprzeć się, że przesyłka do mnie dotarła. Biorąc pod uwagę, że jej wartość to kilkaset złotych, a nadawcą był sklep internetowy – dość niebezpieczny proceder i brak kontroli. Być może to jednostkowy przypadek kuriera, który zamiast zadzwonić, wysyła po fakcie SMS-a, ale jednak gdybym wysyła przesyłkę, raczej nie zdecydowałabym się na Fedex. 

Kolejna przesyłka została wysłana przez firmę Furgonetka. Wcześniej nawet o niej nie słyszałam. Przesyłkę też można śledzić:
Furgonetka.pl
Z moich obserwacji wynika, że współpracuje z Pocztexem – tam też można śledzić przesyłki, a odebrałam ją z rąk właśnie kuriera Pocztex.

Najgorzej w moim rankingu wypadł jednak InPost. Paczka została dostarczona po 5 dniach, co w porównaniu z innymi dostawcami – wypada kiepsko. Fatalne wrażenie zrobiła na mnie także strona śledzenia przesyłek:
InPost – śledzenie przesyłek
Nadawca przesłał mi numer przesyłki i po wpisaniu go na stronie dowiedziałam się, że przesyłka została doręczona do adresata. W pierwszej chwili byłam pewna, że to nadawca podał mi błędny numer. Taka informacja wisiała na stronie przez 2 dni. Potem się zmieniła – dowiedziałam się, że została dostarczona do oddziału obsługującego okolicę adresata. Ostatnie 2 dni – przesyłka wydana doręczycielowi, wkrótce dotrze do adresata. Jednym słowem – same ogólniki i to kiepsko aktualizowane. Na mnie zrobiło to fatalne wrażenie. Może dostawy do paczkomatów przebiegają sprawniej? Tego nie testowałam, więc nie mogę ocenić. Póki co jednak nie mogę się zaliczyć do zadowolonych klientów InPostu.



%d