Kampanijne spojrzenie na podatki

Kampania wyborcza trwa w najlepsze i oczywiście nie może w niej zabraknąć kwestii podatków. Podnosić? Obniżać? Modernizować? Każde z ugrupowań ma swoje pomysły – ile i jak zabierać i jak potem wydawać.

Zgodnie z obliczeniami ekspertów FOR propozycje poszczególnych partii na wydatki wyglądają tak:

wydatki państwa

Ja osobiście popieram propozycję podatkową .Nowoczesnej 3 x 16%. I przekonuje mnie, że wcale nie będzie to drożej. Każdy zresztą może sam sobie to obliczyć:

Wylicz sobie swoje przyszłe podatki 3 x 16%

Warto sprawdzić.

Niemieccy uczeni wymyślili….

Od dwóch miesięcy jedna z moich skrzynek mailowych jest zasypywana wiadomościami obiecującymi mi szybki, pewny i bezbolesny zarobek z handlu na giełdzie. W krótkim czasie mogę zostać milionerką wykorzystując program, który sam inwestuje w akcje, tylko takie, które na pewno przyniosą zysk następnego dnia.

Treść maila to różne wariancje takiego tekstu:

Zdolni niemieccy matematycy wymyslili program, ktory sam gra na gieldzie.
Uzupelniasz bilans a on juz sam rozpoczyna handel przynoszacy wylacznie zysk…
Nie beda to nierealne zyski..
Program dokonuje kupna na gieldzie tylko w przypadku calkowitej pewnosci, ze nastepnego dnia przyniesie ci ono zysk!
Jesli analiza wskazuje male prawdopodobienstwo sukcesu – program zaprzestaje gry. On podejmuje tylko pewne operacje…

Jesli tym programem zaczna poslugiwac sie miliony osob – zostanie zabronione jego uzywanie w obawie przed zburzeniem calego systemu finansowego.. 

Temat – to różne warianty “w ciągu miesiąca zarobiłem na samochód“, “wiem jak cię uszczęsliwić“, “jutro cała Polska będzie u twoich stóp” itp. Same maile przychodzą z różnych adresów, różniących się także domenami. Co ciekawe – jako nadawca zawsze jest używane jakieś popularne polskie imię i nazwisko np. Zbigniew Wisniewski, Ewa Nowak itp. Cechą wspólną wszystkich takich maili jest brak polskich znaków diakrytycznych. Czyli Michal Zielinski obiecuje milionowe zyski na gieldzie itd.
Oczywiście w każdym mailu jest link, w który należy kliknąć, aby móc skorzystać z tej cudownej oferty. Nie klikałam i nie sprawdzałam, co należy zrobić dalej. Nie wiem więc, czy program trzeba zakupić, aby móc z niego korzystać, czy też wystarczy po prostu tylko przelać środki do zainwestowania i oczekiwać krociowych zysków.

Maile przychodzą regularnie, wszystkie wpadają do wiadomości-śmieci, więc nie mam z nimi większego problemu. Zastanawiam się tylko czy i ile osób klika w ten link, chcąc sprawdzić czy może naprawdę nie da się w ten sposób zarobić? I jakie są tego konsekwencje? Widać, że akcja jest przygotowana na dość szeroką skalę, choć maile trafiają do mnie tylko na skrzynkę Wirtualnej Polski. Co ciekawe, w sieci oprócz narzekania na namolny spam, nie znalazłam wielu informacji na ten temat. Może jednak powoli mądrzejemy i nie wierzymy już w cudowne sposoby na wzbogacenie?



Google przeprasza…

Kilka dni temu opublikowałam notkę o dziwnej wiadomości od Google. Dziś rano po otwarciu poczty, zobaczyłam nowy mail o treści:

Dear Publisher

Google recently sent you an email in English from publisher-policy-no-reply@google.com, with the subject of “policy breach notice,” regarding personally identifiable information.

The message was sent in error; we would like to convey our sincerest apologies for the alarm that this must have caused you and your colleagues.

You do not need to take specific action on this erroneous message however, due to the dynamic nature of publisher monetization we encourage you to periodically review our resources regarding PII.

As you know, our policies prohibit partners from sending us data that could be recognized or used by our systems as personally identifiable information. When we learn of violations, we notify the publisher and take swift action.

We know that you take user data and our program policies very seriously, and this message must have caught you off guard. For more information about the specific policies that govern passing PII to Google, and tips for continuing to keep your account compliant, please visit our help center.

Thank you, 

Jednym słowem, wszystko się wyjaśniło. Google przyznaje się do błędu, żadnego problemu z moim kontem nie ma. Odetchnęłam, gdyż wprawdzie wiem, że sumienie mam tu czyste, ale z tego co słyszałam – dyskusja z Google jest trudna i rzadko kończy się pozytywnie. Kilkoro moich znajomych osobiście się o tym przekonało….


Dziwna wiadomość od Google

Dostałam dziś dziwnego maila od Google’a:

Dear Publisher,

We have now verified that we are no longer detecting PII being passed to Google from the account(s) under your control.

Thank you for helping to resolve this matter.

Regards,

The Google Policy Team 

Zupełnie nie rozumiem, o co tu chodzi? Mam na swoich blogach włączone reklamy Google Adsense, oczywiście staram się trzymać zasad i nie klikam w nie. Na moim koncie nie działo się w ostatnim czasie nic specjalnego, żadnych zwiększonych kliknięć.
Jeżeli jest coś do wyjaśnienia, chętnie bym wyjaśniła, ale komu? W adresie nadawcy jest no-reply, więc tu się nie da. Po wejściu na konto Google – nie mam żadnych komunikatów, wszystko wydaje się prawidłowe.

Co to może być? Czy ktoś miał już podobny przypadek?


Dowód osobisty bez meldunku

Od marca 2015r. wchodzi w życie nowy wzór dowodów osobistych. Znikają z niego informacje o kolorze oczu, wzroście, a także – adresie zameldowania. Biorąc pod uwagę, że sam obowiązek meldunku nie został zniesiony, obawiam się, że spowoduje to mnóstwo problemów. Tym bardziej, że znając życie – odpowiednie przepisy wykonawcze w wielu różnych miejscach administracji mogą nie być do końca wprowadzone.

Czy i gdzie jest nam potrzebny meldunek? Może to faktycznie tylko archaizm z czasów minionych? Gdzie musimy się nim legitymować? Czy bez adresu uda mi się bez problemu odebrać na przykład przesyłkę poleconą na poczcie? Swoją pewnie tak, ale na przykład mieszkającej ze mną matki, mającej inne nazwisko niż ja? A jak to będzie w banku, gdy udam się po kredyt, a swój adres podam, ale już nie będzie można go zweryfikować w dowodzie osobistym? Bank uwierzy mi na słowo, czy będę musiała przynieść jakieś zaświadczenie z Urzędu Miasta, że mieszkam tam, gdzie mieszkam?

Takich sytuacji z życia codziennego może być jeszcze wiele różnych. Kilka lat temu zdarzyło mi się, że zaciął mi się zamek w drzwiach wejściowych do mieszkania. Drzwi antywłamaniowe, zamek na jakieś tam wysuwane bolce – w prosty sposób nie da się ich wyważyć. Z komórki wezwałam serwis (na szczęście znana firma). Przyjechał fachowiec i jego pierwszym pytaniem było to, czy mam klucz. Klucz miałam, fachowiec coś tam pogrzebał i do mieszkania weszłam. Przy okazji jednak spytałam go, co byłoby, gdybym klucz zgubiła i nie miałabym go przy sobie? Odpowiedź była prosta: konieczne byłoby wezwanie policji, która sprawdziłaby, czy na pewno tam mieszkam. Jak w tego typu sytuacji da się to jednak sprawdzić, gdy w dowodzie nie będzie adresu?

Podejrzewam, że sporo jeszcze o tym usłyszymy. Biurokracja ma swoje prawa i łatwo z nich nie zrezygnuje. Od kilku lat np. nie przydziela się już NIP-u dla osób fizycznych nie prowadzących działalności gospodarczej. A są jeszcze urzędy, do których to nie dotarło. Taki przypadek opisała ostatnio jedna z zaprzyjaźnionych blogerek:

Meandry biurokracji


Blue Monday

 

 Blue monday

No to znowu mamy dziś Blue Monday czyli najbardziej depresyjny dzień w roku. Wypada on zawsze w poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia stycznia.

Dlaczego właśnie ten dzień? Przyczyn jest kilka: *

  • zapomnieliśmy już o świątecznym, pogodnym nastroju i wpadliśmy w wir codziennej bieżączki
  • już widać, że nasze noworoczne postanowienia znowu w zderzeniu z rzeczywistością okazały się nierealne do wykonania
  • zbliża się termin spłaty różnego rodzaju kredytów, debetów czy zadłużeń na kartach kredytowych, tym boleśniejszych, im bardziej zaszaleliśmy w grudniu
  • dni jeszcze są krótkie i mamy mało kontaktu z dobroczynnym działaniem światła słonecznego

To już wystarczy. Mglista, jesienna pogoda też raczej nie poprawia nastroju. Jakoś trzeba ten dzień przetrwać.  

* w tym roku Blue Monday nie dotyczy “frankowiczów” – oni jeszcze ciągle są pod działaniem czarnego czwartku, kiedy to kurs franka poszybował bardzo w górę.

Kosztowna chwila nieuwagi

Czasem mała chwila nieuwagi może okazać się bardzo kosztowna w skutkach – to oczywista oczywistość. W sieci bardzo często można się natknąć na różnego rodzaju próby wyłudzeń, fałszywe strony itp.itd. Wydawało mi się zawsze, że jestem odporna na wszelkie tego typu niebezpieczeństwa, ale wczoraj prawie dałam się nabrać. Przeglądając Facebooka trafiłam na informację o bulwersującym zachowaniu pijanej matki. Wiadomość była zatytułowana “Zobacz, co ta pijana matka wyprawia ze swoim synem” i zalinkowany filmik. Wprawdzie rzadko klikam w tego typu newsy, ale ostatnio jestem przemęczona psychicznie i fizycznie, tu dziecku dzieje się krzywda – kliknęłam. Trafiłam na stronę, na której poinformowano mnie, że serwer z filmikiem w celu sprawdzenia wiarygodności potrzebuje mój numer telefonu. To już wystarczyło mi do włączenia wszystkich dzwonków alarmowych. Na czym niby ta weryfikacja miałaby polegać? I co ma z tym wspólnego mój numer telefonu? Oczywiście nic nie wpisywałam, stronę od razu opuściłam. Ciekawe, jaką usługę premium włączyłabym sobie przez wpisanie telefonu? Ile by  mnie to kosztowało? Obawiam się, że całkiem sporo 🙂
Czujności nigdy dość…

Kupujemy znicze

znicze

Koniec października i początek listopada to okres wzmożonych zakupów zniczy. Dzień Wszystkich Świętych to ważne święto w naszej tradycji, odwiedzamy groby bliskich i zapalamy znicze symbolizujące naszą pamięć o tych, którzy odeszli. Oznacza to również, że producenci i sprzedawcy zniczów mają teraz swoje “żniwa” – zapotrzebowanie jest ogromne.

Gdzie i jakie znicze kupować? Moim zdaniem – trzeba zaopatrzyć się w nie wcześniej, a nie pod bramą cmentarza. Przede wszystkim – ze względu na cenę. Kupując je kilka dni wcześniej np. w hipermarkecie, zapłacimy zdecydowanie mniej. Wprawdzie wspominając swoich Bliskich argument ceny wydaje się niestosowny, ale tak naprawdę – dla kogo stawiamy te znicze na grobach? Niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w życie wieczne czy nie, te znicze na pewno nie są potrzebne tym, których już nie ma wśród nas. Jeśli już – to bardziej nam samym. Czy jednak poczucie straty da się wycenić na złotówki i przeliczyć na ilość i liczbę zniczy?
Kupując znicze wcześniej oszczędzimy sobie także zakupów w tłoczącym się tłumie, gdzie trudno o rozważne i przemyślane zakupy, a w dodatku łatwo możemy stać się celem wykorzystujących okołocmentarne zamieszanie kieszonkowców – dla nich to też okres wzmożonej aktywności.

A jakie znicze kupować? Ja zdecydowanie opowiadam się za szklanymi, z wymiennymi wkładami. Plastikowe są lżejsze, a tym samym bardziej podatne na przewrócenie się np. pod wpływem wiatru. Nie lubię też tych wypełnianych, wolę z wymiennymi wkładami. Kilka lat temu jeden taki wypełniony woskiem znicz pękł, wosk rozlał się po pomniku i mieliśmy problem. Wosku nie dało się w żaden sposób usunąć, pozostał ślad i cała płyta była do wymiany.
Generalnie – nie lubię z grobu robić choinki. Kupuję 2 większe znicze i już. Inni członkowie rodziny też zjawiają się zawsze z własnymi zniczami – musi być miejsce. A ponieważ na cmentarzu bywam często, nie tylko raz w roku, przy późniejszych wizytach nie kupuję nowych zniczy, tylko wymieniam wkłady w tych, które już stoją.




Do Dyrekcji w sprawie przetwarzania danych osobowych…

Kilka tygodni temu dostałam mail. Nadawcą jest STOWARZYSZENIE NA RZECZ ROZPOWSZECHNIANIA INFORMACJI O OCHRONIE DANYCH OSOBOWYCH – ten włączony Capslock nie jest mój, tak było w oryginale. Temat wiadomości to: Do Dyrekcji w sprawie przetwarzania danych osobowych.
Z treści maila dowiedziałam się, że:

 

(…) przeprowadzamy kampanie weryfikacyjną przestrzegania obowiązków przetwarzania danych osobowych w przedsiębiorstwach i jednostkach organizacyjnych.

Każdy podmiot zatrudniający choćby 1 pracownika lub posiadający dane osobowe Klientów, podlega obowiązkom nałożonym przez ustawę o ochronie danych osobowych, w szczególności ma obowiązek wdrożyć dokumentacje przetwarzania danych osobowych

 

Naruszenie przepisów ustawy o ochronie danych osobowych może pociągać za sobą sankcję określoną w art. 49 uodo w postaci grzywny w wysokości od 10 000 do 50 000 zł za każde uchybienie (np. brak dokumentacji) w związku z niewykonaniem decyzji administracyjnych.(…)

W samym mailu – mnóstwo linków. Można kliknąć i sprawdzić np. czy moja baza danych jest zarejestrowana w GIODO, zajrzeć do Ustawy Prawo Telekomunikacyjne, na podstawie której ten mail został wysłany itp.

Nie weszłam, nie kliknęłam z kilku powodów:

  1. Domena daneosobowe.org.pl, z której wysłano maila należy do prywatnej osoby, a nie żadnej instytucji. Nie sprawdzałam, ale kto wie, czy klikając w któryś z linków nie zawarłabym automatycznie jakiejś umowy?
  2. Wszystkie linki w treści prowadzą nie do stron, które są widoczne w treści, ale zupełnie gdzie indziej. Np. sprawdzenie bazy w GIODO to kliknięcie w taki link:
    link
  3. Jeżeli ktoś chce mi przedstawić ofertę swojej firmy – to powinien to jasno i wyraźnie to przedstawić w mailu, a nie powoływać się na ustawy:
  4. Nie jestem tu fachowcem, ale mam poważne wątpliwości, czy 1 zatrudniony pracownik to na pewno baza danych, którą trzeba rejestrować? Jakoś mi się nie wydaje, a w takim przypadku oznacza to, że treść maila albo świadomie wprowadza w błąd, albo mało korzystnie świadczy o kompetencjach autora. Wniosek nasuwa się sam – omijać z daleka.

 Wprawdzie ostatnio byłam bardzo zajęta i nie przeglądałam internetu, ale jakoś nie trafiłam na informację, że ktoś inny otrzymał taki mail i co z tego wynikło. Być może intencje wcale nie były złe, ale obawiam się, że sposób realizacji nie wróży dobrze. Z takim marketingiem sukcesu nie wróżę.

 



Kto dzwonił?

Kto dzwonił?

Każdemu pewnie się to zdarza: ktoś dzwonił, nie mogliśmy/nie zdążyliśmy odebrać połączenia, numer nic nam nie mówi. Próby oddzwonienia często są nieskuteczne i gryzie nas – kto i po co dzwonił?
W internecie jest sporo stron, na których można sprawdzić, do kogo należy dany numer telefonu. Jest to szczególnie łatwe, jeśli jest to numer związany z telemarketingiem – internauci nawzajem się ostrzegają przed spamem telefonicznym.

Kilka dni temu też szukałam takiego numeru telefonu: stacjonarny, gdańska strefa numeracyjna. Znalazłam szybko – okazało się, że numer jest znany i często komentowany. Jeden z dużych banków prowadzi telefoniczna sprzedaż kart kredytowych. Sądząc z komentarzy – numery wybierane są losowo, jako ciąg cyfr. Nie to mnie jednak zaniepokoiło. Kilku z komentatorów opisało także, że rozmówcy “w celu zweryfikowania” pytają o dane osobowe: imię, nazwisko, adres, numer Pesel. Ciekawe, ile osób podaje?
Ostatnio dużo się mówi o fałszywych mailach, czy na zagrożenia telefoniczne jesteśmy bardziej podatni? Wystarczy usłyszeć w słuchawce, że dzwoni bank (czy nasz czy też zupełnie inny), aby uwierzyć na słowo? Dotyczy to nie tylko tak przypadkowego marketingu jak w tym przypadku, ale normalnych kontaktów z bankiem. Jeżeli chcę coś załatwić z swoim bankiem – wiem, jaki numer wybieram i rozumiem, że bank musi sprawdzić, czy ja to na pewno ja i pyta np. o nazwisko panieńskie matki. A jeśli to bank dzwoni do mnie? Skąd mam wiedzieć z kim naprawdę rozmawiam? Konsultant mnie weryfikuje, a jakie ja mam możliwości zweryfikowania jego?
Na szczęście mój bank rzadko do mnie dzwoni. Był jednak taki okres, że ćwiczyłam konsultantów dzwoniących (najczęściej z numeru zastrzeżonego) w imieniu Orange. Zanim pozwoliłam się zweryfikować – prosiłam o podanie wysokości ostatniej faktury lub podobnych informacji. Gdy nie otrzymywałam takiej informacji (współpracujące z Orange firmy zewnętrzne mają ograniczony dostęp do konta klienta) – rozmowę uważałam za zakończoną. Inna sprawa, że nauczona smutnym doświadczeniem – nie zawieram umów przez telefon.


%d