Ostatnio byłam świadkiem takiej rozmowy:
A: Ten ostatni film, który mi pan dał ostatnio, w ogóle nie dał się oglądać. Obraz zamazany, uciekał, dźwięk też kiepski.
B: No tak, to pewnie przez to ciągłe przegrywanie. Wymienię pani płytkę.
A: Dobrze, tamtą płytkę wyrzucę, bo naprawdę do niczego się nie nadaje. Chciałabym też jeszcze „Smoleńsk”. No i „Wołyń”.
B: Jeszcze w tym tygodniu przyniosę.
Nie jestem pewna, ale wygląda na to, że chodziło o pirackie kopie filmów na płytkach DVD (bo chyba nie CD?). Zwróciłam na to uwagę, gdyż zdziwiłam się, że taki proceder jeszcze istnieje. Wydawało mi się, że pirackie wersje filmów są obecnie dostępne tylko w internecie i nikt nie bawi się już w nagrywanie. Przy okazji wygląda na to, że jakiś popyt na tak krytykowany „Smoleńsk” jednak jest i opłaca się go „piracić”.
Czy skala zjawiska jest obecnie duża? Mimo wszystko nie wydaje mi się, choć głośne medialnie akcje o rekwirowaniu komputerów na które ściągano filmy przez torrenty mogły wpłynąć na odrodzenie zjawiska? Płytkę DVD łatwo ukryć i nie zostawia śladów w sieci.
A może po prostu nie jestem na bieżąco? Nie pamiętam już ile lat temu miałam w ręce jakąś piracką kopię filmu, ale z pewnością było to bardzo, bardzo dawno temu – jeszcze w czasach Video. Choć nie kojarzę, abym je kupowała – pożyczało się od znajomych i kopiowało, sporo filmów „legalnych inaczej” dostawałam też „spod lady” od zaprzyjaźnionego właściciela wypożyczalni video. Pamiętam za to dobrze swój pierwszy piracki film: kopia kopii z kopii „Tańczącego z wilkami”. Był nagrany kamerą w kinie. Jakość taka, że więcej się domyślałam niż widziałam.
W połowie lat 90-tych ubiegłego wieku miałam tez kontakt z „piratem”, od którego kupowało się gry i programy komputerowe. Miał bardzo przyjazne ceny, szczególnie w porównaniu z dostępnymi w sklepach oryginałami.
Tak było kiedyś. Od wielu już lat pilnuję, aby używane przeze mnie oprogramowanie było w pełni legalne. Filmów w komputerze nie oglądam (nie lubię, wolę duży ekran). Mam bogaty pakiet telewizji kablowej, w tym Canal+ i za mało czasu na to, aby obejrzeć to, co mogłabym.